Poprzednie częściCzarnoksiężnik - 1 - Kim jestem?

Czarnoksiężnik - 13 - Szansa

Czarnoksiężnik 13

 

Postąpiłem kolejny krok do przodu, a ziemia zadrżała.

Ludzie trzęśli i kulili się ze strachu. Niewielu było w stanie nadal trzymać broń w dłoniach. Przerażenie paraliżowało ich, aż do szpiku.

Nic dziwnego… jestem antycznym bytem który spotyka się w mitach i pieśniach, których języków nikt już nie zna. Jakże smutne jest, że taki mam teraz wpływ na ludzi. Tyle wieków byłem symbolem radości… ale już nie jestem.

Teraz sprowadzam głównie strach i szaleństwo.

Stojący obok swego mistrza Gajusz wymierzył we mnie kosturem. Spojrzałem na niego płonącymi oczami.

- Co zamierzasz zrobić, głupcze? – Zapytałem donośnie, lecz spokojnie.

- Czyż to nie oczywiste? Zabiję cię! Nie wierzę w bajki o Megus! Jesteś mitem! Nie istniejesz!

- A jednak tu jestem… - odpowiedziałem. – Twój mistrz mnie rozpoznał i padł na kolana w strachu… czy naprawdę wierzysz, że jesteś w stanie mnie pokonać?

- To wszystko to Iluzja! – Odkrzyknął chłopak, a przed jego kosturem zaczął rosnąć potężny magiczny krąg. – Zniszczę cię, a wszystko wróci do normy! Zostanę bohaterem który zniszczy Spaczenie!

Pokręciłem głową i uniosłem dłoń.

- Och biedny głupcze…

Zacisnąłem pięść. Pod mą wolą, ciało chłopaka pękło, wygięło się i w mgnieniu oka, zostało zgniecione i przemienione w niewielką kulkę. Nie szerszą od kciuka. Kulka zbudowana z ludzkiego ciała i ubrań, upadła głośno na bruk. Ludzie krzyknęli w przerażeniu i odskoczyli na boki. Sam Ronald Bleser, pobladł i przeczołgał się po ziemi, jak najdalej od swego niedawnego ucznia.

- …potężniejsi od ciebie próbowali… i każdy z nich zawiódł, bez wyjątku – oznajmiłem cicho.

Uniosłem wzrok na zebranych.

- Na kolana – powiedziałem stanowczo. – Na kolana, a wasze życia będą oszczędzone.

Nie musiałem długo czekać. Po tym niewielkim pokazie siły, wszyscy bez wyjątku, padli na kolana. Nawet ci których nie prosiłem. Nie-ludzie i cywile też padli na kolana, oczekując co zrobię. W całym tłumie były właściwie trzy wyjątki: Lord i jego gwardziści stojący za moimi plecami, Mariusz patrzący na mnie z znaczną mieszanką emocji oraz Anna, stojąca kilka kroków za swym mistrzem, patrząca we mnie całkowicie oniemiała.

Ruszyłem do przodu.

Wielu by się spodziewało, że podszedłbym teraz do Anny… ale ją minąłem.

Zbliżyłem się do grupki klęczących zwierzoludzi. Uniosłem dłoń i wskazałem palcem, na niewielką klęczącą osóbkę. To ona była powodem czemu tu przybyłem.

- Powstań, dziecko – poprosiłem.

Niewielka dziewczynka uniosła się z klęczek. Należała do zwierzoludzi, spod włosów wysuwały się długie kocie uszy, dłonie i stopy były zakończone pazurami, a spod brudnej sukienki wysuwał się krótki ogon. Miała przepiękne czarne włosy, długie i niezadbane, ale prawdziwie piękne. Jej oczy były w kolorze kociego złota. Jednak co było najważniejsze… to jej „źródło”. Źródło magii siedzące w jej ciele, było prawdziwie wyjątkowe…

Czarna Perła.

Nie kolorowa jak pośród magów, czy czarna szalejąca plama jak u spaczonych bestii.

Czarna perła.

Prawdziwy unikat na skalę światową.

Cud że jeszcze żyje.

- Jakie jest twe imię, dziecko?

- Leila – odpowiedziała cichutko.

- Czy masz rodziców, bliskich, dom?

- Jestem sierotą – odpowiedziała dziewczynka.

Uśmiechnąłem się i wyciągnąłem ku niej dłoń. Skuliła się w strachu, lecz uniosła na mnie zaskoczony wzrok, kiedy poczuła jak ją głaskam po głowie.

- Już nie… - odpowiedziałem i spojrzałem na Lorda. – Według prawa wszystkie sieroty są pod opieką miejscowego lorda… oznacza to że jej życie, należy do ciebie – powiedziałem głośno. – Chcę jej życie, jako część mojej zapłaty.

Lord spojrzał zaskoczony na niewielką dziewczynkę. Anna też patrzyła na mnie zaskoczona.

- Byłem pewny że chcesz czarodziejkę – wskazał na Annę. – Czemu to dziecko?

- Ponieważ nie wezmę życia które do ciebie nie należy, lordzie Hanbelu – odpowiedziałem. – Anna jest wolna… - spojrzałem tu na dziewczynę. – Sama musi podjąć decyzję.

Anna spojrzała po wszystkich, a następnie postąpiła krok w moją stronę.

- Chcę zostać czarownicą! – oznajmiła głośno.

- Odrzuć więc symbol swej szkoły i odrzuć swego mistrza, a nią zostaniesz – odpowiedziałem. – Ja nie jestem ci do tego potrzebny…

- Ale chcę zostać twoją uczennicą!

Uniosłem brwi.

- Jesteś pewna, że tego chcesz. Czy jesteś pewna, że pragniesz poznać tą stronę magii?

Anna już miała odpowiedzieć, ale Mariusz podbiegł do niej i chwycił ją mocno.

- CO ROBISZ GŁUPIA?! – Zakrzyknął. – Chcesz zostać czarownicą? Nie pleć głupot!

- Puść mnie MARIUSZU! – Anna go odepchnęła. – Widziałeś co Rycerze i mój mistrz chcieli zrobić! Sam mówiłeś mi, że chcesz bronić ludzi. Czy będziesz bronił ich i teraz, po tym co zobaczyłeś?!

- Oni nie są źli! Byli po prostu w błędzie! Daj im jeszcze szansę! – nalegał Mariusz.

- Jesteś idealistą… - stwierdziłem. – Smutne. Żyję przez tysiąclecia, a ludzie jeszcze niczego się nie nauczyli… nie wszyscy są źli, z tym się zgodzę… ale wątpię czy jest choćby setka ludzi, którzy są godni dostania drugiej szansy.

Mariusz spojrzał na mnie wściekle.

- To twoja wina! Mieszasz jej w głowie! Coś jej obiecałeś?

- Nic – odpowiedziałem spokojnie. – Anna widzi swą słabość i pragnie siły, a ja mogę jej tą siłę zapewnić.

- Dokładnie – przytaknęła dziewczyna. – Mam dość ograniczeń i głupich zasad. Tchórzostwa i zdradzania zaufania. Unia Magów to wygłodniała bestia pragnąca tylko i wyłącznie władzy, podobnie te zakony, szukają teraz tylko złotej monety, odrzucając honor.

- Jeśli zostaniesz czarownicą, zostaniesz wyklęta! Nigdzie nie znajdziesz schronienia!

Zachichotałem.

- Jesteś w błędzie Mariuszu – oznajmiłem. – Jest miejsce gdzie ci którzy odrzucili zarówno stronę Zła i Dobra, mogą znaleźć odpoczynek i wielu pobratymców… Arcadia. Państwo na dalekim południu, którego to jestem patronem od piętnastu tysięcy lat – Anna patrzyła na mnie zaskoczona. – Bezpieczne schronienie dla tych, którzy mają dość walki w Wielkim Konflikcie… - tu odwróciłem się do nadal klęczących nie-ludzi. …może być to schronienie i na was. Możecie zaufać Mariuszowi, młodemu rycerzowi który chce zostać bohaterem i dać swym sąsiadom drugą szansę, albo możecie pójść ze mną, daleko stąd, gdzie nikt nie będzie was znał, ale nikt też nie będzie was prześladował.

Pozwoliłem by te słowa zawisły w powietrzu.

Czekałem.

Po chwili Margareth wstała z kolan i spojrzała na mnie. Miała na sobie liczne siniaki, w dłoni trzymała złamany drzewiec swej włóczni. Widocznie została ona złamana, przez któregoś z mieszkańców.

- Czy znajdzie się dla mnie miejsce?

Uśmiechnąłem się przyjaźnie.

- Oczywiście moje dziecko. Miejsce gdzie będziesz mogła żyć w spokoju… - tu spojrzałem na Adama. – Kucharze też są mile widziani.

= Ale ten… - Adam uniósł się z klęczek zakłopotany. – Jestem pół-krasnoludem. Nie jestem nawet czystej krwi…

- Zapewniam cię, przyjacielu. Nie będziesz niezwykłym dodatkiem w Arcadii.

Facet uśmiechnął się i kiwnął głową.

- Dobrze więc – złapał Margareth za dłoń. – Pójdziemy z tobą.

Kiwnąłem głową i spojrzałem na resztę.

- Ja też! – zakrzyknął jakiś krasnolud.

- I ja!

- Mnie też zabierzcie!

W kilka chwil niedawne ofiary wstały z kolan, gotowe zacząć nowe życie. Spojrzałem na Annę. Ta zrzuciła z siebie magiczny płaszcz swej szkoły i zerwała jej symbol. Metalowy przedmiot uderzył z brzękiem o bruk. Ronald Blaser patrzył na nią w szoku.

- Nie jesteś już moim mistrzem – oznajmiła i spojrzała na mnie. – Czy przyjmiesz mnie jaką swą uczennicę?

Uśmiechnąłem się i spojrzałem pod nogi, na Leilę, ściskającą mocno moją nogę.

- Oczywiście… dawno nie miałem dwóch uczennic. Będzie to miła odmiana.

Anna kiwnęła głową i dołączyła do rosnącego tłumu, w którym zebrali się wszyscy, którzy mieli zostać „oczyszczeni”. Doszło do tego, że wśród mieszkańców miasta nie pozostał choćby jeden nie-człowiek. Spojrzałem na Lorda Hanbela. Ten jedynie smutno pokiwał głową. Strata tylu obywateli będzie bolesna, ale to była jego wina, że nie był w stanie powstrzymać magów i rycerzy.

Mariusz stał sam. Nikt nie uwierzył w jego siłę i jego słowa. Musiał być to potężny cios w jego dumę.

- Możesz do nas dołączyć Mariuszu – oznajmiłem. – Spójrz na tych którzy chcą iść ze mną. Są wśród nich przedstawiciele wszystkich ras, w tym ludzi, których bliscy nie dzielili z nimi rasy. Dołącz do mnie, chłopcze. Osoba z takim potencjałem nie powinna się zmarnować pośród tych niegodziwców.

Mariusz rozejrzał się, a następnie spojrzał mi w oczy.

- NIE. Nie pójdę z tobą – mówił z widocznym bólem, zerkając na Annę. – Działasz przeciwko woli Bogów. Jesteś Czarnoksiężnikiem. Nie mogę pozwolić byś mnie skaził swoimi ideami i zniszczył Moje!

Anna chciała coś powiedzieć, ale ją powstrzymałem.

- Nie – oznajmiłem. – To jego decyzja. Uszanuj ją, tak jak on uszanował twoją.

Młoda czarownica zagryzła wargi, ale milczała.

Pokiwałem głową i spojrzałem po zebranych.

- Dobrze. Trzeba wszystko przygotować… ale najpierw – tutaj spojrzałem na byłego mistrza Anny. – Muszę ukarać tych którzy stanęli na mej drodze.

Ronald Blaser pisnął przerażony i zasłonił się dłońmi.

- Oszczędź Dersilisie! Oszczędź! Przepraszam! Wybacz mi!

Jego krzyki mnie nie wzruszyły, chwyciłem go za szaty i uniosłem wysoko do góry. Stary czarodziej drżał i trząsł się ze strachu.

- Mistrzu Szkoły Isiris, Ronaldzie Blaser, Niebieski Czarodzieju… niniejszym, jako patron Aracdii i Czarny Książę, uznaję cię za osobę odpowiedzialną w prowadzeniu zamieszek miasta Meurii – tu spojrzałem na Hanbela. – Proszę tutaj Lorda Hanbela, o pozwolenie wykonanie wyroku skazującego.

Lord Hanbel uśmiechnął się lekko i kiwnął głową.

- Ja, Lord Hanbel, władca Meurii i wierny sługa królestwa Nermoru, daję prawo Dersilisowi, Czarnemu Księciu i patronowi Arcadii, wykonania wyroku skazującego na osobie Ronalda Blasera, który dopuścił się złamania prawa i wystąpienia przeciw władzy na mej ziemi.

Dobrze – wszystkie formalności wykonane.

Me oczy zapłonęły jeszcze mocniejszym zielonym płomieniem.

- Mistrzu Szkoły Isiris, Ronaldzie Blaser, Niebieski Czarodzieju… - Uniosłem drugą dłoń, która to teraz zapłonęła zielonym ogniem. – Oficjalnie pozbywam cię magicznego źródła i tym samym odbieram możliwość używania magii już na zawsze! – Wbiłem dłoń w jego ducha i bezlitośnie wyrwałem płonącą złotym ogniem perłę, prosto z jego duszy. – Już nigdy nie będziesz w stanie rzucić zaklęcia, już nigdy więcej nie przedłużysz swego życia, a moc innych nie będzie mogła cię ocalić. Nie jesteś już mistrzem, ani magiem… jedynie starcem z wiedzą, ale bez umiejętności!

Upuściłem słabe starcze ciało, a następnie na oczach wszystkich włożyłem źródło maga do ust i połknąłem je w całości. Ci którzy klęczeli, nie byli w stanie nawet drgnąć, czy wypowiedzieć słowa protestu. Nikt z nich nie miał odwagi by się Mi sprzeciwić.

Oto żywy mit pozbawił mistrza czarodziei umiejętności magicznych.

Odetchnąłem i spojrzałem po tych, którzy postanowili dołączyć do Aracdii.

- Ruszajcie do swych domów, zabierzcie ze sobą wszystko co możecie. Śpieszcie się. Przed świtem chcę opuścić miasto i poprowadzić was do nowego domu.

Śmiałkowie zakrzyknęli i popędzili do swych domów, ci którzy ich prześladowali, nadal klęczeli. Gwardia Lorda zapinała w międzyczasie w kajdany, magów i rycerzy którzy odważyli się jej sprzeciwić. Anna stała tuż obok mnie, widocznie rozrywana przez sprzeczne uczucia, widząc jak Mariusz, bez słowa rusza do bram miasta i znika wraz z zachodzącym słońcem.

Delikatny głosik doszedł mnie z dołu. Niewielka Leila patrzyła na mnie swoimi pięknymi oczami.

- Zobaczę dom? – zapytała.

- Tak… - przytaknąłem. – Wkrótce zobaczysz swój nowy dom… mój dom…

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 6

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (10)

  • pkropka 13.06.2019
    Podziwiam tempo pisania!
    W tytule masz wciąż 12.
    "Straż ich paraliżował, aż do szpiku" - strach, ale będzie powtórzenie, jak poprawidz. ;) W ogóle mam wrażenie, że na początku masz dużo strachu.
    "wszyscy bez wyjątku, pali na kolana" - padli
    "Anna widzi są słabość" - swą
    "Ci którzy klęczeli, do ziemi przybiło przerażenie." - tych?

    Używasz czegoś z autokorektą? Miejscami tak to wygląda.
    Generalnie, jak na tempo masz malutko błędów. Jestem pod dużym wrażeniem.
    Co do fabuły - podoba mi się pomysł z perłami. I to jak zbudowałeś główna postać, jest bardzo w moim guście.
    Za to Mariusz mnie denerwuje.
    Tradycyjnie już 5 :)
    Pozdrawiam wciąż ciepło (burzy u mnie nadal nie ma :( )
  • Kapelusznik 13.06.2019
    już poprawiam

    Dzięki za dobre oceny
    Bawię się i bawię tą koncepcją
  • Belladonna 14.06.2019
    Trochę taki szlachetny stał się ten bohater. Odszlechetnij go troszku ;) Bardziej mi się podobał jako renegat degenerat. Mi zawsze piszemy z małej litery. Podobnie w tekstach literackich nigdy nie używasz wielkich liter pisząc ci, tobie, ciebie. Natomiast szepnę Ci na uszko, że pisanie mi, mnie z wielkiej to troszku słomka z bucika, Taka co jej teraz zakazują w kolejnych miastach :D
  • Kapelusznik 14.06.2019
    Jak wskazałem
    Bohater ma 17 tysięcy lat - jest poważny kiedy musi być poważny
    i szalony kiedy chce być szalony
    Nie powiedziałbym "szlachetny" - wszystko co robi jest z jego woli i dla niego.
    Jest to byt opuszczony przez bogów, uwięziony w nieśmiertelnym ciele, wędrujący bez końca po świecie
  • Belladonna 14.06.2019
    Kapelusznik wiem, ale zrobił na mnie wrażenie w tawernie. Teraz jest taki miły... Mam nadzieję, że mu przejdzie ;)
  • Kapelusznik 14.06.2019
    Belladonna
    Jasne że mu przejdzie
    Za chwilę zobaczysz jego relacje z Arcadią...
    ...
    Więc no. Będzie zabawnie
  • Nefer 22.06.2019
    Faktycznie, bohater staje się coraz bardziej szlachetny i pozytywny w miarę lektury kolejnych rozdziałów, Może wcześniej pozował tylko na srogiego czarnoksiężnika? A może obecnie udaje obrońcę uciśnionych? Prawda leży pewnie gdiześ pośrodku. Czytam i pozdrawiam.
  • Pontàrú 22.06.2019
    Nie wiem czemu ale troszeczkę mi ta Arcadia wydaje się kłamstwem. Może to źle, że wszędzie chcę widzieć spiski no ale tumany ludu podążające za czarnoksiężnikiem do nieznanego miejsca brzmi jak prowadzenie pogłowia do rzeźni. No chyba, że czarnoksiężnik nie jest taki zły za jakiego uważają go ludzie. Nadal podoba mi się sposób przedstawienia głównego bohatera jako tak potężnego. Liczę też na rozbudowę charakteru Anny. Widzę ją jako kogoś w stylu Sylvany z WoW'a.
    Za ten odcinek daję 5
  • Kapelusznik 22.06.2019
    Nie mam zielonego pojęcia o jakiej postaci mówisz
  • Pontàrú 22.06.2019
    No nieważne. To była taka elfka co zeszła na stronę cienia czy coś tam. Nie znam dokładnie loru WoW'a tylko tyle mi się obiło o uszy

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania