Czarnoksiężnik - 14 - rodzeństwo
Czarnoksiężnik 14
Tłumy uciekinierów z Meurii zanurzyły się w lesie. Na razie żadnego pościgu… ale lepiej się pospieszyć.
Miałem bardzo nieprzyjemne przeczucie, że kilku z moich starych znajomych wyczuje moją obecność… szczególnie po tym pokazie w Meurii i postanowi mi złożyć wizytę.
A Ja mam nie mam zamiaru pojawić się na tym spotkaniu! O NIE! Nie, nie, nie!
Od Ery Spaczenia, cholernicy ścigają mnie wszędzie tam, gdzie są w stanie mnie dosięgnąć… wypadałoby więc spierniczyć tam gdzie będę poza ich zasięgiem, a Arcadia to chyba najlepszy wybór.
Leila pociągnęła mnie za szatę. Spojrzałem na małą dziewczynkę i uśmiechnąłem się.
- Gdzie jest ta Arcadia? – Zapytała Margareth.
Zamyśliłem się przez moment.
- Gdybyśmy polecieli na Wielkim Orle… podróż zajęłaby nam pewnie tydzień, piechotą pewnie jakiś rok.
- CO?! W jaki sposób więc tam dotrzemy?! – Odezwały się wystraszone głosy.
Anna spojrzała na mnie wyczekująco.
- Dalej Mistrzu, wiem że masz jakiś pomysł.
- Edward w zupełności wystarczy – odpowiedziałem i spojrzałem po wszystkich. – Spokojnie. Mam plan – sięgnąłem dłonią do ust i wyciągnąłem z nich źródło Ronalda Blasera.
- Trzymałeś to w ustach? – Zapytał Adam niedowierzając.
Wzruszyłem ramionami.
- Eh… to dość skomplikowane, a my nie mamy czasu… - znajomy odgłos doszedł moich uszu. – Oj, cholera, naprawdę nie mamy czasu!
Złączyłem dłonie, trzymając źródło. Zacząłem je ugniatać i zmieniać, znacząco się spiesząc, bo już domyślałem się kto się zbliża. Jeszcze sekunda i rzuciłem niewielką fioletową perłę tuż przed czoło grupy. Ta powiększyła się i zamieniła się w spory tunel.
- Wszyscy do środka! Do magiczny skrót do Arcadii. Biegiem! Jeśli się nie pospieszycie zrobi się gorąco!
Jak na zawołanie trzy potężne błyskawice uderzyły na mnie z nieba. Cień urósł, zamieniając się w osłonę i blokując pierwsze uderzenia.
- Och, cholera, już tu jest! – Spojrzałem po wszystkich. – Biegnijcie! Teraz!
Gromy spadały z nieba, kiedy osłaniałem uciekinierów. Uderzenia stawały się coraz mocniejsze, ale nie na tyle by mnie pokonać. Anna roztropnie złapała Leilę i wbiegła do portalu. Dobrze, najważniejsze że moje uczennice są bezpieczne.
Naraz salwa magicznych strzał wbiła się w osłonę.
Uderzenie magicznej mocy sprawiło, że musiałem się cofnąć. Szaleństwo raz jeszcze zaczynało brać górę. Uśmiechnąłem się szeroko i zarechotałem..
Ognista kula wielkości budynku uderzyła w magiczną osłonę, ta zaczynała pękać, ale nadal się trzymała.
- HA! Patrzcie państwo! Jakże miłe spotkanie rodzinne!
Do portalu wszyscy już weszli, a on sam zaczął drgać, wskazując że za chwilę może się zamknąć, jednak chęć zobaczenia rodzeństwa była zbyt silna.
Ha…
Oto się pojawiły...
Trzy postacie.
Uniosłem na nich rozradowany wzrok.
- Wyglądacie młodo jak zawsze moi kochani! – Zarechotałem. – Eldaro, Arbetaiu i Merylu.
Oto stało moje rodzeństwo.
Eldara, Megus wiedzy magicznej i patronka elfów, w pięknej złoto białej sukni. Arbetai unosił się w powietrzu w swych białych szatach, jako Megus Wiatru i Nieba. Z boku stał stary Meryl, „Wielki Ambasador”, Megus zrozumienia i kreacji, Ambasador Niebios i Ziemi.
Eldara uderzyła kolejną serią piorunów.
- Nie masz prawa pojawiać się na tych ziemiach Dersylisie! Zostałeś wyklęty!
Zachichotałem, a ma forma zaczęła się zmieniać.
- HA! Od upadku Oshiliet wszyscy jesteśmy wygnańcami – odpowiedziałem rechocząc. – Szkoda, że tego nie pamiętasz… ile razy się odrodziłaś Eldaro, od końca tamtej Ery? Ile razy traciłaś siebie i zakładałaś potulnie boskie kajdany?
- MILCZ DERSYLISIE – Zagrzmiał Meryl. – Może masz nieśmiertelne ciało, ale twój duch nadal może zostać zniszczony. Nie chcemy cię na tych ziemiach! Wracaj skąd przyszedłeś!
Ostre zęby zalśniły w uśmiechu.
- Głupcze! Trzeba czegoś więcej niż Wiecznego Ognia, by spalić mego Ducha! Z przyjemnością zniszczę was Tu i TERAZ! Moi kochani bracia i siostry! Odpłacę się wam za zdradę i prześladowania, kiedy stanąłem wtedy po waszej stroni! Przejdziecie do historii, jak wszystko z tamtych czasów!
Naraz potężny snop światła uderzył we mnie z nieba. Moc była tak potężna, że magiczna osłona pękła, a sam zostałem rzucony tuż pod zamykający się portal.
Uniosłem wzrok.
Na niebie widać było sylwetkę smoka…
Smoka o Sześciu Skrzydłach.
Zazgrzytałem zębami. Wstałem.
- Wszyscy jesteście głupcami! Nadal jesteście pionkami, po tylu tysiącleciach. Więźniami Bogów!
- Ty natomiast jesteś więźniem swego szaleństwa Satyrsie – Odpowiedział głos z niebios. – Odejdź stąd!
Nie miałem szans. Nie kiedy ta przerośnięta jaszczurka postanowiła się pojawić. Rozum raz jeszcze przejął kontrolę. Warknąłem poirytowany i wskoczyłem do zamykającego się portalu.
Stałem tuż obok uciekinierów z Meurii, stojących na kamiennym moście, wiszącym w niebycie.
Westchnąłem.
- Jak to możliwe, że tak szybko się pojawili? – Zastanowiłem się głośno. – A nie! Teraz to nieistotne… - odwróciłem się do wszystkich. – Dobrze… wejście nie było tak łatwe jak zakładałem, ale niech będzie. Czas na mały spacerek!
Komentarze (5)
Znów dużo moje/mnie. Pozwolę sobie na przykładzie, czasem na wyrwanym bardziej widać:
"Gromy spadały na mnie z nieba, kiedy osłaniałem uciekinierów. Uderzenia stawały się coraz mocniejsze, ale nie na tyle by mnie pokonały. Anna roztropnie złapała Leilę i wbiegła do portalu. Dobrze, najważniejsze że moje uczennice są bezpieczne.
Naraz salwa magicznych strzał wbiła się w moją osłonę."
"Uśmiechnąłem się szeroko i zaśmiałem się w niebogłosy." - 2x się
Dzisiaj bardziej zajawka, ale intrygująca. Zamierzałam dać 4, ale skoro pojawiła się 1, to dla równowagi trzymaj 5 gwiazd ;)
P.S. Jakoś lubię określanie smoków mianem "przerośniętej jaszczurki".
Dość dynamiczne przejście od rozmowy w mieście do ucieczki w pośpiechu. Czuję trochę jakby czegoś brakowało. Za tekst daję 4 ze względu na te drobne błędy.
Pozdrawiam
Napisałeś „Wszyscy jesteście głupcami! Nadal jesteście pionkami, po tylu tysiącleciach. Więźniami Bogów! - czyli to nie Bogowie, ale coś jak mniemam bardzo bliskie, choć nie tak potężne. 5 i oczywiście czytam dalej.
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania