Poprzednie częściCzarnoksiężnik - 1 - Kim jestem?

Czarnoksiężnik - 25 - Pieśń Rozpaczy i EPILOG

- AAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAA!!!!!!!!!

Mój krzyk rozrywał niebiosa i docierał do gwiazd. Gdzieś z boku umysłu wiedziałem że moje uczennice i ci którzy pokładali we mnie nadzieję, krzyczą w rozpaczy, szukając promyka nadziei. Niebieski płomień Zerghota, palił i piekł niewyobrażalnie. Czułem jak moje Ja kruszy się pod jego mocą. Me ciało zaczęło się poddawać, a ogień odkrywał nagie białe kości.

Jednakże było to za mało by mnie zniszczyć.

- AAAAAAAHHHAAAHAAA! HAA! AAAHAHA!!! AHHHAHA!!! – Zacząłem śmieć się na cały głos.

Belhart i demony patrzyły na mnie w szoku, opuściłem głowę i spojrzałem Belhartowi prosto w oczy.

- TAAAAAAAK! TAAAAAAAK! DOBRZE! WSPANIALNE! TO JEST BÓL! TO JEST CIERPIENIE! PRAWIE ZAPOMNIAŁEM JAK SMAKUJĄ!

Przy ostatniej głosce wytworzyłem magiczną implozję i odrzuciłem wszystkich przeciwników na boki. Belhart podniósł się najszybciej i spoglądał na mnie, zdjęty przerażeniem. Widząc postać przeszytą dziesięcioma brońmy, otoczoną przeklętym ogniem który mógł spalać dusze, nie był w stanie zahamować prymitywnych emocji.

- Niemożliwe! NIEMOŻLIWE! To kłamstwo! KŁAMSTWO! – jęczał czołgając się po ziemi, próbując się oddalić. – Jak? Jak to możliwe?! Jak możesz wytrzymać moc płomieni mego Pana!?

Cały czas rechocząc wyrywałem zanurzone w moim ciele ostrza, zginając się z przepełniającej mnie radości. Pod mą wolą, niebieskie płomienie zabłysły na zielono, a Belhart cofnął się jeszcze bardziej.

- Czyż nie mówiłem? Nie ma płomieni które mogą mnie zniszczyć, ani pustki która może mnie pochłonąć. Zapomniałeś Belharcie, czy może twój Pan, zapomniał? Czyż to nie jego ogień i nie pustka, pochłonęły tego który zwał się Satyrisem i nie umieściły Dersylisa na jego miejscu? – zachichotałem. – To te płomienie przemieniły mnie z harfy w bicz, z melodii we wrzask, z radości w rozpacz, z miłości w szaleństwo… i naprawdę myśleliście, że ognie które mnie stworzyły, mogą mnie zniszczyć? Ha ha ha! Głupcy. Jam jest Dersylis! Czarny Książę! Czarnoksiężnik! Nieznający Śmierci! – Postąpiłem krok na przód. – Jam jest Dwunasty Megus, Megus Szaleństwa i Rozpaczy. Wróg wszystkich Bogów. Wróg zarówno porządku jak i chaosu… i na chwałę mego imienia, które będzie wzbudzało strach w tym świecie i w niebiosach, wśród bogów i ludzi, sprawię Arcydemonie Belharcie, że pogrążysz się w rozpaczy i szaleństwie. Wrzucę cię w Pustkę, o której nie śnił twój Pan w najmroczniejszych koszmarach.

Sięgnąłem do mojej szyi i zerwałem z niej naszyjnik. Pod moją wolą, złota struna wyprostowała się i płonąc zielonym ogniem dotknęła ziemi. Belhart cofnął się dalej, drżąc.

- Niemożliwe! Ta struna pękła! Ta struna była częścią harfy która pękła i nie zagrała już żadnej pieśni!

Zarechotałem unosząc delikatnie bicz ze złotej nici.

- Prawda. Dawniej te złote struny grały melodię nadziei… teraz jednak używam ich by grały inną muzykę… - zamachnąłem się i jedynym szerokim uderzeniem zniszczyłem sześć powalonych demonów, a Belhart wrzasnął przerażony. – Muzykę rozpaczy… - uniosłem bicz ze złotych nici raz jeszcze. – Śmiało Belharcie, pokaż światu jaki masz piękny głos!

Uderzyłem raz, a powietrze wypełnił wrzask rozpaczy.

Jakże słodki wrzask.

Uderzyłem raz jeszcze, a arcydemon wrzasnął jeszcze piękniejszą nutą.

Ah!

Ileż było w tym satysfakcji!

Moja furia, nienawiść, ból i cierpienie, które doświadczałem przez milenia, skazany na wieczne życie przez Złego Boga, teraz powracało z każdym uderzeniem.

Złota nić, która złamała w przeszłości moc Zerghota, była wypełniona mocą która mogła go zranić. Demony natomiast były zrodzone bezpośrednio z jego mocy, a arcydemony, były niemalże wydłużeniami jego bytu.

Ile więc było satysfakcji w każdym ciosie, kiedy wiedziałem że Zargoth też go czuje?

Nie da się określić wartości choćby jednego takiego uderzenia.

A Ja uderzałem raz za razem. Umiejętnie uderzając tak by bolało najbardziej.

Uderzałem po odsłoniętych udach i dłoniach. Me ciosy rozerwały jego skrzydła i pocięły plecy na wysokości nerek. Kiedy się kulił w przerażeniu, stracił jedną dłoń, prawy róg i oko.

A ja nadal uderzałem, pochłonięty radością jakiej nie doświadczyłem od tysiącleci. .

Głuchy na zewnętrzny świat, uderzałem dalej.

Belhart leżał ciężko ranny, z wypalonymi ranami na całym ciele. Jego pancerz roztrzaskany, a jego moc z trudem trzymająca go w świecie fizycznym.

Zatrzymałem bat.

Oddychałem ciężko.

Już mi nie groził, nie miał już siły by mi się przeciwstawić… ale nie mogłem go zabić, jeszcze nie.

Zbliżyłem się do niego trzymając złoty bat w prawej ręce, a miecz Plagi w lewej. Stanąłem nad nim, patrząc mu prosto w oczy, twarzą która nadal była w połowie płonącą czaszką. Belhart trząsł się i płakał, niczym prosty śmiertelnik.

- Błagam… błagam… litości…

Zachichotałem.

- Gdzie jest Zargoth? Jaki jest jego plan?

Belhart skamieniał i zatrząsł się, tym jednak razem przerażony nie moją mocą, lecz jego Pana.

- N-nie mogę powiedzieć. Nie mogę!

Bicz owinął się wokół jego szyi i zaczął palić jego skórę. Belhart wygiął się i zajęczał.

- Nie! NIE MOGĘ!

- Gadaj! MÓW! JAKI JEST PLAN TWEGO PANA!

Pętla mocniej się zacisnęła, a zielony płomień zapłonął mocniej. Cierpienie jakie czuł Belhart w tym momencie, było zbliżone do tego które ja doświadczyłem niedawno…

I nie mógł go wytrzymać.

- DOBRZE! DOBRZE POWIEM! – ryknął zrozpaczony.

Poluźniłem pętlę i spojrzałem na niego wyczekująco.

- Mów – zarządałem.

- Plan… jego plan – zaczął. – Jego plan to-

Belhart skamieniał i nagle wrzasnął z bólu. Wiedziałem że to nie moja sprawka. Cofnąłem się zdezorientowany.

- NIE! NIE MÓJ PANIE! BŁAGAM! WYBACZ MI!

Jego ciało wygięło się i nagle prosto z jego brzucha wystrzeliła czarna jak smoła ręka. Belhart patrzył na nią przerażony. Na środku czarnej dłoni zabłysło niebieskie oko.

- Nie! NIE! WYBACZ! NIE ZDRADZIŁBYM CIĘ! NIE!

Kolejne dłonie przebijały się przez skórę. Belhart próbował krzyczeć, jednakże jedna z czarnych dłoni przebiła się z jego gardzieli i wyskoczyła z jego ust.

W jego ostatnich chwilach, Belhart drżał i ronił łzy jak prosty śmiertelnik,

Po tym czarne dłonie zaczęły go rozrywać na części, nie zważając na przytłumione jęki i wrzaski.

Patrzyłem w ciszy, aż Belhart, Arcydemon, nie zaminił się w nic więcej jak czerwoną plamę i nie pozostał po nim jedynie Czarny Klejnot. Ten sam którym próbował mnie pokonać.

Spokojnie podszedłem i podniosłem go. Obróciłem w dłoniach.

Westchnąłem zrezygnowany.

- Cóż… uznajmy tę rundę jako remis – oznajmiłem cicho spoglądając w niebo.

Wydawać by się mogło że doszedł mnie, mniej lub bardziej niezadowolony pomruk.

Prychnąłem rozbawiony i spojrzałem na skamieniałą chordę spaczonych sług Zerghota. Teraz świadomą, jaki czeka ją koniec.

Cień zabulgotał unosząc się w swojej nie-formie, kilka kroków przede mną.

- Cóż… czas dokończyć formalności – uniosłem Bicz Rozpaczy i Miecz Plagi.

 

Tamtego dnia, Arcadia zwyciężyła i opanowała tereny dotąd znane jako Spaczone Pola.

 

*

 

Epilog

 

Siedziałem na szczycie mojej wieży. Zmęczony. Okryty w moje proste czarne szaty.

W dole, rozciągała się Arcadia. Cicha i spokojna.

W końcu.

Znajome kroki doszły moich uszu.

Moje uczennice przybyły.

Anna uśmiechnęła się szeroko i stanęła tuż obok przepaści. Nie była tą małą czarodziejką, a dojrzała czarownicą. Piękne szaty okrywały jej ciało w kolorze czerni i bieli, kostur z obsydianu, jej ulubiony, godnie spoczywał w jej ręce. Tatuaże w kształcie magicznych run i symboli, nadawały jej twarzy wyrazu niesamowitego piękna i tajemniczości.

Mała Leila natomiast, znacznie bardziej odważna niż dawniej, chichocząc usiadła obok mnie, na skraju wieży z nogami opuszczonymi w przepaść. Wyrosła, to trzeba przyznać, choć znacząco się od nas wyróżniała. Porzuciła czerń, dla czerwieni i złota. W dłoniach natomiast ściskała różdżkę z kości demona. Jej talent już się ukazywał i każdego dnia rosła w siłę.

Nigdy nie miałem tak aktywnych uczennic.

Chyba warto było posłuchać tym razem Varii i zostać w Arcadii.

Wydawać by się mogło, że ta zimna czarna wieża, nagle nabrała nowego ciepła.

- Co robisz mistrzu? – zapytała Leila.

Spojrzałem na nią i uśmiechnąłem się.

- Udowadniam niemożliwe – odpowiedziałem rozbawiony.

- Tworzysz życie z niczego? – Zapytała Anna. – Czy może masz w głowie jakiś nowy szalony eksperyment?

- Nie lubię szalonych eksperymentów! – Oznajmiła Leila. – Pomysł ze Smokoliszkiem był zły!

- Może i masz rację… ale było zabawnie – przypomniałem.

- Tylko po tym jak królowa Varia się do ciebie dobrała! – Anna zaśmiała się rozbawiona.

- Ha ha ha – pokręciłem głową. – Bardzo śmieszne – westchnąłem i wyciągnąłem mój malutki projekt.

 

Uczennice momentalnie zamilkły, zszokowane.

- Mistrzu… czyż to nie… - Anna wskazała na przedmiot trzymany w dłoni.

- Tak… Czarny Klejnot… choć – uniosłem go pod słońce. – Już nie jest Czarny.

Piękny, Biały, Czysty kryształ zalśnił wypełniony promieniami słońca. Uczennice wstrzymały oddech.

Jego piękno było niesamowite.

Zachichotałem.

- „Gdzieś tam, jest piękny biały klejnot. Nie skażony i prawdziwie czysty. Przy którym światło gwiazd wydaje się płomykiem świeczki.” – wspomniałem moje słowa z Iphetem. – Kto by jednak pomyślał, że jest tak blisko…?

Anna potrząsnęła głową.

- Mistrzu. Ale… ale to oznacza.

- Że nie ma Spaczenia którego nie da się oczyścić… lub że Zergoth traci władzę w tym świecie… a oznacza to tylko jedno – uśmiechnąłem się szeroko. – Że będzie chciał się za wszelką cenę w tym świecie utrzymać… a kiedy wbije on swe pazury w ostatecznym akcie desperacji…

- …będziemy gotowi – odpowiedziały moje uczennice chórem.

Spojrzałem na nie przepełniony dumą.

 

- Tak… BĘDZIEMY GOTOWI…

 

***

Cóż – witam was na końcu serii Czarnoksiężnik!

Przynajmniej na ten moment.

Możliwe że w przyszłości pojawi się kontynuacja jego przygód. Jak na razie, spodziewajcie się powrotu serii Demon z nową częścią i fanfika z uniwersum Star Wars. Dziękuję wszystkim którzy uczestniczyli w tej przygodzie Czarnoksiężnika Dersylisa! Do zobaczenia pod innymi tekstami.

Pozdrawiam

Kapelusznik

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 6

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (8)

  • Pontàrú 18.07.2019
    Trzy teksty jednym tchem. Skomentuję je tutaj a w zasadzie to skomentuję całość (pod tymi tekstami zkstawiam 5).
    Jak na luźną serię przerywkową bardzo udane moim skromnym zdaniem. Historia ciekawa, choć bieg wydarzeń dosyć wartki. Wydaje mi się jakby czegoś brakowało. Całość otwiera drzwi na nowe przygody a sam epilog jest w sumie zapowiedzią czegoś większego. Nie widzę nic złego w napisaniu kolejnej takiej luźnej serii, byćmoże nawet z tym samym bohaterem.

    Kompozycja fajna. Mam tu na myśli większą walkę na początku oraz oczywiście finałowe starcie z potężnym wrogiem. Co do wypełniacza między nimi to brakowało mi trochę opisów Anny i Leili. Jak na mój gust trochę zbyt „puste“ postacie. Bardzo mało o nich wiedzieliśmy.
    Jeśli chodzi zaś o charakter protagonisto, to dowiedzieliśmy się całkiem dużo a samego Dersylisa da się, na swój dziwaczny sposób, polubić. Pomimo jego występującego często okrucieństwa i bycia złośliwym, ukazałeś również bardziej „człowiecze“ cechy, zwłaszcza gdy nasz czarnoksiężnik troszczył się o swoje uczennice.

    Troszeczkę czuję (ale tylko troszeczkę) zmarnowany potencjał. Uniwersum bogate a pokazane w bardzo szybki, żeby nie powiedzieć pobieżny sposób. Czuję jakby było jeszcze więcej tajemnic do odkrycia a cała seria kończy się pozostawiając lekki niedosyt.

    Takie są moje odczucia i przemyślenia związane z tą serią. Za całość mogę wystawić spokojne ⚄ 5 ⚄ i tylko mieć nadzieję na powrót złośliwego, wiecznie głodnego, potężnego ale i posiadającego ludzkie uczucia czarownika :)
  • Kapelusznik 18.07.2019
    Dzięki za komentarz
    Seria była bardzo poboczna, więc za bardzo jej nie planowałem, dopiero później się trochę bardziej rozwinęła
    Ale zaczęła mi się kończyć co do niej wena, więc postanowiłem ją zakończyć, nawet jeśli z lekkim niedosytem
    Może do niej jeszcze powrócę, ale to w przyszłości
    Drugą część najpewniej poświęcę właśnie uczennicom Dersylisa, bo wiem że je zaniedbałem - ale były niestety wpisane w straty

    Cieszy mnie to że spodobał ci się jego szalony charakter
    Za niedługo możesz się spodziewać serii ze Star wars - bo mam nowy program organizacyjny do pisania - i już sobie wszystko zaplanowałem - z głównych wydarzeń znaczy się

    Pozdrawiam
    Kapelusznik
  • Nefer 19.07.2019
    Mam wrażenie, ze potraktowałeś jednak tę historię po macoszemu. Włożyłeś w nią sporo dobrych pomysłów (chociażby opis kręgów magii, podróży pomiędzy wymiarami itp.), rozpocząłeś z rozmachem, w stylu Sapkowskiego (sceny w karczmie), stworzyłeś ciekawe, wzbudzające emocje postacie (zwłaszcza drugiego planu), szeroko zakrojony świat, by następnie wszystko to właściwie porzucić, skracając i spłycając opowieść, która wyładowała się w scenie finałowej, ale w gruncie rzeczy przypadkowej bitwy. Może mialeś dość tej historii, jak piszesz, ale obecny finał sprawia jednak zawód, pozostawiając wrażenie zmarnowanego potencjału. To tak, jak gdyby zebrać dobrej jakości cegły i pospiesznie zbudować z nich nader przeciętną budowlę. Zabrakło woli architekta.
    Mam nadzieję, że "Demona" obdarzysz większą uwagą, na jaką w pełni zasługuje.
    Pozdrawiam.
  • Kapelusznik 19.07.2019
    Pamiętaj
    To nigdy nie miała być jakaś wielka historia, a boczny pomysł bez właściwie żadnego planu.
    Wena też mi się na to wyczerpała.
    Nigdy nie sądziłem że ta opowieść będzie udana, może do niej powrócę ale do tego jeszcze daleko.
    Pozdrawiam
    Kapelusznik
  • Nefer 19.07.2019
    Kapelusznik Jeśli była to opowieść pisana przypadkiem, dla zabicia czasu, to wypadła dobrze, nadzwyczaj dobrze. Ale jednak szkoda potencjału i wielu udanych scen.
  • Kapelusznik 19.07.2019
    Nefer
    Jedyne co mogę powiedzieć to - Trudno
    Na początku to miała być opowieść na 3-4 opowiadania, na ucieczce z miast miało się skończyć, ale zdobyła opowieść popularność więc pisałem dalej - no ale i wena się na skończyła i pomysły
    Jak pisałem - może do Czarnoksiężnika powrócę za jakiś czas, na razie szykuj się na powrót Demona i tą moją mini serię Star Wars - choć tym razem obie są zaplanowane
    Pozdrawiam
  • pkropka 19.07.2019
    Trochę smutno, że już koniec.
    Na pewno epilog mi się podoba. Taki słodki, ale z nutą smutku. I daje nadzieję, że będzie więcej, za co trzymam kciuki :)
    Scena walki wciągająca, dynamiczna. Wymyślasz fajne artefakty i zwroty akcji.

    Tylko jedna rzecz mi się nie podobała - używanie caps locka. Ale to już kwestia gustu ;)

    Niemniej dziękuję za ciekawą i wciągającą serię. Czytałam całość z przyjemnością.
    I dziękuję, że cień żyje :D
  • Kapelusznik 19.07.2019
    Dzięki że przeczytałaś całość - zapraszam pod fanfic ze star wars - trochę inne spojrzenie niż zwykle - może ci się spodoba - do Czarnoksiężnika pewnie jeszcze powrócę, ale na razie planuję powrót serii Demon.
    Pozdrawiam i polecam się na przyszłość
    Kapelusznik

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania