Poprzednie częściCzarny Anioł - rozdział pierwszy

czarny Anioł - rozdział szósty

Lenin kroczył korytarzami Pałacu patrząc z ukrytym przerażeniem na obryzgane krwią arystokratów barokowe ściany i prymitywnych ludzi wynoszących z niego wszelkie drogocenności. Gdzieniegdzie leżeli jeszcze dogorywający ludzie, których albo dobijano siekierami, albo zostawiano by wykrwawili się na śmierć. Wynoszono zabytkowe meble, dywany, historyczne obrazy i drogą zastawę. Wybijano okna, wyłamywano drzwi i zrywano zdobione posadzki. Panował ogólny chaos.

Z XVIII wiecznego Pałacu Zimowego nad Newą pozostała jedynie splądrowana rudera pełna pociętych trupów i metalicznego fetoru krwi.

Jedynym miejscem nie wyglądającym jak po przejściu tsunami była sala tronowa Mikołaja II, ponieważ usunięto z niej najwyższe osobistości cesarskie bez użycia siły. Pokój ten był jeszcze względnie niesplądrowany, dlatego udał się tam Władimir szukając odrobiny spokoju.

- O! Witamy szanownego towarzysza Lenina! – przywitał się jeden z młodych komunistów siedzących w sali tronowej.

- Dzień dobry towarzysze. Zapraszam na dziedziniec przed Pałacem. Właśnie odbywa się egzekucja ministrów i premiera – odparł Uljanow, chcąc wypędzić ich z sali.

- A co z carem?

- Już po. Rozerwali go końmi na cztery części. Idźcie bo i to ominiecie,

a palą żywcem samego premiera! – zachęcał Władimir.

Łaknący krwi młodzieńcy od razu wyszli zamykając drzwi, a Lenin wreszcie mógł zostać sam. Rozsiadł się w purpurowym fotelu samego cesarza i zamknął oczy rozpływając się w spokoju i błogiej ciszy pozbawionej dzikich wrzasków konających rojalistów.

- Rozkoszujesz się zwycięstwem, co? – zapytał nagle jakiś znajomy głos, wybudzając Lenina ze stanu półsnu. Otworzył oczy i zobaczył coś niesamowitego. W rogu pokoju, schowany w cieniu, stał dwumetrowy Czarny Anioł o jelenich rogach i wielkich, kruczych skrzydłach – Mówiłem, że sięgniesz gwiazd jeśli się dogadamy kolego. I proszę, masz wszystko czego chciałeś. Wieczna pamięć, chwała, zemsta na carze i piękna, nieograniczona moc – rzekł Anioł podchodząc o krok do Włada – wspaniała sprawa, prawda?

- Nie do końca.

- Wyjaśnij.

- Kazałeś porzucić mi moralność i zrobić coś złego do szpiku kości. Kazałeś wymordować setki osób…

- Tak, ale ich nienawidziłeś i od zawsze pragnąłeś zniesienia caratu, więc moje działania były wyciągnięciem ręki do twojej beznadziejnej sytuacji, czyż nie? Poza tym sam podpisałeś umowę więc wiedziałeś o co idzie stawka. A teraz nie marudź. Masz wszystko czego chciałeś i jest gitara.

- Ja wiem… Ale widok gotowanego biskupa i palonych polityków był już dla mnie przesadą. Uwolniłem przez ciebie w ludziach jakieś strasznie bestialskie instynkty, których nie mogę pojąć i tolerować…

- Nie bestialskie Wład, tylko pierwotne. Dokładnie takie na jakie się umówiliśmy – wtrącił Anioł.

- No ja wiem. Wiem, że są tylko rozwiązaniem przejściowym i teraz będzie już dobrze. Proletariat dostanie prawa i Rosja stanie się demokratyczną republiką. A o morderstwach spróbuję zapomnieć – tłumaczył Władimir.

- Ha! Naprawdę myślisz, że możesz zacząć już powolne, spokojne reformowanie kraju i z bestialstwem koniec? Głupia istotko, wyrżnięcie w pień najwyższej śmietanki i przejęcie Petersburga to dopiero początek. Udany, ale początek.

- Jesteś śmieszny jeśli myślisz, że urządzę takie coś w całym kraju. Tych tyranów nienawidziliśmy wszyscy więc należało im się. Ale to już koniec.

Po tych słowach Anioł uśmiechnął się, odsłaniając zęby ostre jak diamentowe sztylety, po czym podszedł jeszcze bliżej rewolucjonisty.

- Posłuchaj kolego. Wiadomość o przejęciu stolicy i zabójstwie rodziny królewskiej obiegnie całe państwo i jeśli nie przyjmiesz zdecydowanych działań wykończą cię w kilka tygodni. Wierni carowi generałowie i przestraszeni arystokraci wyślą swoje psy z całego kraju by rozprawić się z tą rewoltą. Zduszą was w zarodku i możesz mieć pewność, że nie spotka cię nic przyjemniejszego od rozerwania przez konie. Poszedłeś już za daleko Wład, stąd nie ma powrotu – mówił zadowolony Anioł.

- Nie! – krzyknął oburzony Uljanow – Honor liczy się dla mnie bardziej niż twoje intrygi! Nie jestem zły, teraz to wiem. Wiem to, od kiedy zobaczyłem rozstrzeliwane pod murem dzieci i mordowanych ambasadorów! Niewinnych ludzi zabijanych na tysiące diabelskich sposobów! To nie jest mój świat i nigdy w życiu nie odważę się tego piekła kontynuować! – przy tych słowach czerwone poliki dziennikarza pokryły słone łzy.

- Eh… - westchnął Anioł – Moralność. Cholera, jak ja jej u was nienawidzę, ludzie. Ograniczacie się jakimiś fikcyjnymi ideami, których wartość istnieje tylko umownie. Zakładacie na siebie niepotrzebne blokady, narzucane przez umowę społeczną mówiącą wam co jest dobre, a co nie. Czemu wycinanie lasów, hodowanie zwierząt na rzeź i bezsensowne wojny pochłaniające miliony istnień mają być dobre, a wyzwolony, pierwotny instynkt zły? Wiesz czemu? Bo jest to wszystko część planu. Jeśli car powiedziałby wam, że wymorduje jutro tysiąc przestępców za zdradę narodu, nikt by się nie odezwał. Ale kiedy ginie jeden głupi senator w zamachu, cały świat od razu drży ze strachu! Dlatego, że jest to poza planem. Ich planem, który zakłada te wszystkie durne, fikcyjne idee moralne za wartości obiektywnie poprawne i zgodne z ich systemem. A prawda jest taka, że to wszystko nie istnieje i wystarczy impuls by wyzwolić w was wolność działania. Jedna iskra, byście porzucili puste idee i robili co chcieli. Jedna iskra by sprawić, że świat zagra tak jak wy chcecie. A najlepsze jest to Wład, że iskra ta już powstała. Nie możesz jej zaprzepaścić przez własne ograniczenia i słabość. Nie możesz ominąć szansy jaką ci dałem przyjacielu bo uległeś kilku drastycznym scenom.

- Jeśli myślisz, że przekonasz mnie swoją złotoustą gadką o względności świata, to się mylisz. Nie ulegnę, bo wiem co jest dobre, a co nie. Możesz przekonywać mnie dowoli, bestio – wtrącił się Lenin, ocierając łzy z czerwonych polików.

- Przekonywać? Ja cię nie przekonuje głupia istotko, ja cię uświadamiam, że jeśli nie pójdziesz dalej, to upadniesz w kilka sekund, a w historii zostaniesz zwykłym Attylą. Albo jesteś wilkiem, albo barankiem. Albo pójdziesz dalej, albo wszystko skończone, rozumiesz? Nie ma już miejsca na słabości. Przekroczyłeś tą cienką, czerwoną linię na własne życzenie i nie ma pieprzonego powrotu! – Demon zmienił barwę głosu,

ze słodkiego szeptu, na diaboliczny warkot – Albo wyrżniesz każdego szlachcica, generała, żołnierza i burżuja, albo spłoniesz w ogniu piekielnym! To ja cię stworzyłem i twa dusza jest moja na wieczność!

- Powiedziałem nie! Już ni… - zaczął Lenin wstając z krzesła, na co oburzony Anioł wyciągnął tylko chudą dłoń przed siebie, rzucając tym samym z ogromną, astralną siłą ciało Lenina z powrotem na purpurowe oparcie jak szmacianą lalką.

- Jak śmiesz… - znów ściszył głos do wężowego szeptu – Jak śmiesz opierać mi się... – mówiąc miażdżył Władimira swą siłą. Czuł jak pochłania go mrok, jak zatraca się w ciemnościach, jak pokój zostaje wyssany z wszelkich kolorów, a ciało jest zniewalane – To ja, i tylko ja jestem tym, który mówi ci co zrobisz, i jak zrobisz – w drugiej dłoni pojawił się nagle cyrograf – Pamiętasz? „Umowa o czerwone dzieło”? Ja ci pomagam, a ty robisz co zechcę. Zgodziłeś się więc będzie jak mówię, albo zabiorę twą duszę na wieczność i pochłoną cię wieczne ciemności, rozumiesz?

Lenin wiedział, że nie ma szans z tą istotą. Zobaczył wreszcie z kim ma do czynienia, i że złotousty teatrzyk przyjaciela – doradcy się już skończył. To on dzielił i rządził, i nic nie mogło mu się oprzeć. Był czystym złem, któremu Lenin sam pozwolił wejść do swego umysłu.

- D… dobrze… ja… - zdołał w końcu wyszeptać Uljanow pochłonięty mrokiem złowieszczych czarów demona – zgadzam się – po tych słowach mrok zmienił się w światło, a kolory wróciły do rzeczywistości. Anioł odszedł kilka kroków i uśmiechnął się jak poprzednio.

- Doskonale, moja mała myszko, doskonale. A więc idź i sięgaj gwiazd! Idź

i nieś me arcydzieło w świat! Niechaj twe imię rozbrzmiewa

w koszmarach wrogów, a wieczna chwała cię nie opuszcza! Żyj wyzwolony, ponad ograniczeniami i słabością moralną innych! Żyj przyjacielu, a zostaniesz wynagrodzony… obiecuję – odparł zadowolony Anioł głosem przyjaznego dobrodzieja, po czym odszedł, rozpływając się w ciemnościach korytarzy Pałacu Zimowego.

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania