Czas pięciu ludzi

Dla Canulasa

 

Rozpętała się burza. Pioruny tłukły po czubkach drzew, jednak ulewny deszcz szybko gasił wzniecane pożary. Wiatr huśtał lasem jak wariat dziecięcą kołyską. Ciemne chmurzyska zasłoniły świat. Pod dębem, który stanowił niewielką osłonę przed tnącymi jak noże strugami wody, schroniło się pięciu ludzi. Gdyby ktoś podszedł bliżej, rozpoznałby polowe mundury SS. Upiorna aura zmusiła niemieckich żołnierzy do przerwania marszu. Światem zawładnęła zimna noc, choć zbliżała się dopiero godzina szesnasta.

Sierżant Karl Steiner walczył krzykiem z odgłosami piorunów, deszczu i wichury. Nachylił się do stojącego obok kaprala Mullera i wrzeszczał, aby tamten mógł cokolwiek usłyszeć:

– Max musimy znaleźć jakieś schronienie, bo inaczej przemarzniemy na amen, a ja, kurwa, mam już dosyć! Ta burza pewnie będzie szaleć do wieczora. Pierdolona ruska pogoda! Kawałek dalej jest wzgórze, a na nim jakieś ruiny. Może tam znajdziemy schronienie. Prowadź!

Ruszyli. Aby nie dać się rozproszyć wściekłej nawałnicy szli gęsto, jeden za drugim, brodząc w błocie i ciemnościach. Znali drogę. Kartograficzna wojskowa pamięć pozwoliła nie zabłądzić pięcioosobowej grupce żołnierzy. Kapral stanął i zatrzymał oddział. Zmęczeni, patrzyli na resztki starego muru z ulgą i nadzieją.

– Rozejrzę się – rzekł krótko kapral.

Steiner skinął głową. Osłonięte od wiatru miejsce, w którym się zatrzymali, pozwalało na kilka chwil wytchnienia.

Nagle cała czwórka padła na mokrą ziemię. Szczęknęły zamki odbezpieczanej broni. Leżeli w napiętej gotowości. Max, prawdopodobnie ranny, zbliżał się do nich, zataczając się i wymiotując. Obserwowali teren za plecami kaprala, skąd spodziewali się ruskich. Ale poza odgłosami szalejącej przyrody i rzygania Maxa, nie słyszeli nic. Steiner, niczym dyrygent, dał znać gestem dłoni trzem kompanom, aby pozostali na pozycjach. Doczołgał się kilka metrów i chwytem nóg imitującym nożyce sprawnie przewrócił kaprala na ziemię.

– Ruscy? – zapytał.

Leżący na plecach Max zaprzeczył ruchem głowy.

– Ranny?

Ten sam gest milczącej negacji.

Steiner wstał. Kapral, chociaż chwiejnie, poszedł w jego ślady.

– Co się stało?

– Tam... – Muller wskazał palcem w stronę jaskini i niemal jednocześnie ozdobił pawiem niemiecki mundur sierżanta.

– Kurwa! – zaklął Steiner, błogosławiąc po raz pierwszy ulewę.

Deszcz szybko zmywał z polowego uniformu śmierdzące wymiociny.

– Tam... Rzeźnia... My – wystękał Max i stracił siły.

Usiadł na mokrej ziemi, trzymając się za brzuch.

– Georg! – sierżant zwrócił się do kaprala Guderiana – Sprawdź jaskinię!

Guderian natychmiast ruszył wzdłuż muru. Po kilku minutach wrócił blady jak ściana i natychmiast dopadł Mullera. Za fraki postawił żołnierza na nogi i wycharczał:

– Kto… kogo… ty…

– Was czterech… – odparł Max. – A… ty…? – zapytał po chwili.

– Was czterech…

Steiner patrzył to na jednego, to na drugiego i cierpliwie czekał.

– Sierżancie – zaczął kapral Georg Guderian – tam w jaskini… pan i reszta. Żywi, ale rozbebeszeni, rozkładacie się żywcem.

– A ty? – zapytał rzeczowo Steiner, jakby niezwykłość i nienormalność relacji w ogóle nie zrobiły na nim żadnego wrażenia.

– A ja nie. To znaczy… gdy patrzył Georg, ja też. On wtedy nie….

Ruska, a może niemiecka broń generująca zbiorowy obłęd stała się obrazem pierwszej myśli Steinera. Trzymał się jej jak tonący brzytwy, aby zachować zdrowy rozsądek.

– Pójdziemy tam wszyscy – rzekł nagle.

Zapanowało milczenie.

– Nie wiem, czy to dobry pomysł – Walter Knotte nie był tchórzem, wyraził tylko zwykłą taktyczną wątpliwość. Jego wiara w duchy była tak silna jak wiara Żyda w niepokalane poczęcie.

– Kurwa, to jakaś bzdura – przerwał napiętą ciszę kapral Kunz.

– Idziemy!

Po kilkunastu krokach poczuli fetor rozkładających się zwłok. Stanęli przed wejściem do jaskini i oniemieli. Nagle zespolony dźwięk mechanicznych silników, maszynowej broni, wybuchających bomb, eksplodujących min, zwierzęcych jęków, ludzkich krzyków ucichł. Steiner siedział w pieczarze sam, oparty o karabin maszynowy MP40. Wstał ciężko i zajął się trudną metodyczną pracą. Znosił wielkie kamienie. Układał jeden po drugim, starannie i z zadowoleniem, jakby budował rodzinny dom. Otwór zmniejszał się, aż zniknął. Sierżant Karl Steiner czekał.

– Ilu ich musimy zabić – myślał – ilu oni nas muszą zabić, aby….

Uśmiechnął się, gdy usłyszał na zewnątrz kobiecy głos.

– Po południu na pole wtoczyło się około czterdzieści czołgów, które bardzo szybko ruszyły w stronę lasu – mówiła po rosyjsku pani przewodnik. – Manewr nie zaskoczył Maiera. Osiem maszyn Panzer IV i cztery działa 88 mm okopane do wież czekały, aż rosyjskie pojazdy pancerne znajdą się w polu rażenia. Wykorzystywane przez oddziały SS znakomite, celne działa przeciwlotnicze kaliber 88 miały zasięg prawie dwóch kilometrów, a rosyjskie tanki musiały podjechać na odległość pięciuset, sześciuset metrów do celu. Doświadczone niemieckie załogi w ciągu kilku minut zlikwidowały trzydzieści rosyjskich maszyn, a pozostałe zmusiły do odwrotu. W tej jaskini schroniło się pięciu niemieckich żołnierzy tamtej bitwy – pilotka wskazała na zawalony kamieniami otwór.

– Tych pięciu? – zapytał ktoś z grupy.

– Tych słynnych pięciu – potwierdziła przewodniczka – którzy z niewiadomych powodów przestali nagle strzelać i zaczęli znosić rannych z pola bitwy do jaskini. Rzecz do dziś niewytłumaczalna…

– Czyich rannych?

– Rosyjskich i niemieckich. Istnieje legenda, że pole bitwy ucichło, gdy tych pięciu przestało walczyć.

– Incydent z jaskinią zdarzył się podobno dokładnie pięćdziesiąt lat temu, licząc od dnia dzisiejszego?

– Podobno….

Karl Steiner wiedział, że za chwilę trupi fetor zniknie i rozniesie się zapach kwiatów położonych ręką pięknej, zadbanej pięćdziesięcioletniej kobiety. Wiedział jeszcze kilka innych rzeczy. Na przykład, że za chwilę dokończy nieskończoną wcześniej myśl i zapyta siebie:

– Ilu ich musimy zabić, ilu oni nas muszą zabić, aby wszyscy zrozumieli, że mordujemy nie tych i nie tamtych, ale samych siebie.

Kobieta podziękowała grupie i zakończyła pracę. Kilka godzin później odpoczywała w przytulnym pokoiku, popijając czaj. Wtuliła się w ramię starszej od siebie o dwadzieścia lat Rosjanki.

– Rzadko przyjeżdżasz, ale w tym dniu jesteś zawsze – powiedziała ciepło i łagodnie starsza pani.

– Może jednak wyjedziesz stąd mamo, może pojedziesz ze mną?

– Nie, kochane dziecko – w głosie zagrała melodia prostych żalów, radości, tęsknot i siły, jakby kobieta połknęła kiedyś rosyjską mandolinę. – Kocham naszą matuszkę Rosiję, ale cieszę się, że jesteś tam. – Zna cię cały świat – dodała po chwili, głaszcząc córkę po włosach. – Najlepszy fachowiec od bitwy w kotle demiańskim. Moja duma, moja radość.

Czekały na rytuał pożegnalny w lekkim podnieceniu. Starsza modliła się o zwyczajowe pytania, młodsza pragnęła, aby padły te same odpowiedzi.

– Mamo?...

– Tak kochanie?

– Czy… czy to naprawdę było możliwe?

– Nie. Nie córeczko. To nie było możliwe. To jest pewne.

– Czy był naprawdę tak dobrym człowiekiem?

W oczach Rosjanki pojawił się i lekki smutek i figlarny błysk.

– Był bardzo dobrym człowiekiem.

– Dziękuję pani Steiner – na drugiej już granicy celnik z uśmiechem oddał paszport kobiecie.

Odwzajemniła uśmiech i, patrząc przez okno pociągu, pomyślała o jaskini i o kimś kto wiedział, że gdy znowu rozpęta się burza, a pioruny zaczną tłuc po czubkach drzew, przyjdzie czas zapomnienia. Czy był ostatni? A jeżeli nie, to czyja przyjdzie wtedy kolej? Może Maksa, może Waltera, może Kunza, a może Guderiana?

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 11

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (55)

  • Freya 12.11.2018
    Poważnie... nie wiem jaka była idea założycielska tego opka, lecz dla mnie jest zabawne, wręcz farsowne w takiej postaci. Jeśli opisy działań, tego zdarzenia na polu walki miały być tragiczne, ohydne, przerażające - to ja to odbieram całkowicie odmiennie. Przeskoki pomiędzy czasami - ówczesnym i teraźniejszym (jakaś projekcja medialna w kontrze do przeszłości oraz obecnego czasu) także przyczyniają się do tego żartobliwego odbioru. Jest jakaś trywialność w tym wszystkim...
    Z tego wszystkiego przypomniał mi się lęk lotników z książki "Paragraf 22", tam oni bali się także jakiejś nowej broni, a chodziło o działo klejowe, które potrafi skleić jednym pociskiem całą eskadrę samolotów w powietrzu... i to było prawdziwą traumą dla tych lotników :)
    Tak jeszcze wracając do publikacji o wojnie, tej II w.ś. to dla mnie bardzo dobrym przekazem spektakularnej całości, oddaniem klimatu zdarzeń, ideologii; była seria 08/15 Kirsta (od tamtej, niemieckiej strony), "Okręt" Buchheima pokazuje prawdziwy lęk, świadomość strachu przechodzi na czytelnika, albo Remarqe - chociaż tam to o pierwszej w.ś. - wiadomo o co biega, jasne, że czytałem książki imające się historyczną zasadnością, ale one są zazwyczaj zimnokrwiste - nawet jeśli operują liczbami milionowymi. Z naszej strony, to wiadomo iż wojnę wygrał szarik za pomocą "Rudego" - tak, że ten... wsio wpariadkie.
    Chyba że nadto pofolgowałem sobie trunkiem dziwnego pochodzenia, ale piszę całkiem sprawnie - jeszcze. Tak, że teges raczej jest kaman - to tyle from mienja. Pazdrawliaju was :)
  • Po przeczytaniu tego komentarza zrobiło mi się smutno, że zepsułem coś, co Ozar zaczął. Byłem jak dziecko, które pokazuje ojcu zrobioną przez siebie laurkę, a ten tylko wzrusza ramionami. Wtedy dzieciakowi drgają kąciki ust i idzie się wypłakać. Tylko, że ja jestem trzeźwym i twardym dzieckiem, więc jeszcze raz przeczytałem Twój komentarz, jeszcze raz opowiadanie i oniemiałem. Bo chyba pisałeś o innym teście i nie mówię w tej chwili o odczuciach (bo jak najbardziej ma się prawo nie podobać), ale o meritum.
    Piszesz: "Jeśli opisy działań, tego zdarzenia na polu walki miały być tragiczne, ohydne, przerażające - to ja to odbieram całkowicie odmiennie". Gdzie tu jest w ogóle taka próba? Wskaż proszę, bo ja nie widzę. Jedyny opis walki to ten podany przez panią przewodnik i akurat trafiłeś jak kulą w płot. Opis jest czyściutki (w sposób zamierzony!) bez kropli krwi, a ranni są natychmiast znoszeni z pola bitwy. Jest tu jedynie dość lakoniczny opis statystyki, jakości sprzętu, jakości wyszkolenia i konsekwencja stąd wynikająca. Gdzie tu jest próba pokazania czegoś ohydnego, przerażającego? W żadnym punkcie opowiadania tego nie ma. Jedynie w jaskini są rozkładające się zwłoki, ale to tak samo jakby opisać wejście do domu, gdzie znajduje się zepsute mięso (kiedyś zostawiliśmy indyka w piekarniku i zapomnieliśmy o nim - ależ to był impuls do sprzątnięcia w trymiga całego mieszkania!). To jest komentarz do Twojego pierwszego z dwóch zdań odnoszących się do tekstu.
    Drugie Twoje zdanie odnoszące się do opka dotyczy czasu i "jakiejś" projekcji. Tu jest pewnie moja wina, czegoś nie dorobiłem, może nie rozjaśniłem, ale tekst zawiera kilka "myków", które w transie buduje się odruchowo, a potem weryfikuje się przed publikacją, czy zgadzają się z logiką. Nie odkryję wszystkiego, bo zabrałbym przyjemność samodzielnego odkrywania co najmniej jednej komentującej tu tekst osobie, ale spróbuję wskazać drogę, którą można by pójść.
    Zauważ, że Steinera nie dziwi relacja z jaskini, ale jednak pokazana jest jego myśl (zupełnie oboczna, którą Ty z jakiegoś powodu przyjąłeś za jedną z zasadniczych), że to wynik działania jakiejś nowej broni. W ten sposób pokazana jest dwoistość, głębia Steinera już wie, kim jest (brak zdziwienia), ale jego zewnętrzna powłoka jescze nie (podejrzenie o broń). Naprawdę ten zabieg uznałem za jeden z ciekawszych. Broń, o której Ty się tak rozpisujesz nie ma tu absolutnie zasadniczego znaczenia i pojawia się raz jako przypuszczenie. Dwoistość Steinera jest czymś takim, jak surowa marchewka. Jest dobra, ale najlepsze, najdelikatniejsze i najsłodsze jest to "serce" w środku. Ponieważ rozdwoiliśmy już sierżanta poniekąd materialnie, mamy sankcję, aby te dwa byty rozczepić w czasie. I teraz. Steiner zasypuje otwór jaskini, oddzielając się w ten sposób od czasu i przestrzeni wojny. Ważne, cholernie tu jest ważne to, co najczęściej jest oboczne, a mianowicie porównanie - jakby budował dom rodzinny. I tak dalej, i tak dalej.
    Reszta komentarza to dowód Twojego oczytania, przed którym chylę głowę. Kirsta, owszem czytałem i cenię, ale dupy mi nie urwał. Może dlatego, że czytałem w oryginale, a niemiecki, którym pisana jest książka, był dla mnie trochę ciężkawy. "Okręt" stał całe lata na półce albo jeździł ze mną w czasie przeprowadzek i w końcu gdzieś wywędrował. Nie czytałem.
    Dygresja: piszesz: "Chyba że nadto pofolgowałem sobie trunkiem dziwnego pochodzenia, ale piszę całkiem sprawnie". Nie jestem abstynentem, ale wypijam jakieś minimalne ilości alkoholu. Nie licząc lampki wina (literalnie), którą zazwyczaj piję w piątek wieczorem, to może kilka lub kilkanaście razy w roku zdarzy mi się wypić kieliszek koniaku lub pół butelki piwa. Ale nawet po tej ilości zawsze odczekuję co najmniej 25 godzin zanim wsiądę do samochodu, wezmę się do pracy lub skomentuję cokolwiek na opowi. W pierwszym przypadku to szacunek dla zdrowia i życia ludzkiego, w drugim to odpowiedzialność merytoryczna i biznesowa, w trzecim to szacunek dla autora.
  • *A i to ja, Nachszon, ta odpowiedź
  • Freya 12.11.2018
    W ogóle nie załapałem o co chodzi w tym tekście i dopiero teraz poprzez komentarze mam pewną jasność. Nawet nie starałem się znaleźć jakichś ukrytych treści. Trzeba mi było brać poprawkę na to, że skoro piszecie razem, to czyjaś osobowość autorska będzie dominującą i wtedy łatwiej bym znajdował nieoczywiste niuanse, mające dać czytelnikowi wyrazisty przekaz zawarty w opowiadaniu. Pora i insze czynniki sprzymierzyły się przeciwko mnie, no i w efekcie końcowym - tak marnie to wyszło.
    Dzięki serdeczne, że zadałeś sobie trud aby mi to wyjaśnić. Pozdrawiam
  • Ritha 12.11.2018
    O, Boże. Ozar and Nachszon!
    Wrócę tutej.
  • Ritha, przecież to Twój pomysł (skądinąd bardzo dobry), a teraz ło Boże! Cała baba :)
  • Ritha 13.11.2018
    Haha, nie no, super. Zara czytam.
  • Canulas 12.11.2018
    Również przyjdę. Piękny... ciśnie się słowo "pakt".
  • sensol 12.11.2018
    nie zachwyca
  • Dziękujemy za przeczytanie i komentarz, ale rozwiń proszę wypowiedź, bo aż do tak lakonicznej opinii nie umiemy się odnieść:(
  • Wrotycz 12.11.2018
    Zachwyca, Panowie, bo mnie mało jaki tekst literacki zmusza do czytania po dwakroć, trzykroć, czterykroć niemal każdego zdania i jeszcze mniejszych wyimków. I nadal nie wiem, czy poczyniony odczyt ma ręce i nogi albo choć nogę, pomimo wysiłku patrzącej głowy.
    Kluczowe tu niemal wszystko, a szczególnie fragment z zaimkozą, czyli co zobaczyli dwaj pierwsi esesmani w jaskini.
    Jak jaskinia, to wiadomo zapala się archetypowa nić - idea pana P.
    Idea opka, nader humanistyczna, tu jest::
    " – Ilu ich musimy zabić, ilu oni nas muszą zabić, aby wszyscy zrozumieli, że mordujemy nie tych i nie tamtych, ale samych siebie."
    Poprzedzona w tekście czynem:
    "– Tych słynnych pięciu – potwierdziła przewodniczka – którzy z niewiadomych powodów przestali nagle strzelać i zaczęli znosić rannych z pola bitwy do jaskini. Recz do dziś niewytłumaczalna… "

    Idea nie tylko wprowadzona w czyn, ale w wypadku myśliciela sierżanta Karla - zbawcza w jednej z rzeczywistości, bo córka jest (choć wcześniej, przed lutym 1942 mógł piękną przewodniczkę spłodzić z Rosjanką). He, he - członek najbardziej za sfanatyzowanych formacji SS.

    Brawo, brawo, świetnie napisany tekst! Mogę podywagować jeszcze nad pracowicie powtykanymi szczegółami, ale jeśli mam teraz zupełnie błędną wizję, szkoda klawiatury:)
  • Wrotycz, masz zupełnie prawidłową wizję i bardzo Ci dziękujemy za użycie klawiatury. Wchodzisz w teksty jak nóż w masło i potem smarujesz zadziwiające komentarze. Kim Ty do cholery jesteś? Moja żona powiedziała o Tobie: to kolejny user, który, jak ci powie, że coś spieprzyłeś, to znaczy, że raczej na pewno spieprzyłeś:) (Nachszon)
  • Wrotycz 13.11.2018
    Nachszon, kim tak naprawdę jestem, wie tylko moja połówka. Pozdrawia Twoją:)
    Mówi teraz, że mam zetrzeć z gęby ten idiotyczny, szczęśliwy uśmiech, bo gdzieś tam wcześniej napisałeś: Każda interpretacja jest dobra.
  • Canulas 12.11.2018
    "– Ruscy? – zapytał.
    Leżący na plecach Max zaprzeczył ruchem głowy.
    – Ranny?
    Ten sam gest milczącej negacji." - cudo


    "– Nie wiem, czy to dobry pomysł – Walter Knotte nie był tchórzem, wyraził tylko zwykłą taktyczną wątpliwość." - kolejne cudo. A w ogóle to cudowny cały tekst.

    O tym Ozar mówiłem. Dlatego chciałem, żebyś nie zanuechał współpracy. Tekst PRZESZTOS. MISTRZOSTWO.

    Tam na początku, o tutaj:
    " – Max musimy znaleźć jakieś schronienie, bo inaczej przemarzniemy na amen, a ja kurwa mam już dosyć!" - nie wiem czy kurwa mać nie powinna być ometkowana przecinkami.
    A swoją drogą, abstrahując już od genialności, ciekawy temat, bo... A, to już wyjdzie samo.

    Gratuluję. Kawał czystego srebra.
  • Canulas, baaardzo Ci dziękujemy za wszystko; byłeś (jesteś) motorem tej opowieści. Chcę, aby wszyscy, którzy zetkną się z tym tekstem wiedzieli i pamiętali o tym oraz o tym, że to Ozar wyczarował deszcz, burzę, pięciu ludzi, jaskinię, że to Ozar podzielił się swoją przeogromną wiedzą historyczną, której wycinek znalazł się w tekście, że to Ozar wpadł na pomysł, jak zacząć. Potem siadł przy jaskini i rozbeczał się, bo bał się tam wejść. Moja rola polegała na tym, aby po cichu zajść go od tyłu i kopnąć w dupiszcze, aby tam wleciał. Kiedy już wyszedł, był przerażony i nie mówił nic. Wziąłem go za fraki i popatrzyłem w oczy. To, co w nich tkwiło, to przerażenie. Zobaczył tam najpotworniejszą rzecz jaką może zobaczyć człowiek - zwykłą, prostą ludzką dobroć. Obydwu Wam dziękuję za wspaniałą przygodę. Moja rola tutaj to tylko adiustacja tekstu. Co do przecinków ometkowujących, masz rację. Już poprawiam.
  • Canulas 12.11.2018
    Ozar and Nachszon, również dziękuję za jazdę bez trzymanki PRZEWYSOKICH LOTÓW. Ufam, że jeszcze połączycie siły. Nie depresjonuję roli Ozara. Wiem, że w takich skałdach jeden prowadzi, drugi strzela.
  • Canulas 12.11.2018
    I teraz jeszcze szarpnęła mną dwoistość w tytule. Pięknie zawoalowany przekaz. Wszystko na wierzchu, a jednak tak na wierzchu, że aż oślepia i łatwo pzregapić. Pięknie.
  • Canulas, A jednak jesteś naprawdę bardzo dobry....
  • Margerita 12.11.2018
    i ja później wpadnę
  • Czekamy z utęsknieniem:)
  • kalaallisut 12.11.2018
    Biorę!

    Do serca!

    Do jaskini!

    Udało się, genialny pomysł.
  • kalaallisut 12.11.2018
    5 i 5.
  • kalaallisut Bardzo dziękujemy za ciepły komentarz, ocenę i cieszymy się, że się podobało.
  • Po przeczytaniu, mam takie wrażenie, jakby to był wyciąg z tego co ma najlepszego Ozar, oszlifowane i oprawione w szlachetnych metalach, przez znamienitego jubilera, który naprawdę zna się na swojej robocie.
    Świetna robota panowie!
  • Dzięki Maurycy. Jaki ładny, poetycki komentarz! Super, że się spodobało:)
  • Ritha 13.11.2018
    Wiatr huśtał lasem jak wariat dziecięcą kołyską. – ładne porównanie

    Max, prawdopodobnie ranny, zbliżał się do nich, zataczając się i wymiotując – tu mi się troszkę 2 x „się” gryzie

    Ten sam gest milczącej negacji – takie lubię bardzo

    – Sierżancie – zaczął kapral Georg Guderian – tam w jaskini… pan i reszta. Żywi, ale rozbebeszeni, rozkładacie się żywcem. – taki opis też w me gusta

    Jego wiara w duchy była tak silna jak wiara Żyda w niepokalane poczęcie – hahahaha

    Nagle zespolony dźwięk mechanicznych silników, maszynowej broni, wybuchających bomb, eksplodujących min, zwierzęcych jęków, ludzkich krzyków ucichł – i ta wyliczanka, cudo

    Wykorzystywane przez oddziały SS znakomite, celne działa przeciwlotnicze kaliber 88 miały zasięg prawie dwóch kilometrów, a rosyjskie tanki musiały podjechać na odległość pięciuset, sześciuset metrów do celu – i ciekawostki historyczne również fajnie wplecione, lubię teksty, z których jakąś nienachalną wiedzę człowiek wynosi

    Recz do dziś niewytłumaczalna… - Rzecz* (?)

    – Ilu ich musimy zabić, ilu oni nas muszą zabić, aby wszyscy zrozumieli, że mordujemy nie tych i nie tamtych, ale samych siebie <3

    Może Maksa – wcześniej pisaliście Max przez x
    Dialogi bardzo naturalne i adekwatne (słownictwo) do klimatu opowiadania. I właśnie klimat, bardzo spójny i historia ciekawa, i język, sposób przedstawienia, no, kurde, podoba mi się. Czytałabym jeszcze, wiec jest git. Good job, guys.
  • Dzięki Ritha śliczne.
    a) "się" - jak zwróciłaś uwagę, to i mi się gryzie, wcześniej jakoś nie. Na razie nie mam pomysłu, ale może Ozar coś wymyśli.
    b) Oczywiście, że *Rzecz miała być i teraz już chyba jest:)
    c) Max-Maksa - Według mojej starodawnej wiedzy, jeżeli w języku polskim w nominativus coś zawiera x, to w pozostałych przypadkach zmienia się na "ks". Ale te zasady zmieniają się, chociaż ta akurat chyba pozostała, sprawdzę jeszcze.
    Jeszcze raz bardzo dziękujemy za przeczytanie i komentarz i jakże cenne uwagi:) (Nachszon)
  • Ozar 13.11.2018
    Tak żeby była jasność w temacie. Tekst odkryłem przed chwilą i dopiero go czytam z wielkimi oczami. Tak poważnie to mój test a właściwie mój poprawiony jest do słów "Guderian natychmiast ruszył wzdłuż muru" - dalej to wersja Nachszona, delikatnie mówiąc dość daleka od mojej!!!
  • Canulas 13.11.2018
    Ozar - również Ci gratuluję. Żeby mogło powstać B, ktoś musi zacząć od A. Ty zacząłeś. Ten model pracy jest mi znany, choć my z RIthą pracujemy nieco inaczej.
    Często Cię strofuję czy coś, ale akurat tutaj nic sobie nie umniejszaj. Pamiętaj, że był moment, gdzie od Ciebie zależało - od Twej decyzji - co będzie z tym dalej. Kawał tekstu ogarneliście.
    Brawo.
  • Ozar 13.11.2018
    Canulas Zgoda, ale to nie ten las, nie ten mysliwy, nie ten wilk i nie ten czerwony kapturek.
  • Nachszon 13.11.2018
    Ozar, nie sraj we własne gniazdo. Odkąd zaczęliśmy wspólną pracę nad tekstem, nie ma wersji Twojej czy mojej, tylko nasza. A już na pewno bardziej Twoja niż moja bo mnie ten tekst tak naprawdę chuj obchodzi. Ty mnie obchodzisz, żebyś nauczył się pisać, łamać schematy, igrać z czasem i przestrzenią. Fantastyka to nie bestie, wilki, itp. Zresztą tu jest bestia. Tą bestią jest wojna. Jakbyś nie miał w sobie tego tekstu, to gówno by z tego było. Teraz tam u siebie możesz pisać, co chcesz, a jak to Cię wkurwia co jest tutaj, to wykasuję.
  • Ozar 13.11.2018
    Nachszon Nie oto chodzi, ale poszedłeś w inna stronę. Dla mnie to miał być początek serii fantasy, przygód plutonu SS, a nie jakieś przeniesienie do lat współczesnych. To inna bajka.
  • Ozar 13.11.2018
    Ozar Fantasy to bestie i wilki !!!
  • Ozar Luz, oczywiście. To bestie i wilki. Sorry tak w ogóle. Nie ma już o czym mówić:)
  • Justyska 13.11.2018
    "Ilu ich musimy zabić, ilu oni nas muszą zabić, aby wszyscy zrozumieli, że mordujemy nie tych i nie tamtych, ale samych siebie." - dla mnie to jest sedno tekstu. Podobają mi się te przeskoki w czasie, bo nadają historii charakter wielowymiarowej ponadczasowej) prawdy.
    Daliście we dwójkę czadu jak to mówią. Warto był przeczytać. To taki komentarz na gorąco, bo muszę sobie to jeszcze przemyśleć.
    Pozdrawiam serdecznie i gratuluję owocnej współpracy!
  • Ozar 13.11.2018
    Justynka Zgoda, ale to nie ten las, nie ten mysliwy, nie ten wilk i nie ten czerwony kapturek. Mam nadzieję że rozumiesz przesłanie. Ja nie mówię że to jest złe, jest dobre, ale to nie moja bajka.
  • Canulas 13.11.2018
    Ozar i tak gratuluję.
  • Justyska 13.11.2018
    ja tam nie wiem, ale dobrze, że się załapałam...:)
  • Ozar 13.11.2018
    Justyska To dośc proste Nachszon wrzucił swój tekst no tak od połowy tego tekstu jako nasz wspólny, a wspólny nie jest. Kropka.
  • Justyska 13.11.2018
    Ozar rozumiem. Serio.
  • Nachszon 14.11.2018
    Justyska Och, naprawdę? Rozumiesz Ozara? No popatrz, biedny Ozar, którego trzeba przytulić i pocieszyć i ten zawsze wredny Nachszon...
  • Justyska 14.11.2018
    Nachszon nie to miałam na myśli. Rozumiem co próbował powiedzieć. A co do przewagi autorskiej tekstu to mi w sumie wszystko jedno, którego z Was jest więcej. Tekst mi się podobał i tyle.
  • Margerita 13.11.2018
    Podobało mi się
  • Nachszon 13.11.2018
    Mi też Marg.
  • Ritha 13.11.2018
    Ci sie stako z tekstem?
  • Ritha 13.11.2018
    Był bardzo dobry :(
  • Nachszon 13.11.2018
    Ritha Teraz jest lepszy. Szybciej się czyta:)
  • Ritha 13.11.2018
    Nachszon hahaha, taa. Jest to jakis plus.
  • Agnieszka Gu 14.11.2018
    Witam... a co tu się zadziało... ?
    Proszę, nie... ja się domagam przywrócenia tekstu cobym mogła zerknąć łaskawym okiem i się po delektować...
  • Nachszon 14.11.2018
    A to zgłoś się Agniecha do Ozara. To On musi jednoznacznie i bez cienia wątpliwości zgodzić się na umieszczenie tego tekstu tutaj. Jeszcze trochę czasu ma. Potem już będzie pozamiatane.
  • Agnieszka Gu 14.11.2018
    Ehhh Ozar! ;)))
  • Agnieszka Gu 23.11.2018
    ok, zatem jestem :)
    Lecim z tekstem...

    "Wiatr huśtał lasem jak wariat dziecięcą kołyską." — i świetnie się zaczyna. Cały pierwszy akapit, nie wybitny, ale dobrze wprowadzający w nastrój...

    "– Nie wiem, czy to dobry pomysł – Walter Knotte nie był tchórzem, wyraził tylko zwykłą taktyczną wątpliwość. Jego wiara w duchy była tak silna jak wiara Żyda w niepokalane poczęcie." — ten moment jest fajnie rozpisany. Generalnie dialogi - krótkie, zwięzłe - idealne do takiej sytuacji. Super.
    Potem makabryczne obrazy - idealnie wplecione...
    Świetne. Te przeniesienia w czasie... Widzę to oczami wyobraźni. Super. Idea i zamysł, oraz wykonanie - bardzo na tak.

    Warto było się tu zakręcić :)
    Pozdrawiam :))
  • Agnieszka, Dream team bardzo Ci dziękuje za komentarz. Ale makabryczne obrazy? Nie ma tu takich... chyba:). Zwróciłaś uwagę Agnieszka, że dialogi są krótkie. No, w końcu to wojsko, niemieckie wojsko:). Jeszcze raz dziękujemy bardzo.
  • Agnieszka Gu 23.11.2018
    Ozar and Nachszon Te "makabryczne obrazy" to mnie się wyświetliły w głowie - w sensie pozytywnym naturalnie... Lubię, jak mi "coś" świta, tudzież wyświetla się w głowie ;))
    Pozdrowionka :)
  • Nachszon 15.11.2018
    Po chłodnym przemyśleniu doszedłem do wniosku, że nie ma ani jednego powodu, dla którego tekst ten miałby stąd zniknąć. Wrócił więc i zostanie.

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania