Czerwony Świt-Rozdział 3

Laura była zawiedziona rzeczywistością, dziki zachód opisywany w wielu książkach znacząco różnił się od realiów. Wszędzie brud, smród zwierząt i prochu. Czy ktoś tu w ogóle słyszał o czymś takim jak kąpiel? Ludzie tu cuchną gorzej od biedaków w najpodlejszych dziurach Londynu. Gdzie szlachetni kowboje? Odważni Indianie? Nieskończone prerie? Dziewczyna westchnęła głośno.

– Nawet książek tu nie mają. Dookoła tylko śmierć i praca.

– Widzę, że panienka porzuciła tę przerysowaną opinie o tutejszych ziemiach. – John oparł się o balustradę budynku, trzymając w zębach zapaloną fajkę.

– Mógłbyś ograniczyć to palenie, szkodzi to twojemu organizmowi.

– Panienka raczy wybaczyć, ale na starość człowiekowi wszystko jedno. – Uśmiechnął się szeroko.

– Ożeniłbyś się wreszcie, odpowiednia kobieta zadbałaby o ciebie. – Nie dawała za wygraną, w końcu dyskusja odpędzała nudę.

– A na co mi taka kula u nogi? Jak mi się zechce, odwiedzę w miasteczku pewien przybytek, jestem kawalerem i nim będę aż po śmierć. – Widząc, że żaden argument nie przekona żołnierza, powróciła do obserwacji podwórza fortu, akurat wracał wysłany przez jej ojca patrol, spomiędzy nich można było zauważyć podeszłego wiekiem Indianina.

– John, John. A kogo tam przywieźli kawalerzyści? Mieli przywieźć przestępcę, a ja tu widzę nieszkodliwego starca. – Z zainteresowaniem przyglądała się przybyłemu.

– Zapewne nie on jest winowajcą, ofiarował się pewnie za syna, albo innego krewnego.

– Jak tak można! Przecież to niesprawiedliwość. – Piękna twarzyczka wyrażała głębokie wzburzenie.

– Być może w Anglii, ale nie tutaj, gdzie liczy się tylko wykonanie kary. Nikomu się nie chce urządzać żmudnych procesów. Zresztą znajdź tu jakiegoś porządnego sędziego.

 

Zaprowadzono skazanego przed oblicze Olivera Foresta, naczelnika fortu.

– Rozetnijcie te cholerne więzy. – Zdenerwował się, widząc skrępowanego wodza.

– Ależ kom... – Lecz ten zgromił żołnierza wzrokiem, nieznoszącym sprzeciwu. Eskorta uwolniła Sędziwego Byka i posadziła go na krześle.

– Witam cię wielki wodzu Siuksów, szkoda, że nasze ponowne spotkanie odbywa się w takich okolicznościach.

– Za błędy dzieci płacą rodzice, komendancie Forest, teraz nadeszła moja chwila, by w końcu stać się prawdziwym ojcem. Nie mogę pozwolić, by jego młode życie skończyło się na szafocie.

– Najchętniej sam bym cię uwolnił, jednak rozkazy są bezwzględne, winowajca musi ponieść karę. Tych trzech zabitych traperów było pracownikami bogatego ranczera Williamsa, nawet tutaj majętni ludzie stanowią prawo. Zabierzcie go do szopy obok stajni, dajcie zjeść i coś wypić, pod żadnym pozorem niech żaden z was nie śmie go związać. Czy to jasne? – Kapitan Smith chciał zaprotestować, lecz zabrakło mu śmiałości, chwycili Indianina i odprowadzili w wyznaczone miejsce.

 

W twierdzy zapadł zmrok, a ciszę przerywały miarowe kroki patrolujących żołnierzy na palisadzie. Między budynkami szybko przemieszczała się postać, której sylwetka co jakiś czas odbijała się w świetle księżyca. Tak długo skradała się, aż dotarła do ściany bocznej małej szopy, tam odsunęła luźną deskę i była już w środku. W centralnym miejscu budynku, grzejąc się przy ognisku, siedział Sędziwy Byk, wpatrując się w skaczący płomień. Nie odwracając głowy, cicho rzekł:

– Wyjdź biała squaw, w twoich krokach nie słyszę nienawiści, czy też strachu, tylko ciekawość, a ta najbardziej zgubna jest dla człowieka.

– Jak mnie usłyszałeś? – Laura odwiązała jedwabny szal, którym zasłoniła twarz.

– Wasze uszy zniszczone są przez miejski jazgot, nasze za to kojone przez dźwięki natury, mogą bardzo wiele dostrzec. Dodatkowo stąpasz niczym motyl, dlatego nie mógł być to mężczyzna. Siadaj więc i ugrzej się w mroźną noc. – Gestem dłoni zachęcił ją, by zajęło miejsce naprzeciwko niego.

– Jaką mam pewność, że nie porwiesz mnie i nie uczynisz swoją zakładniczką? – Twarz starca po raz pierwszy uśmiechnęła się.

– Gdybym miał ponad dwadzieścia wiosen mniej mogłabyś się mnie obawiać, teraz jestem tylko starym Indianinem, czekającym na swój koniec.

– Czemu tu wszystko jest inne niż w tych pięknych opowieściach? – Założyła rękę na rękę, a jej mina rozbawiła Sędziwego Byka.

– Jesteś Laura Forest, prawda? Słyszałem, jak żołnierze rozmawiają o córce naczelnika fortu. Skończyłaś osiemnaście wiosen, a tyle w tobie naiwności i dziecięcej głupoty. Zupełnie inna od mojego syna. Ty widzisz piękno natury, on pole łowieckie...

– Bez przesady, jestem tylko marzycielką. A ty wodzu nie chcesz iść od swojego potomka? Mogłabym cię uwolnić...

– Młoda duszyczko tyle w tobie dobroci, ale gdybym chciał, sam bym to zrobił. Ucieczka nic tu nie da, znają miejsce przebywania mojego plemienia, znowu polałaby się krew. Mój czas się kończy, czuję, jak życie powoli ucieka z mojego ciała, dlatego chcę zrobić ostatnią rzecz godną prawdziwego ojca. Poświecić się, dla jego dobra.– Widać było, że Sędziwy Byk nie żartuję, ani jeden mięsień na jego twarzy nie drgnął.

– Przecież martwisz się o niego, to nie jest postawa godna rodzica? – Rozłożyła ręce nad ogniskiem, grzejąc drżące dłonie.

– Błędów przeszłości nie da się wymazać samą myślą. Gdy moje kości nie były jeszcze takie stare, zamiast opiekować się żoną i dzieckiem wojowałem, a na moim pasie wisiały skalpy wrogów. Przelewałem krew, kończyłem kolejne życia, a moja ukochana słabła. O jej ciężkim stanie dowiedziałem się dopiero przy samym końcu jej żywota, później pozostał mi tylko Czarny Niedźwiedź. Jednak nie potrafiłem mu wpoić odpowiednich wartości, które sam poznałem po jej śmierci. Wyrósł na człowieka, który dla własnych celów, ideałów jest zdolny pozbyć się każdego na swojej drodze, dla niego życie nie znaczy nic, jest tylko ciągłą walką. W pogardzie ma białych, swoich towarzyszy pragnących pokoju i ludzi słabszych od siebie. Może po mojej śmierci zrozumie, że trzeba się zmienić. – Ciężka cisza zapadła w szopce, dopiero kilka minut później nieśmiało odezwała się dziewczyna.

– Czyli chcesz umrzeć, dyndając na sznurze?

– Twój ojciec panienko jest dobrym człowiekiem, udało mu się zmienić wyrok na rozstrzelanie przez pluton, dadzą mi również kamienny tomahawk, bym umarł tak, jak wojownik. Jednego się obawiam, że mój syn nie zrozumie mojego postępowania i nadciągnie mi z pomocą. Nadal myśli, że czasy świetności Indian nadejdą, prawda jest bardziej bolesna. Już nie czerwonoskórzy władać będą tą krainą, lecz ludzie o bladych licach i kamiennych sercach, którzy są niczym zaraza, przynosząc ze sobą śmierć i zniszczenie. Chciwi egoiści pragnący coraz więcej i więcej, co zaspokoi ich ciągłą żądzę, jak posiądą wszystko? Zapewne zaczną bić się miedzy sobą, w waszych żyłach nie ma pokoju, jest tylko ciągła wojna... – Laura stwierdziła, że pora na nią, kiwnęła głową na znak pożegnania, po czym opuściła budynek tak, jak weszła. W jej głowie wciąż dudniły słowa starca, mimo że jej dobre serce buntowało się przeciwko nim, to jednak w głębi duszy wiedziała, że miał on rację, szczególnie gdy zna się historię Europy...

Średnia ocena: 2.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania