Czternaście godzin snu Sofoklesa

Cały dzień był piekielnie gorący, i druh mój mało się odzywał, nawet przez chwilę myślałem, że się obraża. Pytałem go.

- Obrażasz się?

- Nie - odpowiadał.

I tak cały ranek. Śniadanie - cisza. Drugie śniadanie - cisza. Trzecie - cisza. Szło zwariować. W końcu w okolicy czwartego śniadania, czyli pory wczesnopopołudniowego wina i tradycyjnego pieczywa, odezwał się do mnie sam.

- Armstrong, co ty wyczyniasz? - Wskazał palcem na moje wycinanie środka czemuś, co z braku lepszego określenia można by nazwać bułką. - Dobremu pieczywu idziesz pod górkę, wszak niewolnik mógł to zjeść, czy dziecko, a ty tu takie paproctwo wyczyniasz, marnotrawstwu mówię stanowcze "nie". - Przez chwilę usiłował zabrać mi ów nieszczęsny kawałek pieczywa, jednak zrezygnował, gdy ujrzał, że rozrywam go na kawałki i zjadam. - No, teraz toś mnie zdrzaźnił, ale wybaczam od razu. Zapomniane, bracie. - Klepnął mnie w ramię, nielekko. - Po coś wycinał dziurę w pieczywie?

- Lubię pieczywo z dziurką, Sofoklesie.

Ateńczyk żachnął się.

- Przecież to można było niewolnikowi powiedzieć, że chcesz, to byś miał! Mam zawołać piekarza?

- Nie, przestań - zaprotestowałem - dobrze jest, jak jest.

Siedzieliśmy przez chwilę, kontemplując ciszę w cieniu porastającej wszystko wokół winorośli.

- Mam zagwozdkę, przyjacielu - zwierzył mi się nagle. - Mam genialny pomysł na tragedię, ale poszukuję, wiesz, odpowiedniego zagmatwania fabuły, żeby to wszystko, wiesz, zadziałało.

Obok nas przemknęła czterdziestoletnia na oko babeczka, prowadząc w ustronne miejsce gładkiego chłopca, niewolnika. Sofokles spojrzał za nią, więc uniosłem brwi pytająco. Machnął ręką, jakby muchę odganiał.

- O tym napisz - rzekłem, zapraszając go do inspiracji otaczającym go życiem. Zza niedalekiej kolumnady rozległy się ochy i achy, przypuszczalnie mijającej nas przed chwilą matrony.

- O czym? O tej świrniętej, wypełnionej chucią po czoło niewiaście? A cóż ja mógłbym o niej napisać? - Załamał ręce, ukrył twarz w dłoniach i masował palcami włosy przez chwilę.

- Napisz, że gzi się z synem, to dobre jest, pikantne, Sof. Ludzie lubią historie okrutne, z pieprzykiem, sam wiesz najlepiej.

Sofokles patrzył na mnie tak, jakby miała mi z czoła druga głowa wyrosnąć.

- Przecież takie rzeczy to temat na amforę, na wazę do zupy! A nie na tragedię, człowieku! Dialogi mam na ochy i achy rozpisać? Gdzie ty tu jakiś haczyk widzisz?

Wstał, zaszurał sandałami, kopnął sunącego obok ślimaka. Popatrzył na mnie wyczekująco. Sofokles, noe ślimak.

- A co, jeśli on nie wiedział, że to jego matka? - zapytałem.

- Muszę się z tym przespać - oznajmił i odszedł w stronę domu.

Gdy ponownie się spotkaliśmy następnego ranka, rzucił mi kawałek pieczywa z dziurką.

- Masz, prezent od mojej żony, podobno na kolację nie wróciłeś, a dziś na pierwszym śniadaniu również cię nie było.

Fakt, nie było mnie. Wiązała się z tym historia słabości mego charakteru połączona z nieznajomością miasta i skłonnością do uciech cielesnych.

- Dramatycznie się zgubiłem podczas spaceru uliczkami i wylądowałem w świątyni, gdzie w zamian za kilka chwil modlitwy, piękna kobieta zaopiekowała się moimi doczesnymi potrzebami, a potem, gdy zasnąłem, przykryła litościwie derką. Noc na szczęście nie była zimna, a przechodnie poranne pokierowały mnie do twego domu.

Sofokles zaśmiał się, jakbym mu żart opowiedział, a to przecież żaden żart, szczera prawda. Pewnie myślał, że gdzieś zachlałem czy w bibliotece ślęczałem do rana. On by tak pewnie zrobił.

- Wymyśliłem coś takiego - zaczął, patrząc na uliczny zgiełk i masy ludzi sunące za swoimi sprawami. - Będzie facet, co faktycznie, jak sugerowałeś, kopulował będzie z matką. I nie będzie wiedział, że to jego matka. Więcej! Ktoś jego ojcu głupot naopowiada, że syn go zabije i zerżnie matkę...

Przysiedliśmy na schodach do jakiejś świątyni i Sofokles rozkręcił się na dobre. Zza pazuchy wyciągnął zaawansowane notatki, które był robił odkąd odszedł wczoraj. Patałach przyznał mi się, że spał i budził się, by notować - na przemian - przez czternaście godzin!. Efektem więc była skomplikowana historia, gdzie ogniste rydwany, smoki, latający ślepcy i - ku mej uciesze - zastępy atrakcyjnych, chętnych kobiet o krągłych piersiach i pośladkach, do spółki z niewolnicami wytwarzającymi pieczywo z dziurką i mówiącymi posągami penisów z brązu brały udział jako tło do kazirodczej historii o synu robiącym dziecko z ojcem i zabijającym matkę.

- Czy na odwrót. - Wzruszył ramionami. - Jeszcze się nie zdecydowałem. Zresztą sam przeczytaj. - Podał mi kartkę ze streszczeniem.

Patrzył na mnie badawczo, gdy analizowałem jego historię. Dobra, smok porywa ojca, który oślepia syna, który zaś kopuluje z matką i sfinksem, do tego pasterze przebijają mu stopy i oddają bezdzietnemu królowi, który nie chce umrzeć, więc zabija smoka i odjeżdża rydwanem...

Podniosłem wzrok znad tekstu i spojrzałem na Sofoklesa poważnie.

- Robisz mnie w konia, prawda? - spytałem, gdy nozdrza jęły mu się rozszerzać, a warga drżeć.

Ateńczyk sekundę później wybuchnął śmiechem i rozrechotał się na dobre, trzymał za boki i wył. Uwadze mej nie umknęło, że autentycznie popłakał się ze śmiechu. Gdy skończył chichotać, pstryknął na czającego się nieopodal niewolnika. Facet położył obok nas tacę z jedną tabliczką. Sofokles zaprosił mnie gestem do wzięcia jej do ręki i zapoznania się z treścią.

Ileż ulgi na mnie spłynęło po lekturze tej tabliczki...! Sofokles, stary diabeł, spędził pół wieczoru, knując idiotyzmy o ognistych smokach i matkach zabijających synów za stosunki ojca ze sfinksem - a tutaj miał, szczwany lis, wszystko napisane ładnie i z sensem.

- Brakuje mi tu tylko motora napędzającego te wszystkie śmierci. - Nie zdążyłem ugryźć się w język.

- Motora...? - zakłopotał się tamten.

Cholerka, no!

- Wiesz, lokomo... - To było trudniejsze, niż myślałem. - Jakiś, czy ja wiem, miecz musi nad nimi wszystkimi wisieć, żeby ich śmierć miała sens, wiesz? Inaczej nikt ci nie uwierzy, że bogacz Udup nagle porzuci fajne ruchanie, co z tego że stara, jak zadbana i niebrzydka -

Wszedł mi w słowo.

- Edyp, nie udup! - Dał mi kuksańca. Niewzruszony kontynuowałem.

- Więc ja na jego miejscu bym nie porzucił bogactw, nie oślepił się i nie poszedł na żebry, człowieku. Sorry, ale nie. - Rozłożyłem ręce. - Coś taki dla niego przychylny? Drugą część z nim planujesz?

Sofokles uniósł palec.

- Fatum - rzekł cicho, strzelając oczami na boki.

- Co? - Nie, że nie dosłyszałem, po prostu nie znam słowa.

- Fatum! - warknął, aż niewolnik zrobił krok w tył.

Ciekawe, czy specjalnie się cofnął, bo mają to ustalone, czy po prostu naturalna reakcja. Może się boi psów i zareagował tak na warkot. Czekam, aż Sofokles kłapnie paszczą i trzeba go będzie uśpić.

- Fatum, człowieku... Fatum! Nie wiesz, co to jest? To takie coś, wiesz! No, nieodwracalne przeznaczenie! - zniżył głos.

- Dlaczego zniżasz głos?

- Ktoś może podsłuchać, napisać o tym i zdobyć nagrodę za najlepszy dramat, a tego byśmy nie chcieli... - wyjaśnił. - Fatum, mój dobry Armstrongu, to miecz bogów. Wisi nad człowiekiem, jak sugerowałeś, widoczny jak wzwód w todze, i co byś nie zrobił...

- To i tak dupa z tyłu.

- Właśnie! - wrzasnął Sofokles i wyrżnął mi klepnięcie w plecy o takiej mocy, żem ze schodów zleciał. Na szczęście jedynie z trzech, bo doskoczył do mnie i powstrzymał przed upadkiem wyżej wspomniany niewolnik. Otrzepał mnie z bliżej nieokreślonego pyłku.

- Siadaj, nie udawaj! - Sofokles zapraszająco poklepał stopień, na którym siedział.

Udałem, że się dąsam, ale tylko przez chwilę. I tak nie przeprosił, skurczysynek.

- Dobra, no, wybacz mi, żem cię tak klepnął mocno, Armstrongu. Wybacz mi! O czym to mówiliśmy?

- O mieczu bogów, co wisi nad człowiekiem. Dla mnie to trochę naciągane - powiedziałem - wszystko tak można sprzedać. Wszyscy bohaterowie padną jak muchy, a chór powie, że taka była wola bogów i to wystarczy? Dla mnie to za mało.

Sofokles rozjarzył się, mało mu zęby nie wypadły z gęby, taki uśmiech mi zaprezentował, a w oczach miał świadomość magika, który zna o jeden fakt więcej, niż widownia.

- Zapomniałeś... - Zniżył głos do szeptu. - ...że ludzie to idioci. Łykną wszystko.

- Nie jesteś ty aby zbyt cyniczny? - spytałem.

- Siedzimy na schodach do świątyni! Rozejrzyj sie, jaki ruch! Codziennie w tę i z powrotem setki ludzi cisną po tych schodach, żeby zdobyć przychylność bogów.

- I zdobywają? - wypsnęło mi się.

Sofokles popatrzył na mnie spojrzeniem sugerującym, że na tym etapie konwersacji warto byłoby mieć mózg na chodzie.

- Zróbmy więc eksperyment: Dasz mi obola i powiesz, że prosisz, żebym ci nie dawał w gębę. No, wyskakuj z obola.

Dałem mu monetę i poprosiłem.

- I co, zadziałało?

- Nie dałeś mi w gębę, to fakt.

- Widzisz, jak to działa? Teraz daj mi drugiego, żebym nie dał ci w gębę.

- Bez sensu, dostałeś jednego.

Dostałem, mówiąc językiem gminu, lepę na ryj, tym razem niewolnik był obok i nawet półdupka od schodka nie oderwałem.

- Okej, dobra, widzę to - zapowiedziałem, unosząc ręce w geście poddania się. Nie było mocno, ale wystarczyło.

- Mówię ci, chłopie, to będzie sukces - rzekł, wstając. Uścisnęliśmy się i oddał mi mojego obola.

Nasze drogi się rozeszły i nie rozmawialiśmy więcej, lecz któregoś dnia na ulicy dostałem od niewolnika paczkę. W środku była bułka z dziurką i wciśniętym do środka obolem. "Sukces" - głosił wypieczony napis.

Odnalazłem go więc w teatrze i dałem mu w gębę. Nie wyglądał, jakby się spodziewał.

Fatum, akurat.

Średnia ocena: 4.0  Głosów: 4

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (5)

  • Canulas 15.05.2018
    "Popatrzył na mnie wyczekująco. Sofokles, noe ślimak." - nie.

    "Patałach przyznał mi się, że spał i budził się, by notować - na przemian - przez czternaście godzin!." - nie jestem fanem kropek po wykrzyknikach.

    Noo, znów siedzieli, znów rozmawiali. Znów pieczywo, ale... Jakieś ciekawsze, celniejsze, śmieśniejsze. Słowem -" lepsiejsze".
  • Okropny 15.05.2018
    Kurwa, nie zauważyłem tych dwóch. Tak to jest, jak z telefonu. Poprawię potem.

    Thx zax visitex
  • Canulas 15.05.2018
    Okropny jak na pisanie z tel, to i tak bajaderra
  • Elekt 15.05.2018
    Pięć
  • Okropny 15.05.2018
    Tak bez niczego, Mar?

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania