Czy bycie wnukiem szaleńca może być dziwne? - Krótka Historia- Rozdział 1

" Mówi się że granica między zdrowym rozsądkiem a czystym szaleństwem jest bardzo cienka."

 

Sam nigdy nie rozumiałem znaczenia jakie ukryte było za tymi słowami przez strasznie długi czas. Sens tych słów dane mi było zrozumieć dopiero późnego lata, w roku dwa tysiące siódmym, miesiąc po tym jak wprowadziłem się do pokoju dziadka w jednym z wielu wznoszących się po chmury, wieżowcu. Wszystko rozegrało się na przestrzeni kilku dni, dni które były strasznie parne a szanse na jakiekolwiek zachmurzenie czy choćby małe opady, zerowe.

 

- Dziadku.... Obawiam się że powoli zaczyna ci odbijać.

Mężczyzna z siwymi włosami i długą spiczastą brodą zakrywającą niemalże całe usta spojrzał na mnie, ukrytymi za parą bystrych okularów, oczami. Gdyby nie skąpe oświetlenie pokoju, którego położenie w zachodniej części bloku uniemożliwiało dostanie się promieni słonecznych z samego rana, pomyślałbym że jego oczy są wygaszone oraz.... puste. Jednak słabe światło zalewające nasz pokój wystarczało by zobaczyć błysk w jego spojrzeniu, które z każdą sekundą stawało się coraz bardziej klarowne.

Ku mojemu zaskoczeniu nie odpowiedział, zamiast tego stał z poważnym wyrazem twarzy przez dobre dwie minuty i przez to byłem w stanie przyjrzeć się ostrym rysom jego twarzy. Ostre rysy świadczyły że w latach młodości prawdopodobnie był czarownej urody...

..Ale te czasy stały się jedynie reliktem przeszłości.

- Odbija mi ?! - Odpowiedział na moje stwierdzenie ze stoickim spokojem, chociaż ton w którym to wypowiedział zdawał się świadczyć przeciwnie. Zasiadł na starej karmazynowej sofie kupionej na przecenie za zaskakująco małą sumę i siedział twarzą zwróconą w kierunku płaskiego telewizora. Nie patrzył on jednak na ekran, który był czarny ponieważ nie włączył żadnego programu, ekran był koloru czarnego ponieważ szybował spojrzeniem na stos książek w twardej oprawie, każda z nich wyglądała na opasłe tomiszcze - Czy naprawdę uważasz że mi odbiło ?

- Osobiście to trudno mi to określić, ale ludzie na dole często o tym gadają.

- Ludzie na dole ? - Odparł jakby nie zrozumiał sensu moich słów.

- Chodzi mi o naszych sąsiadów dwa piętra niżej.

- Ach tak ! - Zreflektował się - Chodzi pewnie o te dwie stare ropuchy z pokoju numer 5 oraz 6 ?

Poruszyłem głową w taki sposób, że znajdowała się w jednej sekundzie na moim lewym ramieniu. Jako w tej przedziwnej pozycji moje ramiona były nieświadomie rozchylone, dziadek potraktował moje zachowanie jako odpowiedź twierdzącą.

- Rozumiem - Powiedział przerywając głuchą ciszę.

Wyglądając przez zasłonięte skromnymi brunatnymi zasłonami okno, byłem w stanie zauważyć ogromne centrum handlowe i wchodzących do niego ludzi, podobnie jak oni, ja i mój dziadek, chodzili by dokonać zakupów mających wystarczyć na tydzień, do kolejnego wtorku. Wtorek był bowiem jedynym dniem w którym ów centrum było otwierane. Szliśmy do niego dzisiaj o godzinie ósmej trzydzieści, od tamtej pory minęły trzy godziny.

- Jak myślisz ? Słusznie uważają - Spytałem ale dalej patrzyłem przez malusieńkie okno aż w końcu ustaliłem że odwrócenie się będzie w tej chwili najlepsze co mogę zrobić.

Dziadek jedynie parsknął szyderczym śmiechem rozbawienia i wyciągnął do przodu stopy by położyć je na czarnym stoliku do kawy, wziął swój kajet*[1] w starej, kasztanowej oprawie.

Gdy otworzył kajet, wypadły z niego trzy kartki w kratkę oraz jedna w linię. Kartki w kratkę zawierały bohomazy o owalnym kształcie, rozmazane linie którymi je rysowane wskazywały na połowiczną ilość grafitu, drugą połowę stanowiły byle jakie pociągnięcia długopisem.

Kartka w linie przyćmiewała wszystkie poprzednie ilustracje.

Na tej kartce, naszkicowana była postać w ciemnym kapeluszu i równie ciemnym płaszczu, na twarzy ów postaci, występował ogromny szyderczy uśmieszek a jej włosy były jasne i cienkie jak nitki. Postawa postaci naszkicowana była w taki sposób, aby postać patrzyła ostrym jak nóż spojrzeniem wprost na osobę przyglądającą się. Czułem się jak w transie patrząc na tę postać.

- Wiesz, Aidenie*[2] ? Nigdy nie lubiłem tych starych krów, Ba ! Nawet nie mówię im już "Dzień Dobry", niech wiedzą jak to jest być ignorowanym przez innych - Jego niespodziewana gadka wybiła mnie ze stanu transu i ponownie powróciłem ze spojrzeniem na twarz swojego dziadka - A dlaczego mają uważać że mi odbija ? Przecież nie daję im żadnego powodu do takiego osądu.

Staram się uporządkować mętlik w głowie i dobrać słowa tak, aby nie wtargnąć na jego dumę, w tej chwili to ostatnie czego potrzebuję.

- Głównie rozchodzi się o to że całe dnie przebywasz w domu, czytając i rzadko kiedy wychodzisz z domu, a jak już to tylko we wtorki na niecałe dwadzieścia minut - Chociaż cała ta wypowiedź brzmiała o niebo lepiej w mojej głowie, teraz już nie ma odwrotu i muszę dokończyć to co powiedziałem - Nikt, nawet ja, nie wie co porabiasz po całych dniach w tym pokoju bo albo się zamykasz albo cały czas przeglądasz te książki - Wskazuję palcem wskazującym prawej dłoni na wielką biblioteczkę na prawo od telewizji. Biblioteka ta składa się z trzydziestu półek, zaczyna się na samej ziemi a kończy zaledwie kilka centymetrów od białego sufitu.

- A więc to przez ciągłe siedzenie i czytanie nazywają mnie szaleńcem ?! Ha Ha a więc skoro czytanie jest szaleństwem, to jestem prawdziwie szalony !? - Wstał i zaczął rytmicznie podskakiwać na jednej nodze a potem na drugiej i tak w koło Macieju .

- Czyżby sąsiedzi mieli rację ? - Pytam siebie szeptem.

- Coś powiedział ?!

-Nic, nic - Potrząsnąłem głową.

Na twarzy dziadka zauważyłem cień uśmiechu a jego spojrzenie było tak głębokie, że chciało przeszyć całą moją twarz. Dziadek ułożył swoje ręce w powietrzu tworząc tak zwaną "wieżę", czyli jeden powszechnie używany w przemowach gest, który miał podświadomie wpływać na publiczność.

- Skoro tak się troszczysz o swojego dziadka, powiem, nie !, pokażę nad czym pracowałem przez cały mój pobyt w tym parszywym mieszkaniu !

Dziadek oczywiście wyolbrzymiał nazywając swój dom parszywym, prawdę mówiąc za cenę tego tysiąca złotych, nie mógł narzekać, pieniądze z emerytury były bardzo pokaźne i bez problemu starczało mu ich nie tylko na opłatę czynszu lecz także na swoje liczne zachcianki, na przykład słodycze.

Dziadek jak powiedział tak zrobił, zbliżył się do szachownicy z rozstawionymi na niej szachami i posunął postać skoczka, dwa pola do przodu i jedno w lewo. Ruch ten wyglądał jakby zarysowywał ogromną literę L.

Gra w szachy odbywa się na sześćdziesięciu czterech polach a jej celem jest uniemożliwienie królowi wykonania jakiegokolwiek ruchu. Każdy gracz posiada kilka własnych pionków oraz figur "ciężkich", które mogą poruszać się w sposób odmienny od ruchów pionków. Istnieje znikoma szansa na wygranie tej gry przy nieutraceniu ani jednego pionka czy figury ale to zdarza się bardzo rzadko.

Skoczek odciął króla od wszystkich wolnych pól a wspierany przez figurę zwaną wieżą, zablokował mu wszelkie wolne pola do poruszania się.

- Szach i mat ! - Wydał z siebie entuzjastycznie.

Następstwem tego ruchu nie była sama wygrana lecz cichy odgłos dźwiękiem podobnym do tarcia szklanki o drewniany stół, stałem jak wryty i obserwowałem jak biblioteka zaczyna się otwierać, zalewając pokój płachtami kurzu i nieprzyjemnym zapachem. Sekundę przed całkowitym otwarciem, Dziadek tylko ziewnął sugerując że ten widok nie był mu obcy.

- Zrobiłeś tajne przejście ? Przecież mieszkasz w bloku !

- Zdziwiłbyś się ile wolnej przestrzeni znajduje się między pokojami, szczeliny przypominają szerokie kwadraty. Kiedyś ten blok był zbudowany nie od początku lecz jako remont poprzedniej budowli, tym leniom nie chciało się budować od nowa.

- Od jak dawna to jest tu ?

- To ? Ach, masz na myśli przejście, prawda ? Jakieś pół roku po wprowadzeniu się nabrałem ochoty na małe badanie przestrzeni w której mieszkam ( tamtego czasu nie miałem co robić), więc.....

- Zacząłeś kopać... - Dokańczam wywołując na jego ustach śmiech.

- Oj tam od razu kopać, "węszyć", tak to dobre słowo. Teraz, skoro powiedziałeś mi o obgadujących mnie sąsiadach, rozważę nierobienie specjalnego otworu by ich podglądać.

Roześmiał się jeszcze bardziej.

- Widzę że jednak nie próżnowałeś.

- "Zamiary są wiatrem, kiedy nie idą z wykonaniem w parze"*[3]

Dziadek otwartą dłonią wprowadził mnie w głąb przejścia a następnie nakazał zejść po drewnianej drabinie na sam dół. Miałem wrażenie że od całego tego schodzenia padną mi ręce, a myśl że będę wchodził z powrotem na górę, wprowadza moje stopy w drganie.

Po zejściu na dół nie widziałem absolutnie nic jednak mój nos czuł dziwny zapach, podobny do tego jaki można czuć po ulewie. Dziadek podszedł do mnie i wyciągnął dłoń ku górze a następnie zapalił światło.

 

To co zobaczyłem zmieniło moje życie.

- Dziadku ?

- Co ?

- Ty nie jesteś szalony.

Widocznie się zaśmiał.

- Dziękuję że tak....

Przerwałem mu, przystawiając mu palec do ust a następnie zbliżyłem swoje usta do jego ucha szepcząc:

- Ty jesteś SZALEŃCEM

 

CIĄG DALSZY NASTĄPI

 

[1] Kajet - Zeszyt

[2] Aidenie - spolszczona wersja, poprawnie pisać należałoby " Aiden'ie "

[3] "Zamiary są wiatrem, kiedy nie idą z wykonaniem w parze" - William Szekspir, "Makbet"

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania