Poprzednie częściDaily Terribles 1

Daily Terribles 2

W zasadzie nie można powiedzieć nic złego na grudzień.

Wszyscy są dla siebie milsi, śpiewają kolędy, pieką ciasteczka i wydają się jacyś lepsi. Nie mogę powiedzieć, że szczególnie przepadam za samym końcem, gdy rozpoczyna się szał walenia petardami, ale cały miesiąc wydaje mi się taki rozkosznie swojski. Rozwrzeszczane bachory wydają się jakieś takie grzeczniejsze (może liczą na prezenty), nastolatki nie wkurwiają swoim rozpasaniem i wybijaniem szyb po nocach, dorośli wyglądają na mniej zamarudzonych i zanarzekanych, a i moja żona promieniuje szczęściem jak słońce ciepłem.

I tak sobie ten grudzień przeżywamy, każdy po swojemu: żona ubiera drzewko, wiesza bombki, piecze ciasteczka, pilnuje, żeby zgadzała się kolorystyka. Ja zaś chodzę brawurowo po sklepach, kupuję wszelkie imponderabilia i staram się nie marudzić i uśmiechać jednak do świata. W takim właśnie sklepie spotkała mnie ostatnio nieprzyjemna sytuacja, mianowicie byłem mimowolnym świadkiem śmierci kilku osób. Był to nieszczęśliwy wypadek, ale najwyraźniej nic nie można było na to poradzić.

Stałem w kolejce przy stoisku z Wyśmienicie Długaśnym Ciepsem i czekałem, aż zostaną obsłużeni ludzie stojący przede mną. Grubas w futrze, gej w spandeksie, człowiek przebrany za psa, dwie Murzynki z wielkimi pupami i jedna szczupła, blada blondynka, Bawarczyk w tych śmiesznych krótkich spodenkach, dwóch gówniarzy i ja. Sprzedawca ciepsów dwoił się i troił, ale stoisko w Galerii to nie Ikea, tu się wszystko robi z pietyzmem i poszanowaniem sztuki ciepsiarskiej, zwanej kiedyś hotdożerską. Widziałem o tym kiedyś program w telewizji — podobno mafia maczała w tym palce.

Usłyszałem, że za mną ktoś staje, ale nie zwróciłem na to większej uwagi. Usiłowałem właśnie jak najdyskretniej powtarzać ruchy geja. To na wypadek, gdybym w przyszłe Dyniorżnięcie wylosował Eltona Johna, tak jak w tym, tylko że w tym się nie przebrałem, bo się z sąsiadką wymieniłem.W przyszłym mogę nie mieć tyle szczęścia. Gibałem się więc, robiłem ruchy nadgarstkami, stukałem podeszwą buta i trochę tak tańczyłem, jak ten facet. Gość wyglądał jak wielkolud, ale miał najwyżej metr siedemdziesiąt i szpilki z platformą, jak się zorientowałem później, gdy odchodził. Sunął w nich jak żelazko przez koszulę.

Grubas w futrze czekał na geja, zajadając się ciepsem w czekoladzie, jak napisano na szyldzie, absolutną nowinką, nowością, ledwo wymyśloną i od razu uhonorowaną medalem Magdy Gessler. Gej dał radę jednocześnie się gibać, robić nadgarstkiem historie i kupować dwa pełne papierowe worki ciepsów. A potem odeszli w stronę ławek, gdzie usiedli i na zmianę zajadali się ciepsami z worków i karmili nimi człowieka przebranego za psa, który był najwyraźniej z nimi i w kolejce robił sztuczny tłum. Jedna z Murzynek z wielką dupą skomentowała coś głupio, ale nikt nie zareagował. Sprzedawca z zakłopotaną miną czekał, aż Murzynka i ta chuda uspokoją tą pierwszą i złożą zamówienie.

Bawarczyk, czyli Niemiec koło sześćdziesiątki, gapił się obleśnie na dziewczyny i oblizywał te swoje suche wargi, co chwila sięgając do gaci i poprawiając to, co w nich chował. Wydawał na tyle cmokliwe i szelestliwe oddźwięki, że stojące za nim a przede mną gówniarstwo zaczęło go małpować. Podejrzeli widocznie, jak ja małpowałem geja i zachciało im się figli. Podobno tak działa psychologia tłumu, ludzie zachowują się podobnie, gdy są zamknięci w jednym miejscu. Udziela im się wspólne szaleństwo. Gdy Murzynki i ta chuda blondynka odebrały swoje zamówienie, odeszły nieopodal, by na stojąco skonsumować swoje ciepsy i dokuczać gejowi i facetowi w futrze. Dogryzali sobie wszyscy nawzajem dosyć niegroźnie przez chwilę, ale jak w takich przypadkach bywa, biała dziewczyna zakumplowała się z psem i rozeszło się po kościach. Niemiec jednak ledwo co skończył zamawiać Himpel—Schnitzel—Ciepsa, odwrócił się do gówniarzy i dał im po pyskach tak, że nie dość, że ich głowy odbiły się od jego spracowanych, niemieckich dłoni, to jeszcze i od siebie nawzajem. Gówniarze wyciągnęli nunczaka, żeby sprać Bawarczyka ninja-style, ale dziadyga nie wiedzieć skąd wyciągnął Lugera i tak jakoś nieprzyjemnie się zrobiło.

— Zaraz się zacznie — powiedział ten facet, co stał za mną, a którego nie chciało mi się nawet zobaczyć. Teraz też czułem, że jak się nagle odwrócę i go dostrzegę, będzie to głupie, że tak nagle, a nie wcześniej. Stał przecież za mną od dziesięciu minut. Głupio tak (no nie?).

Nie odwróciłem się, tylko tak wyminąłem gówniarzy i podszedłem do lady, żeby złożyć zamówienie. Impas trwał w najlepsze, bo Bawarczyk trzymał Lugera w gotowości, tamci świstali nunczakami, jedna z Murzynek wyciągnęła nie wiedzieć skąd dosyć duży, niklowany rewolwer i zakręciła bębenkiem. Druga Murzynka też coś trzymała, nie widziałem dobrze, a biała chudzinka jak gdyby nic dalej głaskała człowieka przebranego za psa, zupełnie jakby ich dwojga te sprawy nie dotyczyły. Gej i grubas lecieli w ślinę ostro, zupełnie nic sobie nie robiąc z tej całej sytuacji.

— Jednego ciepsa z serem i kukurydzą w cieście naleśnikowym i z dżemem z czarnej porzeczki i cztery na wynos — powiedziałem, a sprzedawca uśmiechnął się do mnie, jakbym spełnił jego największe marzenie i zniknął za lodówką, gdzie mocował się chwilę ze słoikiem. Coś mu wypadło chyba, bo rozległ się taki nagły brzęk. Być może rondel.

Za moimi plecami rozległ się strzał - to Niemiec wypalił z lugera prosto w jednego dzieciaka. Drugi w tym czasie zamachnął się z doskoku na dziada nunczakiem, ale nie trafił, za to dostała przypadkiem w głowę pochylona nad psem blondyna.

— Ała! — powiedziała tak raczej automatycznie, bo nie dostała jakoś bardzo mocno, z tego co zauważyłem. Obserwowałem zza lady, za którą przeskoczyłem zaraz po wystrzale.

— O ty kurwa chuju ty — powiedziała Murzynka i wypaliła w Bawarczyka z trzymanego lekko rewolweru. Facetowi wyrosła wielka dziura na piersi. Pech chciał, że rewolwer wyskoczył Murzynce z ręki i uderzył w twarz drugą Murzynkę.

— Chuj — powiedziała tamta i trzymaną oburącz policyjną berettą walnęła tej pierwszej w łeb, po czym splunęła na ziemię, wypluwając oba przednie zęby.

— Ja pierdolę, ale akcja — powiedział podniecony facet od ciepsów, z łopatką w dłoni.

— No — odpowiedziałem mało elokwentnie, ale tylko na to było mnie w obecnej sytuacji stać, zagapiony byłem mocno rozwój sytuacji.

Pozostały przy życiu małolat wyrwał dziadowi lugera i strzelił do Murzynki z berettą. Zaraz po chwili stał z dwiema spluwami i patrzył obłąkanym wzrokiem po trupach i nielicznych pozostałych przy życiu.

— Na litość boską, palnijżeż se w łeb, głupi gnoju — podpowiedział mu Grubas, ale uniósł ręce w obronnym geście, gdy gówniarz wycelował w niego i geja obie spluwy.

Bum! Bum! Zagrzmiały oba pistolety po raz pierwszy. Gej ostatni raz zawinął nadgarstkiem i osunął się na Grubasa. Spadło mu z ramion futro i okazało się, że wcale nie był taki jakoś przesadnie otyły. To przez futro wyglądał okazale, jak powiedział mamut w bajce dla dzieci.

— Już czas — powiedział facet, na którego nie zwracałem uwagi. Był wysoki, cały w czerni i z kosą, jak jakiś świrnięty rolnik. Kto do Galerii z kosą wchodzi? W grudniu?

Facet machnął kosą i gówniarz padł na miejscu.

Na placu boju zostaliśmy tylko ja, facet od ciepsów, chuda blondynka z facetem przebranym za psa i ten cały kosynier niekościuszkowski. Wrócił do kolejki i wytrzeszczał gały na nas, dwóch facetów za ladą.

— Może pan już wracać — powiedział, wskazując mi moje miejsce na początku kolejki.

Nieśmiało przeskoczyłem ladę i oczekiwałem, aż sprzedawca dostarczy mi moje zamówienie. Gdy to zrobił, powiedziałem i jemu i kosynierowi "do siego roku" i poszedłem w stronę działu z dekoracjami, gdzie moja żona zamawiała pierwszą dostawę flamingów na wiosnę.

— No, co tak długo?

— Kolejka była — odpowiedziałem, zgodnie z prawdą.

A ona spojrzała na mnie, a ja jak obraz nędzy i rozpaczy: jednym rękawie plama krwi, na policzku jakiś rozmazany dżem, na nogawce brązowo-czarna plama.

— A to skąd? — się zapytałem sam. Odtworzyliśmy detektywistycznie z żoną moje kroki.

Facet z kosą dalej tam stał i zajadał się ciepsami. Nie miał nic przeciwko, żebyśmy sprawdzili, od czego mogłem się ubrudzić. Gdy do nas dotarło, zrobiło mi się trochę przykro.

— Jedna z Murzynek była udawana — wyznała mi blondynka głaszcząca człowieka przebranego za psa.

Zostawiłem jej moją wizytówkę, w razie, jakby nie wiedziała, co z nim zrobić. Wysłała mi potem wiadomość, że wieczorem się okazało, że to był pies przebrany za człowieka przebranego za psa.

— Performens — powiedziała wtedy moja żona. Jak zwykle trafnie, zresztą.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 4

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (6)

  • Pan Buczybór 30.12.2018
    Performens? Chyba bardziej happening...
    Tak czy siak, absurdalniej niż wczoraj, ale nadal wszystko jest ukazane w sposób normalny, spokojny - kolejny zwykły dzień w galerii. Znowu bardzo fajny tekst
  • Okropny 30.12.2018
    Dzięki za kolejną wizytę, Buczu.
  • Dekaos Dondi 30.12.2018
    Też fajne. ''że to był pies przebrany za człowieka przebranego za psa'' - znaczy się taka ruska baba? Pozdrawiam→5
  • Okropny 30.12.2018
    Dzięki za odwiedziny, DD, pozdrø
  • Agnieszka Gu 30.12.2018
    Aaaa, to tu też podlecę...
    "... tak jakoś nieprzyjemnie się zrobiło." — wiem, że to wstęp do czegoś strasznego, co się później wydarzy, aleś tak to napisał, że mnie... rozbawiło ;)))
    Świetnie panie Okropny, świetnie :))
    Pozdrowionka
  • Okropny 31.12.2018
    Dzięki wielkie :-)
    Do siego roku!

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania