Daily Terribles - Dzień Świętego Walentego
Kilka dni temu odbyły się te słynne Walentyki. Z tego powodu wszyscy faceci z okolicy, w tym ja, udaliśmy się do biedronki, żeby tam nabyć bukiety dla naszych lubych.
Pierwszy raban zaczął się już przy samym wejściu, kiedy jeden z moich znajomych gejów zawadził platformą buta do tańca na rurze o kartonowy stand z przecenionymi waflami Prince Polo. Huk się zrobił przy tym jakby wybuchła petarda w wiadrze, kolega się potknął i byłby upadł, gdyby nie złapał się szelek jednego ze spóźnionych na własne życie wojowników pędzla i tapety. Tamten zmieszał się, pomógł koledze z makijażem na oczach wstać, ale ostentacyjnie otrzepał po nim ręce, jakby to gej szlifował całe dnie regipsy, a nie on.
No, ale ja nie o tym. Geje robili sobie selfie z bukietami tulipanów, umorusani i czerwoni faceci w ogrodniczkach zaś usiłowali dotykać tych pierwszych jak najmniej, brali po pierwszym z brzegu bukiecie i udawali się w stronę kasy, po drodze zawadzając jedynie o stoisko z przecenionymi w górę czekoladkami w pudełkach w kształcie serca i, oczywiście, drugie tyle zostawali przy ośmiopakach żubra w promocji. Skubani sklepikarze, zawsze wiedzą.
W całym sklepie nie było ani jednej kobiety, poza paniami z obsługi popatrującymi tęsknie w stronę ujebanych z gruzu i śmierdzących jak stare opony facetów po czterdziestce, którzy wylali się ze starego transita. Ta grupka akurat miała mocno wyjebane i nawet nie wyłączyli samochodu na parkingu. Faceci z jajami, od razu było widać.
Geje też to poczuli, bo nagle zrobiło się małe zamieszanie, gdy towarzystwo spod znaku eyelinera przeszli do ofensywy i drobili koncentrycznie wokół przechadzających się pośród kiełbas, lodówek z mięsem i półek z papierem toaletowym facetów z jajami. Ja miałem w ręce tylko bukiet tulipanów i batonika, więc grzecznie stanąłem przy kasach i szukałem widowisk.
– Pan tu nie stał – zauważył jeden z Januszy po pięćdziesiątce, gdy któryś z Andrzejów w okularach, nielicznych inteligentów, przeciskając się do ostatniej kasy, po prostu został w kolejce.
– Ja tu nie stałem, a i owszem – odpowiedział mu tamten, wyraźnie skonfundowany takim obrotem spraw. – Dalej tu nie stoję.
Janusz miał wąsa i wyglądał dosyć groźnie, gdyż w jednej ręce miał cztery puszki piwa w czarno-złotej puszce o nazwie w stylu “Mocarz” czy “Husarz” czy równie zachęcającej do sprawdzenia, ile urosło włosów na piersi od ostatniego spożycia.
– To idź pan stąd na koniec kolejki, dobra? – Janusz zrobił gest, jaki robi się przy małych dzieciach, otwartą dłoń trzymając w gotowości, żeby sprzedać klapsa albo plaskacza.
Stojący obok facet z jajami spojrzał na Janusza jak na debila, co to urwał się z choinki i ma nierówno pod sufitem i nie wszystkich w domu co najmniej.
– Ten pan tylko przechodzi – zasugerował.
– Właśnie, ja tylko przechodzę – odpowiedział tamten i po chwili go nie było.
Pozostał niesmak, bo Janusz zaczął rozglądać się w poszukiwaniu, komu by tu jeszcze można by zwrócić uwagę, a wokół niego byli tylko faceci w szortach, obcasach i kolorowych rajtuzach i w butach na obcasach, ja, oraz oczywiście facet z jajami. Janusz zwrócił się do mnie:
– Panie, co to jest, takie, że facet i nie facet, ubrany tak nie po męsku? – Wskazał palcem obcisłe spodnie jednego z tych krzykliwiej ubranych. – Marsza tu nie chcemy! – dodał, tak niby żartując-nieżartując, odwracając się dookoła i zaglądając w oczy wszystkim, jakby szukając potwierdzenia i jakiejś kumoterskiej duszy, z którą dałoby się wyśmiać szeroko pojęte pedalstwo. Ale nie było nikogo. Nikt nie patrzył Januszowi w oczy. Facet z jajami nawet wychylił się ze swojego miejsca w kolejce i go opieprzył.
– Panie, nie żartuj sobie pan z wyglądu innych ludzi, stój pan grzecznie w kolejce i nie rób pan rozróby – rzekł.
– Ja nic nie mówię. – Wzruszył ramionami Janusz, że niby takie niewiniątko.
– To niech tak pozostanie. – Facet z jajami przybił żółwika z umięśnionym gejem w kowbojkach do szortów i kurtce-pilotce.
Janusz coś jeszcze burmuszył, ale więcej scen nie było. Na próżno wyczekiwałem rozpierdolu. Faceci z jajami pośmiali się chwilę z gbura i olali sprawę.
Dopiero potem, na parkingu Janusz coś chciał ruszyć z piskiem opon tym swoim fordem focusem czy czym tam i tak coś mu nie wyszło, że przytarł bok auta jednej takiej biurowo ubranej babki z dzieckiem. Usiłował spierdolić, ale geje podnieśli raban, ktoś zadzwonił po psy i koniec końców gość dostał mandat. Może go to czegoś nauczy.
Komentarze (8)
Very gites.
Dość wyborne, tzn jakie?
Pozdrowionka :)))
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania