Dar losu

Zupełnie przypadkowo, lub zwyczajnie z nudów, klikając bezmyślnie w Internecie, trafiłem na konkurs, lub organizator w ten prosty sposób, a zarazem chytry do mnie dotarł. Przystąpienie do loterii było bezpłatne, warunkiem wzięcia udziału było przeczytanie regulaminu i jego zaakceptowanie oraz podpisanie się pod petycją zakazującą wysyłania koni na ubój. Pierwszego nie czytałem tylko przewinąłem do samego końca tekstu i zaznaczyłem pole z informacją o zaakceptowaniu. Natomiast z drugim dokumentem pobieżnie tylko się zapoznałem i podpisałem się pod nim. W ten sposób dołączyłem do obrońców zwierząt, pomimo, że, na co dzień byłem zwolennikiem zjadania mięska i to w dużych ilościach, a troska o chów i warunki bytowe zwierząt nie była moim udziałem, więc była mi całkowicie obca.

Śniadanko bez wędlinki, albo jajecznicy na boczku w mojej ocenie było nie do zaakceptowania. Podobnie przekąska podczas przerwy w pracy składała się przeważnie z kilku hot dogów, lub największego dostępnego kebabu. Obiadek mógł być dla mnie bez zupy, lecz z solidnym drugim daniem z królującym na talerzu wielgachnym kawałkiem solidnego kotleta, najlepiej z czystego mięsa, bez rozdrabniania i wpychania do środka niepotrzebnych dodatków w rodzaju cebuli. Podwieczorek zaliczałem pędem kiełbasy, najlepiej podsuszanej, a kolacja zazwyczaj była lekka, bo w jej trakcie przeżuwałem chudziutką szyneczkę.

Właśnie podczas czternastej kolacyjki od przystąpienia do konkursu, kiedy kończyłem połówkę trzeciego jajeczka owiniętego w plasterek szyneczki ozdobiony małą łyżeczką majonezu z kawałkiem konserwowej papryczki, dotarła do mnie informacja o wgranej. Wrażenie było niesamowite, tak bardzo wpłynęło na mnie, że odstawiłem niedojedzony posiłek, pierwszy raz w życiu i poprosiłem resztę domowników o sprawdzenie czy mnie ktoś w coś nie wkręca, ponieważ doskonale pamiętam artykuł, w którym opisywali szczęśliwców kilkunastu loterii. Autor wykazał się systematycznością i opisał laureatów, prawdopodobnie od początku organizowania konkursów w naszym kraju. Początkowo wszystkie samochody wygrywała pani z Łodzi, później kobieta o takim samym imieniu i nazwisku wygrywała, lecz mieszkała w Warszawie. Wśród zwyciężczyń była też trzecia kobieta tylko ze Śląska, lecz inaczej się nazywała, dlatego zajmowała pierwsze miejsce sporadycznie.

Uszczęśliwiony pomyślałem, że w końcu ktoś u góry dopatrzył się przekrętów i ukrócił ten proceder, dzięki temu wygrał porządny człowiek. Momentalnie w myślach z satysfakcją widziałem miny koleżanek i kolegów w pracy jak zobaczą mnie za kierownicą wygranego nowiutkiego, luksusowego samochodu. Jednak żeby tego dokonać koniecznie musiałem posiadać prawo jazdy i skupiłem się na szukaniu w sieci szkół jazdy w naszym mieście. Nigdy wcześniej nie była mi potrzebna taka informacja i z satysfakcją zauważyłem, że tylko na naszej ulicy są dwie firmy nauki jazdy, a w całym mieście kilkanaście. Dogłębne sprawdzanie konkurencyjnych cen i terminów rozpoczynania kursów, przerwał mi wrzask córki.

- Hura! Hura! Wygraliśmy!

- O rany tato chodź zobacz, jaki piękny?

Drugi raz nie trzeba było mi powtarzać, błyskawicznie odstawiłem smartfona, zerwałem się z przed telewizyjnego fotela i pobiegłem do drugiego pokoju, nacieszyć oczy moim cackiem. Jednak zamiast samochodu na ekranie zobaczyłem konia.

- Ja nie chcę oglądać tapety, pokaż mi mój wygrany samochód? – powiedziałem zniecierpliwiony do córki, siedzącej przed komputerem z myszką w prawej dłoni.

- Właśnie patrzysz na swoją wygraną – poinformowała mnie rozradowana żona.

- Przecież to koń i do tego żebra mu sterczą pod zwisającą skórą, musi być bardzo stary – odpowiedziałem zaskoczony.

- O! Miło, że przynajmniej to zauważyłeś, bo na mnie uwagi ostatnio w ogóle nie zwracasz, tylko micha, pilot i telewizor – dodała małżonka sarkastycznym tonem.

- Córuś to musi być jakaś pomyłka? – zapytałem.

- Tato, nie ma żadnej pomyłki.

- Może uda się go zamienić na samochód? – mówiłem z nadzieją w głosie.

- Czytałeś przed przystąpieniem do konkursu regulamin? – uświadamiała mnie latorośl i dodała.

- W przypadku wygrania w konkursie konia, zobowiązałeś się do zapewnienia mu godziwej emerytury.

Wstydziłem się przed dzieckiem powiedzieć, że nie, więc dyplomatycznie zamruczałem.

- Mówiłam ci, że ojciec nigdy nic nie czyta i teraz przez niego mamy jeszcze konia na utrzymaniu – powiedziała do córki żona, a do mnie wróciła się z pytaniem.

- Powiedz mi dzielny Marsie, co my z tym koniem zrobimy?

Niedojedzona kolacja dała o sobie znać i zaburczało mi w brzuszku, prawdopodobnie przez to powiedziałem.

- Zjemy go, tak będzie najprościej.

- Idioto! Ty byś tylko żarł, nic ciebie innego nie obchodzi. Gnój łapskami z pod konia będziesz wyrzucać, to może docenisz mój wysiłek w prowadzeniu domu!.....

Chyba nikt nie lubi jak ktoś na niego krzyczy i to w własnym domu, więc wyszedłem się przejść. Musiałem się zastanowić i spokojnie przemyśleć, co zrobić z koniem i dać żonie czas, żeby się uspokoiła oraz opanowała.

Konia, jako nagrodę konkursową musiałem odebrać od sprytnego organizatora najdalej za tydzień, do tego czasu jestem zmuszony wynająć stajnię i za nią płacić minimum trzy tysiące miesięcznie. Miałem nadzieję, że do tego czasu chabeta zdechnie i nie poniosę żadnych kosztów. Wyrzutów sumienia nie miałem, ponieważ z koniem postępowałem identycznie jak Zakład Ubezpieczeń Społecznych, który tylko pamięta o pracujących i skrupulatnie ściąga składki. Natomiast starymi i chorymi zdecydowanie mniej jest zainteresowany i najlepiej, żeby przed wypłatą pierwszych świadczeń się przekręcili, w ten prosty sposób ratując kulawy system.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 4

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (3)

  • Pasja 24.11.2017
    No fajna nagroda. Gdyby tak ludziom zafundować taką opiekę do śmierci. Bardzo statystycznie ujęty temat walki przeciwko zabijaniu koni. Obok chęci wygranej i to za darmo, nie doczytał bohater do końca umowy. Pozdrawiam :) Wracam powoli, bo lubię tutaj bywać. Dziękuję.:)
  • Ozar 25.11.2017
    Dobry tekst. ja tez bym się osłabił, gdybym wygrał konia i do tego starego. To wygląda na jakiś szwindel , których mamy mnóstwo w necie, ale z drugiej strony koń zamiast trafić do rzeźni będzie miał spokojną starość. Hahahahahaha takie coś , za coś. Dobre.
  • illibro 04.12.2017
    Trza regulaminy czytać, bo z nimi to jest, że każdy je widzi, a mało kto czyta. Chcieli się konia pozbyć cwaniaki, he he. I się pozbyli. Mądry tekst. Pozdro

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania