Poprzednie częściDasz radę część 1
Pokaż listęUkryj listę

Dasz radę 181

Pewnie ciężko Ci będzie w to uwierzyć, ale tak naprawdę to chciałem byś w spokoju sobie tworzyła przez te kilka tygodni. Dlatego nie dopytywałem ile stron maszynopisu powstało, czy jak zwykle pisząc jedną scenę i to mającą zakończyć pewien etap, uruchomiłaś wizję kolejnych. Choć korciło mnie by rozwikłać tą kwestię, bo dla mnie to fenomen. Tyle, bowiem się czyta, że wydawnictwo narzuciło, co najmniej sto dwadzieścia tysięcy słów i autor chcąc wypełnić wymogi przepadł we własnym mieszkaniu. Albo, co gorsza w akcie desperacji wjechał w bezbrzeża Bieszczad i tam szukał motywacji by dopiąć te kilka stron, dopisać te kilka tysięcy słów, które uratują mu powieść. I tam zjarał karton fajek, wypił hektolitry kawy, a pod prysznicem nie był od Bożego Narodzenia, ale doszedł do finału, nawiedziła go wreszcie wena. Obolałymi opuszkami palców wystukał i władował w sam środek powieści instrukcje obsługi bujanego krzesła.

Może i ten powyższy żart jest chwytem poniżej pasa, ale chcę Ci w tak wizualny sposób ukazać, jak wielka jesteś szczęściarą. Jak wielu żyjących z pióra, chciałoby mieć taki nadmiar wyobraźni by móc tak od ręki machnąć o kilka stron więcej. A Ty Basiu wręcz ubolewasz, że zacytuję: - „ ..Czasem jest tak, że siadam by napisać dosłownie dwa tysiące słów, wiesz taki epilog, wręcz niuansik, ale trzeba, by mówiąc kolokwialnie, spiąć całość klamrą. I nagle ( tylko się nie nabijaj) jakby ktoś siedział obok mnie i dyktował kolejne frazy, dopowiadał dialogi, zmieniał kierunek myśli. A ja jak na postronku daję się poprowadzić i w konsekwencji zostaje wplecione kilka wątków, jakieś nowe postacie, nawet powędrował ze mną ( to znaczy z moimi bohaterami) w góry bądź na basen. I koniec końców ja jak po hipnozie odrywam się od tego i przeczytawszy to już wiem, że narobiłam sobie bałaganu. Te dwa tysiące słów przerodziło się w osiem, ale to byłby najmniejszy problem. Gorsze jest to, że teraz po takim wypadzie nieświadomości należy to dopiero, co? Właśnie, wkomponować w całość, by wodzu nie wezwał mnie do swojego gabinetu i z przekąsem nie powiedział: - „ Pani Basiu, czy okres osiemnastu miesięcy jest dla pani zbyt krótki, by napisać coś spójnego? Jeśli odpowiedz jest twierdząca, to wypadałoby mnie o tym poinformować. I zapewniam, że w przeciwieństwie do pani mam wielki szacunek do czytelnika i nie dopuszczę by wydawnictwo logowało to w takiej wersji”. No może trochę przesadzam i naczelny nie wypowiedziałby takiej kwestii, ale problem jest. Kacper! Czy ja nie mam racji? Nie dziwię się, że jestem taką plebejską pisarką, dla pensjonariuszek i nie mam dobrej prasy. Nigdy nie dorównam choćby Kaśce Kołczewskiej, po prostu piszę jak pipa i prawdopodobnie za tą powieść beknę”. Koniec cytatu.

Taa, i co ja mam Ci doradzić, ja prosta człowieczyna, co często się posiłkuję słownikiem, by ze zrozumieniem odczytać Twoje e-maile. Gdzie wiele słów jest może i pięknie brzmiących, ale dla mnie nic nie mówiących ( choćby dzisiejsze, takie jak didaskalia.) Nie wiem, kiedy następuje przełom i zostaje się pisarzem dla wszystkich, elity, czy „tylko” takich jak ja, szaraków, konsumujących pasztet z dzika. Ale podejrzewam, że to jest jak z potocznie zwaną muzyką chodnikowa, czyli disco polo. Generalnie, nikt tego nie aprobuje. Twierdzimy, że to badziewie, sieczka, takie plumkanie, no nikt nie przyzna się, że to mu się podoba, wręcz boimy się jak ognia, by nas o to nie posadzono. Kiedyś nawet Mariusz mało mnie nie pobił jak mu przypomniałem jak na imprezie się bujał w tych klimatach. A tak naprawdę, to gdzieś w zaciszu większości to nie przeszkadza, a wręcz pasuje i nie zmieniają stacji. Zresztą pamiętasz, co Jola opowiadała o Arku i jego niby wysublimowanym guście muzycznym. I co się okazało? Ten zatwardziały koneser, fan U2, gdy odwoził ich córkę, Andżelikę na basen, to według jej relacji, tato wystukiwał rytm na kierownicy. I nie było to bynajmniej brzmienie rockowe, a Piękni i Młodzi. A ja podejrzewam, że gdyby nie było tam córy, to nie tylko potencjometr głosu by poszedł w górę, ale i z dwie dychy by wycisnął więcej. I nie ma dziwota, bo ja bez bicia się przyznam, że jak wokalistka dojdzie do słów: - „ ..ona jest taka cudowna, niewinna i słodka” – to ja japę otwieram i boryczę jak szlachtowane zwierzę. A, co sobie będę żałował.

Trochę mnie poniosło, ale nie będę tego kasował. Chodzi mi o to, że jak w polityce, sporcie i u was jest jakaś hierarchia i tym, co nie maja dojścia, ciężko jest się wybić. Mam przeczucie, że jest taka zmowa by nie było w prasie o takich jak Ty, co są na dorobku, by nie zabierać sobie splendoru, a przede wszystkim kasy. Nawet jak coś jest dobre, to ich zaprzyjaźnieni, krytycy, recenzenci podbijają swoich, wałkują po raz enty o danym delikwencie, że ma nie do podrobienia styl. Stąd peny pochwalne na temat tych topowych, relacje, zdjęcia, jak spacerują z pieskiem, co kupili w Galerii etc.: Ale jak wydasz tą książkę, pozamiatasz ich fabułą, nikt Cię już nie powstrzyma, a wtedy samo już poleci. Wiem, że przewracasz teraz oczyma, myśląc: - „ Nie wiesz gościu, o czym piszesz”. Może i nie zdaje sobie z tego sprawy, ale wierze w Ciebie i w to, że dobre samo się obroni.

No cóż, mam nadzieję, że choć w jakiejś części Ci poprawiłem nastrój. Proszę o uśmiech i liczę, że już w następnym tekście będziesz Basią, jaką znam i uwielbiam. Bo to była taka lutowa deprecha, co? Podobno ten miesiąc jest takim apogeum i każdy z nas jest na to narażony dużo bardziej niż zwykle. Miałem o „ Dziewczynie z pociągu”, ale dziś już sobie daruję, bo nie mam humoru przez piłkarzy. Wiesz, że w bramce Legii, stoi Radziu z naszej Stali i wczoraj dostali w dupę w Poznaniu.

Ale Ty po trzech miesiącach w Rzymie i wizytach na stadionie Lazio, to pewnie naszą kopaną to już tak średnio się interesujesz. Aż Ci zazdrościłem tych wyjść z lokalnymi znajomymi, a zwłaszcza familijnych obiadków. Tak ładnie to spisałaś, o Włochach, ich gestach, żywiołowym temperamencie, Rzymie i jego popołudniowym nowym wcieleniu. Ach! Wracam czasem do tych e-maili i mimo, że znam je, coś mnie ciągnie. Ty pewnie już dawno moje wykasowałaś.

 

Pozdrawia i życzę dużo optymizmu, Kacper.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (4)

  • Agnieszka Gu 24.02.2019
    Witam,
    Świetne do popołudniowe kawy, gdy siedząc a biurkiem zawalony papierami, szkicami i innym dziadostwo, człowiek potrzebuje sie wyciszyć... Świetne, choć przez chwilę się czułam, jakbym czytała czyjąś korespondencję ;)
    Pozdrawiam :)
  • Robert. M 24.02.2019
    Tak po napisaniu w piątek - Sinusoidy uczuć - jeszcze mnie chyba trzymało
    bo zamarzyło mi się do Basi zbliżyć o dwa metry. Nie było więc za wiele patosu,
    a tak bardziej szczeniacko ją za przeproszeniem szturchałem.
    Zawsze powtarzam, że dla mnie największym wyróżnieniem jest, gdy czytający
    moje wypociny pomyśli: - " Ja pikole! To jakby o mnie, miałam/em podobnie" . Albo
    coś w ten deseń, czyli - " A może to jest mu znane z autopsji?"
    Dlatego Agnieszko, Twoje słowa: - choć przez chwilę się czułam, jakbym czytała czyjąś korespondencję -
    są dla mnie jak laurka i jeśli pozwolisz tak je przyjmę.
    I powiem Ci, że z radości aż sobie podskoczyłem na krzesełku, ale to
    tak między nami, o tym sza, to będzie taka nasza tajemnica.
    Ślicznie dziękuję za poświęcony czas,
    Niestety nie mogę się odwdzięczyć bo nie potrafię pisać komentarzy.
    I mam nadzieję, że uporałaś się z wszelkimi pracami papiery poszły do
    skoroszytów a Ty masz czas na chwilę słabości, jaką niewątpliwie ( przynajmniej dla mnie)
    jest nieśmiertelne opowi, kropka peel.
    Pozdrawiam i życzę dobrej zabawy podczas grasowania po tym portalu.
  • To jakiś tasiemiec.
  • Robert. M 25.02.2019
    Powszechna powieści ma objętość około 300 stron, czyli
    jakieś 80-siąt tysięcy słów i jak wiesz, górnej granicy
    nie ma. ..Moja historia przyjaźni ma w tym momencie
    jakieś 95, może 100 tysięcy. Więc mogę powiedzieć, że
    już wykonałem limit.

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania