Poprzednie częściDasz radę część 1
Pokaż listęUkryj listę

Dasz radę 185

Witaj, Basiu!

 

Wakacje, tak to już ten okres. Tego nie można nie zauważyć, moja koleżanko i nie tylko z powodu nie tak dawnych upałów czy zwiewnych ciuszków, jaka twoja płeć z gracją prezentuje. To się czuje całym jestestwem, miłość, śpiew, krótkie noce, czas mógłby nie istnieć. Zresztą odkąd napisałaś mi o tym Carlosie i tym, jakie zrobiłaś na nim wrażenie ( wiem, wiem, dostanie mi się za to) ja sam szukam takiej muzy, która ukoi moje rozterki. A skoro już o tym napomknąłem, to do dziś nie rzuciłaś mi fotki z tego twojego portretu, jaki naszkicował ten Latynos. Jeśli do jutra nie prześlesz mi tego cuda, strzelę focha, nie żartuję, Senorita Baszja.

Chorwacja, wow!. To już ci zazdroszczę, tam podobno nigdy nie pada a ceny jak w Biedronce. Ja jak zwykle, - co nie oznacza, że be – do Ustronia Morskiego. Pierwsze kroki zawsze kieruje do czerwonej rzeki a później na zejście numer siedem i podziwiam jak pomarańczowo-czerwona piłeczka topi się w spokojnych wodach. Jak tego doświadczę, to wchodzę miedzy stragany, a tam zapachy, muzyka a z boku ścieżka rowerowa. Jakbyś tam mogła być ze mną to oczywiście wypożyczamy tandem, ja siedzę z tyłu i nie muszę wyjaśniać, co mną kieruje. Osiem kilosów przy plaży, czyli do samego Kołobrzegu, czujesz tą jazdę, dosłownie i w przenośni?

Pierwszej nocy to prawie nie śpię, te odwiedziny po domkach, tu przycupnę, tam pośpiewam, poznaję cały kompleks, by nad ranem bez mycia ( wstyd) rzucić się w wyrko. Staram się pić z umiarem, bo później zagaduję namolnie a jak trafi się jakaś śmieszka, to ciągnę na plażę. I nie byłoby w tym nic złego, nawet to romantyczne, wręcz urocze, tylko, że przeważnie mają męża i z tej racji przedwcześnie kończymy seans. Ale to tak na marginesie, człowiek się uczy na błędach i co roku jestem bardziej stateczny, nic nie proponuję tylko czekam na okazję.

Ale się rozmarzyłem, a miałem zupełnie, o czym innym. Mianowicie moja droga, przeczytałem kolejną z Twoich powieści „ Dom bez snów” No koleżanko, ciężki temat wzięłaś na warsztat, podziwiam. Nie wiem, jak przedstawia się ilość procentowa takich związków w Polsce, w których kobieta przeżywa katusze w czterech ścianach, ale dobrze, że o nich nie zapomniałaś. Pewnie nie będziesz zadowolona z kilku kwestii, jakie napisałem stając Ci niejako okoniem, ale taki już jestem. Zawsze znajdę sobie furtkę by coś wrzucić, poszukać miedzy słowami i pofilozofować. Dobra, przeczytaj i spróbuj wytłumaczyć w ostateczności bij, czym popadnie.

Po pierwszym akapicie, pewnie większość z nas mogłaby odsunąć się od matrycy komputera, położyć się w ciszy i zatopić we własnych myślach o swoich przypuszczeniach, co do znajomych, sąsiadów itp. Przynajmniej ja tak mogę zrobić i uderzając się w pierś napisać, że tak sobie wyobrażam pożycie, co niektórych osób. Gdy widzę jak w niedzielę idą pod rączkę to stwierdzam, że u nich panuje sielanka, rozmowy o wszystkim, świetlane plany itp.: Tak, to tylko taka chwila, a co dzieje się w tygodniu za zamkniętymi drzwiami ich posesji, metrażu? Tylko oni wiedzą. Masz rację, kamuflujemy się, stwarzamy pozory, kłaniamy, kurtuazyjnie zagadamy, ale czy tacy sami jesteśmy dla domowników?

„Czasem brakuje mi samej siebie” – piękne zdanie. A dla mnie czytelnika to także wskazówka, wręcz drogowskaz, co ta dziewczyna straciła, mianowicie tożsamość. Powolutku, krok po kroku jej wymarzony uciszał jej pragnienia. Pewnie na początku taktownie, z czasem spojrzeniem, aż wreszcie przemocą, najbardziej przekonującym z argumentów. Im więcej się bała tym bardziej zamykała się w sobie, by w końcu chcieć tylko spokoju, położyć się i przespać kilka godzin.

W dalszej części Twej pracy mamy już delikatnie ujmując tłamszenie, poniżanie, które ma uzmysłowić, że ma szczęście, że jemu w ogóle chce się starać dla niej, poprawiać jej błędy. To ciekawy wybieg, stawia czytającego obok pokrzywdzonej, czuje się hipokryzję, którą dla dobitności podkreślasz dwulicowością, gdy przyjmuje pozę partnera zatroskanego o swój skarb.

Chyba każdy z nas słyszał, czytał, czy oglądał wypowiedzi kobiet po takim związku. Zdarza się, że są to dziewczyny, które przed tym wszystkim były pełne życia, mobilne, kreatywne. I wystarczyło kilka lat, by stały się wrakami, bojącymi się podjąć decyzję. Tkwią w tym wszystkim czekając na cud, bo one same już nic nie zrobią dla siebie, chcą tylko przetrwać, przemknąć przez dzień, byle nie dać powodów do rzucania w nią słów, przedmiotów.

Ty zakończyłaś ten proceder zostawiając mnie z uczuciem niedosytu. Dla mnie to rozwiązanie połowiczne, by nie rzec drastyczne dla poczucia sprawiedliwości. Zabijając tego …(tu wstaw sobie epitet ) do końca swoich dni będzie musiała żyć z tym czynem. Została sama z nocnymi wizjami, jeśli ma kruchą osobowość, - w co nie wątpię, -będzie miała momenty zwątpienia, czy nie mogła temu zapobiec odchodząc w porę itp.: Jak dla mnie to raczej zasmuciłaś, a na pewno nie są ukontentowane te panie, które znają to z autopsji. Ukarałaś na następne lata i nie umiem sobie wyobrazić ją w nowym związku, w którym odetnie się od tego zdarzenia.

Choć jakby tak prześledzić losy wielu ludzi, czy życie w ogóle jest nośnikiem szczęśliwych zakończeń? Więc może i taki wręcz obłąkańczy śmiech, jako zwieńczenie jest tym czymś, co każe nam się głębiej nad tym opowiadaniem zastanowić. A może taki był Twój zamysł, nie chciałaś powielać podobnych sekwencji i stąd taki koniec? To już tylko Ty wiesz i całe szczęście, bo ja czytający mogę sobie pokombinować w prawo w lewo, co też autorce chodziło po głowie.

Jestem tylko zdezorientowany środkową wstawką o ślubie. Wyraźnie sugerujesz, że …ona ( nie doczytałem się imienia) ma już wyrobiony pogląd, co do jego wartości partnerskich, wie, co to za człowiek. Mało tego, nie kocha go. Hello!!! O co chodzi? Coś ma na nią? Zastraszył? Masochistka?

Co ją powstrzymuje, by odwołać ślub, aż tak była zahukana, by iść w tą patologię. Bez urazy, ale tego nie kupuję, coś tu nie pasuje, nawet, jeśli mieszkali ze sobą. Sama napisałaś, że wystraszyła się na słowa ojca o dzieciach. Pewnie pragnie być matką, ale z nim nie chce potomka, więc jak może czuć się kiedyś spełniona, skoro na dzień dobry skacze z mostu?

Pozdrawiam, Kacper.

Następne częściDasz radę 186 Dasz radę # 187

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania