Poprzednie częściDaughter of Evil - 1. Dworzec

Daughter of Evil - 3. Dom Spokojnej Starości

"Hej, Kim. Tak ma na imię?"

"Nie wiem, chyba"

"Halo, słyszysz mnie?"

 

Czuje lekkie pieczenie na lewym policzku.

 

"Miało być lekko"

"Było"

"Hej, zbudź się"

 

- Kim!

Podskoczyłam na fotelu, otworzyła szeroko oczy i zaczęłam nerwowo się rozglądać. Gdy już trochę otrzeźwiałam ujrzałam twarze dwóch facetów. Ach tak, siedzę sobie w jednym aucie z panem brunetem gadułą i panem obrażonym blondynem. 

- Gdzie jesteśmy - spytałam niemrawym głosem.

- W Columbus.

- Już? Tak szybko? 

- Zasnęłaś.

- Gdzie dokładnie się znajdujemy?

- Waffel House - odrzekł podając mi gofra.

- Wow, naprawdę nie musiałeś, dziękuje. 

- Pomyśleliśmy, że jesteś głodna.

- Bo jestem, ale ... nie mam z czego oddać.

- Nie musisz. - uśmiechnął się

Również odwajemniłam uśmiech po czy wyszła z samochodu. 

- Jeszcze raz dziękuje. Nie macie pojęcia jak bardzo jestem wam wdzięczna. 

- Nie ma sprawy. Trzymaj się.

- Wy również.

I odjechali. Usiadłam na murku, który odgradzał jezdnię od parkingu i zaczęłam pałaszować gofra z bitą śmietaną. Dawno nie jadłam tak dobrego wafla. Delektowałam się tą chwilą jak najdłużej umiałam. Po skończonym posiłku wyjęłam mapę. Odszukałam budki, przy której mnie zostawili i Domu Spokojne Starości. Lekko się przeraziłam, widząc, że pomiędzy tymi punktami jest aż trzynaście kilometrów! To będą jakieś trzy godziny drogi. No cóż, nie pozostało mi nic innego jak ruszyć w trasę.

Już po jednej godzinie nogi odmawiały mi posłuszeństwa. Całe szczęście droga była bardzo prosta, wystarczyło ciągle iść jednym chodnikiem koło parku. Minęłam pole golfowe, po dwóch i pół kilometrach skręciłam w lewo, gdzie obok siebie stały trzy różne restauracje. Przysiadłam w cieniu na parkingu przy jednej z nich. Moje ślepia na chwilę przykryły powieki. Taa, na chwilę. Siedziałam tak dziesięć minut. Bez pośpiechu wstałam z betonu i człapiąc ruszyłam w kierunku knajpy. W drzwiach minęłam młodą rozbawioną kobietę z równie wesołym kolesiem obok niej. Nieźle, jeszcze nie ma południa, a oni już ledwie idą.

Za barem stał puszysty mężczyzna o oliwkowej karnacji. 

- Przepraszam? - rzuciłam niepewnie.

- Tak młoda damo? 

- Dostanę szklankę wody, za 2$? - spytałam kładąc na ladzie pieniądze.

- Hymmm .. - burkną badając mnie wzrokiem - no dobra.

Wziął moje ostatnie oszczędności i podał mi półlitrową butelkę wody.

- Proszę. - odrzekł nawet na mnie nie patrząc, bo zaraz zajął się innym klientem. Zabrałam zimny napój i skierowała się do wyjścia. Już miałam chwytać za klamkę, gdy w koncie lokalu dostrzegłam coś znajomego. Płaszcz. Beżowy płaszcz. Z niedowierzaniem popatrzyłam w tamtą stronę. To był on, ten sam, co na dworcu i znów się na mnie gapił. Szybko wybiegłam z restauracji.

Po stu metrach sprintu złapała mnie zadyszka. Pochyliłam się i zaczęłam chwytać powietrze. Gdy mój oddech i serce się uspokoiły odkręciłam wodę i wypiłam do połowy. Dalsza droga była nudna i dłużyła się w nieskończoność. Co jakiś czas zatrzymywałam się na krótki postu, żeby wziąć łyk z butelki. Dłuższy przystanek zrobiłam sobie przy studiu muzycznym, by zawiązać glana. Pochyliłam się i z całej siły zacisnęłam sznurówki moich pięcio letnich butów. Bardzo dobrze się trzymają jak na swój wiek, w końcu są pożądanej firmy.

Podnosząc głowę zauważyłam w odbiciu szyby dziewczynkę, która do mnie machała. Uniosłam oba kąciki ust patrząc na jej twarz w szkle, a następnie odwróciłam się na pięcie, by stanąć przed nią i jej odmachać. Jednak po obkręceniu się o 180° nikt za mną nie stał. Chodnik był pusty. Machałam głową na prawo i lewo chcąc odszukać wzrokiem ów dziewczynkę, ale nigdzie jej nie dostrzegłam. Lekko zdezorientowana ruszyłam dalej.

Po godzinie i jakiś piętnastu minutach dotarłam na miejsce. Stanęłam przed dużym, jednopiętrowym, ceglanym budynkiem o białym dachu. Podwórko było pełne soczysto zielonej trawy i rozkwitających roślin. Do wysokich brązowych drzwi prowadziła kremowo-biała dróżka. W środku budynek wyglądał jak zwykły dom urządzony w stylu, jak panuje w tej dzielnicy miasta. Na środku stało coś, co miało przypominać recepcję. Podeszłam do blatu, za którym stała blondynka o promiennych, niebieskich oczach.

- W czy mogę pomóc?

- Przyszłam w odwiedziny do pani Berthy Roosevelt.

- Wszyscy podopieczni naszego ośrodka są teraz na obiedzie. - poinformowała mnie wciąż szczerząc profesjonalnie zrobione zęby.

- Mogę tutaj poczekać?

- Oczywiście. - rzekła wskazując fotel stojący przy wejściu.

Rozsiadłam się wygodnie, wyciągnęłam książkę i całkowicie oddałam się czytaniu. Właśnie dochodziłam do momentu, w którym to policjant Collie Entragina zatrzymał rodzinę Carverów, gdy nagle odezwała się do mnie przepiękna recepcjonistka:

- Pani Roosevelt przed chwilą wyszła z jadalni.

- Naprawdę? Nie zauważyłam. Poszła do pokoju?

- Tak, numer 34 na górze.

- Dziękuje bardzo.

Czym prędzej wstałam i pobiegłam w kierunku schodów. Znalazła właściwe pomieszczenie i zastukałam leciutko trzy razy w drzwi. Rozległ się ciepły męski głos mówiący "wejść". Uchyliłam drzwi wkładając głowę do środka. Ujrzałam mężczyznę w wieku około 30 lat pomagającego usiąść w fotelu starszej kobiecie. Niepewnie postawiłam nogę na kremowym dywanie.

- Dzień dobry. O co chodzi? - zapytał puszczając rękę pani Berthy.

- Ja-ja w odwiedziny przyszłam.

- Dobrze, skoro pani musi. - i zaraz zwrócił się do staruszki - Proszę pani, ma pani gościa.

Powiedział to tak głośno, że myślałam, że pękną mi bębenki w uszach.

- Ma problemy ze słuchem - zwrócił się do mnie - i zaćmę.

Po tych słowach opuścił sypialnię. Była ona średniej wielkości. Pod oknem stało łóżko, z lewej strony był fotel, z prawej szafka nocna, na której widniał zegarek wskazujący 14:37, a po przeciwnej stronie ustawiona została komoda. Ściany zaś pokrywała tapeta w kolorowe kwiaty.

- Witaj babciu. - podeszłam powoli do kobiety - Pewnie mnie nie słyszysz, ani tym bardziej nie widzisz, ale mam nadzieję, że chociaż pamiętasz. Mama mówiła mi, że jak będzie mi coś grozić, to mam do ciebie przyjść, a ty dasz mi jej notes i jakiś klucz. Widzę jednak, że nie jesteś wstanie mi nawet powiedzieć, gdzie te rzeczy są. Pozwolisz, że trochę tu poszperam, bo na pewno masz je tu gdzieś z sobą.

Bertha w ogóle nie zareagowała na słowa, które przed chwilą wypowiedziałam, ale wcale mnie to nie zdziwiło.

    Stąpałam po podłodze tak, jakbym za chwilę miała nastąpić na minę. Małymi kroczkami zbliżyłam się do komody. Po dokładnym przeszukaniu jej, stwierdziłam, że są tam tylko ciuchy. Powędrowałam więc do szafki nocnej. Klęknęłam na jedno kolano i otworzyłam górną szufladę. Była pusta. Pociągnęłam za uchwyt dolnej i mym oczom ukazał się granatowy notes. Otworzyłam go na pierwszej stronie i zaczęłam czytać:

"Droga Kim,

Jeśli to czytasz to najprawdopodobniej nie żyje ..."

 

Łza pociekła mi po policzku i spadła na róg kartki.

 

"... ale to nie powód do zmartwień. Śmierć to dopiero początek. Nie przejmuj się mną, tam gdzie jetstem czuje się dobrze. Zajmijmy się Tobą. Znasz już swoje pochodzenie i doskonale wiesz, że musisz się z tym kryć. A pamiętasz jak Ci mówiłam, że możesz przestać ukrywać swoje prawdziwe ja, ale wiąże się to z zostawieniem mnie, przyjaciół, szkoły i udania się w pewne miejsce? Powiedziałaś, że wolisz pozostać w cieniu wraz ze mną, niż być sobą z dala od rodziny. Ustaliłyśmy wtedy również, że bez względu na wszystko, jeśli będzie grozić Ci niebezpieczeństwo masz natychmiast udać się do babci, bo ona będzie coś dla Ciebie mieć: klucz do raju i ten notes.

Teraz pewnie trzymasz te rzeczy w ręce i zastanawiasz się po co Ci one ..."

 

No jak na razie mam tylko notes, więc gdzie może być klucz?

 

" ... Na końcu notatnika znajdują się pieniądze. To niewielka suma, ale zawsze coś. Zapewne znasz opuszczone miasto Bodie. Właśnie tam musisz się udać. Tam będzie Ci potrzebny klucz. To wcale nie jest opuszczone miejsce, jak mówią miejskie legendy. Takich jak Ty istnieje więcej, nieznacznie, ale wiedz, że nie jesteś sama. W USA włącznie z Tobą będzie 11 osób. Wszystkie są właśnie w Bodie w Kalifornii. Klucz potrzebny jest po to, abyś potwierdzić swoją tożsamość, gdy już tam dotrzesz.

Życzę Ci powodzenia kotku.

Wiem, że Ci się uda.

Kocham Cię,

Mama"

Oparłam się o plecami o łóżko i zaczęłam płakać. Przypomniały mi się wszystkie wydarzenia sprzed trzech dni. Jezu, to było straszne. Nie chcę o tym myśleć, muszę skupić się na czymś innym. Bodie, miasteczko Bodie. Po cholerę mam tam jechać? Takich jak ja jest więcej? Będę tam bezpieczna? Z dużo tych pytań, za dużo.

    Starałam zapanować nad sobą, ale nie potrafiłam powstrzymać potoku łez. Zaczęłam oddychać bardzo powoli i głęboko. Otarłam oczy kawałkiem bluzki, która wystawała ze skórzanego płaszcza i otworzyłam notes na ostatniej stronie. Wypadło dziesięć stu dolarówek. Nie kłamała z tą niewielką kwotą. Schowałam notesik z banknotami do plecaka. A teraz czas na kluczyk. Gdzieś się ukrył, co?  Wsunęłam rękę głębiej do szuflady, jednak nic nie znalazłam. Zajrzałam pod łóżko. Stał tam karton. Przyciągnęłam go do siebie i modląc się w duchu otworzyłam go. Buty. Para starych czółenek. Pamiętam jak babcia chodziła w nich ze mną na spacery, ale nie tego szukałam. Posprawdzałam, czy nie ma go w którymś obuwiu, ale nic z tego nie wyszło. Nagle usłyszałam za sobą niewyraźny głos. Obróciłam głowę spoglądając na babcię. Miała ona wyciągniętą prawą dłoń w moją stronę. Podniósłam się z podłogi bacznie ją obserwując. 

- Choć do mnie Kimi. - odezwała się ochrypłym głosem. 

Ominęłam łóżko i nachyliłam się na nią.

- Moja mała Kimberly. - mówiła bardzo wolno, tak, jakby zapomniała jak to się robi.

- Babciu ... 

- Scarlett mówiła, że przyjdziesz, ale nie oznajmiła kiedy.

- Bo sama nie wiedziała. - mimowolnie się uśmiechnęłam. Zapewne mnie nie usłyszała, jednak to nie było istotne. Najważniejsze, że byłyśmy razem.

- Ta czy siak kazała mi to tobie przekazać. 

Na dłoni leżał kluczyk, mały, fantazyny kluczyk, a obok niego krzyż na rzemyku. Jak dobrze pamiętam była to pamiątka z bierzmowania mamy. Chwiciłam obie rzeczy, a następnie ujęłam jej pomarszczoną dłoń. Tkwiłyśmy tak przez minutę w, milczeniu. Ja wpatrywałam się w jej puste oczy, ona błądziła nimi po całym pomieszczeniu.

 

 

★★★

 

Jeśli znajdziesz jakiś błąd ortograficzny, proszę poinformuj mnie o tym. Z góry dziękuje.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (2)

  • Alesta 22.02.2017
    czekam na kolejne
  • Tropicielka 22.02.2017
    Postaram się dodać w piątek ;)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania