Delikatny niczym szklany ptak

To wszystko było takie idelalne. Prezenty, kolacje, to jak świetnie się rozumieliśmy. On był idealny. Dzień kiedy się poznaliśmy pamiętam jakby był wczoraj. Typowe love story – on popycha ją przypadkowo na korytarzu, jej upadają książki, on pomaga je pozbierać. Od tego krótka była droga do pierwszej randki, zakochania i wspólnego mieszkania. Pięć lat. Tyle go znałam. Mieszkaliśmy razem przez trzy. Mieliśmy piękne mieszkanie w kamienicy, dużą wspólną sypialnie, małą kuchnie w której było małe okno. W nocy przez to okno oglądaliśmy miasto – takie żywe, mimo że martwe. Kochałam to miasto tak samo jak jego.

Kochałam zapach jego okropnych, tanich perfum. Odkąd się poznaliśmy zawsze używał tych samych, najtańszych z supermarketu. Nigdy w sumie mi nie powiedział gdzie je kupował. Teraz już nigdy się nie dowiem. Uwielbiałam też jego charakter, mimo że był wyjątkowo delikatny, niczym szklany ptak który stał na półce nad naszym łózkiem. Łatwo było go rozbić, ale nikt nawet o tym nie myślał. Wszyscy go szanowali, tolerowali jego nieśmieszne żarty oraz nie narzekali, kiedy on opowiadał im o czym będzie jego następny obraz. Był artystą. Malował nocami, dni spędzał ze mną. Chodziliśmy na spacery, gotowaliśmy razem, spotykaliśmy się z naszymi wspólnymi znajomymi, chodziliśmy na imprezy czasami nawet do luksusowych restauracji dla bogaczy, żeby zamówić najbardziej luksusywne danie które i tak nie będzie nam smakowało. Potem piliśmy drogie wino, po paru kieliszkach wracaliśmy pieszo do naszego mieszkania w kamienicy i leżeliśmy w naszym wielkim łóżku, opowiadając sobie różne rzeczy. Żyliśmy w takim idealnym świecie przez tyle lat, bez żadnych zmartwień. Bez chorób, bez pieniędzy, ale szczęśliwi. I to jak.

Wszystko się zmieniło parenaście miesięcy temu, kiedy poszedł do lekarza ze swoją chorą matką. Nie wiem czy to matka, czy to lekarz zauważyli niepokojące objawy pierwsi, nie zmienia to faktu że ich szybka diagnoza nie uratowała naszego idealnego życia.

Kiedy wpadł tego dnia do domu, ja akurat czytałam książke. To był jakiś klasyk o ile dobrze pamiętam, ale nie jestem pewna co dokładnie. Mniejsza z tym. Minę miał jakby jego matkę conajmniej zabili, więc spytałam się delikatnie „Co tam u mamusi?”. Odpowiedział że wszystko dobrze i poszedł do naszej sypialni. Zamknął drzwi na klucz. Nie otwierał kiedy prosiłam, błagałam, groziłam, a nawet kiedy zaczęłam plakać. Zawsze odpowiadała mi głucha cisza, jakby spał, mimo że ja dobrze wiedziałam że nie śpi. Szczerze mówiąc nigdy się tak nie martwiłam jak wtedy, nawet w późnejszym czasie kiedy było już tylko gorzej.

Otworzył mi rano. Noc spędziłam na kanapie, nawet nie śpiąc. Kiedy stamtąd wyszedł oczu miał nawet bardziej smutne niż normalnie. Zawsze miał je lekko załzawione, smutne, ale tego dnia było widać że ewidentnie płakał. Oprócz zapuchniętych oczu, równie czerwone i spuchnięte miał policzki. Nie był typem smutnego artysty, raczej cichego, delikatnego, ale nie depresyjnego. Po raz pierwszy w całym moim życiu widziałam go w takim stanie. Kroki stawiał powoli, jakby miał zemdleć, nie patrzył na mnie, tylko na sufit. Podszedł do kanapy i usiadał koło mnie. Ja obserwowała go. On wciąż patrzył w górę. Po paru minutach w kompletnej ciszy nie wytrzymałam i zaczęłam mówić.

- Co się stało?! Czemu mi nie odpowiadałeś?! – zasypałam go gradem pytań. – Czemu się zamknąłeś? Coś się stało mamie?

 

- Cóż... – zaczął, jednak momentalnie przestał. Głos miał zachrypnięty i wciąż się na mnie nie patrzył. – Mam to.

Nie mówiło mi to dużo. Co ma? Czemu bawi się ze mną w ciuciubabke? Nie podobało mi się to wszystko. Zeszłam z kanapy i uklękłam przed nim. Ciche „Nie rozumiem” było jedynym co udało mi się wtedy powiedzieć. Popatrzył na mnie po raz pierwszy odkąd wyszedł z sypialni. Otworzył usta i z trudnością mi odpowiedział. Jego odpowiedź mnie zaszokowała. Od tamtego dnia nic nie było już tak jak dawniej, mimo że bardzo się starałam żeby było.

Potem było już coraz gorzej, ale szczerze mówiąc to nigdy nie zwracałam uwagi na uczucia które towarzyszyły mi podczas odwożenia go do szpitala, na różne badania i zabiegi. Tak, martwiłam się i było mi ciężko, bo tkwiłam w tym sama. Wszyscy nasi znajomi się od nas odwrócili, kiedy dowiedzieli się o jego chorobie, a moi rodzice i dawni przyjaciele mieszkali na drugim końcu kraju. Ale nigdy nie okazywałam cierpienia, zachowywałam kamienną twarz słysząc diagnozy, które tylko jeszcze bardziej zabijały moją radość.

Wiedziałam że to się za niedługo skończy. I to wcale nie będzie happy end. Tego najbardziej się bałam, tego że on się skończy. Z drugiej strony jednak wiedziałam że tak będzie dla niego i dla mnie lepiej. Dla nas. Nie będę już musiała wstawać rano, pakować nas do samochodu i jechać do lekarza na drugi koniec miasta. On nie będzie cierpiał, ja będę miała więcej czasu dla siebie. Idealne życie się skończy, chociaż szczerze mówiąc to ono już dawno się skończyło.

Koniec nadszedł niedługo po początku tego wszsytkiego. Zaledwie pare miesięcy po diagnozie, zamawiałam dla niego trumnę i szykowałam pogrzeb. Wszystkie moje uczucia, emocje umarły wraz z nim. Pogrzeb nie był duży, raczej bardzo skromny, tylko parę znajomych którzy pofatygowali się przyjść aby pożegnać swojego dawnego „przyjaciela”. Wszyscy oprócz jednej osoby płakali. Tą osobą byłam ja. Cierpiałam, jednak nie aż tak bardzo jak na początku. Przyzwyczaiłam się do bólu.

Po jego śmierci do naszego mieszkania zaczęły przychodzić listy. Czasami dostawałam maile. W nich mogłam przeczytać że do spłacenia mam gazilion długów, kredytów i tym podobnych, chociaż z tego co pamiętałam to nigdy nie braliśmy kredytów, ani nie mieliśmy żadnych długów do spłacenia. Zignorowałam wszystkie listy, ale po nich zaczęły przychodzić groźby. „Albo to spłacisz, albo już po tobie. Dawaj kase, będę czekał w tym samym miejscu co zawsze” przeczytałam w jednym z nich. Zaczęłam się martwić o moje życie, zadzwoniłam na policję i wyjaśniłam że odkąd mój ukochany odszedł, do mojego mieszkania przychodzą groźby. Policja wzięła to na poważnie, przyjechali do mojej ukochanej kamienicy i zabrali listy. Po paru dniach zostałam wezwana na komisariat, opowiedziałam im wszystko i parę godzin później dowiedziałam się że już go znaleźli i zamknęli w areszcie. Dziwiłam się, że nie będzie żadnej rozprawy i że po prostu zamknęli w areszcie gościa który stał za groźbami, ale nie zastanawiałam się nad tym jakoś długo.

Przez te wszystkie problemy z długami, groźbami i kredytami zaczęłam rozumieć skąd mieliśmy pieniądzę na te wszytskie drogie kolacje i inne rozrywki które były poza budżetem bezrobotnej kobiety i artysty który obrazy sprzedawał za grosze. Nigdy się nad tym nie zastanawiałam, aż do tamtego momentu. Przecież my nie mieliśmy pieniędzy nawet na kolacje w McDonald, a co dopiero w miejscu w którym jeden posiłek kosztuje pare setek złotych.

Może to życie nie było takie idealne jak mi się wydawało? Może to wszystko to tylko najzwyczajne w świecie... Kłamstwo?

 

KONIEC.

Średnia ocena: 3.8  Głosów: 5

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (7)

  • Shogun 01.05.2020
    Witam :)
    Tekst ma potencjał, ale moim zdaniem jest trochę zbyt płytki. Brakuje emocji, które umotywowały by tą "śmierć" uczuć bohaterki. Jednak, nie jest to zbyt widoczne. Aż prosi się, aby to rozbudować :D Dziwi mnie również trochę to, że bohaterka nie zauważyła tej zmiany związanej z tym, że przecież nie mieli pieniędzy, a tu nagle chodzą po drogich restauracjach.
    Co do kwestii czysto technicznych, to przed opublikowaniem tekstu warto go sprawdzić nawet po dziesięć raz pod kątem błędów, bo kilka literówek się zdarzyło. Warto również popracować nad tekstem pod względem przecinków, gdyż w wielu miejscach ich brakuje.
    A, i jeszcze tak malutka rada, lata i wszelkie liczebniki w prozie najlepiej zapisywać słownie ;)
    Cóż, po wprowadzeniu poprawek, tekst z pewnością zyska na wartości. Sama historia ciekawa, lecz przydałoby się ją bardziej rozbudować, na co osobiście bym liczył :D
    Widziałem, że jest to Twój pierwszy tekst tutaj, więc ocenki nie zostawiam.
    Pozdrawiam ;)
  • kulka 01.05.2020
    Dziękuje za opinie, postaram się poprawić tekst i trochę bardziej go rozbudować :)
  • cos_ci_opowiem 01.05.2020
    Życie ponad stan, drogie wina i najtańsze perfumy? Jeśli to nie jest z życia wzięte, to lekko mi zgrzyta. Z drugiej strony są ludzie rozrzutni w jednym obszarze życia a aż przesadnie oszczędni w innym. Życiowe.
    A to niestety nie do usprawiedliwienia: "...aby porzegnać swojego dawnego „przyjciela”." - parę literówek zauważyłem i oprócz tego, zdarza się, ale to już bardzo kłuje w oczy.
    To debiut, nikt nie jest bezbłędny, historia dosyć prosta, ale czytało się dobrze, nie przynudzasz.
  • kulka 02.05.2020
    Dobrze wiedzieć że przynajmniej nie przynudzam
  • Beatka 02.05.2020
    Tekst jest bardzo ciekawy, historia zajmująca. Może jest trochę za krótka. Dziwi mnie to, że kobieta przez tak długi czas nic nie podejrzewała. Jej partner sprzedawał obrazy za marne pieniądze, ale stać go było na drogie kolacje, a jego kobieta nic nie zauważyła? Nie było to dla niej dziwne? Przy okazji, podoba mi się kawałek o tanich perfumach. To luka w postępowaniu tego mężczyzny, można zauważyć, że nie wydaje dużo na perfumy, ale na kolacje już tak, więc coś jest nie tak. Ale tak poza tym to podoba mi się :)
  • Clariosis 02.05.2020
    Witaj. :)
    Zajrzałam głównie z powodu tytułu, który bardzo mi się spodobał.
    Jeżeli jednak chodzi o samą historię, przyznam szczerze, że wiele można by tu było poprawić. Sam pomysł na historię jest bardzo ciekawy, jednak jest po prostu... za krótko. Nie dowiedzieliśmy się zbyt wiele o żadnym z bohaterów, tekst również jest wyprany z emocji, jakby bez głębi. Plus zwrot akcji dziejący się tuż przed zakończeniem nie łączy się w żaden sposób z opowiadaną historią. Na samym początku czytamy, że opowiadająca historię bohaterka mówi, że już zmarły partner, artysta, używał "okropnych, tanich perfum", by na sam koniec, zupełnie znikąd dowiedzieć się, że para często korzystała z drogich, ekskluzywnych rozrywek? To, że dopiero teraz się zorientowała w takim stanie (ona bezrobotna, a on sprzedający obrazy za grosze), że coś jest tutaj nie tak, sugeruje, że bohaterka jest bardzo gapowata...
    Jednakże, ostatnie zdanie:
    "Może to życie nie było takie idealne jak mi się wydawało? Może to wszystko to tylko najzwyczajne w świecie... Kłamstwo?" - jest bardzo ciekawe i zmusza do zastanowienia. Czym tak naprawdę jest idealne życie? Czy ludzie, którzy sądzą, że prowadzą idealne życie naprawdę takie mają? A może bardzo często perfekcyjność jest jedynie iluzją ukrytą pod kłamstwami, które ktoś inny, bądź oni sami, próbują sobie wmówić? Szkoda, że historia jest tak krótko i bez detali napisana, bo w tym przypadku trudno jest powiedzieć, czy bohaterka była w błędzie, czy nie.
    Jak na debiut wyszło bardzo dobrze. :) Mam nadzieję, że z czasem udostępnisz więcej tekstów. :)
  • Bajkopisarz 03.05.2020
    „dużą wspólną sypialnie,”
    Sypialnię
    „dni spędzał ze mną”
    Dnie
    „posiłek kosztuje pare”
    Parę
    Jest sporo powtórek, których mona uniknąć, jak sobie przeczytasz ten tekst spokojnie na głos.

    Mam wrażenie, ze to trochę taki konspekt, a nie do końca dopracowana opowieść. Początek jeszcze ok., ale od momentu , gdy bohaterka dowiaduje się o chorobie ukochanego, zaczyna się szybka jazda do mety, jakby to jakiś wyścig był. Troszkę więcej stopniowania emocji by nie zaszkodziło.
    Dlatego to kłamstwo na końcu wychodzi trochę nienaturalnie, no chyba że bohaterka jest osobą naprawdę bardzo młodą i bardzo naiwną, ale to już inny paragraf ?

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania