Demon

Morito jechał już trzy dni, wiedziony chęcią zemsty. Jego pan Oda Nobunaga, został zdradzony przez swego najbardziej zaufanego człowieka Mitsuchide. On jako jeden z nielicznych ocalał z oblężenia zamku Azuschi. Niestety, jego ukochana żona Otsuko, odebrała sobie życie, chcąc uniknąć zhańbienia. Obiecał sobie, że zatopi swoją katanę w piersi tego zdrajcy. Na razie jednak musiał się gdzieś zatrzymać i dojść do siebie. Był bardzo głodny i padał ze zmęczenia, jego koń również.

Zauważył jakąś przydrożną gospodę, rozejrzał się wokoło. Niczego podejrzanego nie zauważył, ale teraz i tak było mu wszystko jedno. Czy zginie od miecza, czy z wycieńczenia.

- Dostanę coś do jedzenia?

- Oczywiście, proszę spocząć – odpowiedział z uśmiechem karczmarz.

Morito usiadł i położył na stole srebrną monetę.

- Czy, zatrzyma się pan na nocleg?

- Tak.

- Zaraz przygotuję ryż i rybę, a później pokój.

- Bardzo będę wdzięczny – odpowiedział zmęczonym głosem.

Karczmarz szybko uwinął się z przygotowaniem jedzenia i czym prędzej podał samurajowi. Jadł bardzo łapczywie, rękami, nie przejmując się żadną etykietą. Kiedy skończył, karczmarz zaprowadził go do pokoju, samuraj zwalił się na materac i momentalnie zasnął.

Następnego dnia był już zdecydowanie silniejszy, mógł ruszać dalej.

- Ile stąd do Edo?

Jakieś trzy dni drogi, lasem było by szybciej, ale…

- Ale co?

- Nikt tamtędy nie jeździ – odpowiedział z lekką obawą w głosie.

- Dlaczego?

- Ponoć grasuje tam demon!

- Demon!? No cóż… chętnie poznam tego demona – stwierdził z uśmiechem Morito.

- Ja tam nie wiem panie, ale nigdy nie chodzę do tego lasu. Wielu ludzi tam przepadło bez wieści.

- Nie wierzę w takie rzeczy, głupie gadanie ciemnych ludzi?

- Nie jedź panie tamtędy!

- Daj spokój, dobry z ciebie człowiek, ale przesądy mącą ci głowę – powiedział klepiąc w ramie karczmarza. Potem dał mu jeszcze jedną srebrną monetę.

- Dzięki panie! – powiedział zaskoczony szczodrością samuraja.

- Jakby ktoś o mnie pytał…

- Nikogo tu nie było – oznajmił z uśmiechem karczmarz.

Morito wsiadł na konia i ruszył w stronę lasu.

 

Jechał leśna drogą, minęło już kilka godzin od rozmowy z karczmarzem. Chciał jak najszybciej dotrzeć do Edo. Miał wielką nadzieję spotkać takich wojowników jak on, z którymi mógłby obmyśleć jakiś plan zemsty. Miał na tyle pieniędzy, że nie jeden żądny zysków ronin, skusi się na jego propozycję.

W pewnym momencie dostrzegł, jakąś postać biegnącą w jego kierunku. Zatrzymał się, położył rękę na rękojeści miecza, ale zauważył, że to kobieta. Chyba przed czymś uciekała? Albo raczej przed kimś.

- Co się stało?

- Gonił mnie bandyta! - powiedziała dyszącym głosem.

- Bandyta? – powtórzył z zaciekawieniem.

- Napadli na moją wioskę, zaczęliśmy uciekać, mi się udało, większość nie miała takiego szczęścia. Cała wioska spłonęła.

- Nie wiesz kim oni byli?

- To Sasaki i jego banda.

- Słyszałem o nim, ale od jakichś dwóch lat nie żyje!

- Chyba jednak żyje, choć niektórzy mówią, że to demon.

- Demon? Hahaha… raczej ktoś się pod niego podszywa. Wśród bandytów to powszechny proceder.

- Ja tam nie wiem, nieważne kto mnie zabije.

- W sumie masz rację, powiedz, jak ci mogę pomóc?

- Nie mam pojęcia, nie wiem co mam dalej robić, gdzie się udać, to takie straszne! – powiedziała i zaczęła płakać.

- No cóż, mam podobny problem i wybrałem Edo. Jak chcesz, to możesz się ze mną zabrać?

- Lepiej mnie tutaj zostaw, będę dla ciebie tylko ciężarem.

- Myślę, że dam radę, sama w tym lesie zginiesz – powiedział zsiadając z konia.

Podszedł do niej, wyciągnął dłoń, a ona podała mu swoją. Potem pomógł jej wejść na wierzchowca i ruszyli dalej.

Szli dość długo w milczeniu, Morito z ukosa zaczął się przyglądać młodej dziewczynie. Miała całkiem ładną twarz, jeszcze dziewczęcą, długie włosy, spięte w warkocz. Poza tym była trochę brudna i miała na sobie mocno podarte kimono.

Miała dużo szczęścia – pomyślał samuraj.

Zaczęło się ściemniać, Morito rozglądał się za jakimś dogodnym miejscem, w którym mogli by przenocować.

- Tu się zatrzymamy! Powiedział i pomógł zsiąść jej z konia.

Przywiązał wierzchowca do drzewa, potem poszedł nazbierać trochę gałęzi i chrustu na ognisko. Dziewczyna również wzięła się do zbierania.

- Jak ci na imię?

- Kana.

- Kana – powtórzył i zaraz przypomniała mu się Otsuko. Poczuł się trochę zmieszany.

- Ładnie czy nie?

- Chyba ładnie – odpowiedział z obojętnością.

Spuściła wzrok, zrobiło jej się trochę przykro.

- Przepraszam, ale ostatnio wiele przeszedłem i często miewam zmienny nastrój.

Spojrzała na niego z lekkim wyrzutem, ale nic nie odpowiedziała.

- Chyba oboje ostatnio wiele przeszliśmy – stwierdził Morito spoglądając na Kanę

- Uciekasz, przed kimś? – zapytała nieśmiałym głosem.

- Tak, ale nie mogę o tym mówić – odpowiedział stanowczym głosem.

- Jesteś szlachetnym człowiekiem i chyba dlatego wpadłeś w kłopoty?

- Tego nie jestem pewny, ale na pewno chciałbym odwrócić przeszłość.

- No to mamy podobne marzenia – odpowiedziała ściszonym głosem.

Morito, rozpalił ognisko i oboje usiedli przy nim. Niestety nie mieli nic do jedzenia i chociaż panował już zmrok, postanowił wybrać się na małe polowanie, może coś się trafi, zwierzyny w takim lesie powinno być sporo – pomyślał.

- Przypilnujesz konia i dozbierasz chrustu. Postaram się coś zdobyć do jedzenia, szczęście, że mam łuk, niestety tylko kilka strzał, dobre i to, ale o zmroku trzeba strzelać na wyczucie.

 

Słyszał wyraźnie stukot, zaczął się skradać, trzymając łuk w jednej ręce, drugą sięgał po strzałę w kołczanie. Wreszcie ją dostrzegł. Młoda sarna, niespokojna, rozglądała się dookoła. W każdej chwili gotowa do ucieczki. Morito powoli napinał cięciwę. Nagle, zwierzę się spłoszyło i zniknęło w zaroślach. Wybiegł z za krzaków – prawie ją miałem! – powiedział z żalem.

Po chwili usłyszał jakiś szelest. Czuł na sobie czyjś wzrok, chociaż dookoła panował półmrok, wiedział, że gdzieś bardzo blisko czai się coś niebezpiecznego. Stał nieruchomo, trzymając łuk z lekko napiętą strzałą. Wreszcie zobaczył parę świecących oczu, potem drugą. Spojrzał za siebie tam również było kilka takich par. Rzuciła na ziemię łuk i dobył miecza.

Z zarośli zaczęło się unosić złowrogie warczenie, chwile potem, cała wataha wilków podeszła na odległość kilku kroków. Był otoczony, nie miał gdzie uciekać, zresztą i tak by im nie uciekł. Przyjął postawę walki i czekał na atak. One również stały, wpatrując się w samuraja. Po dłuższej chwili przywódca stada warknął i wataha pobiegła za nim. Odetchnął z ulgą, nie miał z nimi żadnych szans, ale i one zdawały sobie sprawę, że bez ofiar by się nie obeszło. Odpuściły i pobiegły szukać jakiejś mniej wymagającej ofiary.

Odetchnął z ulgą, niestety jego potencjalna zdobycz również uciekła.

- Pora wracać, może jutro się poszczęści – powiedział do siebie Morito.

 

Ku swojemu zdziwieniu, zobaczył jak Kana coś smaży nad ogniskiem.

- O jak dobrze, że jesteś, udało mi się upolować zająca.

- Jak to zrobiłaś? – zapytał, patrząc na Kanę z niedowierzaniem.

- A przypałętał się, wyskoczyłam z za drzewa i złapałam.

- No cóż, jestem pełen podziwu, zwłaszcza, że ja wracam z pustymi rękami. Na dodatek sam stałbym się zdobyczą wilków. Miałem szczęście, że odpuściły.

- Tak… wilków w tych stronach nie brakuje. No, ale siadaj, zając już prawie gotowy – powiedziała i zabrała z nad ogniska opiekanego zająca.

Po posiłku, Kana szybko zasnęła, Morito czuwał przy ognisku z ręką na rękojeści miecza. Nasłuchiwał podejrzanych dźwięków, które mogły zapowiadać, jakieś zbliżające się niebezpieczeństwo.

Nagle coś poruszyło się w krzakach, samuraj ukradkiem spojrzał w ich stronę. Spokojnie wstał i wolnym krokiem ruszył w stronę zarośli. Usłyszał, jak coś zaczyna umykać. Zobaczył kontur postaci, drobna budowa ciała. Jakiś podrostek? – pomyślał i zaczął biec. Szybko go dogonił, rzucił mu się w nogi i przewrócił. Postać z całych sił zaczęła się wyrywać. Wyczuł, że to kobieta, lekko przydusił, spojrzał jej w twarz i zdrętwiał.

- Otsuko!?

Wyrwała się i zaczęła uciekać.

- Otsuko! – krzyknął, nie mogąc uwierzyć w to co zobaczył.

 

- Panie! Obudź się, Panie?

Usłyszał znajomy głos i otworzył oczy.

- Co, co się stało?! – krzyknął widząc przed sobą Kanę.

- Zasnąłeś panie, jakiś koszmar się przyśnił?

- Tak, koszmar – odpowiedział już spokojnym głosem.

- Krzyczałeś Otsuko? Czy to…?

- Nastał nowy dzień, ruszamy – odpowiedział zmieniając temat stanowczym tonem.

 

Wędrowali w milczeniu pokonując kolejne kilometry. Leśna droga była wąska i bardzo nierówna, a las robił wrażenie ponurego, jakby faktycznie zamieszkiwały go złe duchy. Dużo było starych dębów, buków. W głębi świerki i jodły tworzyły ciemną zasłonę, nadając temu widokowi, jeszcze większej tajemniczości.

- Jesteś jakiś nerwowy panie? – stwierdziła przerywając milczenie Kana.

- Aż tak to widać?

- To ten las.

- Las? Nie rozumiem?

- Ponoć żyje w nim jakiś straszny demon.

- A tak, słyszałem te bzdury.

- Ja tam nie wiem, ale czuje się przez skórę jakiś dotyk złego.

- Mi się wydaje, że ktoś nas obserwuje i na pewno nie jest to demon.

- Obserwuje? – powiedziała i odruchowo spojrzała za siebie. – Mam nadzieję, że to nie bandyci, którzy…

Morito ruchem ręki dał jej do zrozumienia, żeby mówiła ciszej.

- Jeżeli nas obserwują to już wiedzą, że my wiemy.

Ledwo to powiedział a z pomiędzy drzew, wyjechał na drogę jeździec, wypuszczając z łuku strzałę w kierunku Kany. Chybił i pogalopował leśnym traktem. Koń lekko się przestraszył i wierzgnął, Kana złapała go za szyję. Morito pomógł jej zejść, potem chciał wskoczyć na wierzchowca, ale dziewczyna złapała go za ramię.

- Nie! Nie zostawiaj mnie tutaj samej!

- Spróbuję go dopaść inaczej będziemy mieli duży problem!

- Może być ich więcej!

- Nie, gdyby było ich więcej już byśmy nie żyli! – powiedział i wskoczył na konia.

 

Bandyta skręcił w głąb lasu i zniknął w jego mroku. Morito zrezygnował z pościgu, wiedział, że to zbyt niebezpieczne i zawrócił.

- Jak dobrze, że jesteś, myślałam, że zwariuje ze strach, nie zostawiaj mnie tak więcej.

- Szkoda, że go nie dopadłem, zapewne będzie jeszcze próbował.

- To ten bandyta, który chciał mnie posiąść.

- Skąd wiesz, że to on?

- Poznałam go, ta sama zbroja.

- Tak… faktycznie miał zbroję – stwierdził, dopiero teraz uświadamiając sobie ten istotny szczegół. – Musiał ją zdobyć zabijając jakiegoś samuraja.

- Zaczyna się ściemniać, musimy znaleźć jakieś miejsce na nocleg – powiedziała zmieniając temat.

- Masz rację, niedaleko widziałem małą polanę – odpowiedział.

 

Po przejściu około trzystu metrów znaleźli ją, była w sam raz by przenocować. Na samym jej środku rósł ogromny dąb, wyglądał bardzo monumentalnie. Rozłożyste gałęzie poruszane lekkim wiatrem, sprawiały wrażenie, że zaraz uniesie się w górę. Liście szeleściły jakąś niepokojącą melodię, ale polana sprawiała wrażenie bezpiecznej. Nikt nie podejdzie niezauważony, nie wyskoczy z za krzaków albo drzewa. Przywiązał konia do gałęzi, a potem oboje usiedli opierając się o gruby pień. Tym razem nie rozpalali ogniska, żeby nie rzucać się w czyjeś drapieżne oczy.

Morito zaczął się zastanawiać nad tym zbójem. Musiał być bardzo zdeterminowany, że zadał sobie tyle trudu, by ją odnaleźć? Tylko dlaczego chciał ją zabić? Może o czymś wie? Poznała ich kryjówkę, albo dowiedziała się, że jakiś daimyo z nimi trzyma. No, ale on przecież był sam, dlaczego…?

 

- Otsuko!?

Uśmiechnęła się do niego, kiwnęła ręką by podszedł bliżej.

- To niemożliwe!

- Jak widzisz możliwe.

- To mi się znowu śni!

- Śni? A czy wiesz, czym jest sen?

- Sen to ułuda, nieprawda.

- Skąd wiesz, czym jest prawda?

- Nie, rzeczywistość to rzeczywistość, ma swoje ograniczenia.

- A może właśnie, ta prawdziwa rzeczywistość nie ma ograniczeń.

- Nie, ty nie istniejesz!

- Jesteś tego pewien?

Dotknęła jego policzka, a potem objęła ramionami. On zrobił to samo, zaczął całować, coraz namiętniej. Oddech stawał się coraz bardziej intensywny. Nagle się zerwał.

- Otsuko! Jak to możliwe?

Otworzył oczy i zobaczył przed sobą lekko przestraszoną Kanę.

- Przepraszam – powiedział zmieszany.

- Musiałeś ją bardzo kochać – powiedziała nieśmiałym głosem.

- Skąd wiesz?

- Żyje w tobie, oddychasz nią.

- Hm… aż tak to widać? - Chciał się podnieść, ale Kana objęła go ramieniem i pocałowała w policzek. Spojrzał na nią ze zdziwieniem, po czym również ją objął. Zaczęli się coraz czulej pieścić. Poranek był bardzo chłodny, ale im robiło się coraz goręcej. Czuł jakiś błogi paraliż, który czynił go kompletnie bezbronnym. Widział już tylko twarz Kany, spoglądającą mu w oczy.

Wtem nagły świst, przerwał tą głęboką namiętność. Morito zerwał się na równe nogi. Zobaczył tego samego wojownika co wczoraj. Siedział na koniu z łukiem w ręku. Sięgnął po miecz i zaczął iść ostrożnym krokiem w jego kierunku. Jeździec znowu wypuścił strzałę w kierunku Kany. Doszła by do celu, gdyby dziewczyna nie zrobiła szybkiego uniku. Samuraj spojrzał z niedowierzaniem w jej stronę. Widząc, że sięga po kolejną, krzyknął, żeby się schowała za drzewem. Napastnik dobył miecza i ruszył galopem. Morito odparował cios, a tamten przejechał kilka metrów, zawrócił i ruszył jeszcze raz na wojownika. Ich miecze znowu się skrzyżowały, ale jeździec już nie kontynuował walki, zaczął uciekać. Samuraj szybko podbiegł do swojego wierzchowca, odwiązał uzdę z gałęzi. Kana doskoczyła do niego.

- Nie ścigaj go, błagam!

Odepchnął ją i wskoczył na konia.

- Tym razem mi nie umknie! – krzyknął i pogalopował za nim.

Miał go w zasięgu strzały, sięgnął po luk, zostały mu dwie ostatnie strzały. Napiął, wycelował, strzelił, niestety. Sięgnął po ostatnią, tym razem bardziej się skupił. Wypuścił i trafił, zbroja nie była na tyle mocna, by grot się nie przebił. Chwile potem spadł z konia. Morito dojeżdżając do leżącego bandyty zeskoczył z wierzchowca i trzymając rękę na rękojeści miecza ostrożnie podszedł do ciężko dyszącego bandyty. Szybkim ruchem odwrócił na plecy, ściągnął maskę z twarzy i ugięły się pod nim kolana.

- Otsuko!!!

- Uciekaj – odpowiedziała łamiącym głosem.

- Dlaczego!!! – krzyknął, nie mogąc uwierzyć w to co widzi.

- Uciekaj, bo on cię pochłonie.

- Kto? O czym ty mówisz?

- Jak się z nią złączysz w miłosnym uniesieniu, zostaniesz tu na zawsze.

- Z kim?

- Uciekaj, już niedaleko…

- A co z tobą?

- Przecież wiesz… - powiedziała resztkami sił i wyzionęła ducha.

Nagle zerwał się gwałtowny wiatr, drzewa sprawiały wrażenie jakby chciały się do niego zbliżyć. Ich korony zaczęły szeleścić liśćmi w przeszywający sposób, czuł, że gdzieś pomiędzy nimi, czai się coś złego. Chciał podnieść ciało Otsuko, ale nie dał rady, jakby przyrosło do ziemi. Nie chciał jej tutaj zostawiać, spiął się i jeszcze raz spróbował, nic z tego. Nagle usłyszał za plecami trzask. Spojrzał za siebie, jedno z drzew zaczęło pękać i zaraz runęło na ziemię, potem drugie, trzecie. Wskoczył na konia i pogalopował, starając się o niej, nie myśleć, nie patrzeć za siebie. Słyszał tylko łoskot spadających drzew.

Po jakichś dwustu metrach udało mu się wydostać z tego koszmaru. Wjechał na polną drogę, z daleka było widać wiejskie zagrody. Popędził w ich stronę, pragnął spotkać prawdziwych ludzi i mieć pewność, że ten zły sen nareszcie minął.

 

- Człowieku, ile stąd do Edo?

- Niedaleko panie, cały czas prosto, niecały kilometr – odpowiedział smutnym głosem chłop.

- A czy znalazło by się u ciebie, coś do jedzenia? Zapłacę – powiedział Morito.

- Tak panie, zapraszam.

Chłop zaprowadził go do swojej chaty, a jego zona przygotowała ryż.

- Czemu jesteście tacy smutni? – zapytał samuraj.

- Na wioskę napadli zbóje, porwali naszą córkę. Potem wszyscy przepadli w lesie.

- W lesie? – powtórzył Morito.

- Tak, a tam panie grasuje…

- Demon! – krzyknął z przerażeniem samuraj.

Średnia ocena: 4.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (4)

  • Bajkopisarz 02.02.2020
    „jego ukochana żona Otsuko, odebrała sobie życie, chcąc uniknąć zhańbienia. Obiecał sobie, że zatopi swoją katanę w piersi tego zdrajcy. Na razie jednak musiał się gdzieś zatrzymać i dojść do siebie. Był bardzo głodny i padał ze zmęczenia, jego”
    Trochę Ci się za bardzo zaimki roztańczyły: jego-sobie-sobie-swoją-tego-siebie-jego
    „zdecydowanie silniejszy, mógł ruszać dalej.”
    Silniejszy – trochę to kojarzy się z grą komputerową, gdzie bohater nabija sobie punkty mocy przez sen. Raczej bym sugerował: w lepszej formie
    „Jakieś trzy dni drogi, lasem było by szybciej, ale…”
    Brak (pół)pauzy i byłoby
    „klepiąc w ramie”
    Ramię
    „Jechał leśna drogą,”
    Leśną
    „że nie jeden żądny”
    Niejeden
    „Szli dość długo w milczeniu,”
    Raczej: jechali
    „Miała całkiem ładną twarz, jeszcze dziewczęcą, długie włosy, spięte w warkocz. Poza tym była trochę brudna i miała na sobie mocno podarte kimono.
    Miała„
    3 x miała
    „którym mogli by”
    Mogliby
    „do jedzenia i chociaż”
    Więc zamiast i
    „chwile potem, cała”
    Raczej chwilę, chociaż jeśli miałeś na myśli, że chwil było kilka to ok.
    „pobiegła za nim. Odetchnął z ulgą, nie miał z nimi żadnych szans, ale i one zdawały sobie sprawę, że bez ofiar by się nie obeszło. Odpuściły i pobiegły szukać jakiejś mniej wymagającej ofiary.
    Odetchnął z ulgą”
    2 x pobiegł, 2 x odetchnął z ulgą
    „zwariuje ze strach,”
    Zwariuję ze strachu
    „Widząc, że sięga po kolejną”
    Brakuje słowa „napastnik” inaczej zdanie dotczy Kany
    „strzały, sięgnął po luk, zostały mu dwie ostatnie strzały”
    2 x strzały
    „Chwile potem spadł z konia.”
    Chwilę.
    I kto spadł z konia? Tak napisane, ze mógł to być i samuraj i bandyta
    „bandyty zeskoczył z wierzchowca i trzymając rękę na rękojeści miecza ostrożnie podszedł do ciężko dyszącego bandyty.”
    2 x bandyty

    Dobra historia. Dość późno się zorientowałem, kto może być demonem, więc to na plus. Cały czas czekałem koto mu z lasu wyskoczy. Klimat japoński ładnie utrzymany, jeden drobiazg – żeby było jeszcze bardziej autentycznie, mógłbyś zmienić jednostki metryczne na używane w dawnej Japonii. Nie to, że przeszkadza, ale przyda wiarygodności
  • Lotos 02.02.2020
    Dzięki za poświęcony czas i cenne, uwagi. Będę się brał za poprawianie, jakoś samemu czytając chyba jestem ślepy, ach te powtórzenia!!! Tym bardziej jestem wdzięczny. Co do jednostek metrycznych to się zastanowię.
  • Ruda007 05.02.2020
    strasznie dlugo sie rozkreca.......90% opowiadania to jest historia jak oboje wedruja, odpoczywaja, cos tam rozmawiaja ze soba itp itd....a gdzie ten demon? gdzie jakis dreszczyk? dla mnie takie szkolne opowiadanie o dwojce wedrowcow.tyle
  • Lotos 05.02.2020
    No cóż, skoro go nie dostrzegłaś to trudno, co prawda to taki nietypowy demon, ale....

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania