Poprzednie częściDemon - Prolog - STARA WERSJA
Pokaż listęUkryj listę

Uwaga, utwór może zawierać treści przeznaczone tylko dla osób pełnoletnich!

Demon III Powstanie - 4

Walencja

544 rok nowej ery – 1905 rok imperialny

12 Listopada

Valentia – Wyspa Królewska

 

Ciemne chmury wisiały nad stolicą Walencji. Dosłownie i w przenośni. Ostatnie kilka dni przyniosło jedną złą wiadomość za drugą. Niedawny niepokój zamienił się w realny strach. Sytuacja pogarszała się z dnia na dzień. Wszyscy mieli tego świadomość. Gabinet królewski był oświetlony spokojnym światłem, wprowadzając fałszywą atmosferę stoicyzmu. Nikt jednak w nią nie wierzył. Każdy z obecnych, wiedział jaką wagę niosły wieści, jakie niedawno dostali. Książę Hadrian spojrzał po członkach Rady Regencyjnej i dwójce przyjaciół. Był spięty, bardziej niż kiedykolwiek wcześniej. Jeszcze nie usiadł na królewskim tronie, a już mierzył się z wyzwaniem większym, niż wielu władców w sile wieku. Młodzieniec powoli złączył dłonie i ścisnął je z taką siłą, że aż pobladły. Płomień szalał w jego oczach.

– Czy te informacje są pewne? – Jego głos drżał, widać było, że z trudem powstrzymywał gotujące się w jego wnętrzu emocje. – Czy naprawdę się na to odważyli?

Zygfryd Torder, marszałek armii przełknął ślinę i spuścił nisko czoło.

– Obawiam się, że tak, wasza wysokość. Proszę przyjąć moje przeprosiny. Nigdy nie spodziewałem się, żeby moi ludzie mogli doprowadzić do takiej zbrodni.

Arnold Cezarion odezwał się wyjątkowo poważnym głosem. Nie było nuty radości, czy optymizmu w jego głosie. Jeśli ktokolwiek nie rozumiał czemu, nazwano go „smokiem”, teraz zrozumiał. Jego głos był niejako warczeniem antycznej bestii, gotowej przynieść śmierć i zniszczenie, wszystkiemu, co stanie mu na drodze.

– To nie wasza wina. Nie wydaliście rozkazu.

Marszałek uderzył pięścią w stół.

– Ale ta rzeź! – Mężczyzna nie zdołał powstrzymać emocji. – Moi ludzie przeprowadzili lincz! Moi żołnierze. Moi oficerowie doprowadzili do masakry! Jako głównodowodzący armii Walentii jestem odpowiedzialny za tę zbrodnię!

Złote oczy spoczęły na marszałku. Płonęła w nich zimna furia, każdy to wiedział. Ale nawet kropla nie była wymierzona w stronę marszałka.

– Nie. Nie jest Pan – Arnold spojrzał na niego chłodno. – Ci, którzy odważyli się działać bez pańskiej wiedzy. Ci, którzy odważyli się, wykonywać sądy bez pozwolenia czy poparcia jego książęcej mości… ONI są winni – głos Arnolda wydawał się granitem ocierającym się o kawał stali. – I zapłacą oni za swoją zbrodnię.

Adler pokiwał głową, patrząc z boku na przyjaciela. Domyślał się, że jest mu teraz bardzo ciężko. Mimo wszystko dzielił z ofiarami krew. Jako pierwszy odważył się wypowiedzieć na głos, o czym dokładnie mówili.

– Wymordowali całą wieś mutantów. Dokładnie dwieście osiemnastu obywateli Walencji. W oparciu o pogłoski i prostą nienawiść.

Minister gospodarki, Darszewski popukał palcami o nogę, lekko zakłopotany. Przełknął ślinę i odezwał się niepewnie.

– Tak, jak nie popieram mordu, trudno się dziwić, że ludzie szukają winnych.

Peria spojrzała na niego krytycznie.

– Miłoszu! Chyba nie chcesz powiedzieć, że wierzysz w te idiotyczne pogłoski, z to mutanty są odpowiedzialne za te wszystkie ataki?

Minister wzruszył ramionami.

– Nie wiadomo, czego można się po nich spodziewać. To mutanty. Nienawidzą ludzi. Może w końcu odważyły się ugryźć rękę, która ich karmi?

Oczy Arnolda zabłysły groźnie, słysząc tę wypowiedź.

– Proszę zważać na słowa – spojrzał na ministra groźnie. – Gdyby mutanty faktycznie chciały dokonać jakiegokolwiek ataku, już dawno bym o tym wiedział. Zresztą. Ataki na magazyny żywności? Transporty paliwa i węgla? – Pokręcił głową. – Gdyby mutanty chciały coś zaatakować, uderzyłyby na instytucje. Ludzi. Tych, którzy popierają dyskryminację. Dodatkowo ataki te są zbyt precyzyjne. Zbyt profesjonalne. Żadnych śladów. Żadnych świadków. Sami tak powiedzieliście trzy dni temu. Skąd mutanty miałyby dostęp do tak profesjonalnej jednostki bojowej?

Pobladły minister, wystraszony podrapał się po głowie. Zakłopotany rozejrzał się po pokoju, ale nie widząc oparcia, westchnął.

– Macie rację, Cezarionie. Jednak właśnie to mnie martwi. Nie mamy prawdopodobnych agresorów. A raczej, posiadamy zbyt długą listę potencjalnych, by odgadnąć kto za tym stoi.

Peria westchnęła zrezygnowana.

– Fakt. Ataki nie pasują nawet do czerwonych. Ci zwykle atakowali fabryki i prowadzili sabotaż. Nie wyobrażam sobie, żeby zaatakowali zapasy pożywienia, co może doprowadzić do głodu. Moje uszy i oczy w ambasadach niczego nie potwierdziły. Nie wygląda to na atak z zewnątrz.

Iros de Ver odłożył dokument trzymany w dłoni. Jako minister spraw wewnętrznych i administracji, nie czuł się za pewnie.

– Obawiam się najgorszego. Coraz częściej dostaję niekompletne raporty z północy kraju. Cokolwiek się tam dzieje, tracimy tam wpływy i to na wszystkich poziomach. Armia, komunikacja, administracja. Wszystko bez wyjątku. Z tego, co wiem miejscowe elity i oficerowie wprowadzają zamieszanie.

– Nawet edukacja – Aleksandra von Hatung odezwała się zakłopotana. – Raporty, jakie dostaję, nie są zachęcające. Podobno narracja narodowa i purystyczna jest coraz głośniejsza w regionie. Podobno narzucana przez regionalne elity.

Hadrian pokiwał głową z niezadowoloną miną na twarzy. Zwrócił twarz na ministra sprawiedliwości. Romualda von Katze. Mężczyznę po pięćdziesiątce, o długiej koziej bródce wyglądał na zmęczonego. W ciszy czekał na oczywiste pytanie swojego władcy.

– Jak idzie poszukiwanie winnych?

– Ciężko wasza wysokość. Regionalna policja jest oporna, armia zresztą też. Oficerowie ze stolicy cały czas napotykają przeszkody w śledztwie. Wygląda tak jakby elity północ kraju, aktywnie opierały się wszelkim działaniom stolicy.

Peria de Rinur jęknęła poirytowana i zwróciła się bezpośrednio do Hadriana.

– Wasza Wysokość. Obawiam się, że elity północy szykują się do otwartej rebelii.

Torder spojrzał na nią ostro.

– Nie przesadzaj Perio. Sytuacja jest skomplikowana, to prawda, ale nie sądzę by mogło dojść do żadnego powstania przeciw jego królewskiej mości.

– A mimo to widzimy rosnącą opozycję i zwiększoną aktywność purystów. Musimy zakładać najgorsze – spojrzała na księcia. – Wasza wysokość. Proszę wydać rozkaz aresztowania liderów garnizonów i podejrzanych radykałów. Możemy zatrzymać ich, zanim wykonają najmniejszy ruch.

Darszewski spojrzał na nią przerażony.

– Powstrzymaj się moja droga! Taki ruch zostałby uznany za prowokację. Jeśli książę wyda ten rozkaz, z pewnością ktoś zdoła ich ostrzec, zanim odpowiednie służby po nich przyjdą! Nie mamy do tego gwarancji, że nawet jeśli zostaną pojmani, zdołamy ich sprowadzić do stolicy. Wojna domowa wybuchłaby na pewno! Powinniśmy dążyć do deeskalacji.

Cezarion pokiwał głową.

– Tak, jak samemu bardzo nie podoba mi się ta sytuacja, popieram sentyment pana Darszewskiego. Aresztowanie ich w tym momencie wywołałoby bardzo duży opór. Ludzie boją się tyranów, nieważne jak sprawiedliwych.

Adler w tym momencie przestał słuchać gotującej się dyskusji. Skupił się na Hadrianie. Młody książę słuchał. Obserwował. Dedukował. Oceniał. Nie był pierworodnym synem, nie uczono go, jak być królem. Jednak w jego oczach był ten błysk. Naturalny talent. Naturalne zrozumienie skali i wagi sytuacji. Książę odezwał się, wywołując natychmiastową ciszę.

– Podstawą są ludzie – oznajmił pewnie. – Nie ważne co elity północy myślą, ich sukces będzie oparty tylko i wyłącznie poparciem mas. Nasi przeciwnicy są zbyt radykalni, by przekonać ich by zmienili teraz zdanie. Nie będziemy więc tracić na to energii. Skupimy się na populacji i to ją postaramy się przeciągnąć na naszą stronę. Jeśli będziemy mieli ich poparcie, nieważne co szykują, polegną. Żadna rebelia nie osiągnęła sukcesu, bez poparcia populacji. Tak długo, jak obywatele będą po stronie korony, nasi przeciwnicy nie osiągną sukcesu.

Adler był pierwszym, który się odezwał.

– Co więc proponujesz wasza wysokość?

Hadrian uśmiechnął się kwaśno.

– Sami będziemy musieli wykonać radykalne kroki, by osiągnąć sukces – spojrzał na ministra gospodarski. – Panie Darszewski. Proszę o zreorganizowanie zaopatrzenia dla wszystkich regionów. Jeśli będzie trzeba, bierzcie rezerwy pieniężne ze skarbca, by zapewnić niskie ceny pożywienia – spojrzał na ministra skarbu. – Mówiliście, że Walencja ma odpowiednie rezerwy waluty. Czy wystarczą na taką sytuację?

Minister Eryk von Dener pokiwał głowa spokojnie. Był to stoik w sile wieku, całkowicie łysy o rubinowych oczach i pomarszczonej twarzy.

– Będę bezpośrednio działał z panem Darszewskim, wasza wysokość – odpowiedział. – Upewnię się, żeby nie doszło do inflacji, czy załamania wartości waluty. Jeśli będzie trzeba, sprowadzę dodatkową ilość złota z naszych kopalni. Nie powinno jednak dojść do zbyt dużych problemów. Nasza gospodarka zostanie uderzona, co jest oczywiście, ale w kontrolowany sposób.

Książę pokiwał głową zadowolony.

– Bardzo dobrze – spojrzał na Marszałka i ministra sprawiedliwości. – Podwójcie starania. Ustawcie część sił w stan gotowości. Proszę wysłać żołnierzy do bronienia pozostałych magazynów i naciśnijcie mocniej na policję północnych regionów. Jeśli będzie trzeba, poproście armię o pomoc. Chcę wszystkich odpowiedzialnych za tę masakrę przed sądem. Jeszcze dzisiaj chcę oficjalne ogłoszenie, potępiające działania zbrodniarzy i ogłoszenia nagrody za sprowadzenie wszystkich odpowiedzialnych.

– Na rozkaz wasza wysokość – odpowiedział marszałek.

– Wasze słowo jest dla mnie rozkazem – odpowiedział de Ver.

– Pani de Rinur – zwrócił się do ministra spraw zagranicznych. – Zorganizujcie spotkania z ambasadorami wszelkich krajów, które w rozsądnej cenie będą gotowe sprzedać nam zboże i zapasy pożywienia. Potrzebujemy rezerw.

– Oczywiście wasza wysokość.

Na sam koniec Hadrian spojrzał na, Cezariona, który uniósł brwi, lekko zaskoczony.

– Czego sobie o de mnie życzysz, wasza wysokość? – Smok Walentii patrzył na Hadriana zaintrygowany.

– Masz nadal kontakt z Domem Operowym?

Nazwa sławnej mafii informacyjnej wzbudziła zainteresowanie wszystkich ministrów.

– Tak, wasza wysokość.

– Powiedzcie im, że chcę zorganizować spotkanie… z Tomaszem Halickim i jego kolegami.

Torder wstał jak poparzony.

– Z TYM REWOLUCJONISTĄ?!

Hadrian spojrzał na marszałka krytycznie.

– Proszę spocząć.

– Ale wasza wysokość! Chyba nie chcecie się z nim układać?

– Czy nam się to podoba, czy nie, wielu ludzi lubi idee rewolucyjne. Jedyny sposób by idee rewolucyjne nie wywołały rewolucji, to wprowadzenie ich w naszej własnej wersji – książę odpowiedział. – Zresztą. Ostatnie wojny udowodniły, jak wielki chaos może wprowadzić garstka robotników. Zna pan przykłady: zniszczone mosty, infiltracja jednostek, wysyłanie całych pociągów piechoty na złe stacje. Jeśli nasze podejrzenia nie są przesadzone i północ faktycznie szykuje rebelię, pomoc robotników będzie nieoceniona.

Peria pokręciła głową. Kobieta nie mogła słuchać takich słów. Pamiętała Pęknięcie i czerwony terror. Rany dopiero co się zabliźniły. Nie była gotowa na taki ruch. Nie byłaby gotowa, nigdy.

– Nie może pan z nimi rozmawiać! Ci ludzie byli odpowiedzialni za śmierć waszych dziadków! Siostra waszej matki zginęła z ich ręki! Nie możesz odwrócić się od przelanej krwi swojej własnej rodziny.

Hadrian zacisnął dłonie w pięści i wstał. Mimo że był młody, jego postać górowała nad całą resztą. Nie tyle wzrostem, ile mocą stojącą za jego słowem.

– Mam zostać królem – oznajmił. – Czym jest król bez swych poddanych? – Uderzył pięścią w stół. – Ignorowanie mas. Arogancja moich przodków sprowadziła na nich śmierć. Gdyby ludzie nie znali głodu, nie znali biedy, nie znali zniewolenia, może nadal byliby pośród nas – pokój milczał. – Proszę nie zrozumieć mnie źle. Nie mam zamiaru oddać korony, czy władzy w ręce robotników. Jednak w aktualnej sytuacji poparcie mas, jest najważniejsze, a wprowadzenie zmodyfikowanej wersji socjalistycznych reform, jest jedną z nielicznych dróg, by to osiągnąć. Spotkanie z Halickim nie jest próbą pobratania. Jest próbą znalezienia wśród jego ludzi, tych, którzy byliby mi wierni, za wprowadzenie nawet niewielkich reform. Ponadto. Tak długo, jak nasz przeciwnik nie ma mas po swojej stronie, mamy przewagę.

Rada regencyjna milczała. Ludzie patrzyli na siebie nawzajem. Po chwili Darszewski odezwał się cicho.

– Nie jest to tak szalony pomysł.

Peria spojrzała na niego ostro.

– Czyżbyś oszalał? Ty? Minister gospodarki, gotowy bratać się z socjalistami?

– Czy rozprowadzenie jedzenia po jak najniższej cenie do mas, jest typowym kapitalizmem? – Zapytał. – Nie. Nawet kiedy nienawidzę rewolucjonistów, wszyscy wiemy, jak przerażające mogą być głodne masy. Tak jak mi się to nie podoba, jego wysokość ma rację. Stoimy przeciwko bardzo radykalnemu przeciwnikowi. To naturalne, że sami musimy przeprowadzić radykalne ruchy, by przetrwać. Bierność może sprowadzić na nas tylko śmierć w takiej sytuacji.

Minister skarbu przytaknął.

– Lepiej bym tego nie ujął. Musimy wykorzystać „marchewkę”, zanim spróbują dokonać tego nasi przeciwnicy. Jestem gotowy uwierzyć, że mamy tu do czynienia z działaniami purystów, są ultrareligijni i tradycjonalni. Nie odważą się nawet wspomnieć o żadnych reformach.

– Może to ich jednak sprowokować! – Marszałek był nieugięty. – Jeśli dowiedzą się o tym spotkaniu…

– Nie dowiedzą się – Adler odezwał się pewnie i chłodno. – Proszę być o to spokojnym. Ja i jego wysokość mamy już sposób, by przekonać ich do milczenia.

Marszałek, zdjęty z tropu usiadł i jęknął. Hadrian, przeczekawszy dyskusję spojrzał raz jeszcze na Cezariona, który uśmiechnął się lekko i przytaknął.

– Skontaktuję się z nimi już dzisiaj.

– Bardzo dobrze – Hadrian usiadł na swoim miejscu. – Działajcie szybko. Czas nie jest po naszej stronie.

 

***

 

Trójka chłopaków szła szybkim krokiem korytarzami pałacu. Hadrian miał przymknięte oczy, pochłonięty myślami. Idący obok Cezarion i Adler milczeli. Nie mieli wiele do powiedzenia, sytuacja była bardzo trudna. Jakie było ich zaskoczenie, gdy naraz napotkali Nataniela z Hanną. Oboje rozglądali się w pośpiechu, a zobaczywszy księcia podbiegli do niego z widocznie zaniepokojonymi minami. Hadrian stanął i zimnym wzrokiem spojrzał na Nataniela, który momentalnie uklęknął na jedno kolano.

– Wasza Wysokość.

– Natanielu… – głos Hadriana był ciężki. – Chciałbym powiedzieć, że dobrze cię widzieć, ale nie sądzę, by cokolwiek mogło mnie dzisiaj ucieszyć.

– Rozumiem wasza wysokość – Nataniel uniósł wzrok. – Właśnie usłyszałem o masakrze… rozumiem jak trudna, musi być to dla ciebie sytuacja.

– Czemu mnie szukałeś?

Nataniel przełknął ślinę.

– Mój ojciec wezwał mnie do siebie. Powiedział, że to pilne. Mam wyruszyć jeszcze dzisiaj.

Arnold i Franciszek spojrzeli po sobie.

– To nie wróży nic dobrego – Arnold odezwał się chłodno. – Twój ojciec jest jednym z podejrzanych. Fakt, że cię wzywa, nie ułatwia sytuacji.

– W pełni to rozumiem, Arnoldzie – Nataniel mówił przez zęby. – Mimo to, proszę o pozwolenie pojechania do ojca. Może dowiem się czegoś istotnego.

Hadrian milczał przez dłuższą chwilę, po czym westchnął i kiwnął głową.

– Dobrze. Ruszaj. Spróbuj dowiedzieć się, kto jest odpowiedzialny za tę zbrodnię. Będę na ciebie liczył – tu spojrzał na Hannę. – Jak rozumiem, również z nim jedziesz? – Zapytał.

– Tak wasza książęca mość.

– Dobrze – Hadrian uśmiechnął się delikatnie. – Jedzcie bezpiecznie.

– Dziękujemy wasza wysokość – para odpowiedziała chórem, skłoniła się i zniknęła w jednym z korytarzy.

Byli w pośpiechu.

Trójka młodzieńców ruszyła dalej, w całkowitej ciszy, aż nie dotarli do jednego z odosobnionych pokoi. Arnold otworzył drzwi i pozwolił wszystkim wejść do środka. Niewielki pokój, będący dodatkowym gabinetem księcia nie wydawał się wiele różnić od innych pomieszczeń, miał jednak wyjątkową cechę. Był bardzo dobrze zabezpieczony przed podsłuchami. A sprawy, o jakich mieli teraz rozmawiać, nie powinny wyjść na światło dzienne.

 

Hadrian usiadł ciężko na swoim miejscu, widocznie zmęczony napięciem i całą ciężką sytuacją. Przez dłuższą ciszę spoglądał na obu przyjaciół, po czym odezwał się cicho.

– Czeka nas wojna.

Arnold i Franciszek spojrzeli po sobie, po czym kiwnęli głowami.

– Na to wygląda, Hadrianie – Arnold westchnął zrezygnowany. – Obawiam się, że nie ważne, jakie działania podejmiemy, nasz wróg już zadecydował, że cię obali, choćby siłą.

– Lojalność stolicy też nie jest pewna – Adler odchrząknął. – Część rady nie jest zbyt optymistyczna w odniesieniu do twoich pomysłów.

– Zdradzą mnie? – Hadrian spojrzał na Adlera chłodno.

– Dokładnie tak jak przed chwilą zrobił to Nataniel i Hanna – Adler odpowiedział pewnie.

Arnold spojrzał na niego groźnie.

– Eagle…

– Nie oszukujmy się – Adler nie dał mu dokończyć wypowiedzi. – Domski jest powiązany z purystami, a to oni najpewniej stoją za tą masakrą oraz atakami. Nie możesz nikomu ufać, Hadrianie. Zdrajcy są wszędzie.

Książę odchylił się w siedzisku. Przymknął oczy. Odetchnął i przełknął ślinę. Po chwili otworzył oczy, a jego wzrok momentalnie spoczął na Adlerze.

– Skąd mam wiedzieć, że sam nie jesteś zdrajcą? – Zapytał. – Masz wiele sekretów – zerknął na Arnolda. – Sekrety, jakie tylko nieliczni znają. Nie jestem głupcem. Nie wiem co, miałeś na myśli, dając informacje dyrektorowi Domu Operowego, ale wiem, że były na tyle istotne, by go wystraszyć – wzrok Hadriana przeszywał Adlera na wskroś. – Co to za sekrety?

Francis uśmiechnął się delikatnie. Fakt, Hadrian nie był głupcem. To była tylko kwestia czasu, zanim zacznie zadawać pytania. Byłby nawet gotowy mu wszystko powiedzieć… ale nie mógł. Z kilku powodów. Gdyby zdradził, że należy do Sił Specjalnych Imperium, Hadrian zrozumiałby, że cały czas był obserwowany przez swego ojca i że część jego sukcesów nie została osiągnięta jego własną siłą. Adler był pewny, że książę się tego domyśli prędzej czy później, ale ten moment nie był dobry na przekazanie prawdy.

– Mam istotne powody, czemu ich jeszcze nie zdradziłem, wasza wysokość – odpowiedział. – Wiedz jedno. Jestem i będę ci wierny.

– Jaką masz gwarancję, że nie kłamiesz?

– Nie masz, wasza wysokość. Wiesz jedynie to, co widziałeś na własne oczy. Moją siłę, moją służbę i dedykację. Gdybym chciał cię zdradzić, czy zranić, miałem już wiele dobrych okazji.

– Nie udowadnia to, że jesteś niewinny.

– Ale i nie potwierdza, że jestem zdrajcą – Adler odpowiadał na pytania pewnie. – Kiedy przyjdzie odpowiedni moment, wasza wysokość. Powiem ci wszystko… i będziesz mi wdzięczny, że zachowałem tę tajemnicę dla siebie samego.

Hadrian mierzył Adlera wzrokiem przez kilka dłużących się minut, po których delikatnie kiwnął głową, akceptując wytłumaczenie.

– Nie zawiedź moich oczekiwań, Franciszku Eaglu.

– Nie śmiałbym, mój panie, Hadrianie Anois.

Scenę tę pilnie obserwował Arnold, który naraz uniósł wzrok w stronę drzwi i uśmiechnął się lekko.

– Wejdź Ewelino.

Chłopacy spojrzeli na niego zaskoczeni, a jeszcze bardziej, kiedy drzwi faktycznie się otworzyły, a do pomieszczenia weszła Ewelina we własnej osobie. Lekko zarumieniona. Adler przeklął w myślach słuch Arnolda, który wydawał się mieć dziesięciokrotnie większą świadomość otoczenia, niż on. Arnold uśmiechał się łagodnie do dziewczyny, która unikała jego spojrzenia.

– Masz coś do powiedzenia – stwierdził.

– Skąd… znaczy… tak, ale… skąd wiesz?

Arnold uśmiechnął się rozbawiony.

– Domyśliłem się – podniósł się z miejsca. – Domyślam się również, że chcesz słowa te skierować tylko do księcia, więc – spojrzał na Eagla. – Zostawmy ich na chwilę.

Adler, z trudem przełykając gorycz, zaczął się podnosić z miejsca, kiedy Ewelina odezwała się mocnym głosem.

– NIE! – Wszyscy zatrzymali się w miejscu. – Nie. Chcę… chcę, żebyście to usłyszeli.

Arnold uniósł brwi, lekko zaskoczony, ale posłusznie powrócił na swoje miejsce. Adler również, zdziwiony, usiadł. Hadrian spojrzał po dwójce, a następnie skupił się na Ewelinie.

– Dobrze. Powiedz więc, co masz do powiedzenia. Słuchamy.

Ewelina przełknęła ślinę i po chwili niezdecydowania odezwała się drżącym głosem.

– Z Finicji przybył list od ojca – Adler drgnął. – Wzywa mnie, bym powróciła do kraju. Sytuacja w Walencji pogarsza się z dnia na dzień i nie jestem już tutaj bezpieczna – tu zerknęła na Eagla. – Szczególnie że straciłam mojego rycerza – Adler zastanawiał się, jak Jan Vaza zareaguje na tę informację, ale od momentu wysłania oficjalnego listu z wytłumaczeniem czemu zrzekł się tytułu rycerza, nie dostał żadnego komunikatu zwrotnego. – Wszyscy bardzo się o mnie martwią…

Twarz Hadriana pociemniała. Widać było, że mimo krótkiego czasu, jaki razie ze sobą spędzili, ma wobec niej uczucia. Pewnie równie szczere, co te Adlera, jeśli nie szczersze. Chociaż nie, na pewno były prawdziwsze – Adler nie był w stanie oszukiwać samego siebie. Zakochał się w Ewelinie, kiedy była celem jego misji. Hadrian zakochał się w niej, naturalnie… i trzymając wyższą od niej pozycje, czuł się wokół niej pewny, a ona, bezpieczna w jego towarzystwie. Książę westchnął ciężko. Wyzwania ostatnich dni były bardzo wymagające i był w tej walce sam. Nawet z Arnoldem i Adlerem po bokach, potrzebował czegoś więcej, by utrzymać się na powierzchni.

– Kiedy wyjeżdżasz? – Zadał oczywiste pytanie.

 

Za plecami Eweliny pojawił się tajemniczy byt. Adler skamieniał, gdy tylko go zobaczył. Była to wysoka, męska postać, mająca prawie trzy metry wzrostu. Postać nie miała ust, tam, gdzie powinny się znajdować, widniała szeroka blizna. Miał wrażenie, że jakby kiepską gumką, wymazano postaci usta, zostawiając we wnętrzu jamę ustną, oraz sprawną szczękę. Nos był krótki jakby spłaszczony, nieznaną siłą. Troje oczu zdobiło górną część twarzy. Dwoje, będące w typowym dla oczu miejscu, były czarne. Wydawały się basenami smoły, z których wypłynie czarna ciecz, ale ta uparcie pozostawała w miejscu. Trzecie oko, miało kolor tęczy i znajdowało się na czole. Bardzo dobrze kontrastujące z ogoloną białą głową. Ubiór bytu był… bardzo trudny do opisania. Ponieważ strój wydawał się nie mieć jednolitej formy i bez końca zmieniać się między pociętymi szmatami, przez zbroje, aż do królewskich szat i czarnych garniturów. Wszystkie miały jednak jedną wspólną cechę: łańcuszki i łańcuchy. Oplatały bladą postać kompletnie. Wydawały się jedyną stałą jego egzystencji. Postać spojrzała na Adlera i Cezariona. Widział ich wyraźnie i wiedział, że oni widzą go. Mimo braku ust wydawał się uśmiechać serdecznie. Uniósł dłonie o nienaturalnie długich palcach, trzymając w nich dwa łańcuszki. Wydał z siebie dźwięk, który chyba był chichotem, i jednym ruchem połączył łańcuszki, by następnie zniknąć bez śladu, wprost na ich oczach.

 

– Zostaję – głos Eweliny uderzył uszy Adlera niczym młot.

– Mogłe… – Hadrian uniósł naraz zaskoczony wzrok. – Zaraz. Co?

– Zostaję – Ewelina powtórzyła pewniej. – Postanowiłam, że nie wyjadę.

Hadrian, widocznie niespodziewający się takiej odpowiedzi, podniósł się z miejsca.

– Nie, nie, nie, nie. Zaraz – uniósł dłonie. – Masz świadomość, z czym się tu mierzymy. Kraj może zmierzać do rebelii.

– Wiem – Ewelina odpowiedziała – A mimo to, zostanę.

Hadrian wstał z miejsca.

– Masz świadomość konsekwencji tej decyzji? – Zapytał na cały głos. – Możesz stracić życie!

Twarz Eweliny naraz stwardniała i niespodziewanie tupnęła nogą, tak głośno, że huk uciszył wszystko.

– MYŚLISZ, ŻE TEGO NIE WIEM?! – Ewelina spojrzała na niego wściekle. – Uciekałam i kryłam się przed konfliktem całe swoje życie! Nie walczyłam, jedynie stawiałam cichy nic nieznaczący opór. Haris Kreus znęcał się na mnie latami. Ojciec i brat nie rozumieli w najmniejszym stopniu! Cały czas dawałam się im kontrolować… – tu spojrzała na Eagla. – … aż ktoś nie stanął w mojej obronie.

Adler zacisnął dłonie i zazgrzytał zębami. Nie potrzebował tych słów. Nie teraz. Usłyszał je za późno. Opuścił wzrok, nie chcąc patrzeć w jej oczy, ale Ewelina mu na to nie pozwoliła.

– Eagle – odezwała się cicho. – Spójrz na mnie… proszę.

Z trudem, Adler uniósł zimny wzrok. W oczach Eweliny zobaczył wstyd, żal… i łzy. Zaskoczony, rozluźnił wyraz twarzy i chciał się odezwać, kiedy Ewelina skłoniła się przed nim w pół. Nawet smok Valentii wydawał się zbity z tropu. Nikt jeszcze nie widział takiego zachowania u Eweliny. Dziewczyna odezwała się po chwili. Drżącym głosem.

– Przepraszam – łzy spadły na podłogę. – Przepraszam cię za wszystko.

Łagodny ból oplótł serce Adlera, kiedy opuścił wzrok. To było za mało. W dziwny sposób doceniał gest i słowa… ale było to za mało.

– Przepraszam za moją arogancję. Za to, że bawiłam się twoimi emocjami. Za to, że chciałam cię wykorzystać. Za to, że nie dawałam ci tego, co ty mi dałeś – zachlipała. – Naprawdę przepraszam.

Hadrian przyglądał się scenie zszokowany. Wiedział, że coś między nimi było i wiedział, że częściowo był odpowiedzialny za rozbicie tego, co zbudowali, ale nie spodziewał się, że Ewelina wyrazi tak szczerą skruchę. Cezarion natomiast wydawał się tylko częściowo obecny, był zamyślony. Adler był tu i teraz, ale nie był w stanie zdobyć się na odpowiedź. Po co mu były te słowa? Szczególnie teraz? Jaką miały wartość. Ewelina złapała oddech i wyprostowała się, próbując utrzymać godną postawę.

– Zachowałam się wobec ciebie nieuczciwie – kontynuowała. – I nigdy nie wyraziłam wystarczająco dużo wdzięczności, za to, co dla mnie zrobiłeś… i… – tu jej głos się lekko załamał. – Miałeś rację. Nie jestem godna, takiego rycerza – jej głos prawie przeszedł w szept. – Nie byłam godna ciebie.

Były to może najbardziej szczere słowa, jakie kiedykolwiek wypowiedziała. Kiedy w końcu zrozumiała wagę swoich decyzji. Złapała oddech, a w jej oczach zapłonęła determinacja.

– Ale mam zamiar to zmienić. Nie będę już uciekać. Nie mogę – Adler uniósł na nią wzrok. – Nawet… nawet jeśli nie zdołam odbudować tego, co mieliśmy… udowodnię, że jestem godna twojej służby – odezwała się pewnie. – Więc nie spuszczaj ze mnie wzroku! – Wskazała na niego palcem. – Udowodnię ci, że jestem godna twojej wierności. Sprawię, że raz jeszcze staniesz u mego boku, jako Rycerz.

Po tych słowach w pomieszczeniu nastała cisza. Adler patrzył na Ewelinę, zaskoczony… ale miło. Tak. Miło było zobaczyć w niej tyle determinacji. Tyle odwagi. Mimowolnie uśmiechnął się lekko.

– Będę czekał – odezwał się szeptem. – Nie zawiedź moich oczekiwań.

Ewelina uśmiechnęła się i spojrzała na Hadriana.

– Nie mogę wyjechać. Nie, kiedy wy tu jesteście – zwróciła się do obu jej miłości. – Muszę być godna mego rodu i temu, z którym chcę się związać – z tymi słowami spojrzała Hadrianowi prosto w oczy, który cofnął się o krok. – Nie mogę stchórzyć, kiedy ty zostajesz.

Hadrian zacisnął dłonie. Ta ostatnia część by mu wystarczyła. Nie chciał słyszeć, czy widzieć jak Ewelina dziękuje Eaglowi. Mimo że nie byli już razem, a Eagle wiernie mu służył, coś nadal nie pozwalało mu go w pełni zaakceptować. Nie mógł jednak pozwolić sobie na nic więcej. Ewelina złamała mu serce i jak teraz zobaczył, czuła się za to winna. Musiał pozwolić by rany się zagoiły. Ewelina była zbyt pyszna, by iść za przykładem innych, czy tradycją, tworzyła swoją własną drogę – nie zawsze w umiejętny sposób, ale własną. Wiedział, że nie może jej do niczego zmusić i najpewniej poległby, przy próbie. Uśmiechnął się lekko i kiwnął głową.

– Niech będzie. Jesteś tutaj nadal mile widziana… bądź jednak ostrożna.

Ewelina uśmiechnęła się szeroko.

– Nie martw się, będę – skłoniła się przed nimi i ruszyła do wyjścia. – Dziękuję, że mnie wysłuchaliście.

 

Kiedy zamknęła za sobą drzwi, w pokoju nastała głucha cisza. Adler uniósł wzrok i spojrzał na Hadriana. Książę zrobił dokładnie to samo. Przez kilka dłuższych chwil mierzyli się wzrokiem, po których oboje westchnęli zrezygnowani. Delikatne prychnięcie zwróciło ich uwagę na Arnolda, którzy szczerzył się od ucha do ucha, ale widząc ich krytyczne spojrzenie, uniósł wzrok w górę, jakby obserwując sufit.

– A ty co tak się szczerzysz? – Odezwali się niemalże jednym głosem.

Smok Valentii zachichotał.

– A nic, nic – spojrzał po ich obu. – Zapewniacie mi masę rozrywki.

 

***

 

W cieniu ulic blada postać bez ust szła wolnym krokiem, a łańcuchy, jakie miała na sobie, dzwoniły niczym dzwonki, bezgłośną melodią. Postać naraz stanęła w miejscu i przekręciła lekko głowę. Dokładnie naprzeciwko niego stał Paradoks. Tupał lekko prawą nogą, opierając się o swoją złotą laskę.

– Czy kiedyś ci się to nie znudzi? – Zapytał. – Ten nasz niekończący się taniec?

Rozmówca nie odpowiedział, jako że nie miał ust, ale poruszył szczęką, a Paradoks westchnął, jakby odpowiedź na zadane pytanie właśnie usłyszał.

– Tak też myślałem – pochylił się lekko. – Dobrze wiesz, że ci się nie uda. Nie, dopóki ja jestem w pobliżu.

Raz jeszcze ruch szczęką, a poirytowany Paradoks aż obrócił się wokół własnej osi.

– Jesteś nieznośny! Nawet jak na moje standardy!

Ruch szczęką i wzruszenie ramionami. Paradoks uniósł krytycznie jedną brew i jęknął.

– Serio? Celujesz tak nisko mój drogi? Przeznaczenie czy nie, dobrze wiesz, że moim przeznaczeniem jest sprawianie jak najwięcej niepewności do tego waszego „Wielkiego Planu” jak to tylko możliwe.

Przeznaczenie zadrgało, jakby chichocząc. Blizna na twarzy zaczęła się wydłużać i pękać. Czarna ropa zaczęła spływać z dwojga oczu, a ślepie na czole, błyszczeć, jakby w czole skrywała się mała gwiazda. Przez rozerwane fragmenty skóry, z których nie spłynęła nawet jedna kropelka krwi, wydobył się przedziwny głos Przeznaczenia. Niczym łamiąca się pod swoim własnym ciężarem góra, jak wysychające morze, które stało się sadzawką, jak Drzewo, którego najdłuższe gałęzie przebiły atmosferę.

– Jesteś jego częścią, zupełnie tak jak wszystko w tym świecie. Wiem, co zrobisz i jaki jest kres.

Paradoks prychnął.

– Nie znasz ani końca, ani początku, ani rozwinięcia, ani końca – Paradoks zarechotał. – Tylko ja wiem. Twierdzisz, że wiesz co, się wydarzy, a z pomocą czasu znasz dzień i godzinę – pokręcił głową. – Ale nie bez przyczyny masz tylko jedno oko. Widzisz dużo, ale nie wszystko.

Przeznaczenie zarechotał.

– Ty nie wiesz jednak niczego i wszystko. Jesteś największym głupcem pośród mędrców i największym mędrcem pośród głupców.

– A ty naprawdę sądzisz, że Wy, należycie do mędrców, a śmiertelnicy do głupców?

Przeznaczenie pokiwało głową.

– Takie są fakty.

Paradoks zarechotał zwycięsko.

– Jesteś w błędzie. Prawda jest taka, że obie opcje są poprawne.

Paradoks zniknął, jak to ma w zwyczaju – bez zapowiedzi. Przeznaczenie sięgnął dłońmi do twarzy, chwycił za rozerwane strzępy skóry i przycisnęło je mocno do twarzy. Kiedy je odsunął, raz jeszcze zamiast ust, widać było tylko szeroką bliznę. Otarł ropne łzy, poprawił wciąż zmieniający się ubiór i ruszył dalej, swoją drogą – wiedząc dokładnie gdzie postawić każdy krok.

Średnia ocena: 4.5  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (3)

  • Pontàrú 25.09.2020
    "Jedzcie bezpiecznie" - no bo można się na przykład poparzyć.

    Nie rozumiem idei wyglądu Przeznaczenia. Jak do wszystkich pozostałych istot dobrałeś dobrą charakteryzację tak tu mi ona kompletnie nie pasuje. Byłaby lepsza do Strachu lub jakiejś Śmierci. Detal z łańcuszkami natomiast fajny.
    Stylistycznie znowu panuje dominacja dialogów. Rozumiem że to w gruncie rzeczy po to by nadać całości trochę dynamiki. Jak przeczytasz tekst jeszcze raz to znajdziesz parę literówek (głównie jakieś nieodmienione poprawnie końcówki). Co ciekawe, na przestrzeni czasu zauważyłem też, że często zdarza ci się zmieniać rodzaj gramatyczny podmiotu. Początkowo piszesz na przykład o istocie a potem odwołujesz się do niej przez jego, mu zamiast jej. Rozumiem, że na przykład Przeznaczenie jest raczej utożsamiane z mężczyzną ze względu na wygląd ale jak podmiot ma formę żeńską to dopóki nie zmieni się podmiot używałbym form żeńskich.
    Tyle uwag. Błędy niewielkie dlatego 5
  • Kapelusznik 25.09.2020
    Symbolika z Przeznaczeniem, jest następująca.

    Troje oczu - to typowe - szczególnie to na czole, ma przewidywać przyszłość
    Czarne, zropiałe oczy wskazują, że przeznaczenie widzi jedynie przyszłość, nie traźniejszość
    Zamazane usta - to że wiedza przeznaczenia jest tajemnicą
    Blada skóra - starość, jako że przeznaczenie jest niby wieczne
    Łańcuchy - wiadomo - w przeznaczeniu wszystko jest połączone

    Jeśli chodzi o Trecha - Przeznaczenie jest jednym z najstarszych, najpotężniejszych i najsilniej rywalizujących z Paradoksem
    Zresztą - ich konflikty wydaje mi się, że dobrze zaznaczyłem.
    Przeznaczenie też jako jeden z najistotniejszych Trecha, symbolizuje w znaczącym stopniu ich pychę i dumę, z którą Paradoks walczy.

    Na innej nucie
    Jak ci się spodobała rozmowa z Eweliną?
  • Pontàrú 26.09.2020
    Rozmowa z Eweliną była szczerze zaskoczeniem. Wydaje się, że skacze ona od księcia do Adlera i ma wyraźne problemy emocjonalne. Za to fajnie splata się z działaniami Przeznaczenia.

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania