Poprzednie częściDemon - Prolog - STARA WERSJA
Pokaż listęUkryj listę

Demon - Rozdział 28 - (SW) - KONIEC STAREJ WERSJI

(STARA WERSJA - NOWA WERSJA TO "DEMON ODRODZENIE")

"Cios" (epilog tomu I)

Imperium Feniksa

554/555 rok nowej ery – 1916/17 rok imperialny

31 Grudnia - 1 Stycznia

Anos – stolica Imperium

 

Szykował się wielki dzień. Ulice były wystrojone w państwowe barwy, wszędzie powiewały dumne flagi. Nowy Rok nie był jeszcze powszechnym świętem, na skale masową, ale z pewnością się takowym stawał. Szykowano paradę „pokoju”, pokaz fajerwerków przygotowany przez specjalistów z cesarstwa Tin-quo-za, a nawet pokaz lotniczy! Zzepeliny i najnowsze samoloty Imperium, choć tym razem bez uzbrojenia, miały wykonywać piękne akrobacje aż do zachodu słońca. Pokazy tańców ludowych, pieśni, a nawet specjalnie przygotowana filharmonia na wolnym powietrzu, gdzie najlepszy chór na kontynencie miał zaśpiewać najpiękniejsze z arii.

Można by powiedzieć: Piękny dzień…

 

…ale nie dla wszystkich.

 

Cesarzowa Victoria uderzyła pięściami w stół. Kielich wina zakołysał się i przewrócił zalewając czerwonym płynem mapę świata. Generał Marek von Zach i jego koledzy z partii Patriotów milczeli. Cesarzowej rzadko puszczały nerwy, ale tym razem krew ją zalewała. Zaczęła kroczyć po prywatnym gabinecie, tam i z powrotem, jak tygrys w klatce.

- Nie zgodził się na PARADĘ?!

Ryknęła niczym lwica. „Patrioci” jakby skulili się w sobie. Nawet taki weteran jak von Zach miał trudności z zachowaniem spokoju.

- Nie, moja Pani. Cesarz nie zgodził się na paradę armii w Nowy Rok. Odwołał ją rano. Widocznie MSZ (Ministerstwo Spraw Zagranicznych) dało znak, że mogłoby to się nie spodobać Varsji w kontekście rozmów pokojowych. Udało nam się wprowadzić część lojalnych nam sił do stolicy, ale nie wystarczająco by przeprowadzić przewrót.

Cesarzowa syknęła. Tyle lat planowania, pociągania za sznurki, szpiegowania i odcinania niebezpiecznych elementów – i na sam koniec jej przeklęty MĄŻ staje jej na drodze. Pomasowała czoło i westchnęła. Miała nadzieję na szybki bezkrwawy przewrót, ale widać to się nie uda. Oparła dłonie na stole i odetchnęła. Uniosła wzrok na swoje marionetki.

- Czy Krupp wywiązuje się z umowy?

- Jak najbardziej. Całe zamówione zaopatrzenie trafia dokładnie tam gdzie wskazujemy, bez zbędnych pytań – odpowiedział jeden z generałów.

Cesarzowa uśmiechnęła się zadowolona. Nie spodziewała się, ale widocznie udało jej się KUPIĆ WŁADCĘ POŁUDNIA. HA! Kto by pomyślał, że człowiek taki jak von Krupp, jest w stanie podać cenę swojej własnej lojalności i przyjąć zapłatę. Skoro Krupp się wywiązał, oznacza to że dookoła stolicy ma wystarczająco uzbrojenia by przeprowadzić przewrót w ciągu jednego dnia, a co ważniejsze że Demon i Duch są daleko na południu i nic nie będą w stanie zrobić. Tak czy inaczej, wkrótce to Ona będzie rządzić Imperium.

- Dobrze. Szykujcie żołnierzy. Pozwolimy miastu się zabawić. O piątej zaatakujemy i obalimy mego słabego męża i postawimy mojego silnego syna na tronie. Kiedy to osiągniemy pokonamy najpierw Varsję, potem Diarchię, a na deser pożremy ZSRZ!

Patrioci uśmiechnęli się szeroko. Wizja zbudowania wiecznej chwały ich cieszyła. Choć nie w pełni. Dwóch mężczyzn w lekko fioletowych mundurach dołączyło do dyskusji. Pierwszy z nich, wysoki blondyn o fiołkowych oczach oznajmił.

- O moja droga kuzynko, piękny Plan. Wszechojciec, będzie szczęśliwy!

Cesarzowa powstrzymała chęć zwymiotowania i spojrzała na swego „kuzyna”. Amadiela Darhunda.

- Amadielu, proszę, nie schlebiaj mi zbytnio – machnęła dłonią przybierając słodką twarzyczkę.

- Ależ moja droga! Kiedy dokonasz przewrotu, nasze wspaniałe Imperia w końcu się połączą, faktycznie i pewnie poprzez unię personalną. Szkoda że twój Pierwszy syn odmówił Wszechojcu, choć jestem pewny że nasza kochana Fiona będzie chciała go zobaczyć raz jeszcze! – Białe zęby błysnęły w szerokim uśmiechu. – Podobno macie PODOBNE zainteresowania.

Kilku aż się skrzywiło. Amadiel był jakby demonem kpiny, bezlitosny, cyniczny, satyryczny i trafiający w dokładnie tam gdzie boli. Te fiołkowe oczy miały w sobie naprawdę błysk trucizny.

- Siły Diarchii czekają na Wyspach Gabriela. Jedno słowo i nasza Inkwizycja wesprze was w… wprowadzaniu porządku – nadal uśmiechał się krwiożerczo.

Von Zach nie wytrzymał.

- Dziękujemy, ale poradzimy sobie BEZ was. Wyślij swoich Łowców Czarownic z powrotem na ich parszywą wyspę! – Warknął. – Porządkiem Imperium zajmiemy się SAMI.

Amadiel przestał się uśmiechać, a po jego twarzy przeszedł groźny cień. Widać było, że nie znosił kiedy mu przerywano, a jeszcze bardziej – kiedy mu odmawiano. Podszedł do generała i znów przywołując na twarz uśmiech położył mu dłoń na ramieniu. Pochylił się lekko, tak, że niewielki czarny krzyżyk na łańcuszku zakołysał się na jego szyi.

- Widzę u ciebie… znaczący brak Wiary. Generale – stwierdził.

Generał zepchnął jego dłoń – może był stary, ale nie oznaczało to że zwiędły mu jajca.

- Wszyscy wierzymy w Światło i jedynego Boga, szkoda, że wyznajesz tą przeklętą myśl protestancką, która tak osłabia męską duszę… może to przez nią nie możesz spłodzić potomka?

Uśmiechali się do siebie nawzajem, gdy iskry leciały po linii ich wzroku. Gdyby nie byli cywilizowani najpewniej rzuciliby się teraz na siebie. Po chwili Amadiel odsunął się lekko, zachichotał i poklepał ponownie generała.

- Spokojnie Generale, jestem pewny że wkrótce poznasz siłę, naszej Wiary…

- WYSTARCZY! – Krzyknęła Cesarzowa. – Oboje natychmiast przestańcie.

Generał odwrócił się do cesarzowej i skłonił głowę. Amadiel również, choć nie tak nisko. Cesarzowa westchnęła i usiadła na swoim fotelu. Nie mogła uwierzyć że mimo jej starań, nawet ich sojusz był na papierze. Jej i jej rodu, znaczy się. Pokręciła głową.

- Zostawcie mnie samą. Chcę odpocząć.

Wszyscy się skłonili i ruszyli do wyjść. Wszyscy z wyjątkiem drugiej osoby w fiolecie, Amadiel już miał zamiar go zawołać, ale Cesarzowa machnęła ręką. Amadiel uniósł brwi i wyszedł. Nie jego interes. On tylko obserwował wierne działania służącej Wszechojca. Kiedy drzwi się zamknęły dwoje postaci odczekało dziesięć minut w milczeniu. W końcu osoba w fiolecie podeszła, uklękła i ucałowała dłoń cesarzowej. Ta, z delikatnym uśmiechem, pogłaskała go po głowie.

- Jak się czujesz Sidney? – Zapytała.

- Wyśmienicie, odkąd Panią zobaczyłem – odpowiedział.

- Jak Nasze przygotowania?

- Wszechojciec niczego się nie spodziewa, a nasza siła rośnie. Kiedy sięgną chciwie po Imperium, rozciągną swe siły, a wtedy, zupełnie jak Tu, przejmiemy władzę, a Ty, moja Pani, będziesz rządziła z cienia największym Imperium znanym ludzkości.

Victoria uśmiechnęła się rozmarzona. Wizja potęgi i dominacji z pewnością były tym, co radowało jej serce. Delikatnie uniosła twarz swego wiernego sługi i sojusznika.

- Drogi Sidneyu. Zapewniam cię że twa wierność nie zostanie ci zapomniana. Zemścisz się za wszystkie krzywdy i sprowadzisz swego mentora z powrotem do domu.

Cesarzowa miała tu oczywiście na myśli oczywiście Dymitria Kurutę – albo Daniela Cartera, wypędzonego generała geniusza Świętego Królestwa Detronii. Mimo że młody, był dla młodego Sidneya mentorem i przyjacielem, który bezpodstawnie został wygnany z państwa.

Jak widać każdego napędza coś innego: Cesarzową chęć władzy, Amadiela przyjemność w posiadaniu wpływów, „Patriotów” w wizja dominacji, a Adama Sidneya wierność do mentora.

Nagle do drzwi zapukano. Sidney wstał, a cesarzowa poprawiła suknię.

- Proszę – powiedziała głośno.

Po chwili drzwi się uchyliły i do pokoju weszła ośmioletnia dziewczynka o jasnej cerze i długim czarnym warkoczyku. Cesarzowa rozjaśniła się i uśmiechnęła zaskakująco szczerze.

- Joanno! Moja droga córeczko, chodź, podejdź...

Dziewczynka kiwnęła głową i podbiegła do matki nie spuszczając ciekawskiego wzroku z oficera w fiolecie. Stanęła obok mamy i uśmiechnęła się szeroko. Cesarzowa pogłaskała ukochaną córkę. Jeśli ta kobieta kiedykolwiek pokazywała swoje prawdziwe uczucia, to obok tych dwóch osób. Sidneya i swojej córki.

- Znowu uciekłaś niańce? – Zapytała cesarzowa z lekkim uśmiechem.

Córka uciekła wzrokiem do oficera i wskazała na niego palcem.

- Mamo, a kto to jest?

Adam Sidney uśmiechnął się i wiedząc czego oczekuje jego Pani, uklęknął przed jej córką.

- Adam Sidney. Inkwizytor II stopnia Świętego Królestwa Detronii. Ojczyzny twojej matki. To zaszczyt móc cię poznać Panienko.

Księżniczka uśmiechnęła się, złapała za boki swoją sukienkę i wykonała dziecięcą wersję ukłonu. Sidney nie mógł powstrzymać uśmiechu. W tym parszywym świecie naprawdę rzadko dało się dojrzeć jakąkolwiek nadzieję, nawet jeśli tak małą. Joanna spojrzała na mamę i oznajmiła.

- Mamo, obiecałaś że pooglądamy samoloty.

Cesarzowa przystanęła.

- Masz rację moja kochana – wstała i chwyciła dziecięcą dłoń. – Chodźmy razem. Co powiesz Sidney?

Ten skłonił się.

- Niestety obowiązki wzywają. Będę musiał dołączyć do Pana Amadiela.

Joanna podskoczyła do niego i zrobiła naburmuszoną minę.

- Na chwilllęęęę…?

Oficer prychnął rozbawiony.

- Jeśli Panienka sobie życzy, to nie mogę odmówić – na pytające spojrzenie cesarzowej odpowiedział. – Jakoś się wytłumaczę, moja Pani, proszę się tym nie martwić i cieszyć się dniem z córką.

Poszli razem i z przygotowanej platformy obserwowali pokazy lotnicze. Joanna patrzyła cały czas zaciekawiona na prujące niebiosa maszyny. Cesarzową szczerze fascynował poziom zainteresowania i zrozumienia córki, która, mimo tak młodego wieku zadawała kilku inżynierom lotniczym ciekawe pytania. Zaskoczenie jakie malował się na ich twarzach zawsze bawiło cesarzową, jednak fakt tego, że jej córka zapamiętywała wytłumaczenia i chciała wiedzieć więcej, naprawdę wprawiała ją w dumę.

 

Kiedy słońce już zachodziło, a pokaz lotniczy się zakończył, rozpoczęły się ostatnie przygotowania do pokazu fajerwerków. Joanna siedziała na obok Ojca, który dołączył do nich na przygotowanym miejscu. Właśnie to wtedy cesarzowa została poinformowana że Sidney ją wzywa w pewne miejsce, ponieważ doszło do niespodziewanego wydarzenia. Oczywiście zostało to przekazane ustalonym kodem, więc wyszyscy usłyszeli jedynie że przybył posłaniec z oczekiwaną wiadomością. Victoria przeprosiła córkę i oznajmiając że musi się czymś zająć, pojechała do przypałacowego budynku, gdzie powinna spotkać się z Sidneyem. Domyślając się że wiele mogło się zdarzyć, kazała strażnikom czekać przed wejściem, nie chciała by ktokolwiek ją podsłuchiwał, a sama weszła na drugie piętro i usiadała w odpowiednim pokoju, czekając na Sidneya i jego wieści. Kiedy zrobiło się już całkowicie ciemno, zaskrzypiały schody, a do środka wszedł Sidney we własnej osobie. Stanął przed swą Panią i uklęknął.

- Mam dobre wieści, moja Pani – oznajmił.

- Jakie?

- Możliwe że znaleźliśmy sposób na bezkrwawe przejęcie tronu.

Cesarzowa aż się podniosła.

- Mów!

- Mamy nową truciznę. Jeśli podamy ją cesarzowi, straci on samoświadomość, zamieni się w warzywo. Wraz z tym, senat będzie zmuszony do przeniesienia korony królewskiej.

Cesarzowa kiwnęła głową.

- Dobrze, ale co z Pierwszym synem, co z Ferdynandem? To jemu przypadnie korona.

- Zabójcy są na pozycji. Sprawimy że będzie to wyglądało na tragiczny wypadek, albo nawet samobójstwo. Jedno życie w zamian za władze moja Pani, lecz stolica i ludzie Imperium, nie ucierpią.

Cesarzowa zamyśliła się chwilę i kiwnęła głową.

- Niech będzie, a co ze Wszechojcem?

- Nic nie będzie podejrzewał. Mamy odpowiedniego człowieka który może go zatruć podobną trucizną, ale o słabszym działaniu. Nadal będzie władał, ale umysł będzie mu płatał figle.

Victoria uśmiechnęła się szeroko. Możliwe że właśnie to była jej szansa. Okazja jaką dał jej Bóg w zamian za te wszystkie lata cierpienia, planowania i czekania. Kiwnęła głową.

- Niech tak się stanie. Najpierw Imperium, potem Detronia – oznajmiła.

- Tak się stanie, ale wpierw, ten który może unieszkodliwić Wszechojca, chce się z Panią spotkać.

- Gdzie i Kiedy? – Zapytała Cesarzowa.

Nagle rozległ się chichot i odezwał się znajomy jej głos.

- Tu i Teraz.

Z cienia, dosłownie zza szafy za jej plecami, wysunął się Francis Adler, Demon Imperium.

Cesarzowa wstała zaskoczona i spojrzała na Sidneya, który teraz miał uśmiech 000. Patrzyła na nich zaskoczona. Wysłała ich na południe, do Kruppa… zrozumiała, Krupp się jej nie sprzedał. Spojrzała na uśmiechnięte wcielenia Diabła, które stały tuz przed nią. Adler zaczął.

- Pucz i to organizowany przez Cesarzową… oj, oj… nieładnie – wyszczerzył się diabolicznie.

- Chęć władzy ponad wierność i wiarę… - stwierdził Duch.

Cesarzowa spojrzała na nich groźnie.

- Przestańcie grać, jesteście moimi pionkami, sługami! Czemu tu jesteście?

Demon zachichotał.

- Jak to po co? – Adler wskazał za siebie. – By zebrać dowody.

Z przerażeniem cesarzowa stwierdziła że cały czas w cieniu był schowany dyktafon. Demon i Duch mieli wszystkie dowody jakie potrzebowali by pogrążyć Ją, jej Plan i jej marzenia.

Mogła krzyczeć, ale nic by z tego nie wyszło. To Duch i Demon, mimo wszystko, najpewniej mają plan ucieczki, jeśli zdecyduje się na taki ruch, a skoro tak, to nikt ich już w życiu nie zobaczy – chyba że wrócą po zemstę.

Cesarzowa westchnęła, usiadła i oparła się na krześle. Rozmasowała skronie.

- Dobrze… wygraliście – uniosła wzrok. – Powiedzcie czego chcecie, a Ja spełnię wasze życzenia.

- Wszystko? – Zapytał Demon.

- Wszystko – potwierdziła Cesarzowa.

Demon zachichotał.

- W takim razie, mam jedną prośbę.

Cesarzowa uniosła zaskoczony wzrok.

- Jaką?

Błysnęła stal, a w dłoniach Demona pojawił się pistolet.

Rozgrzmiał huk i oczy Adlera zabłyszczały w świetle fajerwerków. Oczy te świeciły karmazynową barwą Wojny. Victoria ujrzała w tamtym momencie każdą sekundę życia Adlera, każdy oddech i ruch które przynosiły mu cierpienie. Każdy cios i wystrzał którymi cierpienie zadawał. Zęby zabłyszczały, a Demon odezwał się niemalże szeptem kochanka.

- Nie krzycz.

 

Zagłuszony tłumikiem wystrzał wstrząsnął światem.

Na czarnej sukni cesarzowej pojawiła się czerwona plama. Ołowiana kula przebiła mostek i bezdusznie przeszyła serce.

Serce wypełnione chęcią posiadania władzy, marzeniami o przyszłości i miłością do córki.

Głowa cesarzowej opadła na jej prawy bark, oczy zgasły, a z gardła nie wydobył się nawet jęk.

 

Demon podniósł łuskę i schował ją na piersi. Spojrzał na Ducha z uśmiechem, a ten również się wyszczerzył.

- Kiedy ci Czerwoni tu wejdą?

- Dokładnie tak jak im powiedziałem, za pięć minut.

- Zbierajmy się więc, bo jeszcze nas o coś oskarżą.

Zabrał taśmę i wraz z Duchem wyszli niezauważeni.

 

Po pięciu minutach w tym samym budynku rozległy się strzały z pistoletu i okrzyki pokroju: „Śmierć Koronie!”. W krótkiej potyczce „Czerwoni Rewolucjoniści” oddali swe życia by zabić cesarzową…

 

Szkoda że się trochę spóźnili.

Średnia ocena: 4.6  Głosów: 5

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (24)

  • Zaciekawiony 07.11.2018
    "pięknej sali swego prywatnego gabinetu" - dobrze, że nie po pokoju pomieszczenia, tak czy siak, masło maślane.

    "Ryknęła niczym lwica." - tutaj raczej od małej litery, bo to dalsza część zdania tworzonego z wypowiedzią.

    "- Nie moja Pani." - tylko pani sąsiada. Brakuje przecinka "- Nie, moja Pani." Przecinków zresztą brakuje w wielu miejscach, nawet w takiej klasycznej pozycji przed "że".

    "Pomasował czoło. " - i zmieniło gender

    "Moja droga córeczko, choć" - chociaż nie jestem pewien od którego kochanka. Chodź.

    "fakt tego że(...) wprawiała ją w dumę." - Fakt też była kobietą!

    Treść całkiem fajna, w sumie rozdział mógłby robić za osobną miniaturę, ale gdyby to jeszcze przepuścić przez choćby prosty edytor tekstu z opcją wykrywania błędów pisowni, to bardzo by się polepszyło.
  • Kapelusznik 07.11.2018
    Pisałem to do północy...
    ...
    Poprawię
    Daj mi 1 dzień
  • Kapelusznik 08.11.2018
    Chyba poprawiłem większość
  • krajew34 07.11.2018
    Rozdział kolejny fajnie się czytało. Dziwne, że cesarzowa nie była aż taka ostrożna, w końcu diabły nie ufają nikomu, a ta bez żadnej ukrytej broni ... Myślałem, że będzie miała gwardię, czy coś, że dojdzie do jatki... No cóż, widać Pani nie dorosła do władzy
  • Kapelusznik 07.11.2018
    Gwardii kazała czekać na zewnątrz
    Adlera się nie spodziewała
    A Sidney to jej wierny sługa - po co miałaby brać broń na spotkanie z nim - na terenie PAŁACU?
  • krajew34 07.11.2018
    Cóż miała ambicje, ale brak paranoi ją zabił, widocznie była mało diabelska, że komuś ufała, w świecie zdrad na dworze, nie miała szans przetrwać z takim podejściem
  • Kapelusznik 07.11.2018
    krajew34
    Możliwe - ale pamiętaj - nie wszyscy zdobywali władzę poprzez zdradę - często był ktoś komu się ufało
    Stalin miał Mołotowa
    Ten gościu był numerem 2 w ZSRR aż do swojej NATURALNEJ śmierci - wyjątkowo Stalin nie maczał w tym palców - ufał mu. Tu jest podobnie - zresztą jak wskazałem - ufała tylko córce i Sidneyowi - trudno tego nie nazwać paranoją
  • krajew34 07.11.2018
    Kapelusznik ale również ci najbardziej zaufani wbijali nóż w plecy, patrz Himmlera
  • krajew34 07.11.2018
    Jeśli ktoś marzy o władzy absolutnej, nie może ufać nawet swoim dzieciom czy rodzicom
  • Kapelusznik 07.11.2018
    krajew34
    Dobrze - to Victoria nie jest postacią - "co zrobić by przejąć władzę absolutną, ale jak jej NIE przejmować.Na opowi się to nie pojawi, ale mam kilka tekstów rozszerzającą postać cesarzowej Voctorii - zresztą wiesz, skoro już szykowała armię oznacza że była cholernie BLISKO
  • krajew34 07.11.2018
    Nie czepiam się, tylko dyskutuje o charakterze cesarzowej. Wiele jest postaci podobnej do niej, co miało apetyt na władze.
  • krajew34 07.11.2018
    Ale to też jest ironia, planują, marzą o władzy, a nimi wisi niewidzialny miecz damoklesa
  • Ozar 08.11.2018
    Kapelusznik Co do Mołotowa to lekkie sprostowanie. Nr. 2 w ZSRR moim zdaniem był najpierw Żukow, który był nawet tatuowany zastępcą wodza naczelnego i chyba jako jedyny potrafił się kłócić ze Stalinem. W 1945 roku kiedy Żukow był u szczytu swojej kariery, będąc przedstawicielem ZSRR w Berlinie i można powiedzieć jednym z najbardziej podziwianych radzieckich dowódców. Spotykał się z Montgomerym, Eisenhowerem i innymi dowódcami alianckimi. Stalin jak to u niego bywało często był zazdrosny i bał się że Żukow może chcieć go obalić. Postanowił się go pozbyć, wysyłając oddział oficerów NKWD - do siedziby marszałka w Berlinie, jednak Żukowa ochronili zaufani oficerowie, którzy nie dopuścili zabójców do swojego wodza (tu są dwie wersję - albo ich zabito, albo rozbrojono i przegoniono).
    W 1946 objął dowództwo nad całością wojsk lądowych ZSRR, jednak był nim bardzo krótko bo Stalin usunął go z tej funkcji, cały czas knując jak by się go pozbyć. Żukow cały czas był zagrożony aresztowaniem. Wódz postanowił na jednym z zebrań z marszałkami i generałami postawił Żukowowi zarzut zdrady. Jednak generalicja przeczuwająca kolejną czystkę, która zacznie się od marszałka, zdecydowanie wystąpili przeciwko takim zarzutom (głównie marsz. Koniew). Stalin tym razem odpuścił i wysłał Żukowa do Odessy, na dowódcę Odeskiego Okręgu Wojskowego, co była dla marszałka degradacją i poniżeniem. Od 1946 roku nr. 2 został Beria i był nim aż do końca.
  • Ozar 08.11.2018
    Ciekawy odcinek. Jak widzę cesarzowej zamarzyła się władza absolutna. Zamach na męża kurdę dobre. Niestety dla niej, Demon i Duch czuwali. Ale że zabili ją ? Raczej myślałem, że doniosą cesarzowi i kobietę gdzieś wyślą do jakiego zamku w lesie, jak to zwykle bywało z zonami władców, które próbowały oszukać swojego męża. fajnie się czyta. A wrobienie w to nczerwonych to znakomity trick propagandowy, powodujący szczery odruch zemsty wśród mieszkańców. W sumie sprytnie to rozwiązałeś, bo nie dość że spisek umarł, to jeszcze śmierć cesarzowej można bardzo dobrze wykorzystać propagandowo. 5 i czekam na kolejne części.
  • Ozar 08.11.2018
    Krajew34 to teraz który odcinek następny?
  • Kapelusznik 08.11.2018
    Chronologicznie - przeczytałeś wszystko
    Reszta z serii demon wychodzi aż do III tomu XD
    Znaczy... nie zaznaczam gdzie tomy się kończą - ale ten rozdział po fakcie będzie epilogiem I tomu
  • Ozar 08.11.2018
    Kapelusznik Sorka zapytałem krajew nawet nie wiem dlaczego. " rozdział po fakcie będzie epilogiem I tomu" czyli to koniec I tomu? A wrzucisz kolejne? bo kurdę podobało mi sie i chętnie poczytam dalej.
  • Kapelusznik 08.11.2018
    Ozar
    Oczywiście - ale na razie trochę słabo z weną
    II Tom - YOKEHAMA - Cesarstwo Tin-quo-za - Japonia/Chiny
    Więcej filozofii niż wojny tym razem
    Nie wiem tylko jeszcze jak zgrabnie przejść dalej
    Oczekuj czegoś w weekend
    Pozdrawiam
  • krajew34 08.11.2018
    Kapelusznik czyżbyś ruszał na wschód? Kraj kwitnącej wiśni, Bushido, oficerów z kataną, Chiny tamtego czasu, gdzie nacjonaliści walczyli z komunistami, a pozostali watażkowie się temu przyglądali. Oj cesarscy to się spodobają adlerowi
  • krajew34 08.11.2018
    Ty tu w takich tematach siedzisz, a ja się zastanawiam, jak przerobić postać Hitlera na warunki indiańskie...
  • Kapelusznik 08.11.2018
    krajew34
    ...
    ...
    ...
    WHAT?!
    ...
    Ok...
    daj mi chwilę...
    ...
    Co powiesz na popierdolonego Teokratę co "pozwala" ludziom "przejść reinkarnację"?
  • krajew34 08.11.2018
    Hm ciekawe... Bo mam plemię koczownicze, składające się z rady plemiennej (około 20 wodzów) i planuje zrobić z nich takie Niemcy po 1918 :) ZSRR mam już w miarę zrobione, tylko muszę je dopracować, najgorzej jest zrobić mocną siłę z prymitywnych tubylców... Tacy to raczej Tigerem nie jeżdżą i to wszystko w otoczce fantastyki, dodałem do mojej powieści Trockiego, Róże Luksemburg oraz N. Chamberlana trochę rozcieńczylem ich postacie, robiąc z nich wylkie ryby narkotykowe, pytanie czy ktoś zna jakiś znanych bliźniaków, którzy nadali by się na ich szefów
  • Kapelusznik 08.11.2018
    krajew34
    Daj tubylcom jakąś moc o logicznych granicach możliwości i będzie ok
  • krajew34 08.11.2018
    Kapelusznik no czerwonych dałem czołgi strzelające maną, coś pewnie wymyślę, jeśli chcę na w mojej krainie Falsus dojść do wojny, barbarzyńcy Niemcy muszą mieć coś, czym przekonają czerwonych do sojuszu z nimi. Powodzenia z twoim tekstem, bo zszedłem na swój temat.

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania