Demony (1)

Dzień w którym wszystko się zaczęło... A zarazem skończyło

 

Sam był znudzony wakacjami. Został tylko jeszcze miesiąc ale on już dostawał świra. Książki zaczynały go nudzić a Internet i komputer męczyć. Mógłby wyjść na dwór ale było gorąco a do tego był zagorzałym domatorem. Z nudów odkurzył stare skrzypce i zaczął grać. A grał pięknie. To można by powiedzieć jedyna rzecz jaka mu dobrze wychodzi. Był brzydki, nierozgarnięty i w ogóle niefajny. Dlatego tak był wdzięczny mamie ze go zmuszała do grania.

 

To była jedyna rzecz jaką dobrze robił.

 

Grał przelewając na dźwięki uczucia jakie go wypełniały. Znudzenie i pragnienie czegoś niezwykłego. Przestał grać dopiero kiedy pęcherz zaczął go cisnąć. Odłożył je delikatnie na łóżku i ruszył do łazienki ale tam nie doszedł. Zadzwonił dzwonek do drzwi. Kogo diabeł niesie? Otworzył drzwi i od razu poczuł fale niepokoju. Było tam dwóch policjantów.

 

-Dzień dobry - przywitał się wysoki policjant o złotych włosach. -Czy to mieszkanie pani Renaty Riordan? -źle wypowiedział nazwisko.

 

Skinął twierdząco głową czując jak zalewa go fala niepokoju.

 

Policjanci spojrzeli po sobie co wzmogło jego niepokój.

 

-Jest pan jej synem. Sam Riordan?

 

Znowu przytaknął czując ze zaraz usłyszy cos czego nigdy nie chciał usłyszeć.

Bardzo nam przykro ale pana matka zginęła dziś w wypadku samochodowym. Jej samochód został potrącony przez ciężarówkę. W pierwszej chwili sens słów do niego nie dotarł ale potem poczuł się jakby go ktoś zdzielił obuchem.

 

Wszystko co było potem nie utrwaliło się w jego pamięci poza rozmową z przedstawicielem praw dziecka która oznajmiła mu że Andrei Sołonicyn jego wujek przyjedzie go zabrać jako iż jest jego jedynym krewnym. Matka nie utrzymywała z nim kontaktów a Sam wiedział że ktoś taki istnieje tylko dlatego że kilka krotnie podsłuchał jak mama kłócić się przez telefon z swoim bratem. Zawsze potem z łzami w oczach go przytulała i szeptała -nie oddam, nie oddam, nie oddam... Dlatego zaczął się bać. Mówił im że tak samo jak mama nie chce mieć z tym człowiekiem nic wspólnego ale oni nie słuchali.

 

Andrei przyjechał na pogrzeb matki prosto z Paryża i od razu się nie spodobał Samowi. Andrei był wysoki i barczysty. Miał przystojną twarz modela gładko ogoloną, ciemne jak węgiel oczy, szlachetny nos, urocze dołki w kącikach ust. Jego włosy były przyprószone lekką siwizną która dodawała mu powagi. A co najważniejsze był bogaty jak jasna cholera. Sama niepokoiła jego blada cera, sztywna postawa, jego sztuczne uśmiechy oraz to jak na niego patrzył. Było to obleśne pazerne spojrzenie zauważalne tylko dla niego.

 

Na pogrzebie Renaty stał obok niego przed bogatym nagrobkiem który osobiście sfinansował. W dłoniach trzymał pęk czarnych drogich róż. Sam się bał tego człowieka. Wiedział że matka nie bez powodu trzymała się z dala od niego i wiedział że bez ochrony mamy czeka go coś złego.

Strzeż się huczał wiatr bądź czujny i nie trać nadziei! Kiedy ona umiera naprawdę traci się wszystko!

 

-Pojedziemy do Paryża -oznajmił mu kiedy siedzieli w jego luksusowym Fordzie przed cmentarzem. Mówił bardzo dobrze po polsku z wyuczonym akcentem. -Tam znajdziemy ci dobrą prywatną szkołę gdzie dojdziesz do siebie po odejściu Renat. -spojrzał na niego i uśmiechnął się w wyuczony nieszczery sposób. -Będzie dobrze.

 

-Strzeż się! Huczał wiatr.

 

Paryż go nie olśnił. Czuł się w samolocie jakby zmierzał do jądra ciemności i mimo że bardzo chciał nie potrafił zawrócić. Podczas całego lotu milczał trzęsąc się w środku od strachu. Mamo dlaczego odeszłaś? Tato czumu cię niema zemną! Ojciec Sama pracował w księgarni i zginął napadnięty przez grupę dresów kiedy wracał z zakupów do domu. Miał wtedy osiem lat. W ich domu przez dłuższy czas zaniknęła radość a wszystko było szare i zimne. W domu czuł się gorzej niż w szkole.

Wylądowali o poranku a z lotniska zabrał ich ekskluzywna czarna skoda z przyciemnianymi szybami i kierowcą. Sam jak marionetka robił co mu się kazało jakby ktoś spętał jego wole łańcuchami pozwalając tylko wykonywać rozkazy. Był też w pewnym sensie otępiały. Ciągle słyszał głosy a Paryż wydawał mu się przesiąknięty straszna energią która go upajała.

 

Biedne, biedne dziecię! Lamentował szum liści i gwar miasta Dziecię wybrane, dziecię przeklęte. Lepiej by ci było się nie urodzić niż dostać to co ci ma być dane. Biedne, biedne dziecię! Wsiadł do samochodu z tyłu razem z opiekunem. Patrzył przez okno obserwując mijanych ludzi i budynki lecz czuł się jakby nie tylko on obserwował. To miasto jest straszne.

Jechali godzinne aż wyjechali z miasta. Sam mimowolni przysnął chwilę i obudził się dopiero kiedy samochód parkował przed pokaźna willą. Sama przeszył lodowaty dreszcz. To jest zła ziemia. Czuł jak to miejsce śmierdzi siarką i czymś obrzydliwe złym. Szofer odtworzył przednim drzwi. Nie chciał wychodzić. Wiedział że to miejsce nie jest dobre. To miejsce szydziło z niego.

Hihihih? dziecię dobreee! Dziecię złeeeee! Hahahaha! Dziś tańcować z bestią będzie jutro sam się bestią stanie! Dziecię światła dzieckiem mroku.

 

Te głosy były straszne.

 

-Chodź Sam - ponaglił go Andrei stając przednim. Sam spojrzał w jego ciemne oczy i zadrżał. Uśmiechał się z wyższością. - Nie utrudniaj tego.

 

-Nie!

 

-Dziecię dobre, dziecię złe!...

 

Andrei nachylił się w jego stronę.

 

-Czujesz to? Tą moc wypełniającą tę ziemie? -oczy Andrei błyszczały. -Czy słyszysz głosy - Sam z wahaniem przytaknął odsuwając się ostrożnie w głąb samochodu.

Jak ja ci zazdroszczę - niemal wyszeptał z przejęciem . -Mi została odebrana ta przyjemność do czucia mocy. Renata to potrafiła ale ja nie. To by... jest niesprawiedliwe. - wyprostował się. -Chodź -nakazał spokojnie a Sam nie wiedząc dlaczego wysiadł z samochodu. Nakazywał swojemu ciału się zatrzymać ale nie chciało go ono słuchać.

 

 

Nana stała w niemal pustym pokoju nie licząc stołu na którym paliła się pojedyncza świeca. Ukrywała twarz w cieniu kapturów jak czwórka innych postaci będąca w tym pokoju. Światło rzucane prze świece rozświetlała mroki na tyle by można było rozróżnić sylwetki czterech postaci ukrytych za białymi płaszczami.

 

 

-Mają chłopaka -oznajmiła sylwetka po prawej Nany głosem należącym do chłopaka. Atmosfera w pokoju się zagęściła. Nancy zaklęła cicho by nikt nie usłyszał. Do że dorwali Sama nie było niczym dobrym w szczególności dla chłopaka.

-Jak to możliwe że na to pozwoliliśmy -to była sylwetka przed Nancy o głosie bezsprzecznie kobiecym. -Czemu nasi ludzie nie wkroczyli!?

 

Nie mogliśmy -wypaliła od razu Nancy. -Aleksiej użył potężnych rytuałów ochronnych i wywiózł chłopca zanim zdołaliśmy cokolwiek zrobić. Musiał zbierać energie już od dawna w oczekiwaniu na taką okazje i wykorzystał ją nie bawiąc się w półśrodki. -Nancy miała nadzieje że jej wyjaśnienia zostaną wystarczą.

 

 

Czemu nie przewieźliśmy wcześniej żadnych środków by do tego nie dopuścić! -syknęła tamta kobieta. - Czyżby służby cienia były lepiej zorganizowane od naszych!

 

Nie do jasnej cholery! Andrei postarał się by nasi ludzie mieli co innego na głowie. Grupa zabójców zaatakowała naszych Egzorcystów i Obserwatorów. Prawie nikt nie przeżył. Odwrócił naszą uwagę masakrą a następnie kiedy się zorientowaliśmy co się dzieje dopilnowałby by nikt z naszych nie mógł zbliżyć się do Sama.

 

-Andrei to sprytny przeciwnik -wtrąciła się sylwetka obok kobiety o męskim zachrypniętym głosie. -Czytałem raporty tej sprawy tak samo jak my wszyscy. Wszystko zostało zaplanowane i przygotowane. Andrei miał swoich ludzi w otoczenie Sama i tylko czekał aż bariery którymi był chroniony zniknął.

 

-Musimy go odbić -oznajmiła kobieta. -To jest nasz priorytet! Niewolno nam pozwolić by Andrei dokonał rytuału "spętania". Nancy ilu masz ludzi w Paryżu?

 

-Nie dość by szturmować jego posiadłość chronioną tak silnymi rytuałami ochronnymi -oznajmiła Nancy. -Mogę jeszcze sprowadzić trochę ludzi ale zajmie mi to co najmniej tydzień...

-Tyle czasu niewolno nam poświecić -przerwała jej stanowczo kobieta. -Musimy szturmować od razu.

Nie mogę się z tym zgodzić - sprzeciwiła się Nancy równie stanowczo. - Atak na tak silnie chronią posesje będzie i tak trudne a nawet jak będziemy mieli dość ludzi wielu zginie!

Poczekajmy aż będzie musiał zdjąć bariery - zaproponował chłopak obok niej. -Do rytuału "związania" będzie wymagane w pewnym momencie zdjąć barier a wtedy nasi zaatakują posiadłość. Wielu potężnych kapłanów będzie mu potrzebnych przy rytuale więc zostanie standardowa ochrona i kilku kapłanów.

 

-Wiecie ze wtedy będziemy mieli niecałe dwie godziny do powstrzymania rytuału -zauważyła Nancy której i ten pomysł się nie podobał. - Będziemy mało czasu a zmiany które nastąpią w chłopaku mogą być nieodwracalne a w najgorszym razie przerwanie rytuału w tak zaawansowanej fazie morze go zabić.

 

-Musimy spróbować! -zadecydowała kobieta. -Jeżeli nic nie zrobimy Sama spotka los gorszy od śmierci.

 

Zaprowadzili go od razu do jasno oświetlonej jarzeniówkami piwnicy. Sam niemiał władzy nad ciałem i bezwładnie szedł krok za krokiem za wujkiem. Czuł ja mroczna aura tego miejsca go przygniata swoim ciężarem. Dusiła go i utrudniała myślenie. Kiedy przestępował próg domu czuł się jakby zanurzał się w obrzydliwy budyniu. W głowie rozbrzmiewały szydercze głosy. Kiedy ujrzał piwnice chciał krzyknąć i uciec ale niewidzialna siła władająca jego ciałem nie dała mu się odezwać. Na samym środku piwnicy namalowano czymś czerwonym pentagram otaczany przez pięć okręgów. Chcą odprawić czarną msze i oddać mnie w ofierze! Poza nimi było tu pięciu mężczyzn w czarnych powłóczystych szatach. Kiedy weszli kończyli malować koła i spojrzeli w mich stronę.

Witaj z powrotem Andrei -przywitał go mężczyzna o łysej głowie i twarzy pokrytej czarnymi wzorami. Uściskali się serdecznie.

 

Przyprowadziłeś naczynie -zauważył mężczyzna o poznaczonej bliznami twarzy wskazując szponiastym palcem na Sama. -Czuje silną moc emanującą od chłopca. -spojrzał po wszystkich twarzach. -Powinniśmy już zaczynać skoro naczynie już jest. Świetliści na pewno zechcą nam przeszkadzać.

 

Niema czym się przejmować -zapewnił go spokojnie Andrei. -Ta posiadłość skrywa dla nich wiele niemiłych niespodzianek. Ale masz racje Coen. Niema co zwlekać. -spojrzał na Sama. -Zdejmuj ubranie.

 

Sam wiec zaczął zdejmować ubranie. Nie, nie, nie! Ja nie chce! Czemu moje głupie ciało mnie nie słucha. Nie miał najmniejszej władzy nad ciałem i mógł tylko obserwować. Nagi stanął przed wszystkimi. Mężczyzna z czarnymi znakami na twarzy zaczął malować na jego ciele pędzlem znaki czarną farbą która piekła jego skórę. Międzyczasie Andrei zdjął koszule i marynarkę a drugi mężczyzna z znakami na twarzy zaczął malować podobne symbole na piersi. Niech to się już skończy. Błagam!

 

Kiedy skończyli mężczyzna z blizną poprowadził go na sam środek pentagramu i zaczął go oplatać grubym ciężkim łańcuchem unieruchamiając mu rance. Kiedy skończył wylał na głowę sama coś czerwonego o metalicznym posmaku. Krew! Borze to jest krew. Następnie pięciu odzianych w czerń ludzi poprzypinało łańcuchy do tego go oplatającego i następnie każdy mając opleciony koniec wokół lewej ranki stanął w kołu kole. Zgasły światła jarzeniówek i opanował ich mrok.

 

Cała kanonada dwudziestu białych ciężarówek pruła przez drogę w blasku zachodzącego słońca. W pierwszym na pace jechało dwudziestu ludzi ubranych w białe kamizelki kuloodporne, kaski taktyczne i kominiarki. Wszyscy na kamizelkach i na kaskach mieli namalowane czerwone krzyże Templariuszy. Razem z nimi jechał lekki wóz pancerny do przewożenia broni i amunicji oraz do robienia w razie konieczności za osłonę. Każdy z Templariuszy miał przewieszony przez plecy lekki miecz o białej rękojeści z jelcem skierowanym ku klindze oraz pistolet maszynowy załadowany pociskami. Byli też uzbrojeni w noktowizory i "święte granaty" wypełnione wodą święconą.

-Jedynka tu Matka -rozległo się w słuchawce dowódcy. -Pół godziny do celu. Powtarzam: pół godziny do celu. Macie czekać na sygnał i żadnych głupich numerów. Trzymajcie się Egzorcyzmów i dopilnujcie by dotarli cali do przesyłki. Macie godzinne i pięćdziesiąt minut. Powtórz rozkazy.

 

Sam poczuł jak eksplozje zachodzące w jego ciele. Następowała jedna po drugim w coraz krótszych odstępach i z coraz większą siłą. Zacisnął mocno zęby odzyskując władze nad ciałem. Pentagram jak i otaczające go okręgi rozświetliły się krwawą poświatą. Do uszu Sama dochodziły śpiewy w języku którego nie znał. Odnalazł spojrzeniem swojego wujka stojącego przednim z szeroko otwartymi ramionami jakby chciał go przytulić intonującego pieśń.

-Aaau -jęknął kiedy kolejna silniejsza eksplozja nastąpiła w jego ciele. -To bo... Aaaaaaa! -kolejna znacznie silniejsza -AAAAAAAA!... -teraz następowała jedna po drugim z siłą drastycznie rosnącą.

 

 

 

Ból zaczynał przyćmiewać jego umysł. Czuł się jakby z każdą eksplozja jego ciało było coraz bliższe rozerwania się na strzępy. Czuł jak jego tkanka kostna drży, mięśnie się napinają do granic możliwości. Chciał stracić przytomność ale nie mógł. Kolejna eksplozja była taka silna jakby ktoś zdetonował w jego ciele małą bombkę i można by pomyśleć ze to powinno rozerwać jego ciało ale nic z tego. Otworzył oczy i ujrzał mrok. Widział setki czerwonych ślepi wpatrujących się w niego a zaraz potem usłyszał chrapliwy wiekowy głos:

 

 

-Tyś jest kim- Czyim dzieckiem jesteś i czego szukasz wśród nieczystych - Odpowiedział mu głos należący do Andrei.

 

Chce mocy! Chce by to naczynie wypełnił najpotężniejszy z potężnych. Bestia.

Wielkie masz wymagania śmiertelniku lecz naczynie to jest silne. Czujemy to całym sobą. Bestia napełni je.

 

Eksplozje ustały a na ich miejsce przyszło zimno i ból.

 

Rozpętało się piekło. Białe ciężarówki wywaliły bramę posesji a z nich zaczęli wybiegać Templariusze. Ochrona odpowiedziała zdecydowanie. W ciągu pierwszych pięciu minut zginęło dziesięciu Templariuszy. Dwudziestoosobowy odział Templariuszy pod osłoną dwóch lekkich wozów pancernych połączyło się z sześcioosobową grupą Egzorcyzmów. Byli oni ubrani w ciężkie białe pancerzy z malunkiem niebieskiego krzyża przecinanego przez czerwony półksiężyc otoczony przez wiele innych mniejszych symbolów religijnych.

 

Templariusze otoczyli Egzorcystów gotowi oddać życie w ich obronie. Za rozciągłej barykady białych wozów wystrzeliły dwie rakietnice wymierzone w okna na drugim piętrze.

-Idź Jedynka! -rozbrzmiał w ich hełmach.

 

Ruszyli forsować wejście frontowe pod osłoną karabinów maszynowych prujących bez przerwy w okna willi. Dwóch Templariuszy umarło na progu od nagłej serii z karabinu. Jeden z Templariuszy rzucił granat błyskowy i razem z dowódcą wbiegli do pomieszczenia czyszcząc pomieszczenie z oślepionych ochroniarzy. Panował mrok. Ostrożni i czujni ruszyli korytarzami. Pod drodze natknęli się jeszcze na kilku ochroniarzy z którymi w walce zginał jedne Egzorcysta. Przemierzali wille idąc w stronę piwnicy słysząc jak Templariusza za ich plecami toczą walkę wewnątrz z ochroną posiadłości.

 

Przechodzili właśnie przez wystawna jadalnie kiedy zaatakowały ich z góry widma. Templariusze którzy zostali z dwudziestoosobowej ochrony Egzorcystów utworzyli wokół nich ochrony krąg prując z pistoletów do lecącymi nad ich głowami widm. Zbici w kupkę Egzorcyści wyjęli z kieszeń różańce i zaczęli odmawiać jedna dziesiątkę. Międzyczasie dowódca Templariuszy cisną w górę "Święty granat". Granat eksplodował raniąc świętą wodą dwa widma które uciekły momentalnie z pola walki. Dwa które zostały nagle eksplodowały rozbijając się o niewidzialna barierę która okryła ich ofiary.

 

Wrócili do marszy w stronę piwnicy, Egzorcyści dalej odmawiali ochrony różaniec. Przechodzili przez bardzo wąski korytarz w którym jednocześnie mogły przejść dwie osoby obok kiedy ukazał im się demon trzeciego stopnia. Była to rogata bestia o smukłym wysokim ciele człowieka i głowie oplecionej całkowicie pokrwawionym bandażem spod których wystawały do tyłu kozie rogi. Był całkiem nagi a w obu dłoniach trzymał dwa miecze podobne do tych rzymskich legionistów. Dowódca gestem ranki zatrzymał swoich ludzi. Templariusz schował pistolet maszynowy a wyjął z pochwy na plecach kryształowy miecz Templariuszy. Rękojeść wykonano z białego metalu natomiast ostrze było z mieniącego się neonowa poświatą kryształu.

 

Templariusz zrobił krok do demona i zaatakował go błyskawicznym cięciem pod żebra. Demon jednak sparował atak jednym mieczem i okręcił się na pięcie chcąc zadać cięcie w odsłonionego Templariusza. Niestety dla niego złą obrał taktykę bo zanim dobrze się zamachnął nadział plecami na ścianę a Templariusz mocno barkiem go docisnął wbijając w miejsce gdzie powinno być serce rozżarzone ostrze. Demon się jeszcze chwile zaszamotał aż zwiotczał i wypuścił miecze. Templariusz odstąpił o krok od niego pozwalając mu osunąć się na ziemie. Teraz już nie był demonem a zwykłym nagim mężczyzną z wielka dymiąca dziurą w miejscu klatki piersiowej. Znak na brzuchu zaczął się wypalać.

 

Dowódca Templariuszy schował miecz do pochwy na plecach, dobył pistolet maszynowy i gestem dał znak swoim ludziom że idą. W drodze do piwnicy zginęło jeszcze dwóch templariuszy którzy własnymi ciałami zasłonili Egzorcystów kiedy wypadli nagle na nich dwaj ludzie w czarnych mundurach. W całej wili trwała zażarta walka a im powoli czas się kończył.

 

Był bólem. Był lodem. Nie był niczym. Wszystko co czyniło go tym czym był wypierał ból i lód przeszywający jego ciało. Starał się wyszarpać ale łańcuchy mocno go oplatały dziwnym trafem dając mu wąskie możliwości ruchu. Zmęczony zsunął się na kolana nie mając sił krzyczeć.

Znaki na jego ciele ożyły w tańcu łącząc się ze sobą by utworzyć cos na brzuchu. Tak samo znaki na ciele Andrei ożyły lecz on nie czół bólu Sama. Czuł tylko moc która go wypełniała i która niedługo stanie się częścią jego. Odziani w czarne powłóczyste szaty ludzie w kołach wokół pentagramu intonowali dalej pradawną pieśń.

 

- Naczyniu! Godzisz się na takie traktowanie?

 

Ból nabrał na sile kumulując się w jego głowie. Czuł jak jego serce dudni jak miech kowalski a oczy łzawią.

 

Czy nie chcesz się zemścić?! Pozwól mi złączyć dusze!

 

Sam nie chciał. To coś było strawniejsze niż suma wszystkich strachów. Czuł w duszy jej pragnienie krwi i moc. Moc która przelewa jego ciało i rozsadza każdą jego cząstkę.

Jestem twoją jedyną nadzieja chłopce! Oni z ciebie zrobią narzędzie a ja daje ci szanse na zachowanie własnej woli. Wybieraj szybko!

 

Samowi chciało się płakać. Czuł że to jego jedyna nadzieja ale za jaką cenne! Co zostanie mu zabrane za wolność? A co jeżeli się nie zgodzi? Sam w bólu znalazł odpowiedz i podjął decyzje.

Złączmy się!

 

Wejście do piwnicy było pilnie strzeżone. Zginął jeszcze jeden z Templariuszy z obstawy Egzorcystów ale udało im się przebić. Wyważyli drzwi do piwnicy i pojedynczo zaczęli schodzić na dół. Schody były strome ale spokojnie dotarli na dół. Tam zastali coś co zmroziło im wszystkim krew w żyłach. Kapłani jak i sam Aleksiej klęczeli na ziemi jarząc się czarnym jak smoła ogniem. Ich wrzask brzmiał jak krzyki potępieńców kiedy zrzucano ich do otchłani. W pentagramie na środku jarzyła się kula czarnego ognia pochłaniająca światło.

 

-Na światłość! - zawołał jeden z Egzorcystów. - Co tu się dzieje?

Nie mam pojęcia - odparł mu drugi a potem wskazał na palących się kapłanów. - Ale oni chyba tego się nie spodziewali.

 

-Zamknąć się! -nakazał im dowódcza Egzorcystów. Spojrzał na płonącą kule czarnego ognia. -Zestaw piąty: woda święcona i egzorcyzm pierwszego stopnia!

 

Egzorcyści wzięli się do roboty a między czasie Templariusze stanęli z tyłu celując do kuli ognia. Egzorcyści stanęli obok palących się kapłanów ignorując smród siarki i palonego ciała po jednym na każdego. Następnie białą kredą nakreślili koła nachodzące na krwiste okręgi kapłanów. Kiedy były okręgi każdy z nich rzucił w stronę ognistej kuli "święty granat" odmawiając jednocześnie modlitwę w języku łacińskim.

 

Kula ognia zareagowała na świtą wodę przeciągłym syknięciem ale nic pyzatym. Egzorcyści natomiast poczuli jakby ktoś ukuł ich w pierś igłą a także nagły żar. Kula zaczęła powoli przygasać stopniowo jakby od niechcenia aż całkowicie zgasłą a im ukazała się przerażająca istota. Było to monstrum zrodzone całkowicie z czarnego ognia o wydłużonych humanoidalnych kształtach. Głową sięgał po samo sklepienie piwnicy. Miał szponiaste palce a w miejscu gdzie powinna być twarz jarzyły się szkarłatem szpary oczu i upiorny drapieżny uśmiech jakby wycięty w papierze.

 

Monstrum najpierw spojrzała na palących się kapłanów i Andrei'a. Wyciągnął rankę przed siebie i powoli palec po palcu zaciskał pieść a palący się ludzie umierali strawieni ogniem potępieńców.

-Na Allaha! - zawoła jeden z Templariuszy przyglądający się temu czemuś.

Stwór spojrzał po Egzorcystach i Templariuszach.

-Kim jesteście -zapytał głosem piskliwym nastolatka. - Chcecie mnie skrzywdzić jak oni? -Nie! -zawołał dowódca templariuszy kobiecym głosem. Schowała broń nakazując to samo swoim ludziom. Zdjęła hełm oraz kominiarkę pokazując ładną dla oka twarz dojrzałej kobiety o jasnych blond włosach przystrzyżonych na chłopczyce.- Jesteśmy tu by przerwać rytuał i cię uratować Sam.

 

Stwór zaśmiał się piskliwym głosem w którym była rozpacz i ani krztyny wesołości. -Spóźniliście się! Stałem się tym kim oni mnie stworzyli i nic nie można z tym zrobić. - stwór zaczął się kurczyć a jego czarny ogień gasnąc ukazując nagiego młodego chłopaka o złotych włosach zlepionych potem. Był chuderlawy i wyglądał mizernie. Na jego brzuchu znajdował się odcisk czarnej dłoni o długich szponiastych dłoniach. Kiedy podniósł spojrzenie templariusze ujrzeli łzy w jego czach.

-Stałem się Bestią.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (5)

  • Zawsze chciałem coś napisać z egzorcystami i demonami i to jest tego dzieło. Porzuciłem ten projekt bo nie byłem go pewny. Ale jestem ciekaw jak innym się spodoba. Liczę na komentarze i uwagi. Morze jak sie spodoba to wznowie? Zobaczy się!
  • Grz 30.07.2014
    momentami się bałem :) fajnie piszesz
  • dziękuje bardzo
  • Ekler 13.08.2014
    Pomysł może i fajny ale kurde nie mogę się wciągnąć...nie mam do czego się przyczepić ale mnie nie wciąga.
  • Spoko. Sam za dobrze nie wiedziałem jak ma to wyglądać kiedy to pisałem.

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania