Poprzednie częściDetektyw z Bostonu #1

Detektyw z Bostonu #2

Charls obudził się w środku nocy. Miał okropny sen związany z ostatnimi wydarzeniami. Znów stał nad ciałami zamordowanej rodziny, śniło mu się to co raz częściej. Wstał ze łóżka i poszedł do kuchni nalać sobie trochę wody. Mieszkał w niedużym, pięcio pokojowym domu na przedmieściach miasta. Kupił ten dom od miejscowego za rozsądną cenę, byli właściciele zdecydowali, że nie jest to okolica dla nich. Zastanawiał się nad tym, ponieważ okolica była aż zanadto spokojna i przyjemna. Może nie pasowała im taka cisza i spokój? Pytał siebie rozmyślając co jakiś czas o poprzednich właścicielach swojego domu. Nalał sobie wody i wrócił do łóżka. Zegarek wskazywał godzinę piątą czterdzieści jeden. Do pracy zostało mu wiele czasu, zaczynał zmianę o ósmej rano. Zdecydował się jeszcze chwilę zdrzemnąć lecz gdy zamknął oczy usłyszał dzwoniący telefon. Szybko wstał z łóżka i pobiegł do salonu z którego słychać było dzwonienie. Gdy spojrzał na telefon zobaczył, że dzwoni do niego jego partnerka. Przetarł oczy ale obraz nie znikał, cały czas pisało ,,Candy praca”. Czego ona może chcieć o takiej porze? Dlaczego nagle się odzywa? Nie zastanawiając się długo odebrał telefon.

- Charls, słyszysz mnie? - Usłyszał w słuchawce

- Tak Candy, co się dzieje? Czemu dzwonisz o tej porze? - powiedział zaspanym głosem

- Stało się coś złego, to nie jest rozmowa na telefon. Spotkajmy się we wtorek w naszym ulubionym barze. Proszę nie zadawaj pytań i nie mów nikomu, że z tobą rozmawiałam. - Po czym się rozłączyła.

Stał tak jeszcze jakiś czas ze zdziwienia, wpatrując się w telefon. Wiedział, że już nie zaśnie. Zresztą za godzinę miał być już w pracy. Szybko rozczesał swoje brązowe włosy, umył zęby nałożył pierwszy lepszy płaszcz z wieszaka i wyszedł z domu. Myśl o Candy nie dawała mu spokoju przez całą drogę do pracy. Gdzie ona mogła się podziewać? Zastanawiał się nad tym pytaniem tak bardzo, że w połowie drogi na skrzyżowaniu zamiast skręcić w prawo skręcił w lewo - w kierunku jej domu. Chciał uzyskać odpowiedzi, dlaczego jej broszka znalazła się na miejscu takiej masakry i dlaczego nagle zniknęła. Przejechał pare przecznic i zatrzymał się przy jednej kamienicy. Candy mieszkała tu z chłopakiem dopóki ten nie zamordował swojego szefa. Od tamtej pory Candy stała się inna, nie rozmawiała dużo z ludźmi. Bardzo zamknęła się w sobie i jedynym kogo do siebie dopuszczała był właśnie Charls. Dzięki temu nawiązali więź emocjonalną jakiej nikt na komisariacie nie widział, rozwiązywali sprawy jak nikt inny. Wysiadł z auta i podszedł pod drzwi kamienicy, Candy mieszkała pod numerem 11, lecz by nie budzić jakichkolwiek podejrzeń zadzwonił do sąsiadki. Pani Mayers, dozorczyni i przy tym bardzo miła kobieta bez pytań otworzyła mu drzwi. Wszedł po schodach na 3 piętro i stanął przed drzwiami Candy. Przez dłuższą chwilę zastanawiał się czy aby napewno był to dobry pomysł przyjeżdżając tu. W końcu się przełamał i zapukał. Nic ani się nie poruszyło ani nie było słychać. Zapukał znowu. I znowu. Bez odpowiedzi, dotknął klamki i po namyśle naparł na nią swoim ciężarem. Okazało się, że drzwi były otwarte. Mieszkanie Candy nie należało do najmniejszych, ale też nie można było go nazwać wielkim. Miało 3 pokoje wraz z łazienką i kuchnią. Salon był przyozdobiony różnymi zdjęciami z poszczególnych spraw. Na środku stał wielki telewizor na, którym zazwyczaj oglądała poranne wiadomości. Okna były zasunięte, nie było to do niej podobne. Cieszyła się każdym promieniem słońca.

- Jest tu kto? Candy, słyszysz mnie? - zawołał wystarczająco głośno, lecz nie uzyskał odpowiedzi. Wszedł do środka zamykając za sobą drzwi. Przeszedł w stronę kuchni i zobaczył na ziemi krwawe plamy, rozglądnął się. Krew była wszędzie, na każdym możliwym przedmiocie. Ślady prowadziły do kuchni i były coraz bardziej obfite. Gdy tylko przeszedł przez framugę drzwi ujrzał na podłodze ciało kobiety. Była to jego partnerka, leżała na ziemi nieruchomo z wygiętymi na ukos rękami. Szybko do niej podbiegł i uklęknął łapiąc jej głowę.

- Słyszysz mnie?! Candy, nie możesz mi tego zrobić! Proszę wstań! - powiedział głosem gorzkim od łez. Nie był w stanie jej się lepiej przyjrzeć. W jej brzuchu była ogromna dziura z której wystawały trzewia, nie mógł oglądać jej w takim stanie. Szybko wyjął telefon i zadzwonił na komisariat....

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (1)

  • Mane Tekel Fares 22.05.2019
    Kryminał ma pewne ograniczenia. Poruszamy się na ogół w świecie faktów. To z kolei narzuca autorowi nieco więcej zobowiązań, niż przy pisaniu baśni. Musisz lepiej przygotowywać się.
    Tylko jeden przykład. Czy doświadczony policjant podbiegłby do leżącego człowieka i uniósł jego głowę? Wykazałby się daleko posuniętą lekkomyślnością.
    No to jeszcze jeden. Pierdoła, ale... :-) Telefon w innym pomieszczeniu? Co musiało się stać, że człowiek przyzwyczajony do nagłych wezwań nie ulega nawykowi trzymania aparatu w zasięgu ręki?

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania