Poprzednie częściDevils never cry - fragment nr. 1

Devils never cry - fragment nr. 2

- I sugerujesz, że my mamy udaremnić zamiary Mrocznej Trójki, dobrze myślę? - zapytał Kaneki.

- Dobrze myślisz - odpowiedziała. - Tylko nie wiadomo, czy mieszkańcy nieba też zechcą nas wesprzeć. Ostatnio nie zdarzyło się, żeby ingerowali w nasz świat.

- To może czas to sprawdzić? - zapytał Alucard. I z sadystycznym uśmiechem wydobył spod płaszcza dwa gnaty, Casulla i Jackala.

- Schowaj broń, wampirze - Bayonetta spojrzała na niego znacząco.

- A to czemu?

- Jeszcze ni doszłam do najlepszego.

- Mów.

- Jakiś czas temu doszło do przejawów wzmożonej aktywności pomiotów mroku w okolicy. To sygnał, że Mundus rozpoczął działalność. Jeśli chodzi o niebo…

- W niebie zaczęły się niepokoje - przerwał jej głos. Wszyscy odwrócili się. Za nimi stał przybrany w biel osobnik w złotej masce. W ręku dzierżył włócznię.

- Mnich światła? Nie spodziewałam się ciebie tutaj - zdziwiła się wiedźma.

- Do rzeczy. Jak już mówiłem, w wymiarze boskim również nie dzieje się za dobrze. Cnoty i Balder coraz trudniej sobie radzą z utrzymaniem aniołów niższego rzędu na uwięzi. Wszyscy chcą walczyć ze znienawidzonymi demonami. Tylko sami serafinowie siedzą cicho, starają się trzymać rozkazów Boga. Najtrudniej przytrzymać potęgi, o te to się rwą do walki. Nawet Michał ma kłopoty z ich utrzymaniem.

- Ciekawe. Zakładam, że zaraz będziemy mieli zmasowany atak demonów na Assiah - stwierdził Kaneki.

Jakby na potwierdzenie jego słów do baru wlała się przez okno ciemność. A po chwili z tej ćmy wynurzyły się mroczne postaci. Wyglądały one jak marionetki, z tą różnicą, że w drewnianych dłoniach dzierżyły noże, brzeszczoty albo ostrza toporów. Okrągłe jak podstawki do herbaty oczy piekielnych lalek płonęły kolorem między różem i szkarłatem.

- Co to jest? - zdziwiła się Touka, po czym aktywowała swoje kagune. Kaneki poszedł za jej przykładem. Nosferatu Alucard wyjął spod płaszcza dwa pistolety. Na jednym wygrawerowane było hasło: Jesus Christ is in Heaven now. Seras Victoria zmieniła swoją lewą rękę w coś w rodzaju złożonego z mroku i płomieni bicza albo kłębowiska macek. Bayonetta ze słodkim, a także niezbyt adekwatnym do sytuacji, uśmiechem sięgnęła po swoją szybkostrzelną broń. Dante wzruszył ramionami i złapał rękojeść swojego półautomatycznego gnata, zwanego Ebony. Mnich nie wykonał żadnego ruchu. Za to czarnoskóry Rodin odpalił cygaro, jakby to, co się teraz odgrywało na jego oczach, należało do barowej codzienności, podobnie jak dziwne towarzystwo debatujące przed chwilą na temat przyszłej inwazji.

- To są właśnie istoty, które przyjęło się nazywać diabłami, moja droga - odparł nonszalancko białowłosy. Po czym rozległ się huk wystrzału z pistoletów i pierwsza z kukiełek w masce lekarza zarazy rozpadła się w drzazgi i esencję. Wszyscy spojrzeli na wampira, który z maniakalnym uśmiechem przystąpił do walki. Po nim do ataku przystąpiła blondynka, robiąc istną sieczkę. Jednak demonicznych marionetek zaczęło przybywać i wkrótce każdy z członków owego zgrupowania był mniej lub bardziej zaangażowany w walkę. Padały gęsto pociski, Rebellion i włócznia śmigały, ciosy sypały się ze wszystkich stron. Jednak opętane monstra nie pozostawały dłużne. Młóciły na oślep bronią. Pierwsze oberwały wampiry, jednak energia dusz bardzo szybko regenerowała ich rany. Następnie pozbawiono macki Kanekiego, aczkolwiek kolejny atak nie sięgnął jego korpusu, kończyny bądź głowy. A po chwili z mroku wynurzyła się postać. Ubrana była w długi czarny płaszcz, wysokie buty i wojskowy hełm, zaś na twarzy nosiła coś w rodzaju chusty. Na prawym barku znajdowała się opaska z symbolem piekła. Nosił na plecach karabin z bagnetem.

- Kim jesteś i czego chcesz? - warknął Dante.

Piekielny żołnierz zamiast odpowiedzieć, zdjął część zasłaniającą jego fizys. Ujrzeli czerwone, płonące jak ogień ślepia oraz garnitur ostrych jak igły zębów. Po chwili rzucił się na niego, jednak nagle znieruchomiał. Z piersi wystawała mu ręka ze szponiastymi palcami, dzierżąca pulsujące serce. Po chwili ścisnęła je, powodując fontannę krwi. Demon rozpadł się w proch, zaś marionetki poszły w drzazgi. Wszyscy spojrzeli na właściciela owych szponów. Gdyby byli normalnymi ludźmi, widok tej istoty by ich przeraził lub zszokował. Ogromne, mechaniczne skrzydła miały kolor czystej ciemności, zaś setki zawieszonych na nich ślepiów z widocznymi warkoczykami nerwów bacznie lustrowało okolicę. Do żółtych, czerwonych i niebieskich kabli przytwierdzone były dwie lub trzy gęby, kłapiące i cuchnące mięsem. Osobnik miał włosy czarne niczym pióra kruka, zaś półmaska gazowa na jego twarzy utrzymana była w równie pogrzebowej kolorystyce. Strój składał się ze skórzanych spodni, kurtki z bez rękawów, glanów oraz sięgających powyżej łokcia rękawic kirowej barwy, a szkarłatna szarfa ładnie komponowała się z całą resztą. Na prawym barku wytatuowany był krzyż - symbol upadłych. Błysnęły czerwone oczy.

Sześcioro bywalców z początku nie mogło nic wykrztusić na widok owego anioła. Zdawał się emanować mroczną potęgą, zapierał dech w piersiach. Tymczasem wojownik powiódł wzrokiem po lekko zdewastowanym barze. Postąpił parę kroków do przodu, po czym zamknął paszczęki na skrzydłach. Zmierzył wszystkich chłodnym spojrzeniem.

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania