Diabelski młyn
Zgrzytnęły sworznie i łańcuch śpiewa.
Trzymasz oparcie, już błysk w błękicie
oczu speszonych.
Szarpnęło... i ruch powolny, lecz przyśpieszony.
Świat
tak wysoki,
głupio zamglony.
Muzyka z nizin wypływa skocznie.
A ty w uśmiechu, woalce szczęścia,
krzyczysz i rekę chwytasz radośnie.
Poczekaj jeszcze
słońca odejścia.
Wagonik stary,
więc odpływamy.
Raz.
I znów i heja
w chmur dzikie lasy.
Białych jedwabi. Wiuu... wiatr szalony
łzy nam wyciska.
Bije pokłony.
Kropla obsycha.
Zgrzytnęło znowu – zakołysało.
W dół pędzi ziemia.
Wracamy miła.
Tu ziemia - halo...halo, no halo!
Cisza.
Dlaczego durna odśrodkowa
podobno (chyba, słyszałem) siła.
Nic nie urwała?
Nie obroniła?
Komentarze (6)
No już kiedyś ustaliliśmy, że nasze poetyki są niekoherentne, Ty tam coś nawet o szkołach w Wawie pisałeś, że niby otwocka i falenicka, ale ja burak z głębokiej prowincji, różnic w wielkomiejskich szkołach nie rozumiem. I oceniam tylko na zasadzie: podoba się, nie podoba się, bez większej filozofii. Ale, że taki przekaz "nie podoba się" albo "podoba się" niewiele wnosi, to nie komentuję, gdy nie wiem dlaczego (a często tak jest) coś mi się podoba lub nie...
Ale tutaj na szczęście jest sytuacja jasna:
Wiersz mi się nie podoba, ale zacznijmy jednak od pozytywów, bo gdyby mi się zupełnie nie podobał, pewnie bym sobie darował komentowanie:
Ładnie budujesz obrazy. Plastycznie. I zresztą nie tylko obrazy - jest tu i obraz i dźwięk i ruch - wszystko na miejscu, jak być powinno...
Kolejny pozytyw - koniec jest niejasny - mam taką chorobę jeszcze nienazwaną, że każdy przekaz, nawet taki obrazek diabelskiego młyna traktuję w sposób nieoczywisty, mocno metaforyczny - i wtedy dobrze, że wiersz jest niejasny, bo interpretacja może sunąć - bo nie obroniła - czego i przed czym? Bo nic nie urwała? Czy to dobrze czy źle? A może urwać powinna? Przeciąć? Zakończyć? Można się zastanawiać, czy diabelski młyn to metafora życia w ogóle, czy związku dwojga ludzi, który chce rozerwać siła odśrodkowa - która jednak nie daje rady - czy więc są uwięzieni, czy z tego diabelskiego młyna wyrwać się nie potrafią? Za to wielkie brawa - naprawdę lubię, gdy poeta nie próbuje chamsko narzucić pojedynczej, jedynie słusznej interpretacji.
A jednak mimo tych braw... jednak coś tu zgrzyta i nie chodzi mi o sworznie.
Za dużo tych "wiu" i "halo" - jeśli chciałeś wiersz rozkołysać, jak jego przedmiot, to trochę chyba, jak to mawiają młodzi "nie pykło".
Efekt jest taki, że czytający, miast rozkoszować się morzem potencjalnych ścieżek interpretacyjnych, musi się trzymać mocno, by nie nabawić się choroby lokomocyjnej - całość przypomina te nowomodne - i tu "modne" jest dla mnie określeniem bardzo pejoratywnym, bo tej nowomody nie trawię - operowanie w filmach rozkołysaną, trzęsącą się kamerą prowadzoną z ręki. Ani to ładne, ani wyraźne. Ogólnie - ta najbardziej podstawowa, najbardziej bliska ciału, najbardziej elementarna robota - na poziomie już nie całych zwrotek czy zdań, ale raczej wersów i pojedynczych wyrazów - tu kuleje.
Słowem: ten Twój diabelski młyn bardzo miło wygląda z dala, ale gdy się do niego zbliżyć - przerażają niedopasowane trybiki i zębatki.
Pozostawiam bez oceny, bo musiałbym ocenić nisko - a pewnie to tylko kwestia zderzenia naszych niekompatybilnych poetyk.
Pozdrawiam :)
Wiersz ma płynać w dżwiękonaśladowczych metaforach i sporo takich zrobiłem do tańca, budzika i innych.
Można oczywiście nie lubić, ale grzęznąć w deklaratywnej statyce?
To klęska dla poezji lekko rymowanej.
Chyba uwiązłeś w formach. To się zdarza nawet najlepszym profesorom, ale uwolnij się dialektyki i odetchnij.
Gdybym chciał pisać, jak oczekujesz od piszących, nie pisałbym wcale.
Pozdrawiam i przepraszam, za koslawy komentarz :)
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania