Uwaga, utwór może zawierać treści przeznaczone tylko dla osób pełnoletnich!

"Dialogi nieprzyzwoite" - fragment rozdziału szóstego +18

(...)

Na początek może kilka różnic, które zaobserwowałem pomiędzy klientkami atrakcyjnymi, a tymi nieszczególne ładnymi. To nie jest tak, że każda ślicznotka była świetną klientką, a brzydula koniecznością dla zarobku. Zdarzały się piękności, które świadome swojego wyglądu popadały w takie samouwielbienie, że wydawało im się, iż samym wypełnieniem formularza na stronie internetowej robią mi niebywały zaszczyt. I tak bywały kobiety o naprawdę zniewalającej urodzie, które przyjeżdżały do mnie prosto z pracy. Nieświeże, czasami nawet cuchnące całodniowym potem. Nie miały czasu na pieszczenie się ze mną, przyjeżdżały, płaciły i oczekiwały że dam z siebie wszystko.

-Obrzydliwe.

-Owszem, bywało nieprzyjemnie. Natomiast klientka, która nie mogła poszczycić się wyglądem, często robiła wszystko, żeby się upiększyć. Kobietę, o której opowiem, nazwijmy sobie „Monster”, bo rzeczywiście trochę przypominała ucharakteryzowaną do tego filmu Charlize Theron. Nie miała tylko takiej zaciętej miny. Jest jeszcze jeden powód, aby ją tak nazwać, ale zdradzę go później. Otóż Monster wysłała mi zgłoszenie i dołączyła zdjęcie. Nie wysuwała żadnych oczekiwań tylko pytała, czy konkretnego dnia byłbym skłonny ją przyjąć. Patrząc na zdjęcie, nie byłem przekonany. Brak makijażu zdradzał niezdrową cerę. Była dość wysoka, przy tym bardzo szczupła. Piersi praktycznie nie miała, w każdym razie spod wełnianego brązowego swetra, który miała na sobie na zdjęciu nie dało się dostrzec chociażby zarysu. Ze zdjęcia aż biła w oczy jej skromność, zatem solidnej zapłaty również nie było się co spodziewać.

-Dlaczego więc przyjął pan zlecenie?

-W formularzu, w odpowiednim oknie, przed treścią samego zlecenia, należy podać pełną datę urodzenia. W samym zleceniu nie wspomniała o tym ani słowa, pytała tylko o ten właśnie konkretny dzień, który miał nastąpić za szesnaście dni. Jej urodziny.

-Postanowiła zrobić sobie prezent?

-Najwyraźniej. Była samotna, nie spodziewała się od nikogo nawet życzeń, postanowiła więc sprawić sobie trochę przyjemności na własną rękę. To znaczy na własny rachunek, rękoma moimi.

-Jest pan pewny, że chodziło jej o ręce? - zapytała z figlarnym uśmiechem Victoria.

-Panno Bowman, pani nieprzyzwoitość mnie zaskakuje! - wykrzyknąłem, robiąc wielkie oczy, udając zdumienie.

Przez chwilę śmiała się, autentycznie rozbawiona. Pani psycholog miała najwyraźniej dobry humor w tym tygodniu.

-Cóż, z pewnością nie chodziło jej TYLKO o ręce. W każdym razie, ze względu na fakt, że to miały być jej urodziny, wiedziony jakimś nagłym impulsem – zgodziłem się.

Pierwsze różnice, które dzieliły takie właśnie kobiety od tych naturalnych piękności, wpadających na chwilę, można było zauważyć od razu, kiedy tylko otworzyłem drzwi.

-To znaczy?

-Opowiedziała mi później, że wzięła trzy dni urlopu na nasze spotkanie.

-Jak to? Chciała spędzić u pana trzy dni?

-Nie – uśmiechnąłem się chytrze. - Pierwszy dzień spędziła na odwiedzeniu miliona butików, w których w końcu znalazła i kupiła odpowiednią sukienkę, bieliznę i buty. Wszystko na spotkanie ze mną było nowiutkie. Drugi dzień spędziła u kosmetyczki i fryzjerki, robiąc co się da, żeby wyglądać jak najatrakcyjniej. Dopiero trzeciego dnia, uzbrojona w komplet pachnącej jeszcze nowością seksownej bielizny, szpilki i dość elegancką suknię barwy ciemnej wiśni, skropiona delikatnymi perfumami, ze skromnym, gustownym makijażem na twarzy i nienagannie ułożonymi włosami zjawiła się u mnie.

-Nie zdziwiła pana taka dbałość? Ostatecznie, jak pan mówił, nie oczekiwała po panu podobnej elegancji. I tak miała zamiar to wszystko zdjąć, idąc z panem do łóżka. Po seksie z makijażu i fryzury również pewnie dużo nie zostało. Po co więc to wszystko?

-Chyba zrobiła to nie tyle dla mnie, co dla samej siebie. Chciała być w tym dniu elegancka. Nie podziewała się, że i ja miałem dla niej niespodziankę.

-Pan? Jaką?

-Skoro wiedziałem już, że zamierza w ten sposób uczcić swoje urodziny, postanowiłem dodać coś od siebie. Mogłem otworzyć jej w spodniach od dresu, rozebrać, zerżnąć, skasować zapłatę i mieć to zlecenie z głowy. Sam nie potrafię sobie wytłumaczyć, co mnie wtedy podkusiło, żeby się tak postarać właśnie dla niej. Grunt, że kiedy otworzyłem drzwi, przez chwilę stała wyraźnie zdziwiona na widok ogromnego bukietu czerwonych róż, który trzymałem przed sobą, ubrany w czarny garnitur, krawat i eleganckie buty.

-Nieźle.

-A to nie wszystko. Kiedy w końcu odzyskała zdolność myślenia i z nieśmiałym podziękowaniem przyjęła kwiaty, weszła do środka. Zamknąłem za nią drzwi, ująłem pod rękę i poprowadziłem do salonu. Na stoliku stały uszykowane na tacy dwa wysokie kieliszki oraz butelka dobrego szampana.

-Wykosztował się pan.

-Owszem. Ale widziałem, że było warto. Wydawała się onieśmielona, ale błysk w oku zdradzał, że jest zachwycona. Otworzyłem szampana, starając się, żeby korek wystrzelił jak najwyżej i najgłośniej, polałem do kieliszków. Przyjęła swój, brzdęknęły kryształy, kiedy stuknęliśmy się kieliszkami na toast, upiła mały łyk. Szampan był wyborny, więc zaraz pociągnęła kolejny, osuszając kieliszek. Wiedziałem, że trochę alkoholu doda jej odwagi i pewności siebie, więc jej dolałem. Kiedy po kolejnym łyku odstawiła kieliszek na stolik, wyciągnąłem z zanadrza małe pudełko przewiązane kokardką w formie niewielkiego prezenciku i podałem jej, z szerokim uśmiechem życząc wszystkiego najlepszego w dniu urodzin. Była w szoku, ale natychmiast rozpakowała, niecierpliwa niczym małe dziecko.

-Co pan jej kupił?

-Och, to był drobiazg. Breloczek, przy którym na łańcuszku dyndał wesoło mały, sympatycznie uśmiechnięty pingwinek. Chyba nawet nie był srebrny, kupiłem go w jakimś sklepie z pamiątkami. Nie chodziło o jakość prezentu, ale o sam fakt podarunku. O symbol. To był zapewne pierwszy prezent, jaki dostała od lat. Przez chwilę z takim bezwiednym, dziecięcym wręcz uśmiechem bawiła się pingwinem, jakby w życiu nie widziała nic równie pięknego. Muszę przyznać z lekkim wstydem, że czułem wtedy wzruszenie.

-Pan i wzruszenie, panie White? To pan tak potrafi?

Roześmiałem się serdecznie.

-Sam byłem zdziwiony. Kiedy się na niego napatrzyła, włożyła pingwina z powrotem do pudełka, poprawiła kokardkę i odłożyła obok kieliszka.

-Czy to był koniec niespodzianek w pana wykonaniu?

-Miałem jeszcze jeden pomysł. Pilotem, który leżał zawsze na tym stoliku, podkręciłem głośność muzyki, po czym poprosiłem ją do tańca.

-No tak, muzyka, nieodłączny towarzysz pana pracy i naszych rozmów.

Skupiłem na chwilę swoją uwagę na głośniku stojącym jak co tydzień na parapecie. Leciała jakaś popowa piosenka, niespecjalnie w moim guście.

-Co pan puścił na okazję tego tańca?

-In the air tonight Phila Collinsa.

-Trafny wybór – uśmiechnęła się ze zrozumieniem.

-Prawda? Adekwatny tytuł, sam utwór świetnie pasował do romantycznego tańca. Ująłem ją pewnie w talii, pocałowałem rękę i zaczęliśmy tańczyć. Zadziwiło mnie, jak świetną była tancerką.

-Romantycznie aż do bólu. Nie posądzałabym pana o to.

-Tak, jednak mimo całego romantico, nie mogłem zapomnieć przecież, po co się u mnie zjawiła. Nie ma łatwiejszego sposobu na zainicjowanie czynności seksualnych, niż taniec.

Kiedy moja dłoń zjeżdżała coraz niżej w kierunku jej szczupłego tyłka, jej oczy robiły się coraz większe. Pocałowałem ją ponownie w rękę, potem w policzek. Delikatnie musnąłem wargami jej szyję. I tyle.

-Wystarczyło?

-Jasne. Kiedy uniosłem głowę natychmiast trafiła swoimi ustami na moje. Postanowiłem oszczędzić nam niezdarnego kroczenia w pocałunku do samego łóżka, więc dodając jeszcze trochę romantyzmu do całej, i tak już cukierkowej sytuacji, wziąłem ją na ręce i zaniosłem do sypialni.

-Brzmi jak sytuacja, której koleżanki mogłyby jej zazdrościć. Gdyby nie kwestia rachunku.

-Zostawmy na razie rachunek. Kiedy padliśmy na łóżko, szybko pozbyliśmy się ubrań. W zasadzie, kiedy Phil Collins rozpoczynał swoją słynną sekwencję na perkusji w dokładnie trzeciej minucie i szesnastej sekundzie utworu, leżała już w samych jedwabnych pończochach i pojękując targała moje włosy, które wystawały spomiędzy jej nóg.

Przez chwilę milczałem, paląc papierosa i uśmiechając się w duchu do wspomnień. Panna Bowman taktownie czekała, aż wrócę do opowieści.

-Po wszystkim nie wziąłem od niej ani grosza.

-Słucham?! Tyle zachodu i zrobił to pan całkowicie za darmo, jeszcze wykosztowując się na kwiaty, prezencik i szampana? Dlaczego?

-Żeby to dobrze zrozumieć, musiałaby pani być uczestnikiem tego, czego ja miałem szczęście być. Monster była trochę jak psiak w schronisku. Jeżeli ktoś zechciał okazać jej odrobinę sympatii, chciała i potrafiła odwzajemnić się z siłą tsunami. Ona każdym swoim ruchem, każdym wydanym dźwiękiem i każdym uśmiechem dziękowała facetowi, któremu chciało się zrobić coś więcej, tylko dla niej. Ona nie myślała nawet o sobie, robiła wszystko żeby to mnie było dobrze! A kiedy to jej kolejne orgazmy nadchodziły przed moim, obwieszczała je głośnym krzykiem, żebym miał świadomość, jak dobrze się spisuję. Niesamowite! Tak drobne gesty jak eleganckie ubranie czy mały pingwinek na breloku miały dla niej ogromne znaczenie. Oddawała całą siebie, biorąc tak niewiele. Wyobrażam sobie, że mężczyznę, który byłby skłonny ją pokochać, obdarowała by uczuciem tak wielkim, że mógłby przenosić góry. Z nią za plecami mógłby osiągnąć wszystko. Smutne jest to, że prawdopodobnie nigdy takiego nie spotka. Ona wyglądała jak bohaterka Monster, ale w środku była piękna niczym prawdziwa Charlize Theron. Obawiam się jednak, że faceci zakochują się oczami. A ona, jakby się nie starała, nie była obiektem westchnień. Część drzemiącego w niej piękna przelała tego dnia na mnie. Pomyślałem wtedy, że chcę, żeby zapamiętała to spotkanie jako romantyczną randkę z facetem, któremu chciało się zrobić dla niej coś więcej, niż musiał. Po prostu nie mogłem jej prawdopodobnie najpiękniejszych w życiu urodzin spierdolić, biorąc za to pieniądze. Z początku protestowała, ale uciszyłem ją szybko pocałunkiem. Kiedy się oderwałem, szepnąłem jej prosto w usta: „Proszę, zachowaj pieniądze.” Odpowiedziała uśmiechem, i posłusznie schowała uszykowaną kopertę. Nie wiem, ile tam było pieniędzy, ale na pewno nie tyle, żeby warte były zepsucia tej radości w jej oczach.

Od dłuższego czasu patrzyłem w okno, mówiąc właściwie bardziej do siebie, niż do niej. Kiedy w końcu jednak spojrzałem na Victorię, ta ukradkiem ocierała łzy z kącików oczu.

-Jeżeli często robił pan takie akcje, to chyba za dużo pan jednak nie zarabiał.

Z prawdziwym żalem musiałem zniszczyć to dobre wrażenie.

-To był jedyny raz, kiedy nie wziąłem zapłaty od klientki.

-Za każdy kolejny musiała już zapłacić?

-Nie było kolejnych. To była kobieta, która potrafiła zadowolić się odrobiną okazanego dobra. Zdawała sobie sprawę, że kolejne spotkania sprowadziłyby się do formy płatnego seksu. Chyba nie chciała niszczyć wspomnień. A i mi jest jakoś lepiej z myślą, że wspomina mnie dobrze, nie tylko jako faceta który ją przeleciał.

-Więc więcej jej pan już nie zobaczył?

-Widywałem od czasu do czasu, bo była pielęgniarką. Jak wspominałem, regularnie się badałem, a ona pracowała w moim szpitalu, więc czasami trafiałem na jej zmianę. Nigdy nie rozmawialiśmy, ale zawsze wymienialiśmy uśmiech. Sięgała wtedy, jakby odruchowo, do paska, przy którym miała klucze, mam nadzieję że do dziś nawleczone na breloczek z uśmiechniętym szeroko pingwinem.

Victoria miała na twarzy równie szeroki, tylko nieco protekcjonalny uśmiech.

-Ta historia panią bawi, panno Bowman?

-Pan mnie trochę bawi, panie White. Stara się pan pozować na luzaka, któremu wszystko zwisa. Na twardego skurczybyka, który brał kasę za posuwanie kolejnych panienek. Ale tym razem pokazał pan wrażliwość, której się po panu nie spodziewałam. Niech pan mówi co chce, ale jest w panu niemało z romantyka!

-Niestety panno Bowman, to była tylko chwila słabości. Zobaczymy, czy nazwie mnie pani romantykiem, jak usłyszy o kobietach, które musiałem porządnie oćwiczyć, żeby osiągnęły zadowolenie.

-To inny przypadek. Robił pan przecież tylko to, czego oczekiwała klientka.

-A kto powiedział, że robiłem to bez przyjemności?

(...)

Średnia ocena: 4.3  Głosów: 3

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (15)

  • Aisak 11.01.2019
    Oooo!
    Oglądałam kiedyś reportaż...
    Zerknę.
  • Wrotycz 11.01.2019
    Pisać potrafisz, ale mam też inną refleksję, dotyczącą zawodu/hobby bohatera. Załóżmy identyczną sytuację, ale osobą realizującą 'szlachetną usługę' niech będzie kobieta lecząca uzależnienie na kozetce u psychologa.
    Jakie odczucia wobec niej będą? Takie same?
    Nie. To tak na marginesie. Pozdrawiam:)
  • Z pewnością, żyjemy w społeczeństwie w którym facet mający co rusz inną partnerkę jest podrywaczem, a kobieta ze zbyt wieloma partnerami jest okrzykiwana puszczalską. Ale co do prostytutek, to męskie są jednak dużo rzadziej bohaterami książek.
  • Wrotycz 12.01.2019
    I dużo ich mniej również w realu, ale wiadomo dlaczego.
  • Elorence 11.01.2019
    Dobra, to co napiszę będzie zaskakujące. Ja, "strażniczka moralności" nie wygłoszę żadnego kazania o tym, że ten koleś jest zwykłym... tu bym wstawiła pewne słowo, ale nie zamierzam przeklinać.
    Jestem wzruszona. I jest mi cholernie żal. Biedna dziewczyna.
    I to nie jest tak, że tylko faceci patrzą oczami. Kobiety robią to samo. Gdyby historia była napisana z drugiej strony, czułabym dokładnie to samo. Ludzie powinno spędzić trochę czasu, aby kogoś poznać. Pozwolić, aby piękno wewnętrzne zaczęło przysłaniać piękno zewnętrzne.
    Nie chcę zastanawiać się nad innymi panienkami tego kolesia, bo zepsuję ten komentarz negatywnymi nutami, a nie chcę.

    Gdyby po myślnikach zastosowano spacje, czytałoby się o wiele lepiej :)

    Pozdrawiam!
  • Wrotycz 11.01.2019
    Zafunduj sobie tę wizualizację tej prostytutki... no ale może jesteś ponad wbity schemat oceny cór Koryntu.
  • Elorence 11.01.2019
    Wrotycz, zanim napisałam komentarz, pomyślałam o odwrotnej sytuacji i mam te same odczucia. Wciąż gardzę tym pseudo-zawodem, ale przynajmniej tutaj starałam się nie oceniać, bo bohater zrobił coś dobrego :)
  • Wrotycz 11.01.2019
    Elorence, gdybyś Ty poznała moje zdanie na temat tej profesji... nie chcę szokować.
    Dzięki za wymianę myśli:)
  • Elorence 11.01.2019
    Wrotycz, też dziękuję :)
  • Czyli efekt osiągnięty. Bohater ma być zwykłym... To nie jest kolejny Grey czy inny Cross. On nie rozmawia z nią po to, żeby się usprawiedliwiać. On się spowiada.
  • Elorence 12.01.2019
    Światy alternatywne, Greye i Crossy niech przestaną się rozmnażać.
    No to brzmiało jak spowiedź :)
  • Angela 11.01.2019
    Bez wdawania się w szczegóły, napiszę tylko, że tekst niezmiernie przypadł mi do gustu.
    Pozdrawiam.
  • Dzięki za dobre słowo!
  • Wrotycz 12.01.2019
    A tak na kolejnym marginesie zaznaczę, że litość to najgorsza z okazywanych bądź zakamuflowanych usług.
  • Właśnie uświadomiłem sobie, że nie podałem nigdzie żadnego zarysu. Więc krótko: Garry White był, jak się dało z tekstu wywnioskować, męską prostytutką. Od kilku lat przebywa w więzieniu. Stara się o wcześniejsze zwolnienie warunkowe, przysłano zatem Victorię Bowman, żeby jako psycholog oceniła stan jego resocjalizowanego umysłu. Ona jednak, wyczuwając nosem dobry temat, postanawia zaproponować mu współpracę, której efektem ma być książka o żigolakach. White jej tego nie ułatwia, ma swoje warunki. I tak spotykają się co tydzień. Ona ma pytania, on opowiada. Nie posługuje się imionami klientek, każdej wymyśla pseudonim nawiązujący do postaci z popkultury. Poza tym może palić podczas spotkań. I słuchają muzyki, pojawia się więc sporo tytułów. To tak w ramach wprowadzenia. I ja, czyli autor, jestem facetem, o ile komuś to zmieni postrzeganie tej historii.

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania