Uwaga, utwór może zawierać treści przeznaczone tylko dla osób pełnoletnich!

DIAMENTOWA ARIA- Mookie Etella. Część 1, rozdział 3

Północ wybiła, jakby w mroku nad miastem ukryta była tajemnica.

W mieszkaniu, nie znając powodu, czekał Oliver. Jej ponury nastrój od razu przykuł jego uwagę. Oparta o parapet okna w salonie, spoglądała przed siebie.

Mroczna cisza spowijała pokój, serca bicie niczym kościelne dzwony rozbrzmiewało. Milczenie przerwał głos Seleny :

-Ubieraj się, idziemy.

-O tej porze, gdzie będziemy szli? – stojąc obok niej, wyglądał za okno dziwiąc się.

-Do kościoła. – stwierdziła jakby było to normalne.

-W środku nocy, od tak, zachciało ci się modlić? A w domu nie możesz... – Oliver uśmiechnął się, miał ochotę parsknąć śmiechem ale powstrzymał się.

- Nie pytaj po co. Po prostu ubieraj się, jestem już spóźniona. – rzekła poddenerwowana.

Po drodze panowała między nimi napięta atmosfera, im bliżej byli celu tym silniejsze ciarki przechodziły Olivera. Jego ciekawość, zmieniła się w strach. Gdy dotarli na miejsce, strach ten był jak najbardziej uzasadniony.

Najstarszy kościół w mieście, za ledwie garstka wiernych w podeszłym wieku jeszcze do niego uczęszczała na mszę. Ogrodzony starym kamiennym murem z bramą stalową którą nadgryzł czas. Przeszli przez nią, jego oczom ukazały się pokrzywione i rozsypujące się nagrobki, za czasów swej świetności były grobami dzieci. Jak obłąkany Oliver rozglądał się na wszystkie strony, nie miał zamiaru przyznać swego lęku przed Seleną. Udawał twardego, starał się zapanować nad swymi odruchami.

Po krótkim spojrzeniu na Olivera, zatrzymała się przed metalowymi drzwiami zdobionymi srebrem i diamentami. Bez tych błyskotek wyglądały zwyczajnie, jak drzwi do schronu lub piwnicy po za domem.

Z ust Seleny wydobyły się słowa, kompletnie nie zrozumiałe dla Olivera:

-Eken destra (chcę wejść)...

Na wezwanie przybyło dwoje dzieci, chłopiec i dziewczynka, mieli nie więcej niż 13 lat. Ich twarze były blade niemal że ziemiste, dwie młode nadmiernie szczupłe postacie o czarnych włosach, w których pobliżu czuć było przeszywający chłód.

-Amos Petris nu destra (człowiek nie wejdzie). – bez żadnej mimiki na twarzy, powiedział chłopiec wpatrując się w Olivera czarnymi jak węgiel oczyma.

-Oliverze zostaniesz tutaj, ja zaraz wrócę. – Selena mówiła pod nosem do Olivera.

-Ty chyba zwariowałaś? Nie zostanę tu, z tymi... – brakowało mu słów by je nazwać, przerażenie odbierało mu mowę.

Mimo iż Oliver chciał jak najszybciej uciec z tej zapomnianej ziemi, ona położyła swą dłoń na drzwiach w miejscu klamki.

-Mookie Etella – rzekła dumnie do czarnookich.

Drzwi się otworzyły a dzieci po wejściu Seleny zagrodziły drogę Oliverowi by nie wszedł za nią. Idąc długim korytarzem, wkroczyła do wielkiej sali wypełnionej regałami z literaturą. Na tych że półkach spoczywała wiedza tajemna z tej i wielu innych planet, w wielkim skarbcu zgromadzone dzieje wszelakich gatunków, zebrane w przekazach ustnych, pisanych oraz widzianych.

Zza jednej z półek wyłonił się Wiktor, został powiadomiony o jej przybyciu, przez te upiorne dzieci widziane na terenie kościoła. Mierzył prawie dwa metry wzrostu, miał perfekcyjnie wyrzeźbione mięśnie, jakby całe dnie na siłowni spędzał.

-Nie możesz kontaktować się ze mną, a ty przychodzisz do mojego domu. – spoglądał spod oka Wiktor, stwierdzając tajemniczym głosem.

-To wy mordujecie ludzi? – Selena nie tracąc czasu przeszła od razu do konkretów, z lekko przymkniętych oczu zerkała na jego biała niczym marmur twarz.

-Źle odebrałaś przekaz, oni nie mordują..., to ostrzeżenie dla ludzkości... – zbliżył się do niej kontynuując swe słowa.

-Pewnie Albert przyszedł w twoje progi ze sprawą, z nim sobie nie radziłaś a ty przygarnęłaś pod swoje skrzydła następnego człowieka... Jeśli Ci zależy, chcesz by Albi był zdrów. Odwiedź go od tych zbrodni bo inaczej zginie. – radząc jej, palcem wskazującym drapał się po czole nie opodal gęstych, jak kruk czarnych włosów.

-Przepraszam że narażam ciebie i twoją rodzinę na gniew Elit, ale musiałam wiedzieć. – stwierdziła Selena wzrokiem omiatając posadzkę pod swymi stopami.

-Odpuść sobie ludzi, oni kochają osobę którą nie jesteś... Nigdy nie poznają prawdy o tobie, jesteś dla nich jedynie słabą kobietą. – zaczął dotykać ręką jej włosów.

- Oliver różni się od innych, ma względem mnie tylko dług wdzięczności, nic do mnie nie czuje...- miała zamiar mówić dalej lecz gdy uniosła oczy wpatrując się w Wiktora, on jej przerwał.

-Twoja uroda, figura..., sposób poruszania się, mówienia. Jesteś boską proporcją... Prędzej czy później, zakocha się. Szkoda twojego czasu. – zielono złocistymi oczami w nią wpatrzony, przesunął rękę na jej policzek po którym gładził swym kciukiem.

-Dar a za razem największe przekleństwo... Każdy chce mnie mieć, posiąść jedynie dla siebie... – po raz kolejny jej przerwał kiedy mówiła zawiedziona swą egzystencją.

-Wiesz że nie jesteś mi obojętna, potrafię trzymać na uwięzi uczucia dla twojego i mojego bezpieczeństwa. Wystarczyłoby jedno słowo, dobrze wiesz że cię potrzebuję a moje dzieci matki... Mam dość samotności, tak jak ty. – w głowie miał myśl że są tacy sami, chciał by została z nim na wieki ale jego oczy patrzące na nią widziały iż to jest nie możliwe.

W czasie kiedy Selena rozmawiała z Wiktorem, Oliver niespokojnie jej wyczekiwał, ujrzał dziewczynę która wzięła się z znikąd.

-Witaj przystojniak, mów mi Mila. – namiętnym pół głosem zwracała się do Olivera tym samym zbliżając się do niego bardzo powoli.

Przez chwilę był w szoku, po czym oglądał się za siebie, był przekonany że te słowa nie są kierowane do niego. W takim miejscu i o tak późnej porze, spotkać kobietę o krótkich rudych włosach, piegowatej cerze i oczach jak morskie odmęty to musi być cud.

-Twoje blizny mówią iż jesteś wojownikiem, a ja lubię zwycięzców. – stała już przy nim i uwiesiła się na mu na szyi.

-Przegrałem, zostaw mnie kobieto..., odejdź, czekam na kogoś! – wzburzył się Oliver.

-To nie ważne... Czyż nie lepiej się zabawić z konkretną dziewczyną, taką jak ja? Czy może wolisz, bujać się z tą nudziarą? – usta Mili chciały go pocałować a wzrokiem przepełnionym pragnieniem, jakby mówiła „weź mnie”.

Długo nie był tak blisko z żadną kobietą, która chciałaby mieć z nim bliższe stosunki. Pozwolił się uwieść, przez moment złączeni ustami trwali na środku cmentarza pod kościołem. Zatracił się, czuł że istnieje. W swej głowie, rozświetlonej pustce, poczuciu niczym nie ograniczonego szczęścia, usłyszał głośny krzyk Seleny. Jego mózg splatał mu figla ale gdy otworzył oczy odrywając się od Mili, nie znajdował się na poświęconej ziemi, lecz przed wielkim budynkiem podobnym do magazynu. Z wnętrza dobiegały hałasy i krzyki wielu ludzi. Okrążali Olivera osoby których nigdy wcześniej nie widział, dorośli, muskularni mężczyźni z ogolonymi włosami, mieli nie typowe rysy twarzy jakby sztuczne. Kobieta którą tak namiętnie i bez ustanku całował, zniknęła tak jak też się zjawiła. Tajemniczy mężczyźni, zabrali Olivera do środka. Ujrzał oszalały tłum kibicujący czemuś w oddali wielkiej sali.

W chwili gdy Selena miała zamiar opuścić dom Wiktora, rzekł do niej:

-Jego już tam nie ma...

-O kim ty mówisz? – pytała zaskoczona.

-moi stróże donieśli mi, iż został zabrany twój przyjaciel. – przechylił głowę w bok, ze smutkiem patrząc na nią.

Selena przykucała z wrażenia, nie mogła słowami tego wytłumaczyć. Nie była przecież aż tak bardzo przyzwyczajona do Olivera by przejąć się tym faktem.

Rozmyślała skrycie, a za razem pospiesznie zakrywając swe oczy dłonią.

Wiktor pochylił się nad nią, zdążył jedynie dotknąć jej ramienia gdy ze skupienia wyrwała ją wiadomość którą dostała na telefon. Było to nagranie, przedstawiające Alberta wyłaniającego się z klubu nocnego inaczej zwanego burdelem. Na chodniku zaraz przy drzwiach tego nieszczęsnego przybytku, stanęła obok niego dziewczyna o rudych, krótkich włosach. Wyraźnie widać że gdy położyła dłoń na plecach Alberta, on zniknął. Jego kontury będące na nagraniu zaczęły się rozmywać, stał się jedną szarą masą przypominającą człowieka, po czym rozpłynął się w ciężkim zimowym powietrzu.

Pokazała nagranie Wiktorowi, na jego widok powiedział :

-to Mili, tak jak ja jest zimno krwista... Widzę po tobie że już kombinujesz, jak ich odbić. Pociesze cię, zabrali ich prawdopodobnie w to samo miejsce. – przykucnął przy niej trzymając nadal dłoń na jej ramieniu.

- gdzie? Idę tam... – mówiła wstając na nogi.

-poczekaj, nie zostawię cię z tym samej... Skoro uważasz że są dla ciebie na tyle ważni iż zamierzasz własne życie dla nich poświęcać! Zawiozę cię tam, tak będzie szybciej. – odrobinę zawiedziony jej postawą, liczył że w biedzie jego także nie zawiedzie.

Bez słowa zabrał ją do swego najszybszego samochodu. Asfaltową droga przed murami kościoła poczęła się jednostronnie zapadać , tworząc wyjazd z garażu Wiktora. Mknęli ulicami opustoszałego, śpiącego miasta. Z uśmiechem na ustach nie żałował gazu, co chwilę zerkając w stronę Seleny.

Nie całe trzydzieści minut zajęło im dotarcie na miejsce. Wiktor w głębi serca miał gdzieś ludzi po których ona wybierają się do paszczy lwa. Chciał zapewnić jej bezpieczeństwo a może nawet wyobrażał sobie coś więcej.

Pobiegła do środka i nim się obejrzał była w centrum zamieszania które miało tam miejsce. Ten widok znała dobrze, metalowa klatka na kształt ringu opleciona drutem kolczastym a w niej Mefisto. Zimno krwiści, zwani inaczej Reptilianami, zwłaszcza po przemianie w swą gadzią postać, nic nie dorównuje im agresją. Oliver stał w ringu właśnie z kimś takim, ręce i nogi zakończone szponami ostrymi jak żyletki, ciało pokryte jaszczurzą łaską w kolorze zielonych glonów. Jeden Reptilianin po zrzuceniu ludzkiej skóry, dałby radę kompani wojska przy sprzyjających warunkach.

Selena trzymając rękoma kraty patrzyła na serię uników Olivera, biedny nawet nie miał cienia szansy by zaatakować, bez broni mógł jedynie nie znacznie przedłużać swój żywot, ratując się ucieczką. Po mimo napływu adrenaliny, Oliver opadł z sił, jego ruch były coraz to wolniejsze. Mefisto pochwycił go łapą za gardło, unosząc do góry, oparł Olivera o kraty tym samym w jego plecy wbijając metalowe kolce. Próbował się bronić, dusił się wierzgając bez opamiętania.

Selena czym prędzej, zerwała kłódkę z klatki, wskakując do środka.

-Zostaw go! – krzyknęła w nerwach.

Oliver padł na deski, nabierając oddech za oddechem. Mefisto odwrócił się przodem do Seleny, gdy zbliżał się do niej z głośników rozbrzmiewał głos Elit.

- Selena raczyła nas zaszczycić ! Panowie i panie, oto przed nami odbędzie się najbardziej emocjonująca walka tego wieczoru...! – zapadła cisza, wszyscy ślepo wpatrywali się w Selenę.

-Zrzuć swą maskę i nie kryj swego pochodzenia, w obliczu walki o życie własne oraz jego... – przemówiła po raz kolejny, lecz tym razem swe słowa kierowała wyłącznie do niej.

-Nie! Pozostanę człowiekiem! – wykrzyczała gotując się do walki.

Selena nie czekała na odpowiedź ani zaproszenie. Cofnęła się o dwa kroki do tyłu i nagle zerwała się niczym spłoszony koń, biegnąc wprost na Mefisto. Nie cały metr od niego wybiła się z posadzki, kopnięciem z obu nóg w klatkę piersiowa powaliła go na łopatki. Nie dając mu okazji do podniesienia się, znów skoczyła w stronę jego głowy, swym kolanem rozbiła sklepienie czaszki a precyzyjną i silną pięścią skręciła kark.

Oliver stojąc przy kratach, patrzył na prostującą się Selenę. W jednym momencie był podekscytowany a za razem przerażony, nie widział w niej wojownika ale kruchą kobietę.

Wszelkie skandowania, krzyki i szepty w tłumie gapiów, ucichły.

Na ring wstąpiło kilkoro Reptilian, wskazujących na furtkę, dawali do zrozumienia iż Elit zechciała osobiście z nimi porozmawiać. Gdy dotarli do jej gabinetu, opierała się o lustra weneckie przez które obserwowała każdą z walk. Obróciła głowę w kierunku drzwi, mówiąc do Seleny:

-Dawno nie oglądałam tak krótkiej walki..., nie chciałaś go zranić, lecz zabić. Nadal jesteś wielką wojowniczką a pomimo to stoisz po stronie przegranych.

-Mów do rzeczy! – Selena chciała czym prędzej iść stamtąd.

-Stoisz na straży, bronisz ludzi... Tylko po co? Człowiek jest z góry przegranym gatunkiem. – uśmiechała się do niej nie szczerze.

-Nie będę o tym z tobą rozmawiać! – podnosząc głos poirytowana, chciała opuścić pomieszczenie lecz zaszli jej drogę.

-Więc może opowiesz, przez kogo zginął twój mąż albo wspomnij parę słów dlaczego zabili ci dziecko? Nigdy cię nie szanowali, pomiatali tobą, gardzili..., jesteś nam podobna i wiesz o tym... Marnujesz czas z ludźmi, dołącz do mnie, cały świat padnie u twych stup, tak jak było przed wiekami. Człowiek nie zasługuje na miłosierdzie, ni też przebaczenie... Zniszczył ziemię po której stąpa, wodę którą pije i powietrze którym oddycha. – rozprawiała, miała jeszcze wiele do wytknięcia Selenie lecz gdy ujrzała jej wściekły wyraz twarzy dodała tylko.

-Odprowadźcie nowe nabytki do loży honorowej... – po czym machnęła ręką, zwracając swoją uwagę na ring.

Otoczeni dziesięciorgiem zimno krwistych, szli długim korytarzem, prowadząc Selenę niczym groźnego więźnia.

-Jesteśmy vipami, skoro należy się loża honorowa... – powiedział Oliver, zerkając na nią.

-Tu nie ma loży honorowej, baranie! Prowadzą nas do lochów... – mówiła zbulwersowana.

Niczym śmieci wrzucili ich do mokrego, brudnego i ciemnego pomieszczenia, z trzaskiem zamykając za sobą drzwi.

-Dlaczego nie walczyłaś z nimi..., nie wydostałaś nas kiedy była okazja do ucieczki!?- pytał przepełniony pretensjami.

-Życie ci chyba zbrzydło! Jesteśmy tu przez ciebie..., kazałam ci czekać! – krzyczała na niego.

Oliver osunął się na podłogę po brudnej ścianie i zakrył dłońmi swą twarz. Dotarło do niego iż gdyby nie ona, zginąłby w klatce, minut zabrakło do jego śmierci. Mogła nie wchodzić do środka, dać mu umrzeć ale przybyła po niego, prawdopodobnie znając konsekwencje swych czynów.

-Da się nas stąd wydostać...? – niepewnie pytał głosem ściskającym mu gardło.

-Ja owszem, a ciebie zjedzą. – rzekła bez namysłu.

-Co! – wstał przerażony na równe nogi.

-Żartowałam acz kolwiek z tym jedzeniem to prawda... Wydostaniemy się jakoś. – uspokoiła go wyjaśniając swój nie trafiony żart.

-Nie musiałaś tego robić? Nie powinno cię tu być, ale przyszłaś po mnie... Tkwię tu bo cię nie posłuchałem, dałem się uwieść jak dzieciak nieznajomej kobiecie. – oczy przepełniły mu się łzami.

-Widziałeś gdzieś tutaj Alberta? – odbiegła od tematu.

-Walczył przede mną..., nie żyje. – słowa więzły mu w gardle, bał się nadal o własne bezpieczeństwo.

Selenę ogarnął smutek, na wieść o jego śmierci. Odeszła jej ochota do rozmowy.

-Może to nie odpowiedni moment, ale zastanawiam się... Masz żal do ludzi że zabili ci rodzinę?

-Najdroższe mi istoty, zabiła wojna a ludzie byli tylko jej przyczyną. – objaśniła smutnym głosem.

-Głęboko gdzieś we mnie utkwił żal do człowieka, lecz mimo ran przez was zadanych, nie straciłam wiary... – dodała Selena równie smętnymi słowami.

-Jeśli to coś da, chce cię przeprosić... – przerwał swe słowa, poczuł jak przemakają mu buty jakąś średnio gęstą, ciepłą substancją.

Pochylił się maczając w niej palec, wybałuszał oczy by zobaczyć jej kolor.

-Nie przyglądaj się tak, to świeża krew... – powiedziała Selena.

-Zwierzęca krew...? – szybko wycierał ubrudzony nią palec w spodnie.

-A mówią że to ja jestem naiwna..., oczywiście że jest ludzka! – zaśmiała się ironicznie.

-Skąd się tu wzięła...? – pytał Oliver, jakby wcale nie chciał poznać odpowiedzi.

-Tam, w tym kącie leżą zwłoki, które jeszcze godzinę temu były człowiekiem. – rzekła bez mrugnięcia okiem Selena.

-Chcę wyjść, wypuście mnie stąd! – krzyczał ze łzami w oczach, na ślepo wymierzał ciosy w drzwi.

- Wypłacz się jeśli musisz..., lecz jak nie przestaniesz hałasować, skończysz podobnie.-mówiła zbliżając się do niego.

-Wcale nie dodajesz mi otuchy, przerażasz mnie... – stwierdził ogarnięty panikom.

-Uspokój się i odstąp od drzwi. – delikatnie położyła swoją dłoń na jego ramieniu.

Z oporem w rezultacie odstąpił od nich. Jakby z korytarza dochodziło szuranie, drapanie w futrynę. Po chwili ciężkie drzwi uchyliły się. Bez wahania Oliver złapał je, na oścież otwierając.

- Co to jest? – zrobił krok wstecz, patrząc na istotę niemalże ludzką.

Skórę miało w kolorze sino przekrwionym, odrobinę pomarszczoną jak u noworodka. Stworzenie miało ludzkie rysy lecz mimo bardzo długich włosów i paznokci przypominało zwykle dziecko. Istota która go przeraziła, wyciągnęła rękę z otwartą dłonią w jego kierunku.

- Hatilimen(dziękuję) – rzekła Selena, w wyciągniętą dłoń wkładając srebrną bransoletkę.

Pół metrowa postać, zaciskając w pięść swą zapłatę, odwróciła się plecami po czym odeszła.

-Seleno, nie potrzebny Ci ochroniarz! Zalecam raczej dobrego psychiatrę..., po tym co widziałem, mi chyba też by się przydał. – rozbieganym wzrokiem, szukał odpowiedzi, nadal mając nadzieję że mylą go zmysły.

-To nie sen, ni omamy... Tak właśnie wygląda świat i żyjące w nim istoty skryte w pół mroku, gdy ty smacznie śpisz.

-Kiedy stąd wyjdziemy, opowiem o wszystkim co tu się wyprawia... – nerwowo mamrotał Oliver idąc korytarzem.

-Pobłogosławieni tą nie wiedzą, uznają cię za wariata a ci którzy mają o tym pojęcie, zamkną ciebie w szpitalu psychiatrycznym na długie lata. – szczerymi słowami bardzo konkretnie wyjaśniła mu sytuację w której się znajduje.

-Alberta znałam wiele lat, lecz ani razu nie miał szansy zobaczyć tego, co ty doświadczyłeś w jedną noc. Marzył o sprawie tak ważnej jak ta i zapłacił życiem za jej rozwiązanie... – będąc nie opodal wyjść z labiryntu ciemnych korytarzy, z nie obecnym wzrokiem, zatopiła się w sentymentach.

-Na pewno ktoś zainteresuje się jego zniknięciem..., ten cały proceder wyjdzie na jaw. – patrzył na Selenę, przekonany o prawdziwości swej tezy.

-Nawet mając nie zbite dowody. Żaden człowiek nie tknie tej sprawy, bardzo wysoko postawieni ludzie wiedzą co się dzieje, mało tego bywają obecni wśród tych bestii jako goście. Setki osób dziennie, na całym globie po prostu znika...

Gdy wydostali się z budynku, Oliver czuł się zmieszany, ogarnięty lękiem, powoli zdawał sobie sprawę że nie ma pojęcia o świecie w którym przyszło mu żyć.

Subtelnie spoglądająca w jego stronę Selena, nie miała zamiaru zakłócać mu zadumy.

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania