Dla Gandalfa
- A zatem pozwolenie na ślub powinniśmy otrzymać na wiosnę- stwierdziła Isena gdy odporowadzili wracająca do króla część wyprawy wraz z listami.
- I tak długo będziemy czekać? - zapytał Athenor z jawnym przerażeniem.
- Nie - roześmiała się Isena
- Jeśli umiesz chodzić cicho po schodach....
Umiał to i wszystko co było w tej sytuacji potrzebne.
Kiedyś zresztą opowiedział jej całą tę historię. Choć i tak od początku czuła że to co robi robi dla Gandalfa. Budowanie nowego osiedla i nowego społeczeństwa. Dzieci , porody, choroby i zgony. Żniwa i głód, pożary, susze i powodzie. Chlebne lata, spokojne lata, niespokojne lata. Lata i zimy. Poranki i wieczory. Miłość i strach. Radzenie sobie, porady i wiedza. Rzadko, bardzo rzadko moc pierścienia.
Dla Gandalfa. Dzień po dniu, noc po nocy, chwila po chwili. Dla Gandalfa.
- Oddałam Athenorowi całe moje życie. Duszę nie, lecz życie tak. Nie mogę go teraz opuścić. Jest chory i tylko ja mogę mu pomóc- powiedziała gdy otrzymała wezwanie od opuszczającej ten świat królowej.
- Nikt z ludzi sam nie przeszedł tą drogą, Iseno - szepnęła postarzała Arwena.
- Wiele rzeczy robiłam sama - odparła Isena.
Tknięta przeczuciem weszła do izby i odebrała Athenorowi sztylet. Nie chciał jej zatrzymywać.
Została jednak tyle, ile obiecała. Bardzo cierpiał lecz jej obecność sprawiała mu ulgę.
Zaraz po jego odejściu narzuciła płaszcz, zawiązała buty i mały tobołek. Proszono ją jeszcze by zaczekała na narodziny swego wnuka, na święta ,na...
Zawsze jest jakiś powód by pozostać. Wiele powodów. I jeden by odejść. Ten najważniejszy.
Mimo że szła teraz o wiele wolniej, czuła znajomą sprężystość w kostkach stóp. Z każdym krokiem pozbywała się swego życia. Dokonało się. Zrobiła co trzeba. Dała radę.
Droga powoli stawała się coraz bardziej skalista i zimna.
Kiedy pewnego ranka obudziła się w płytkiej grocie, klęczała przy niej młoda Arwena rozcierając jej ręce.
- Och, jaki piękny sen! - uśmiechnęła się Isena.
- Pozwolono mi wyjść ci naprzeciw, tak jak ty kiedyś wyszłaś po mnie zamiast mnie przeklinać - odparła Arwena.
- Więc przeszłam tą drogę - zrozumiała Isena.
- Tak. Możesz już iść?
Z tej strony gór trawa stawala się coraz bardziej zielona i bujna, choć jeszcze panował tu mrok.
- Musisz najpierw stanąć przed Najwyższym- Arwena pociągnęła ją w stronę budowli z której uniósł się blask.
Poza blaskiem Isena widziała niewiele, choć nie czuła się oślepiona. Zdjęła Pierścień i podala go temu Komuś w świetle. Pierścień pogięty, poczerniał, porysowany.
- To pierścień służby, nie władzy. Dobrze go używałaś, Iseno. Witaj wśród nas i bądź szczęśliwa- powiedział ciepły Głos.
Wyszła z budynku przed którym zebrali się wszyscy jej przyjaciele. Wszyscy? Rozglądała się bacznie wokół. Przecież tu spełniają się wszystkie marzenia!
- Och, stary mizantrop! Uparł się, że nie wyjdzie że swego pałacu, zanim...- roześmiała się Arwena i pociągnęła ją za sobą.
Biegły wzdłuż muru za którym panował mrok. Wreszcie Arwena pchnęła furtkę i przepuściła Isene.
Isena weszła do ciemnego ogrodu, zatrzaskując za sobą bramkę. Jeśli to sen, to chce w nim pozostać.
Na ławce ktoś drzemał bojąc się poruszyć, bojąc się spłoszyć swój sen. Isena podeszła i dotknęła blizny na jego skroni. Wtedy ocaliła mu życie i od tej chwili należeli do siebie.
Objął ją i zaczął zaplatać jej potargany warkocz.
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania