Do D.

(...) najgorzej było spojrzeć w lustro. patrzyłam w nie ślepo i nie widziałam niczego. odbicie jakby nie istniało. nie było mnie. to już nie byłam ja. coś postanowiło umrzeć.

 

---------------------------------------------------------

 

Pokój wydawał się być klatką.

Z niebanalną precyzją studiowałam kolor ścian i sufitu, jednocześnie topiąc się w łzach.

Mijała godzina za godziną, a mi wydawało się, że ten koniec tak naprawdę nie ma końca,

umarłam, a mimo wszystko każda część ciała funkcjonowała z pozoru normalnie.

Chyba było już ciemno za oknem, gdy udało mi się stamtąd wydostać.

Spojrzałam wtedy w lustro.

Oczy miały kolor wzburzonego oceanu. Bardzo głębokiego, w którym sama się utopiłam.

To ostatni obraz, który pamiętam. Potem codzienność się rozmyła.

---

Poranek.

Trzy pigułki.

Popołudnie.

Jedzie samochód. Powinnam się zatrzymać.

Zatrzymaj się, cholera

stój,

pisk opon, krzyk jakby zza szyby.

zatrzymałam się na środku ulicy, dopiero.

to nic.

Mówią coś do mnie. Uśmiechają się, Pytają o coś,

Tak, musisz coś odpowiedzieć, coś powiedzieć, o coś też zapytać,

mów, kurwa mów, no dalej, co się dzieje. Cisza.

Siedzę w ławce. Ten czas chyba jakoś zwolnił.

Patrzę na swoją rękę. Żyły pulsują,

czy tak wygląda życie?

i minęły dwie godziny. dzwonek przerwał batalię myśli.

batalię, doprawdy? przecież to trwało chwilę...

Wieczór.

Trzy pigułki,

nie obudzę się.

I mgła.

Setny już dzień,

serce zaczyna bić tak szybko, jakoby miało wyskoczyć z piersi.

oddech przyspiesza.

robi się duszno, ciemno.

Strach narasta.

Osiąga apogeum.

Wybucha.

Zostawia mnie w spokoju.

I tak po stokroć.

Każdego dnia przynajmniej raz.

Unikam ludzi. Unikam wychodzenia na dwór. Unikam rozmów. Unikam życia.

Kim jesteś? Nie wiem.

Kim byłaś? Nie wiem.

Kim będziesz? Nie będę.

Po co będziecie się ze mną męczyć. To nie ma sensu. Boję się tak bardzo. Ale dusza już umarła. Ciało topi się w agonii.

Nie chodziłam spać, bo bałam się zasnąć.

Bałam się nie obudzić, choć nieraz obudzić się nie chciałam.

Wychodziłam wieczorami, by zobaczyć, czy potrafię jeszcze oddychać.

Umiałam.

Nabierałam ostatnich sił, łapiąc desperacko tlen w płuca.

Powietrze dusiło mnie coraz mocniej.

Noc przygniatała swoim ciężarem, sprawdzając granice wytrzymałości.

Wytrzymałam,

człowiek ze stali.

I choć powiedział mi, że nie mam nikogo, dlatego może mnie stygmatyzować,

ja postanowiłam wstać i stamtąd uciec.

uciekłam.

wygrałam.

żyję,

żegnaj - nie wrócę tu już nigdy.

Średnia ocena: 3.7  Głosów: 3

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (1)

  • Angela 18.07.2019
    Nie potrafię wyjaśnić dlaczego, ale to jest cholernie dobre. Przemawia do mnie.

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania