"Dobra pani" po swojemu opowiedziana

Z pokoju pani Eweliny zadźwięczał dzwonek.Ten z kolekcji kryształowych, co swoim szklanym, ostrym alarmem codziennie roztrącały poranną ciszę.

W związku z tym panna Czernicka powinna się teraz natychmiast poderwać i pognać na złamanie karku do sypialni chlebodawczyni.

Tym razem było jednak inaczej, mimo że nie dalej niż wczoraj dobra pani Krzycka otulona muślinowymi zwojami śnieżnobiałego peniuaru zasiadła przed gotowalnią do wieczornej toalety; za fotelem stała czesząca ją Czernicka, do której – po dłuższej chwili milczenia – zwróciła się pani Ewelina:

 

— Wiesz, moja Czernisiu, mam kłopot…

 

Panna Czernicka zbyt dobrze znała dobrodziejkę, żeby się dopytywać o powód jej nowej troski; kłopot to kłopot, gdyż najprawdopodobniej jej dobra pani znów zapragnęła kogoś zbombardować tą swoją nadgorliwą sezonową miłością.

 

- Wiesz, moja Czernisiu – powtórzyła pani Ewelina – odnoszę osobliwe wrażenie, że Opatrzność ostatnio o mnie zapomniała.

 

— A bo pani przyzwyczaiła ludzi do swej nadzwyczajnej dobroci — odpowiedziała Czernicka –

machinalnie drapując puchową pościel w efektowne fałdy.

 

Lecz mimo królewskiego posłania, noc pani Krzyckiej ciężka była niczym przemoczona końska derka. Coś nad jej głową tupało i tuptało, skądś, - może z salonu? – dochodziły zaświatowe akordy rozstrojonego fortepianu oraz przeciągły jęk wiolonczeli; nadto pani Ewelina usłyszała jeszcze dziecięcy, z perlistym śmiechem połączony szloch; wyraźnie skrobały o posadzkę psie pazurki, gdy z garderoby głucho łomotał szafkowy zegar. Mocno pachniały konwalie, przekrzykiwały słowiki i piszczały kosy, zaś nad pobladłą twarzą pani Eweliny chyliła się zjawiskowa fizys znanego artysty, który rok temu dla niej i tylko dla niej przyjechał na parę tygodni do nudnego, zapyziałego Ongrodu.

 

I właśnie wtedy, ona – Ewelina Krzycka - na dźwięk wymówionego przez służącego nazwiska drgnęła, wyprostowała, by udać się na spotkanie wkraczającego do salonu gościa. W chwili, kiedy go witała, jej uśmiechy oraz rumieńce uczyniły ją podobną do świeżo rozkwitłej pąsowej róży.

 

Podczas pobytu muzyka w Ongrodzie, pani Ewelina nie raz i nie dwa pogrążała się w nostalgicznie rozkosznej zadumie nad tym, jak „Bóg w nieprzebranej dobroci zesłał na mroczną i chłodną drogę jej życia ciepły i jasny promień słońca. Promieniem tym stał się dlań ów genialny i śliczny ten człowiek wypadkiem na szerokim świecie spotkany, a teraz za drogiego przyjaciela duszy i serca przez nią przybrany. O, jakże on ważną rolę w istnieniu jej odegra! Czuje to po przyśpieszonym oddechu swej piersi, po tej fali życia i młodości, która, zda się, nagle napełniła całą jej istotę i aż wzdymała serce. Było już jej tak pusto i nudno na świecie, czuła się tak samotną, tak przez wszystko zawiedzioną. Już, już zastygnąć, zestarzeć, w martwą apatię lub w ciemną melancholię popaść miała, gdy oto Opatrzność dowiodła jej raz jeszcze, że czuwa nad nią, że wśród najgłębszej nawet niedoli ufności w czuwanie to tracić nie należy. Byleby tylko genialny, piękny i drogi przyjaciel ten przybywał prędzej…”

Rzeczywiście, dla niego, wyłącznie dla niego, nader dystyngowana pani Ewelina Krzycka po raz kolejny meblowała swój świat, więc nie dziwota, że po odjeździe artysty i ona za nim niebawem podążyła.

 

Ale Florencja, w której przed rokiem koncertował jej piękny wiolonczelista przywitała ją ciągłym deszczem. Miasto kwiatów nagle przemieniło się w czarno-biały i biało-czarny drzeworyt: chiaroscuro z czarno-białymi przekrojami ulic, biało-czarnymi placami, ciemnymi sylwetami świątyń, smolistymi konturami mostów i mgielno białym niebem.

 

W międzyczasie sam idol, mimo solennej obietnicy, iż on, jej przyjaciel umiłowany, będzie na nią czekał z frazami polskiego poety Juliana Wołoszynowskiego:

 

„Czasem szuka się kobiety wiecznej poprzez wszystkie kobiety spotkane, czasem przyśni się kobieta – sen. Będzie oczy miała jak tamta miała i rysy twarzy jak inna, bujne włosy, jak trzecia; kibić jak jaka następna.

Będzie głosem mówiła symfonicznym jak bukietem z nut gdzieś zasłyszanych, będzie wierzyć w życie zagrobowe, lecz swych ust nie uchyli twoim ustom. Pod wpływem snu i tajemniczej siły magnetycznego fluidu wejdzie przez sen w twoje życie, wejdzie na chwilę, bodaj jedną…”

 

teraz jak gdyby nigdy nic wyjechał na tournee w towarzystwie jasnowłosej sopranistki o petrarkowskim imieniu Laura.

 

Nic się więc pani Ewelinie nie powiodło: nawet okłamały ją lustra, przenikał ziąb, gryzła dojmująca samotność, drażniła afektowana przymilność Czernisi, nużyła swoista monotonia krajobrazów z przewidywalną do bólu wkomponowaną w nie architekturą, męczył uporczywy lazur firmamentu.

 

W dwa dni po powrocie do rodzimego Ongrodu, umęczona i zanurzona w bezsilnym półśnie, pani Krzycka po raz wtóry potrząsnęła dzwonkiem:

 

- Jaśnie pani?... – zapukał lokaj.

 

- Panny Czernickiej!

 

- Hmmm, nie wiem jak jaśnie pani to powiedzieć, bo panna Czernicka…

 

- Co panna Czernicka?

 

- Posesor biegusiem sprowadził doktora, a Janek księdza. Panna Czernicka nie żyje.

 

1] Julian Wołoszynowski [1898-1977] - poeta, pisarz, krytyk literacki, aktor; obecnie zapomniany.

 

2] posesor - zarządca majątku; administrator

Średnia ocena: 4.7  Głosów: 7

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (4)

  • Dekaos Dondi 08.02.2020
    Befano_di campi→Miło Cię zaiste widzieć tu.
    Taki z lekka dystyngowany tekst, jak nieco drzewiej bywało, z czasownikami i przymiotnikami na końcu nieraz.
    Przyjemnie się czytało. owianym delikatnym całunem przeszłości.
    Jednakowoż trochę za dużo→jej→niektóre niepotrzebne→subiektywnym zdaniem mym.
    Pozdrawiam:)→*****
  • befana_di_campi 08.02.2020
    To jest pastisz; quasi naśladownictwo samej Pani Elizy Orzeszko...

    Serdecznie :)
  • Pan Buczybór 09.02.2020
    Fajna stylizacja językowa, bardzo obrazowe, żyjące opisy odczuć i samych lokacji, w zasadzie głównie czarno-białej Florencji. Brak mi trochę wiedzy na temat tła tej historii, sama tematyka to też nie moje klimaty, ale czytało mi się przyjemnie i płynnie. Naprawdę dobre opowiadanie.
  • befana_di_campi 10.02.2020
    Tło historii? Zob.: Eliza Orzeszkowa: "Dobra pani". Kiedyś lektura obowiązkowa w szkole podstawowej.

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania