Boże (...) Boże (...) Boże (...) Boże (...) Boże (...) - dla mnie to się zbyt napowtarzało, ale chuj tam w sumie.
Spoko, że ona zwraca się do boga, że bóg to taki spoko mroczny trup ziomek, cały przepocony, przesiąknięty fajami, a ona, hm, zajebała lub po prostu wzięła mu bluzę
/Jak ten gość z "niebieski" Kieślowskiego materac/
i nosi ją jak flagę banderę, mimo że jest za duża, jebie i wygląda jak relikt
Mnie takie obrazki urzekają, miłość niemiłość, lepsze te suche smuty o bluzie niż powiewające liście mi-mi-miłości. Z tym się można zgodzić, nawet jak koncept boga jest tu gryzący w oko
Dla mnie ten bóg tutaj to tylko symbol, to może być ekhem on lub ona
Który-ra odszedł, khem, a bluza została.
Okropny, ona się zwraca do konkretnej osoby. Nawarstwienie słowa ''Boże'' świadczy o dwóch rzeczach. Po pierwsze: rozedrganie, panika. Po drugie: wciąż lęka się jego koncepcji, wciąż ma go za coś wyższego niż człowiek. Ten człowiek odszedł. A ona wciąż nie wyprała tej jednej bluzy, która mu po nim została. I idzie w tej bluzie. I ginie w niej. I wciąż ginie w nim. Idzie w niej do kogoś innego, nieco herezja.
Ona nie może sobie poradzić z traumą.
Z tym, że go już nie ma, ale nie umie tej bluzy zdjąć.
Z tym, że go już nie ma, ale została jego wytworem.
Strony techniczne to nie dla mnie w poezji, więc się nie wypowiem. Emocje - czy porywa serce... moje nie. Moje rozrywa, bo taka stratę kiedyś przeżyłam. Rozwalony poranek. Ubrane w słowa jak dla mnie rewelacja. Pozdrawiam. --- 5
Jej.
Bardzo, bardzo dziękuję.
Ten wiersz (pseudowiersz, rzecz gustu - wielokrotnie stykałam się z opinią, że wierszy pisać nie umiem. Odeszłam od tego więc jeśli idzie o - tereżniejszość) ale ten powyżej - ma trzy lata.
Odnalazłam go dziś w czeluściach.
I mnie też rozerwał.
Jest wciąż aktualny.
I to boli.
Dziękuję. Że udało mi się jakoś Cię poruszyć - kontent.
Ja również lubię wielowymiarowość, nieprostość. I tę manierę niektórych twórców, którzy bardziej o siebie niż o odbiorcę się troszczą, którzy piszą dla siebie, reszcie pozostawiając intrygujące skrawki, zagadki, rozstaje dróg...
Ale - poezja? Tu niedomagam.
Polecam np. rubio, to poeta.
Cieszę się, że wstrzeliło się w Twój wymagający gust, betti.
Widzisz, odnoszę się do Boga, ale nie żyje (w jakimś sensie) człowiek. Który chciał być nadczłowiekiem. Więc to był zabieg celowy jednak. Ale wezmę sugestię pod uwagę.
Napisałaś ''ty to większy rozmiar'' więc w jakimś sensie oddajesz Bogu tę wielkość. którą szanują katolicy, dlatego mała litera razi.
Twoje wiersze zawsze na mnie działają, jednak ten jest chyba najlepszy. Zagłębiłaś się tak doskonale w ludzką, pełną wątpliwości i badań psychikę, że pozostaję pod ogromnym wrażeniem. Udoskonaliłaś też warsztat. Piorunujące postępy. Gratuluję.
Większy rozmiar bluzy ateisty, którą wciąż mam, którą (którym) wciąż cuchnę. Ateisty, który kiedyś pełnił w moim prywatnym świecie funkcję Boga i wyznawał ideę nadczłowieka.
Betti, dziękuję za tak motywujące słowa. Zwłaszcza, że wiersz ten pisałam w 2015 roku. Bardzo strzaskana, po traumatycznych przeżyciach, które niedawno - powtórzyły się.
I mnie ten wiersz poraził. Ukazał, że nic się nie zmieniło.
Doszlifowałam więc go, z zimną zaciętością ulepszyłam i pozwoliłam mu dalej się boleć.
Teraz otworzyłaś drogę do dywagacji. Ateista, bóg sam w sobie czyli mała litera, wielka w tym przypadku nie pasuje. Przypomniała mi się piosenka Paktofoniki ''Jestem bogiem'' . Najlepsze wiersze powstają jak widać z wielkiego bólu... na szczęście poezja może być lekarstwem.
e make i ka pololi ja rozumiem niemniej wiesz ja jestem katoliczką, dla mnie tylko Bóg z wielkiej, reszta niekoniecznie. Był moim bogiem, oddaje sens zachowując równowagę. Wiesz o co mi chodzi.
Witam,
Dla mnie trochę za ciężkie, nie do końca wchłonęłam atmosferę.
Coś tu jest na pewno, jakieś przesłanie. Do mnie niestety nie dotarło.
Pozdrawiam
Bóg z wielkiej z szacunku dla ujarzmienia. Bluza (może być prawdziwa) ale na sto procent jest tutaj myślą.
Idę do niego, innego, myślę o Tobie. On jest tylko chwilowo i marnie działającym antybiotykiem. Substytutem. Próbą zapomnienia, próbą wyciszenia i ratunku.
Ty (jako Bóg, jako uzależnienie) jesteś wszędzie, ale zarazem Cię nie ma. Jesteś niewygodną gamą odczuć, której (pomimo toksyczności) nie można zapomnieć.
Coś jak wampir. Ugryzie, pokaże piękno nocy, ale nie zdąży nauczyć radzenia sobie z promieniami słońca.
Również idea slodzenia herbaty jest tu wyraziatą metaforą zastepczości. Egoistycznego zastąpienia sobie Boskiej nieobecności, zastępczym substytutem, którego takim skatalogowaniem dodatkowo się rani.
"trzeba żyć dalej nie mogę nikogo za rękę złapać" - ten apel tak. Reszta nie. Ale mnie w najbliższych dniach nic nie ruszy, choć półtora dnia temu mogłoby mnie wyjebać z trzewików.
Wcielając się, rozumiem ale odczuciowy kranik, to mam teraz grubo zakręcony.
Twoj jedyny argumen, gdzies zaslyszany, a moim eksperymentuwaniu z substancjami psychoaktywnymi dyskretuje mnie w Twoich oczach. ciebie w moim dyskretuje jad. Przybywasz na opowi tylko po to, by go wylewac na wybranych. Nie podoba Ci sie wiersz? Spoko, bywa.
Długo siem opierałam, bo to wiersz. A mnie wiersze nie lubią. Ale, zapowiedź Twa o rzyganiu mnie przyciągała bardzo. Więc nie bierz pod uwagę, bo się nie znam totalnie, ale to: "...dalej nie mogę nikogo za rękę złapać
przecież ty to większy rozmiar" - noo... I co tutaj dodać? Pięknie.
Komentarze (49)
A bardziej serio - pewnie. Jestem ciekawa opinii :).
Spoko, że ona zwraca się do boga, że bóg to taki spoko mroczny trup ziomek, cały przepocony, przesiąknięty fajami, a ona, hm, zajebała lub po prostu wzięła mu bluzę
/Jak ten gość z "niebieski" Kieślowskiego materac/
i nosi ją jak flagę banderę, mimo że jest za duża, jebie i wygląda jak relikt
Mnie takie obrazki urzekają, miłość niemiłość, lepsze te suche smuty o bluzie niż powiewające liście mi-mi-miłości. Z tym się można zgodzić, nawet jak koncept boga jest tu gryzący w oko
Dla mnie ten bóg tutaj to tylko symbol, to może być ekhem on lub ona
Który-ra odszedł, khem, a bluza została.
Najs.
Ona nie może sobie poradzić z traumą.
Z tym, że go już nie ma, ale nie umie tej bluzy zdjąć.
Z tym, że go już nie ma, ale została jego wytworem.
Bardzo, bardzo dziękuję.
Ten wiersz (pseudowiersz, rzecz gustu - wielokrotnie stykałam się z opinią, że wierszy pisać nie umiem. Odeszłam od tego więc jeśli idzie o - tereżniejszość) ale ten powyżej - ma trzy lata.
Odnalazłam go dziś w czeluściach.
I mnie też rozerwał.
Jest wciąż aktualny.
I to boli.
Dziękuję. Że udało mi się jakoś Cię poruszyć - kontent.
Ale - poezja? Tu niedomagam.
Polecam np. rubio, to poeta.
Ja - bardziej proza.
Widzisz, odnoszę się do Boga, ale nie żyje (w jakimś sensie) człowiek. Który chciał być nadczłowiekiem. Więc to był zabieg celowy jednak. Ale wezmę sugestię pod uwagę.
Twoje wiersze zawsze na mnie działają, jednak ten jest chyba najlepszy. Zagłębiłaś się tak doskonale w ludzką, pełną wątpliwości i badań psychikę, że pozostaję pod ogromnym wrażeniem. Udoskonaliłaś też warsztat. Piorunujące postępy. Gratuluję.
Betti, dziękuję za tak motywujące słowa. Zwłaszcza, że wiersz ten pisałam w 2015 roku. Bardzo strzaskana, po traumatycznych przeżyciach, które niedawno - powtórzyły się.
I mnie ten wiersz poraził. Ukazał, że nic się nie zmieniło.
Doszlifowałam więc go, z zimną zaciętością ulepszyłam i pozwoliłam mu dalej się boleć.
Imiona np. takze z wielkiej.
Ale zostawie po mojemu - tym razem.
Jakies cokolwiek?
Bo nie wiem, Aisak, nic o Twoich odczuciach poza tym, ze spostrzegawczo zauwazylas, ze wiersz to wiersz.
Dla mnie trochę za ciężkie, nie do końca wchłonęłam atmosferę.
Coś tu jest na pewno, jakieś przesłanie. Do mnie niestety nie dotarło.
Pozdrawiam
Przykro mi, ze Tym razem Ciebie nie udalo mi sie uwiesc.
Idę do niego, innego, myślę o Tobie. On jest tylko chwilowo i marnie działającym antybiotykiem. Substytutem. Próbą zapomnienia, próbą wyciszenia i ratunku.
Ty (jako Bóg, jako uzależnienie) jesteś wszędzie, ale zarazem Cię nie ma. Jesteś niewygodną gamą odczuć, której (pomimo toksyczności) nie można zapomnieć.
Coś jak wampir. Ugryzie, pokaże piękno nocy, ale nie zdąży nauczyć radzenia sobie z promieniami słońca.
Również idea slodzenia herbaty jest tu wyraziatą metaforą zastepczości. Egoistycznego zastąpienia sobie Boskiej nieobecności, zastępczym substytutem, którego takim skatalogowaniem dodatkowo się rani.
Ale tak, Can.
Uchwyciles rdzen.
Wcielając się, rozumiem ale odczuciowy kranik, to mam teraz grubo zakręcony.
Rozumiem w pelni, kawalerze.
Betinko, skarbie, dziekuje za opinie specjalistki.
przecież ty to większy rozmiar" - noo... I co tutaj dodać? Pięknie.
To było tylko luźne skojarzenie, choć rzeczywiście Guin jest warta polecenia.
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania