Domowe Ognisko cz2 (Romans/Fantastyka)

Kilka dni później przyniosłam Tomowi do szkoły jego koszulę, upraną i wyprasowaną. Staliśmy pod szkołą dwie godziny i rozmawialiśmy. Gdy zorientowałam się wreszcie, jak jest już późno, okazało się, że mój chłopak dawno odjechał, podobnie jak ostatni autobus. Tom po raz kolejny odwiózł mnie do domu. Siedzieliśmy w jego półciężarówce na moim podjeździe i dalej rozmawialiśmy, gdy nagle po stronie kierowcy pojawił się mój tato.

- Bill Charlston... - przedstawił się, wkładając wyciągniętą rękę przez otwarte okno w kierunku Toma.

- Tom Sanders, cieszę się, że mogę pana poznać.

Niewiele osób cieszyło się, mogąc poznać mojego tatę. Był dobrym człowiekiem, ale oschłym i surowym. Sprawiał wrażenie, jakby zawsze był na coś zły. Brian bał się go jak ognia. Tom natomiast po tym, jak uścisnął mu dłoń, wyskoczył z samochodu i stanął wprost naprzeciw niego.

- Nie miałem okazji ci podziękować za wyratowanie mojej córki z opresji.

- Nie trzeba. Tak zostałem wychowany.

- Więc chociaż pozwól, że podziękuję ci za przywiezienie jej dziś do domu. Lepiej późno niż wcale – dodał sarkastycznym tonem i spiorunował Toma wzrokiem. Ten jednak tylko się zaśmiał.

- Tak, to moja wina, panie Charlston, gdybym nie był takim strasznym gadułą, Lisa byłaby w domu o czasie.

Patrzyłam, jak mój ojciec mierzy go wzrokiem kilkukrotnie od stóp do głów i wstrzymałam oddech, czekając co na to odpowie. Wbrew wszystkiemu, czego się spodziewałam, ojciec uśmiechnął się i rzekł:

- Obiad jest na stole. Dzisiaj zjesz z nami, Tom.

- Z rozkoszą, sir.

- Obawiam się, że z rozkoszą będziesz musiał poczekać, aż będziecie po ślubie.

- Tato! - krzyknęłam oniemiała, nigdy wcześniej nie słyszałam, by Bill Charlston senior żartował.

Po tym komentarzu nie odzywałam się wiele podczas obiadu. Tom spokojnie i bez skrępowania odpowiadał na wszystkie pytania moich rodziców i głupie zaczepki młodszych braci.

Po skończonym obiedzie pochwalił kuchnię mamy i zaczął się żegnać z moją rodziną.

- Bardzo dziękuję za pyszny posiłek. Nie chciałbym jednak nadużyć państwa gościny.

- Odprowadzę cię do drzwi - powiedzieliśmy z tatą unisono.

Gdy stanęliśmy na progu domu, pożegnałam się krótko, a mój ojciec uścisnął dłoń chłopaka.

- Miło było cię poznać, synu. Mam nadzieję, że nas jeszcze kiedyś odwiedzisz.

- Nawet na pewno. - Tom uśmiechnął się i zniknął za drzwiami.

Jeszcze kilka razy Tom odwoził mnie ze szkoły, nim moje auto wróciło od mechanika. Mój nowy przyjaciel mało czasu mógł poświęcać nauce, ponieważ po szkole dużo pracował na farmie. Miał problemy zwłaszcza z matematyką, która była moim ulubionym przedmiotem. Zaoferowałam, że chętnie mu pomogę. W ten sposób Tom zaczął być regularnym gościem w naszym domu. Moi bracia go uwielbiali, mama zaczęła traktować jak jednego z nich, a z moim tatą potrafił przesiedzieć kilka godzin, rozmawiając o footballu i samochodach.

Po kilku tygodniach szkoła grzmiała od plotek. Mój chłopak urządził mi scenę zazdrości i awanturę w trakcie przerwy, gdy wszyscy uczniowie byli na holu. Tom również był jej świadkiem. Podszedł do nas i oświadczył, że między nami nie ma niczego więcej oprócz przyjaźni. Brian bez namysłu uderzył go w twarz i cała sytuacja skończyła się bójką, jedyną w jakiej mój mąż kiedykolwiek uczestniczył. Obaj zostali zawieszeni w prawach ucznia.

Nie chciałam już więcej znać Briana. Nie zależało mi również na przyjaźni z większością jego znajomych. Zaczęłam spędzać więcej czasu z przyjaciółmi Toma, odwiedzałam farmę jego dziadków. Zostaliśmy najlepszymi przyjaciółmi i zanim skończyliśmy liceum, byliśmy parą.

Były to beztroskie dni, które przeżywam ciągle w swojej pamięci. Dni wielkich planów i ambicji. Oboje dostaliśmy się na uniwersytet w Syracuse. Ja zaczęłam studiować księgowość, a mój przyszły mąż swoją wymarzoną weterynarię. Dalej mieszkałam z rodzicami, a Tom u swoich dziadków. Spędzaliśmy razem każdą wolną chwilę, marząc o wspólnej przyszłości.

Podczas pierwszego semestru trzeciego roku zaszłam w ciążę. Myślałam, że moje życie się skończyło. Przez tydzień byłam jak zombie, płakałam przed zaśnięciem do późnej nocy. W końcu powiedziałam o tym mamie. Długo patrzyła się na mnie, z nieprzeniknionym wyrazem twarzy, a cisza, która zapadła w pokoju dźwięczała mi w uszach. Wreszcie gdy odezwała się, łagodnym głosem, mogłabym przysiąc, że zobaczyłam na jej twarzy cien uśmiechu.

- Co na to Tom? - zapytała, a ja spuściłam wzrok - Sądzę, że to z nim powinnaś najpierw porozmawiać.

Tego popołudnia pojechałam na farmę jego dziadków. Ojciec mojego dziecka. To była pierwsza myśl, jaka przyszła mi do głowy, gdy go zobaczyłam - majstrował właśnie przy swoim pickupie, umazany smarem od stóp do głów.

- Cześć, skarbie! - krzyknął radośnie na mój widok - Za moment do ciebie podejdę.

Nie wiedziałam, jak mam mu to powiedzieć. Przez całą drogę, zastanawiałam się nad tym w kółko, jednak teraz patrząc na niego, miałam pustkę w głowie. Wiedziałam jednak, że muszę to zrobić natychmiast.

- Jestem w ciąży, Tom - wypaliłam po prostu.

Wyprostował się jak rażony prądem, uderzając głową w otwartą maskę. Narzędzia posypały się na podłogę, brzęcząc niemiłosiernie. Zagapił się na mnie szeroko rozwartymi oczami, a po chwili na jego twarzy wykwitł uśmiech.

- To świetnie! Hajtniemy się teraz?

- Ja nie żartuję!- wybuchnęłam płaczem. Tom był przy mnie w ułamku sekundy, ściskając moje dłonie.

- Ja też nie. Zawsze chciałem mieć dzieci. Lepiej teraz, a nie jak będziemy już starzy.

- Ale co ze studiami?! Z pracą, z karierą?

- Niczym się nie martw, damy radę. Zajmę się tobą... i dzieckiem.... Pani Sanders?

Pokiwałam tylko głową, ocierając łzy i czując, jak w moim gardle rodzi się śmiech. To nie były oświadczyny, jakie sobie wymarzyłam, ale biorąc pod uwagę okoliczności, chyba nie mogło wyjść lepiej.

To był cały Tom, dla niego nic nie było niemożliwe. Brał życie, jakim było i zawsze starał się widzieć w nim to, co najlepsze. Powiedział mi, że wszystko będzie dobrze i ja mu wierzyłam. Kilka dni później odbył się uroczysty obiad z całą rodziną, moją i jego, podczas którego Tom poprosił ojca o moją rękę.

- Od trzech lat mówię ci synu, trochę późno, by się teraz wycofać – odpowiedział mój ojciec z uśmiechem i uścisnął dłoń mojego, oficjalnego już, narzeczonego.

Całe spotkanie było nadzwyczaj udane i nawet wiadomość o tym, że spodziewamy się dziecka, nie wprowadziła wszystkich w stan paniki. Nie obyło się jednak bez łez i pełnych niepokoju pytań o przyszłość.

Tom pracował nocami, wykładając towar w supermarketach. W weekendy pomagał w warsztacie samochodowym. Ja udzielałam korepetycji i pracowałam na drugiej zmianie w sklepie całodobowym. Nie było nam lekko, nie widywaliśmy się też zbyt często.

Pierwszego grudnia 1989 roku, Tom przyjechał po mnie bardzo rozentuzjazmowany.

- Zabieram cię na weekendową wycieczkę. Spakuj się szybko i jedziemy.

Nie zadawałam pytań wiedząc, że i tak niczego mi nie zdradzi. Uwielbiał robić niespodzianki. Szybko spakowałam do torby podróżnej trochę ciuchów, przybory toaletowe i jakieś jedzenie, na wszelki wypadek. Wrzuciłam swoje rzeczy na pakę jego pickupa i odjechaliśmy.

Cel podróży okazał się być całkiem niedaleko. Trochę ponad pół godziny później, w oddalonej od miasta, odludnej okolicy wjechaliśmy na wyboisty, błotny podjazd, który ciągnął się prawie przez pół mili. Na jego końcu stał stary dom z drewnianych bali. Chatę, bo tak by to trzeba nazwać, otaczało zamarznięte bagno w miejscu trawnika, a w jego centralnym punkcie znajdował się pieniek z wbitą weń, zardzewiałą siekierą - scena jak z horroru.

- Tom? Co my tu robimy? - zapytałam niepewnie.

- Zwiedzamy. Chodź - powiedział raźno i wyjął klucze od domu.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 8

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (9)

  • KarolaKorman 05.01.2016
    To było cudowne! Takie zwykłe, proste, a zarazem wzruszające, a dom państwa Sandersów, bo tak myślę, że będzie już mi się podoba :)
    Zasłużone pięć różowych gwiazdek :)
  • Nazareth 05.01.2016
    Bardzo dziękuję,nie mogłem sobie życzyć lepszego komentarza :)
  • KarolaKorman 05.01.2016
    Cieszę się, że Cię satysfakcjonuje :)
  • Pan Nikt 05.01.2016
    Świetny tekst. 5.
  • ausek 05.01.2016
    Przeczytałam obie części. Doskonale udowadniasz, że prosta historia może zostać fajnie przedstawiona. Przynajmniej na razie, bo nie wiem co masz w zanadrzu. Należą się dwie 5. ;)
  • Nazareth 05.01.2016
    Bardzo dziękuję. A co mam w zanadrzu? Oh, nie wiem, nie wiem. Zobaczymy :D
  • Rozmowa ojca z Tomem trochę mnie zaniepokoiła, szczerze ci powiem, że oczekiwałam jakiejś nienawiści (choć na początku była, potem rozwiał ją śmiech Toma), która w pewnym sensie nada dynamiki temu opowiadaniu. Na razie jest spokojne :D
    „Odprowadzę cię do drzwi - powiedzieliśmy z tatą unisono.” - Unisono? Ciekawe słowo, jestem kontent, że mogę nauczyć się też czegoś nowego z twojego opowiadania.
    Sama wizyta Toma w rodzinie Lizy była równie spokojna, właściwie czekam na jakąś kłótnię, mam dziwne wrażenie, że to tylko taka cisza przed burzą. Przecież dziewczyna ma jeszcze chłopaka? Więc może stanie się coś związanego z nim? Chwila mija i... Nazareth! Bójka opisana w kilku zdaniach, ah, ah, nie powiem, troszkę przyćmiłeś mą szansę na zepsucie spokoju w twym opowiadaniu.
    Sielankowo to opisujesz, dlatego brakuje mi jakieś akcji, dramy. Nawet z ciążą wszystko skończyło się na pięknych, szczęśliwych zakończeniach.
    Jak przyszli jednak do tego domu od razu skojarzyło mi się to z tytułem. Ciekawie co z tego wyniknie. Podoba mi się sposób, jak prosto, naturalnie przechodzisz z jednej przestrzeni czasowej do drugiej, nie czuję tego przeskoku, dzięki czemu wszystko zlewa się w całość.
  • Ritha 13.05.2016
    Ty! Zaciekawiłeś mnie. W całym serwisie miotają się wiersze i psychodeliczno-egzystencjalne rozważania, a tutaj wreszcie coś dla mnie. Miałam oglądać film, ale wolę czytać to
  • Ritha 13.05.2016
    A, że 5 nie muszę chyba wspominać

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania