Domowe Ognisko cz3 (Romans/Fantastyka)

Weszliśmy do środka. Wnętrze tajemniczego domostwa wyglądało trochę lepiej, mimo że na pierwszy rzut oka było widać, że nikt tam nie mieszkał od wielu lat. Ktoś urządził to miejsce w myśliwskim stylu. Wszędzie drewno, niedźwiedzia skóra rozciągnięta na podłodze w salonie, duże palenisko z zawieszonym nad nim porożem łosia. Mała, ale przytulna kuchnia, dwa pokoje i piętro, na które składała się druga łazienka i wielka sypialnia, z olbrzymim oknem, zajmującym całą jedną ścianę.

- Co myślisz? - zapytał, gdy już oprowadził mnie po całym domu.

- Całkiem fajnie - powiedziałam bez przekonania - chociaż przydałaby się tu kobieca ręka. Czyj to dom?

- Nasz.

W pierwszej chwili zaczęłam chichotać myśląc, że to kolejny z jego żartów. On się jednak nie śmiał, tylko przyglądał mi uważnie.

- Rozumiem, że teraz może ci się wydawać tu trochę... surowo, ale czuję, że to miejsce ma spory potencjał. Woda z własnej studni, prąd jest podłączony. Na dole zrobimy pokój dziecięcy, a w drugim pokoju gabinet, żebyś mogła pracować w domu. Działka ma trzy hektary, więc jest wystarczająco dużo miejsca, bym mógł kiedyś zbudować tutaj swoją klinikę. To idealne miejsce.

- Proszę, przestań, to nie jest śmieszne... - zaoponowałam, ale powoli zaczęłam zdawać sobie sprawę z tego, że on może mówić poważnie. - Skąd miałbyś wziąć pieniądze, żeby kupić dom?!

- Właściwie go nie kupiłem, był częścią targu. Moi dziadkowie sprzedali część ziemi developerowi. Wspomniałem mu, że razem z narzeczoną spodziewamy się dziecka i szukamy domu albo mieszkania. On na to, że zna miejsce, które na pewno nam się spodoba i może uda nam się dojść do porozumienia. I tak, krótko mówiąc, podpisaliśmy papiery. Dom jest mój, a więc jest i twój.

Poczułam, jak świat kręci się dookoła i przysiadłam w fotelu obitym włochatą krowią skórą. Schowałam twarz w dłoniach i zaczęłam płakać. Marzyłam o domu, jakimś mieszkaniu, czy miejscu, w którym moglibyśmy rozpocząć nowe życie, a nie o myśliwskim campingu!

- Kochanie, nie cieszysz się? – zmartwił się Tom.

- Cieszysz?! - krzyknęłam, histerycznie szlochając – Z czego? Że moje dziecko urodzi się w ruderze z kiczowatego horroru? Jestem wniebowzięta, Tom! Wniebowzięta! - łkałam na całego.

Pamiętam jego twarz, wyglądał, jakbym wymierzyła mu policzek. Nie myślałam wtedy o tym, jak on może się poczuć i dziś wstydzę się swojego zachowania.

- Jest już ciemno i zaczyna padać gęsty śnieg. Zostańmy tu jednak na noc - poprosił. - Jutro, jak wrócimy do miasta, znajdę kogoś, kto wystawi dom na sprzedaż. Powinniśmy dostać za niego wystarczająco dużo, by kupić coś innego. Będzie dobrze.

- Ty i to twoje „będzie dobrze”! - fuknęłam i uciekłam do łazienki.

Nie wiem, ile czasu tam przesiedziałam, zanosząc się płaczem i wycierając nos. W końcu udało mi się uspokoić na tyle, by zebrać myśli. Wiedziałam, że Tom chciał dla nas jak najlepiej, zrozumiałam też, że moja reakcja musiała go zranić. Uchyliłam drzwi i zajrzałam do sypialni - była pusta.

Powoli zeszłam na dół po skrzypiących schodach. Salon był zalany blaskiem ognia, który trzeszczał w kominku, a w powietrzu unosił się smakowity zapach. Tom stał przy kuchence, mieszając coś w garnku drewnianą łyżką.

- Skarbie... - zaczęłam cicho.

- Zanim cokolwiek powiesz – przerwał, odwracając się – Przepraszam. Nie powinienem był podejmować takiej decyzji bez ciebie... - Przywarłam do niego mocno, zamykając mu usta pocałunkiem.

- Zamknij się, głupku – szepnęłam, patrząc mu prosto w oczy – i pokaż mi jeszcze raz, gdzie jest sypialnia.

Obudził mnie w środku nocy, wstając z łóżka.

- Dorzucę tylko trochę drewna do ognia. Za chwilę wrócę. - szepnął w ciemności, gdy zobaczył, że się obudziłam. Leżałam na łóżku, wpatrzona w szalejącą za olbrzymim oknem śnieżycę. Jedyną rzeczą, jaka wystawała spośród białego puchu, był pickup Toma. Niekończący się projekt. Nowa farba, tapicerka, silnik. Wyglądał zupełnie inaczej niż wtedy, gdy zobaczyłam go po raz pierwszy. Jednak to był ten sam pickup, który wyratował mnie z opresji owego dnia, kiedy poznałam Toma. Ten, którym jeździłam do domu po szkole, i którego zabieraliśmy wszędzie przez ostatnie trzy lata. Stary gruchot kupiony za sto dolarów. Nasze auto.

Rozejrzałam się wokoło. Wszędzie drewno, skóra i poroża, gęsto okupujące ściany. Prawdziwy koszmar. Przynajmniej na razie. Uśmiechnęłam się w otaczającej mnie ciemności, bo zrozumiałam, że właśnie podjęłam decyzję. Chwilę później usłyszałam odgłos kroków Toma, który wspinał się po schodach.

- Tom? Myślisz, że wokół domu lepiej będą wyglądać róże, czy azalie?

- Nie mam pojęcia... – odpowiedział, trochę zaskoczony.

- Musimy też coś zrobić z tym podjazdem. Moje małe autko ugrzęźnie w tym błocie, bez dwóch zdań. Acha.. poroża i skóry muszą zniknąć. Przykro mi, ale na dłuższą metę ich nie zniosę.

- Czekaj, czy to znaczy, że zdecydowałaś się tu zamieszkać?

- Tak! Co prawda nie wiem, jak to się stało i podejrzewam działanie sił nieczystych - zachichotałam. - Chcesz mi wytłumaczyć, skąd wiesz jak rzucać uroki, panie Sanders?

- Och! Takie rzeczy po prostu się umie, jeśli ma się babcię Indiankę.

W pierwszej chwili zaczęłam się śmiać, ale chwilę później stanął mi przed oczami obraz babci Toma. Małej staruszki o stalowoszarych włosach, ciemnej karnacji i czarnych przenikliwych oczach, która prawie nigdy się nie odzywała.

- Moment! Babcia Margaret jest Indianką?!

- Myślałem, że to oczywiste. Zanim wyszła za mojego dziadka, nazywała się Wysoka Skała, jej ojciec był szamanem plemienia Cayuga.

- Nie wierzę! – krzyknęłam - Jesteśmy zaręczeni, mamy dziecko w drodze i wspólny dom, a ty dopiero teraz mi mówisz, że jesteś Indianinem?!

- Tylko w jednej czwartej. - uśmiechnął się - Czy to problem?

- Nie, ale zastanawiam się, co jeszcze przede mną ukrywasz.

- Jeśli chcesz się o mnie dowiedzieć wszystkiego, będziesz musiała ze mną zostać na zawsze.

Kiedy obudziliśmy się rano, śnieg nadal padał, a zaparkowany przed domem pickup zmienił się w zaspę. Jak okiem sięgnąć, nie było widać niczego poza białą pierzyną o grubości ponad pół metra. W takich warunkach nie chcieliśmy wyjeżdżać na drogę, więc postanowiliśmy, zgodnie z wcześniejszym planem Toma, zostać w domu do niedzieli wieczór.

Przez cały dzień śnieg nie przestawał padać i mój kochany żartował, że przyjdzie nam tam zostać aż do wiosny. Nie przejmowaliśmy się jednak niczym, cały dzień spędziliśmy przy ogniu, jedząc spaghetti, które Tom przygotował dzień wcześniej i pijąc kakao, które przez pomyłkę zapakowałam zamiast kawy.

W nocy obudziłam się, szczękając zębami z zimna. W wątłym blasku księżyca, wpadającym przez okno sypialni, widziałam swój oddech.

- Tom ... - potrząsnęłam jego ramieniem – Chyba ogień zgasł na dole, tu jest potwornie zimno.

Mój narzeczony wstał powoli i bez słowa skargi ruszył schodami na dół, rozcierając zmarznięte ramiona. Nasza sypialnia mieściła się dokładnie nad salonem, w którym znajdował się kominek, więc docierało do niej całe ciepło domowego ogniska i noc wcześniej, mimo mrozu, było w niej całkiem przyjemnie. W końcu Tom wrócił na górę.

- Weź wszystkie ciepłe ubrania, jakie masz, a ja zabiorę kołdrę i koce.

- Co się dzieje? – Poczułam, jak niepokój kiełkuje w mojej głowie.

- Ogień nadal się pali, ale... - urwał na chwilę – Na zewnątrz jest minus trzydzieści stopni, może więcej - skończyła się skala na termometrze. Próbowałem włączyć elektryczny grzejnik, ale nie mamy prądu. Nie wygląda to ciekawie, Lisa.

Przenieśliśmy wszystkie nasze rzeczy na dół, po drodze wciągając na siebie swetry i ciepłe kurtki. Nasze posłanie urządziliśmy na niedźwiedziej skórze, naprzeciwko huczącego ognia. Przez resztę nocy na zmianę budziliśmy się, dokładając drewna do kominka z niewielkiej sterty, ustawionej nieopodal.

Następnego ranka okazało się, że nie mamy wody, a prąd dalej jest niepodłączony. Na dworze, zalegał metr śniegu, przemieszczającego się przy podmuchach wiatru wielkimi zaspami. Termometr nadal wskazywał ponure minus trzydzieści. Nie mieliśmy żadnej możliwości ucieczki, a przed południem skończyło się drewno, które Tom przygotował na weekend. Byłam na skraju paniki, bojąc się, że zamarzniemy na śmierć.

- Niczym się nie martw - uspokajał mnie Tom – Mam pomysł, jak upiec dwie pieczenie na jednym ogniu.

Chwilę później założył kurtkę i buty, otworzył drzwi i długim susem wpadł w śnieg, sięgający mu do pasa. Obserwowałam przez okno, jak brodzi w śniegu wzdłuż domu, by w pewnym momencie zatrzymać się w pół drogi do swojego samochodu. Przez chwilę rozglądał się dookoła, a potem zaczął kopać rękami w śniegu, jakby czegoś szukał. Parę minut później brnął z powrotem w kierunku domu, w prawej ręce ściskając siekierę.

- Tom, co ty robisz?- zapytałam, czując się odrobinę zaniepokojona, gdy wpadł przez próg zatrzaskując za sobą drzwi.

- Zaczynam remont. Chcesz mi pomóc? - odrzekł z tym swoim szerokim uśmiechem.

Przez następne trzy dni porąbaliśmy na opał część mebli, balustradę schodów i jedne drzwi.

W międzyczasie udało nam się znaleźć w jednym z pokoi radio na baterie, z którego dowiedzieliśmy się, że stanem Nowy York zawładnął arktyczny front. Ogłoszono stan klęski żywiołowej i wszyscy proszeni byli o pozostanie w domach. Więc zostaliśmy, racjonując resztki prowiantu, który zabraliśmy ze sobą i pijąc kakao przygotowane ze stopionego śniegu.

Dopiero w środowe popołudnie usłyszeliśmy komunikat mówiący, że drogi wokół Syracuse są znowu przejezdne. Tom odkopał spod śniegu pickupa i po kilku próbach udało mu się go w końcu odpalić. Ruszyliśmy w drogę powrotną do domu moich rodziców, pozostawiając w chacie przywiezione tam rzeczy.

Zima 1989 roku była najzimniejszą w całym stuleciu, powstały o niej nawet piosenki. Do naszego domu nie wróciliśmy aż do wczesnej wiosny. Nabrałam jednak przekonania, że po takim początku przetrwamy tam wszystko, co los może nam przynieść, a przynajmniej nie może być już gorzej. By o tym pamiętać, każdego roku w dniu, gdy spadał pierwszy śnieg, rozpalaliśmy ogień i robiliśmy kakao, noc spędzając na niedźwiedziej skórze rozciągniętej przed kominkiem. Mieszkaliśmy tam przez następne dwadzieścia dwa lata.

 

CDN.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 7

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (6)

  • ausek 06.01.2016
    Mam nieodparte wrażenie, że opisujesz prawdziwą historię. Bardzo realistycznie przedstawiasz kolejne losy bohaterów. Przyjemnie się to opowiadanie czyta. :) 5
  • Nazareth 06.01.2016
    Bardzo dziękuję. Co do prawdziwości tej historii... wolę się nie odnosić. Przynajmniej na razie.
  • KarolaKorman 06.01.2016
    A co było dalej? Wielkie 5 :)
  • Nazareth 06.01.2016
    Dowiesz się jutro ;)
  • KarolaKorman 06.01.2016
    Czekam cierpliwie:)
  • Tutaj natomiast jestem pod wrażeniem, popłynęłam przez historię zapominając nawet o fakcie, że przecież miałam w planach komentować kolejne części w wordzie. Tego mi brakowało w twoim opowiadaniu, całość akcji dopełniła jeszcze końcowa informacja, która urzeczywistniła jeszcze to opowiadanie. Zaczęłam myśleć, czy aby na pewno to nie jest prawdziwa historia. Zaczęłam marzyć, takie ciepło ogarnęło moje myśli. Szczególnie, gdy wyobraziłam sobie ich "remont" w mieszkaniu. Teraz zaczynam troszkę żałować, że przede mną jeszcze tylko jeden rozdział.

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania