Drabble - Pobódka
Przyszła nad ranem, kiedy słońce spało za linią horyzontu. Pachniała truskawkami, różami i czymś, co przypominało... spirytus? Może, ale nie jestem do końca pewien. Nosiła zieloną, sięgającą kostek suknię z cienkiego jedwabiu, opasaną złotą wstążką. Na jej nogach świeciły szklane pantofle, których dźwięk zanikał na puszystym dywanie. Patrzyła na mnie spod burzy czarnych loków. Ja patrzyłem na nią, spod mojej rozczochranej czupryny. Udawałem, że śpię. Miękkim krokiem podeszła bliżej mojego łóżka i delikatnie zsunęła ze mnie kołdrę. Jej zapach stał się silniejszy, nachyliwszy się nade mną, przyłożyła swoje czerwone usta do mojego ucha.
— Dość spania! Wstawaj nierobie! Do roboty! — wykrzyknęła.
Komentarze (6)
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania