Dramaturgia Wojny - Rozdział I

W roku tysiąc dziewięćset trzydziestym dziewiątym doszło do okrutnej wojny ze strony Niemiec. Do roku tysiąc czterdziestego piątego staczano okrótne bitwy, w których wielu dobrych ludzi traciło życie. Walczył każdy, każdy kto tylko miał w sobie choć odrobinę patriotyzmu. Na kolumny hitlerowskich czołgów niejeden człowiek wyskakiwał z nożem kuchennym. II wojna światowa — największy konflikt zbrojny w historii ludzkości.

W niedużej wsi Bukowiec, w województwie bydgoskim, nieopodal Kościoła Najświętszej Maryi Panny Królowej Polski w małym, ubogim domku wybudowanym lata temu przez pra-, lub nawet prapradziadków mieszkał Zbigniew Szpetoburski. Jego rodzina posiadała niewielkie pole, na której matka Mariola i ojciec Mateusz sadzili zboże. Na handlowaniu nim trzyosobowa rodzina nie zarabiała wiele, wręcz przeciwnie, ledwo wiązała koniec z końcem. Z tego powodu we wiosnę roku tysiąc dziewięćset trzydziestym ósmym, w dzień swoich urodzin, czyli dziesiątego kwietnia wówczas dwudziestoletni Zbigniew zaciągnął się do armii. Dowództwo i rekrutacja obiecywała duże pieniądze, z opowieści kilku znajomych z czasów szkolnych również młody mężczyzna słyszał o dobrych zarobkach w Wojsku Polskim. Cały plan wstąpienia w szeregi żołnierzy podsycił patriotyzm, miłość i przywiązanie do ojczyzny. Bycie dumnym z bycia Polakiem, to przewodziło Zbigniewem. Zdał potrzebne szkolenie pod nadzorem kilku poruczników. Wyniki były pozytywne. Pod koniec miesiąca, dwudziestolatek został wcielony do 16 Pułku Ułanów Wielkopolskich. Do garnizonu Bydgoszczy, gdzie znajdowały się koszary jednostki, młody żołnierz miał ponad dwie godziny jazdy. Do miasta podróżował swoim czarnym BMW R71, na który długo zbierał, jednak jak uważał było warto. Po czasie zaczął przynosić do rodzinnego domu na wsi pierwsze pieniądze, jednak podczas codziennych ćwiczeń i wart sporo się męczył. Prawie nie spał, na twardych, niewygodnych łóżkach ledwo dało się zasnąć, a żołnierze i tak mieli na sen tylko kilka godzin. O piątej rano pobudka, kilkadziesiąt pompek na start, a potem długie, kilkukilometrowe biegi wokół koszarów. Porucznik Jan Wachlerski, przełożony Zbigniewa, był bardzo surowym i wymagającym dowódcą. Mało kto miał odwagę mu się sprzeciwić, jednak każdy gdzieś miał tą świadomość, że porucznik to dobry ojciec, który zadba o swoich podwładnych nawet w największym łajnie.

Zbigniew był twardym facetem. Wytrzymywał psychicznie i fizycznie presję związaną z bycia żołnierzem. Nie podlizywał się dowódcy, przez co był lubiany w pułku przez innych kolegów. Ze względu na aktywność w ćwiczeniach, dobrą kondycję i wynikach w testach strzelania, walczenia na szable, biegania i tym podobne został po kilku miesiącach awansowany na kaprala. Dla Zbigniewa, który nie planował dużej kariery w wojsku był to zaszczyt. Na wsi młody kapral pojawiał się znacznie rzadziej, większość czasu spędzał w koszarach, czyszcząc broń, lub ćwicząc. U pobliskiego fryzjera w Bydgoszczy ogolił włosy na krótko, zaczął też zapyszczać bródkę. Rodzice nie raz mieli mu za złe, że odchodzi od pochodzenia. Żartowali nawet, że niedługo będzie wstydził się iż pochodzi ze wsi. Zbigniewa to dotykało, lecz nie okazywał tego po sobie. Chciał być taki jak na początku wstąpienia do armii, po prostu twardy jak skała.

Mijały dnie, tygodnie, miesiące. Kapral Szpetoburski zyskał jeszcze większą sympatię kolegów, dostał nawet od nich pseudonim, był to "Szpet", od nazwiska. Po czasie zwracał się tak so niego sam porucznik Wachlerski, mimo że ten zazwyczaj nazywał podwładnych po nazwisku. W wojsku czas płynął szybciej. Od rana do wieczora ćwiczyli, rozmawiali, pogłębiali więzi.

Nastał w końcu wrzesień. Gdy dzieci szły do szkoły, w jednej z gdańskich placówek toczono krwawą bitwę. Nikt wtedy nie miał pojęcia, na jaką skalę rozniesie się konflikt. Zbigniew był pewny jednego, musi dać z siebie wszystko, kiedy na swej drodze już napotka hitlerowców...

Średnia ocena: 3.0  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (5)

  • Karo 22.04.2017
    "ubogim domku wybudowanym lati przez pra- "-- "lati"? Nie rozumiem, co chciałeś tu powiedzieć :)
    "Z tego powodu we wiosnę roku tysiąc dziewięćset trzydziestym ósmym, w dzień swoich urodzin, czyli dziesiątego kwietnia wówczas dwudziestoletni Zbigniew zaciągnął się do armii." - choć nie mam pewności, zdanie powinno wyglądać tak:
    Z tego powodu (, - przecinek, choć tu nie mam pewności, co do tego) we (na, bez "we" - ładniej brzmi) wiosnę roku tysiąc dziewięćset trzydziestym ósmym, w dzień swoich urodzin, czyli dziesiątego kwietnia wówczas (lepiej bez "wówczas" - będzie ładniej brzmiało i nie za skomplikowanie) dwudziestoletni Zbigniew zaciągnął się do armii.
    Pod koniec miesiąca, dwudziestolatek - tu raczej bez przecinka
    na który długo zbierał, jednak jak uważał było warto. - "jak uważał" jest wtrąceniem, więc przed i po przecinek.
    zaczął też zapyszczać bródkę - zapuszczać
    Po czasie zwracał się tak so niego sam - bez "so"
  • Vice Versa 22.04.2017
    No cóż. Dopiero się uczę amatorski, a błędy typu "lati" są spowodowane pisaniem na telefonie. Ale jak mówią, każda wymówka jest dobra, więc lepiej nie gadajmy tylko bierzmy się do pracy. :)
  • Karo 22.04.2017
    Rozdział miał swój klimat, za co bardzo cenię. Styl czasem przesadzony, nie staraj się robić jakiś wybitnych zdań, czytelnik lubi te proste, ale nie za proste ;)
  • Karo 22.04.2017
    Ale całość jest dla mnie spokojnie na mocne cztery, a może nawet i wyżej.
  • Vice Versa 22.04.2017
    Karo Dziena.

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania