Poprzednie częściDreszcz owiec

Dreszcz owiec 3

Powoli rozmowa znów skierowała się w moją stronę, więc musiałem używając pewnych zawoalowanych określeń, niedomówień i szczypty nieprawdy opisać swoje dotychczasowe osiągnięcia osobiste i zawodowe. Wuj kiwał głową z podziwem. W każdym razie dobrze udawał zainteresowanie. Niewiele wiedzieliśmy o sobie nawzajem, dlatego można było sprawiać wrażenie bardziej elokwentnego niż wskazywało na to realne doświadczenie. Na szczęście te kilka rzuconych konkretów wystarczyło by zaspokoić ciekawość krewnych.

 

- To teraz wszyscy wiemy na czym stoimy - powiedział wuj. - Szkoda, że pogoda nie dopisała. Pokazałbym wam okolicę. Naprawdę piękne tereny.

 

- Cudowne - rzekł Michael, co zabrzmiało nieco sarkastycznie.

 

- Miła, rodzinna atmosfera - dodałem z pewnym przekąsem. - Czasem dobrze tak się spotkać. Poznać nowe osoby.

 

- Jak to nowe? - oburzył się Michael. - Byłem na twoim chrzcie. Nie pamiętasz? Hmmm, no w sumie już wtedy byłeś wkurzający.

 

- Michael, cicho.

 

- No co? Przecież żartuję.

 

- Spokojnie, nie gniewam się. Niektórzy po prostu plotą, co im ślina na język przyniesie.

 

Rodzinne spotkanie zaczynało zmieniać się w rozgrywki biznesowe, w których stawką był testament. Nie musieliśmy się lubić. Trzeba było tylko oskubać starego krewnego.

 

- Czyli będziecie tu nocować? - zapytał wuj, licząc zapewne, że jednak się zwiniemy.

 

- Nie widzimy innego wyjścia. To chyba wystarczająco duży dom dla garstki podróżnych.

 

- Bez wątpienia, jednak niektóre pokoje są mocno podniszczone. Nie do odratowania bez porządnego remontu. Mój kamerdyner jest już tak okropnie stary, że nawet nie chce mu się tam posprzątać. Oczywiście was ulokuję w tych porządniejszych. Lestrange, poprowadź gości na włości.

 

- Mógłbyś być poetą.

 

- Nie wątpię, że w tych spróchniałych kościach drzemie jeszcze niejeden talent. Nim wyciągnę kopyta chcialbym jeszcze sporo rzeczy zrobić.

 

- Na przykład napisać testament - szepnął Michael do Aveline. Kobieta zachichotała. Wuj zapewne już tego nie słyszał lub puścił mimo uszu. Lestrange zaprowadził nas pod dwa pokoje, ulokowane obok siebie. Kuzynostwo postanowiło najwyraźniej spać w jednym łóżku. Samotna noc też miała swoje plusy. Przynajmniej nikt mi nie pierdział prosto w twarz i nie chrapał.

 

Pokój niestety nie prezentował się zbyt okazale. Odrapane ściany, wszędzie kurz i martwe pająki. Łóżko natomiast było całkiem wygodne, ale i tak wątpiłem w możliwość bezproblemowego zaśnięcia. Nowe miejsce rzadko kiedy okazywało się łaskawe dla dla jakichkolwiek marzeń sennych. Zazwyczaj kończyło się na wsłuchiwaniu w odgłosy domu w rodzaju skrzypienia i szurania oraz liczeniu baranów. Nagle jednak zamiast owczego beczenia usłyszałem podejrzany dźwięk, jakby przesuwającego się mechanizmu. Początkowo myślałem, że omyłkowo coś uruchomiłem. Pochodziłem po pokoju, pozaglądałem w kąty i odkryłem, że odgłos dobiega z sąsiedniego pokoju, ale nie tego zajmowanego przez kuzynostwo. W ścianie zauważyłem dziurkę, przez którą odruchowo zajrzałem. Dostrzegłem zarys tego co znajdowało się po drugiej stronie. Całe pomieszczenie tonęło w mroku jakby ktoś umyślnie pozasłaniał lub pozabijał wszystkie okna. Widocznie tam znajdował się tajemniczy mechanizm. Przez chwilę jeszcze go słyszałem, ale w końcu zamilkł, a zastąpił go inny dźwięk. Odgłos kroków, a potem głos.

 

- Kim jesteś? - zapytał niewidoczny rozmówca. Odskoczyłem od ściany jak oparzony.

 

- Krewnym McNuggetta. A ty?

 

- Nazywam się Feliks.

 

- Czemu siedzisz w ciemnościach?

 

- Nie lubię światła. Mam bardzo wrażliwe oczy. Po zmroku gdy wszyscy śpią wychodzę i włóczę się po korytarzach. Ja i moi koledzy.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 5

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (2)

  • Onyx 12.08.2020
    "chcialbym jeszcze sporo rzeczy zrobić" - chciałbym, literówkę masz
    Ciekawe. Coś przeczuwam, że to wuj Feliksa ukrywał w tym ciemnym pomieszczeniu. 5
  • fanthomas 12.08.2020
    Nietrafione :)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania