Poprzednie częściDrobne różnice cz. 1

Drobne różnice cz. 2

El’Har lubił nawałnice. Sztormy stwarzały okazje do wykonywania niezwykle efektownych akrobacji. Młodzieńcy popisywali się wymagającymi wielkiej zręczności tańcami wśród bałwanów, a dziewczęta wybierały tego, który prezentował najlepsze widowisko. Inną lubianą przez młodzież rozrywką było ściganie się pod prąd i zmagania z pędzącymi naprzeciw falami.

 

El’Har od zawodów wolał fascynujące znaleziska i piękne widoki. Podczas burz ludzie nie wypływali bowiem w morze, a wtedy syreny ośmielały się wynurzać na powierzchnię i oglądać zaciągnięte chmurami niebo. Nawet burzowe niebo uznawał za piękne. Zdarzało się, że wypływał również w słoneczne dni, a wówczas, choć trochę doskwierał mu upał, mógł podziwiać feerię barw obłoków i daleką linię horyzontu, do której nie sposób się zbliżyć.

 

Każdy, kto ukończył dwudziesty rok życia i pozwalano mu już wypływać na powierzchnię, starał się opowiedzieć młodszym o kolorach i dźwiękach tamtego świata. O ogromnej, dalekiej przestrzeni nad głową, o jazgocie ptaków, o tym, ile światła jest tam, na górze, o jasnych oczach gwiazd, hipnotyzującej bladości księżyca.

 

Wiatr muskający skórę, światło, tęcza – to wszystko było wspaniałe, ale najbardziej intrygowały El’Har stworzenia. Wiedział, że miękkie, kolorowe istoty, które w niezmiennym szyku, majestatyczne, pełne gracji sunęły wysoko nad powierzchnią wody, nazywały się ptakami. Urzekała go ich różnorodność i elegancja.

 

Tym, czego jednak wypatrywał przede wszystkim, a czego z bliska nie widział nigdy dotąd, byli ludzie. Trudne do pojęcia wydawało mu się, że są istoty, które podobnie jak syreny czują, myślą, stworzyły własną cywilizację, a jednak nie sposób się z nimi porozumieć. Ba, niebezpiecznie jest się z nimi kontaktować.

 

To właśnie zagrożenie, jakim byli ludzie sprawiało, że syreny musiały czekać aż dwadzieścia lat, by zobaczyć świat na górze. Powszechnie wiedziano, że ludzie zagarniają coraz większe połacie wód i zapuszczają się coraz głębiej. Nie pływają zaś samodzielnie, jak czynią wszystkie wodne stworzenia, ale unoszą ich kapsuły, wypluwające cuchnące ciecze, od których odbarwiają się łuski. To ludzie zarzucają sieci, w które mogłoby zostać schwytane nieostrożne dziecko.

 

Na długo przed dwudziestym rokiem życia uczono go technik kamuflażu: wydawania dźwięków mylących ludzkie urządzenia do nawigacji lub też oszałamiających i zaburzających pamięć. Przed ludźmi zabezpieczała również krótkotrwała zmiana barwy i upodabnianie się wyglądem do innych morskich istot. Musiał włożyć sporo wysiłku, by jego skóra przypominała pokrytą rybią łuską, a przez kilka dni po ćwiczeniach imitacji czuł się obolały, ale starsi przywiązywali dużą wagę do posiadania przez młodzież tych umiejętności.

 

Kilka razy w życiu przeżył też nagłą migrację całego klanu, gdy terytorium dotychczas zamieszkiwane przez In’ zbyt często nawiedzali ludzie. Było kilka takich siedzib znacznie od siebie oddalonych, między którymi klan co jakiś czas się przemieszczał, kiedy zagrożenie ze strony ludzi narastało.

 

Na spotkaniach podczas ważniejszych świąt, gdy języki rozwiązywało mocne wino i obecność syren z innych klanów, słyszał opowieści o spotkaniach z ludźmi. Jedna historia krążyła zazwyczaj w kilku wersjach o różnym stopniu prawdopodobieństwa. Ktoś nawet powiedział kiedyś, że zarówno w świecie syren, jak i ludzi są specjalne tajne komórki, które kontaktują się ze sobą i wspólnie dbają o to, by ludzie nie wiedzieli o istnieniu syren. Jakie korzyści miałaby z tego strona ludzka – tego El’Har się nie dowiedział. Czy zresztą była to prawda? Gdy pytał o ludzi, najczęściej słyszał w odpowiedzi, że nie powinien się nimi interesować, bo są niebezpieczni.

 

Tak, ludzie muszą być doprawdy niezwykłymi stworzeniami – upewniał się, oglądając to, co znajdował w ich zatopionych wodnych kapsułach, a czego przeznaczenia w większości nie potrafił odgadnąć. Znalazł kiedyś na przykład rzecz niepodobną do niczego, co znał. Było to trochę mniejsze od dłoni, płaskie, podłużne, zaokrąglone, pokryte ludzkimi runami. Miało cienkie ścianki, które przy zgniataniu wyginały się, lecz nie kruszyły. Doszedł do wniosku, że musi być to ludzka odmiana muszli, bo kiedy wreszcie ją otworzył, znalazł wewnątrz rybie mięso zanurzone w jakiejś cieczy. Całość smakowała bardzo osobliwie, ale to na pewno była ryba.

 

Osobliwe – to określenie zdawało się opisywać wszystko co ludzkie. Ale również niezwykłe i intrygujące. Zwłaszcza zaś intrygował El’Har wygląd ludzi. Uważnie obejrzał szkielet znaleziony we wraku. Dlaczego są tacy masywni? Co można pogryźć tak tępo zakończonymi zębami? I wreszcie, jak działają ich nogi?

 

Zaprosił In’Div o urzekającym głosie na wycieczkę do wraku. Wszędzie towarzyszyła mu chętnie, napełniając jego codzienność swoim łagodnym uśmiechem i wierną obecnością, ale o tym nie chciała słyszeć. Propozycja El’Har wręcz ją przeraziła.

– Nie wiesz, do czego służy to, co tam znajdujesz – mówiła ściskając jego ręce. – Raz możesz natrafić jedynie na paskudne jedzenie, a kiedy indziej to może być jakieś ludzkie śmiercionośne narzędzie.

– Śmiercionośne? Czy nie przesadzasz trochę? – spytał z powątpiewaniem.

– Nawet jeśli nic ci się nie stanie, to może służyć na przykład do śledzenia syren. Ludzie są podstępni.

 

Martwiła się, zależało jej na nim. Robiło mu się ciepło na sercu, gdy widział, jak się o niego troszczy. Patrzyła proszącym wzrokiem, była tak dobra i ujmująca, aż prawie obiecał, że nie odwiedzi wraku i porzuci swoją niebezpieczną fascynację ludźmi. Prawie…

 

***

 

Aniela coraz mniej cieszyła się, że już wkrótce rozpocznie studia w Warszawie. Im bliżej było do października, tym bardziej zniechęcała ją perspektywa zamieszkania w stolicy. Opuści maleńkie Swobodzice i przeniesie się do tętniącego życiem miasta. Zamiast szumu morza będzie mogła posłuchać jedynie szumu samochodów. Gdy coś ją zdenerwuje, pozostanie tylko wcisnąć w uszy słuchawki, a głowę pod kołdrę i przeczekać w takiej niby izolacji. Ale teraz jeszcze może wziąć kajak i wypłynąć na otwarte, bezkresne morze.

 

Tego dnia pogoda się psuła i rodzice prosili, by darowała sobie wycieczkę. Aniela nie chciała stracić ani jednego dnia, który mogłaby spędzić w kajaku, gdzie czuła się jak ryba w wodzie. Obiecała nie wypływać daleko, ubrać się ciepło i wrócić przed burzą. Przed burzą nie zdołała jednak wrócić.

 

Brzeg już dawno zniknął jej z oczu, gdy zorientowała się, że sztorm nadciągnie szybciej, niż przypuszczała. Zawróciła, opierając się coraz wyższym falom i mocnymi pchnięciami wioseł starała się poprowadzić łódkę ku brzegowi. Próbowała wrócić, ale osiągała tylko tyle, że woda podrzucała w miejscu jej kajak. Dziewczyna wytężyła siły i mocniej naparła na wiosła. Nadbiegła ku niej fala o jasnym, spienionym grzebieniu. Kajak wypełnił się wodą.

– Boże, pomóż mi bezpiecznie wrócić – wyszeptała Aniela.

 

Jeszcze większa i gwałtowniejsza fala sprawiła, że łódka nieco się zanurzyła. Przeciwdeszczowy płaszcz już dawno przestał być przydatny. Przylegał teraz jedynie do ciała i krępował ruchy. Pożałowała, że nie wzięła kamizelki ratunkowej. Nie wzięła również telefonu. Nie miała nic oprócz własnych słabnących rąk. Była sama. Sama i coraz bardziej osaczona przez żywioł.

 

Poczuła, że mimo lodowatego wiatru tnącego twarz w jej piersi wzbiera coś dusznego i ciężkiego. Zakręciło jej się w głowie. Poraziła ją myśl, że jeszcze nigdy własne życie nie wydawało jej się tak cenne. Potem bardzo plastycznie wyobraźnia ukazała jej ją samą jako szkielet z glonami wyrastającymi spomiędzy żeber. Postanowiła nie myśleć o niczym, zmobilizować wszystkie siły i dopłynąć do brzegu. Zobaczyła, że jest coraz bliżej skały przypominającej kształtem grzebień, a to oznaczało, że woda z nią wygrywa.

 

A potem? Potem było piekło. Sztorm już nie wzmagał się stopniowo, lecz rozszalał się na dobre. Morze rzuciło się na maleńką łódkę i maleńką dziewczynę wewnątrz. Siła uderzenia ogromnego bałwana wyrwała jej powietrze z płuc. Aniela wypuściła z rąk wiosła i uchwyciła się burt. Kajak, wirując, pędził wprost na Grzebień. Pojęła, że za chwilę umrze. Zdążyła pomyśleć o tym, dokąd trafi po śmierci, zdążyła pomyśleć, że umiera się tak po prostu, zdążyła pomyśleć, że filozofuje i zdumieć się, że o tym wszystkim myśli.

 

Zacisnęła powieki, wciągnęła głowę w ramiona, przeszył ją ból, gdy napięła wszystkie mięśnie w oczekiwaniu na twarde uderzenie. Kłębiąca się woda zassała kajak w dół. Słony smak wypełniający usta wydał jej się wręcz gorzki. Choć nie chciała patrzeć, kątem oka zobaczyła poszarpaną krawędź grzebienia. Bardzo, bardzo blisko.

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (2)

  • kalaallisut 11.10.2018
    Nic nie wyłapie, oczy przemęczone już. Ale jak dla mnie to dopiero od 3 części będzie dla mnie ;) 1,2 to wstęp. Dużo opisów... Ale to baśń... Ja lubię krótki opis i ciach ciach jedno po drugim jak coś się dzieje. Myślę, że możnaby było zbudować większe napięcie jak wpada do wody. Można dodać jakie myśli rozgrywają się w jej głowie przed utonieciem, może więcej dramatyzmu. Hmm ale to tylko moje senne zdanie. Jest napisane ładnie, spokojnie tak na sen baśń.
  • Zawodniczka 11.10.2018
    Pomyślę nad tym dramatyzmem, dzięki. Cieszę się, że przeczytałaś.

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania