Poprzednie częściDrobne różnice cz. 1

Drobne różnice cz. 3

Jakiś ciemny kształt z wielką szybkością spadł na nią z góry. Coś pochwyciło ją mocno, szarpnięcie tak silne, że oderwało od burt nawet jej kurczowo zaciśnięte dłonie, okropny trzask, gdy kajak zderzył się ze skałą.

 

Kiedy tylko jej głowa znalazła się nad powierzchnią, gwałtownie zaczerpnęła haust powietrza. Na jej żebrach zamykały się mocne ramiona syreny, a raczej syrena. Rozsądek musiał ustąpić wobec rzeczywistości. To nie było złudzenie. Ocalił ją prawdziwy syren.

 

Cała jej wiedza o tych stworzeniach opierała się na mitach, legendach, baśni Andersena i jej filmowych adaptacjach. Owszem, co jakiś czas pojawiał się wariat, jak widać rzekomy wariat, twierdzący, że widział syrenę, ale kto by wierzył w podobne opowieści? Oglądała kiedyś reportaż o kilku osobach, które uparcie zapewniały, że spotkały syreny. Traktowała te filmy z takim samym lekceważeniem jak sensacyjne doniesienia o zrobionych przez UFO kręgach w zbożu.

 

Tu jednak nie mogło być mowy o pomyłce. To był syren. Tuż przed sobą widziała jego twarz o ostrych męskich rysach. „Boże, wysłuchałeś mnie! Żyję!” – pomyślała z wdzięcznością. Takiej interwencji nie spodziewałaby się w najśmielszych oczekiwaniach.

 

Wokół szalała nawałnica, morze ryczało złowieszczo, a syren balansował leciutko wśród bałwanów, unosząc ją w ramionach i pilnując, by nie zalała jej fala. Gdy nie udawało mu się umknąć przed nacierającą wodą, mocno odpychał się ogonem od powierzchni, uzupełniał ten ruch gibkim wyrzutem ciała i wyskakiwał sprężyście na szczyt fali, po czym opadał pełnym gracji ślizgiem. Poruszał się z wdziękiem i miękkością baletnicy. Żaden z jego ruchów nie wydawał się nerwowy czy nieskoordynowany. Każdy gest był płynny, swobodny, celowy. Tylko skupiony wyraz twarzy, zmarszczone czoło i zaciśnięte usta wskazywały, że ściganie się z żywiołem z obciążeniem, jakim była bezwładnie wisząca w jego uścisku dziewczyna, kosztuje go sporo wysiłku.

 

Jak szybko nawałnica przyszła, tak też się zakończyła. Morze było wciąż jeszcze ciemne i niespokojne, ale sztorm ucichł. Dopiero wtedy Aniela mogła przyjrzeć się syrenowi.

 

Był piękny. Bardzo piękny. Smukły, subtelniejszy od ludzkiego mężczyzny, a jednak nie chudy. Choć gibki, to nie dziewczęcy, lecz muskularny. Jego biodra kończyły się rybim ogonem i tylko na nim miał łuski. Reszty ciała łuski nie pokrywały. Gładka, lecz nie śliska skóra barwą dopasowana była do ogona. Wybawca Anieli miał kolor błękitny we wszystkich odcieniach, również takich, których nigdy dotąd nie widziała. Łuski na ogonie były atramentowe, ciemnogranatowe, prawie sine. Jaśniały ku górze, zmieniając odcień tak nieznacznie, że dziewczyna raczej domyślała się tego niż widziała w świetle przysłoniętego chmurami słońca.

 

Miał stanowczy podbródek, pełne, wyraziste wargi i wysokie czoło. Jego duże oczy w kształcie migdałów przy każdym spojrzeniu zmieniały barwę. Gdy był pochłonięty utrzymywaniem jej w bezpiecznej odległości od fal, jego tęczówki były szafirowe. Kiedy morze się uspokoiło, popatrzyły na nią oczy modre jak u księżniczek w bajkach Disneya.

 

Włosy miał natomiast jednolicie kobaltowe. Były to włosy dłuższe od całej jego wysmukłej postaci, bujną kaskadą spływające na plecy i co najbardziej niezwykłe, podobnie jak zwinne ciało, igrające z wodą w nieustannym, jak gdyby samodzielnym ruchu, a przy tym puszyste i w ogóle niewyglądające na nasiąknięte wodą. Lazurowe zęby już jej nie zdumiały, natomiast zaskoczył ich kształt i długość. Nawet z tymi zębami był jednak przystojny.

 

Wtem syren skinął jej lekko głową, rozluźnił chwyt, po czym najzwyczajniej zniknął w wodzie, zapadł się po prostu. Aniela zatrzepotała rękami, utrzymała się na powierzchni, ale to nic nie znaczyło. Jeśli on po nią nie wróci i nie zaniesie jej do zatoczki, na nic okaże się jego pomoc.

– Hej – zawołała łamiącym się głosem. – Wracaj tu. No, nie zostawiaj mnie. Pomóż mi!

Żadnej odpowiedzi.

 

Zaczęła płynąć, usiłując odpędzić pytanie, kiedy przyjdzie jej się poddać. Nie musiała długo czekać. Wykonując coraz bardziej niezborne ruchy, z trudem utrzymywała się na powierzchni. Wówczas syren wynurzył się obok niej. Zapewne ją obserwował. Chciał upewnić się, czy Aniela sobie poradzi.

 

Gdy zjawił się tym razem, jego twarz wyrażała wahanie. Rozejrzał się niepewnie, ale innych chętnych do pomocy nie było. Ujął ją pod ręce. Wskazał kierunek, pytająco unosząc brwi. Potaknęła i ruszyli przez wodę ustawieni pionowo, on zręcznie poruszając całym ciałem, by nadać prędkość tandemowi z dziewczyną, która była w stanie jedynie uwiesić się jego karku.

 

Nie był rybio zimny, wręcz przeciwnie, ciepły, zwłaszcza w kontraście z temperaturą wody. Aniela drętwiała z zimna. Widziała, że jej skóra zaczyna nabierać sinawej barwy. Pomyślała, że ironią losu byłoby, gdyby kilka dni później umarła na zapalenie płuc.

 

Płynęli tak, coraz śmielej się sobie przyglądając. Syren podtrzymywał ją jednym ramieniem. Drugą ręką ostrożnie dotknął jej włosów, przesunął w palcach mokry, zlepiony kosmyk. Pogładził jej policzek, a potem dotknął płaszcza przeciwdeszczowego, który wciąż miała na sobie. Aniela rozpięła guzik i pokazała, że tę warstwę można zdjąć. Syren przyglądał się ubraniu nieufnie. Przede wszystkim jednak spuszczał wzrok na nogi dziewczyny. Oglądał je uważnie, jakby były skomplikowanym mechanizmem, którego działanie chce poznać.

 

– Jak masz na imię? – zapytała Aniela. Spojrzał na nią nierozumiejącym wzrokiem. Wskazała palcem na siebie:

– Aniela – powiedziała wyraźnie. Syren dotknął piersi:

– El’Har – powiedział.

 

Nie, nie powiedział. Zaśpiewał, wyszeptał, zaszumiał, westchnął. Jego głos uderzał do głowy jak szybko wypity kieliszek mocnego wina. Wezbrały w niej wszystkie nagromadzone uczucia. Ten jeden melodyjny, rozkoszny dźwięk sprawił, że doznała czegoś pośredniego między słodkim ukojeniem a bezbrzeżnym smutkiem. Rozpłakała się rzewnie. Czyż nie miała powodu? Stoczyła straszliwą walkę z żywiołem i cudem uszła z życiem.

 

Syren jak wszyscy mężczyźni świata zrobił niepewną minę. Rozejrzał się, ale i tym razem nie było nikogo, kto mógłby go wyręczyć. Przytulił ją więc ostrożnie i zaczął łagodnie do niej przemawiać. Nie miało żadnego znaczenia, że ją obejmował, że śmierdział rybami, nawet to, że oplotły ją delikatnie także jego włosy. Liczyło się tylko to, że mówił. To było intymne jak spojrzenie w oczy, jak pocałunek, a przecież pozbawione erotyzmu. To było ciepło przelane w dźwięk. Nie, tego nie dało się opisać.

 

Zdołała wreszcie się opanować.

– El’Har? – powtórzyła jego imię i jeszcze zanim zaczął się śmiać, sama usłyszała, jak karykaturalnie słowo z języka syren zabrzmiało w jej ustach. – El’Har? – powiedziała jeszcze raz, właściwie tylko po to, by usłyszeć ten cudowny śmiech, który zdawał się być najszlachetniejszym ekstraktem radości.

 

– Aniela? – powiedział on i choć wszystkie głoski wymówił doskonale, to nie zabrzmiało jak Aniela.

– Dziękuję ci, że mnie uratowałeś – Gestami starała się objaśnić słowa. Chyba zrozumiał. Wzruszył ramionami z nonszalancją, lecz widziała, że był z siebie dumny.

 

Dumny, ale także przestraszony. Im bliżej brzegu się znajdowali, tym czujniej się rozglądał. Czasem zatrzymywał się nagle, nasłuchiwał. Już się nie uśmiechał. Gdy brzeg zamajaczył na horyzoncie, chciał ją zostawić, ale zdołała ubłagać, żeby pomógł jej dotrzeć do zatoczki. Próbowała ostatnie kilkaset metrów przebyć samodzielnie, natychmiast jednak dopadł ją silny skurcz.

 

Syren absolutnie nie chciał się zgodzić na zbliżenie się do brzegu. Wreszcie objaśnił jej gestami, żeby wstrzymała oddech. Gdy to zrobiła, wciągnął ją pod wodę, położył się płasko na brzuchu i jak strzała pomknął ku wybrzeżu, przytrzymując ją ramieniem pod wodą tak, że nawet gdyby ktoś był na lądzie, nie mógłby ich dojrzeć. Nadłożyli zresztą drogi, bo dopłynęli do dzikiej plaży. Aniela domyślała się, że El’Har przeraża perspektywa spotkania innych ludzi. Pewnie również by uratować ją, musiał się przemóc.

 

Niedaleko od brzegu zaczynało się zniszczone, dziurawe molo, zawieszone tuż nad powierzchnią wody. Dziewczyna wczepiła się zdrętwiałymi rękami w zmurszałe deski, dźwignęła się i ciężko opadła na brzuch. Spojrzała w miejsce, gdzie przed sekundą był syren, ale już go nie widziała.

 

***

 

Mama zasypała Anielę gradem wymówek i pocałunków, nafaszerowała aspiryną i zapakowała do łóżka. Wbrew własnym obawom dziewczyna nie przeziębiła się. Wszyscy połknęli wiarygodną przecież wersję, że zdołała dotrzeć do brzegu o własnych siłach, a za prowizoryczną tratwę posłużył jej fragment rozbitego kajaku.

 

Wieczór spędziła, przeczesując internet w poszukiwaniu informacji o spotkaniach ludzi z syrenami. W samej Polsce znalazła dwadzieścia siedem takich osób, ale nie udało jej się poznać ich rzeczywistych danych. Reakcje internautów na ich posty były tak pełne agresji, że wszyscy ukrywali się pod nickami.

 

Najciekawsza była historia Ramzesa123, w którego rybacką sieć zaplątało się syrenie dziecko. Uwagę Ramzesa zwróciło nietypowo silne szarpanie sieci. Zaczął ją wciągać i zobaczył uwikłanego chłopczyka z rybim ogonem oraz próbującą go wyswobodzić matkę. Malec narobił takiego wrzasku, że Ramzes musiał zasłonić uszy, a i tak trudno mu było znieść natężenie dźwięku. Poczekał, aż kobieta zdoła uwolnić dziecko, ale nie udało mu się nawiązać z nimi kontaktu, bo natychmiast zniknęły pod wodą.

 

Z kolei Armida12 opowiadała, że przez kilka dni regularnie widywała syrenią nastolatkę. Zaczęły kontakt od odległości około stu metrów, ale z każdym dniem dziewczyna zbliżały się coraz bardziej. Niestety, przyszedł taki dzień, kiedy syrenka się nie pojawiła. Armida jeszcze przez kilka tygodni czekała na nią w tym samym miejscu, ale bez skutku. Anielę korciło, żeby opisać własną historię, ale na razie postanowiła się powstrzymać.

 

Następnego dnia czuła się jak nowonarodzona. Okoliczności jej sprzyjały, gdyż rodzice zajmowali się gościem – wujem z Gdańska. Każdego roku wuj Robert przyjeżdżał do nich na krótki urlop, ponieważ do miasteczka ściągało stosunkowo niewielu turystów, a on potrzebował wytchnienia od intensywnej pracy dyrektora oceanarium.

 

Plaża była wąskim, kamienistym spłachetkiem ziemi, a aktywnie działające stowarzyszenie ekologów od kilku lat nie pozwalało jej poszerzyć ze względu na ochronę flory wydm. Z tego właśnie powodu do jedynego pensjonatu w Swobodzicach przyjeżdżało niewielu turystów, z tego powodu miasteczko było słabo zaludnione i z tego powodu na większe zakupy trzeba było jeździć do Gdańska. Nowo wybrany burmistrz zapowiedział, że w przyszłym roku plaża zostanie poszerzona pomimo protestów ekologów, dzikie, nieuczęszczane części będą zagospodarowane, a Swobodzice wreszcie zaczną utrzymywać się z turystyki.

 

Tak miało być w przyszłym roku, ale na razie szukając spokoju, Aniela mogła pójść na dziką plażę ze zniszczonym molo. Tym razem szukała nie tylko spokoju. Szukała syrena. Wzięła ze sobą aparat fotograficzny i torbę pełną bułeczek cynamonowych. Nie wiedziała, czy syreny lubią bułeczki, nie wiedziała w ogóle, co mogłoby ucieszyć to stworzenie tak niezwykłe, a jednak bardzo do niej podobne.

 

Tego dnia morze było zupełnie inne niż wczoraj. Falowało sobie jakby od niechcenia. Woda szumiała wesoło jak na płytach z muzyką relaksacyjną i pyszniła się uroczym, kiczowatym błękitem z pocztówek. Aniela włożyła krótką, zwiewną sukienkę i buty utrzymujące się na dwóch cieniutkich paskach, a mimo to było jej gorąco. Słońce mocno grzało i niewiele pomagała nawet chłodna, pachnąca bryza. Wspaniała pogoda. Ciekawe, czy syreny lubią taką pogodę. Aniela miała pewność, że wczorajsze spotkanie poruszyło również jego. Jeśli tylko strach nie zwycięży nad ciekawością, syren się zjawi.

 

***

 

Takiej okazji nie mógł stracić. Nie po to wypytywał najstarsze syreny o ludzi, penetrował zatopione wraki i pieczołowicie przechowywał wszystko, co w nich znalazł, by teraz nie spotkać się z prawdziwym człowiekiem. Jeśli tylko wszystkie kobiety, i te chodzące, i pływające, posiadają jedną wspólną dla ich płci cechę, ciekawość, ona na pewno przyjdzie w to samo miejsce, gdzie się rozstali.

 

Z emocji nie mógł zasnąć. Nie mógł też wypłynąć z jaskini i ochłonąć, ponieważ musiałby przedzierać się przez sploty włosów śpiących braci i kuzynów, którzy na czas snu przywiązali się do skalnych występów u sklepienia. Niepokoił się. Wiedział, że dziewczyna może sprowadzić innych ludzi albo użyć przeciwko niemu jakichś tajemniczych wytworów ludzkiej cywilizacji, lecz czemu miałaby to zrobić? Jeśli ma choć trochę uczciwości, nie oszuka go i będzie dyskretna.

 

Nie mylił się. Przyszła. Widział ją spacerującą na swoich nogach wzdłuż tego czegoś, łączącego ląd z morzem. Chodziła i rozglądała się uważnie, ale rzecz jasna nie mogła go dojrzeć. Dlaczego nie umie ruszać włosami, dlaczego jest tak jednolicie ubarwiona i dlaczego zasłania większą część ciała? Wczoraj nosiła inne okrycie, dziś ma na sobie tego mniej, ale wciąż się zasłania.

– Aniela – zaśpiewał cicho, nadal się jej nie pokazując. Zwróciła twarz w stronę, skąd dobiegał głos i intensywnie wpatrzyła się w wodę.

 

Stała na skraju swojego kawałka lądu wgryzającego się w morze, więc gdy wynurzył się tuż przed nią, wzdrygnęła się zaskoczona. Powiedziała coś w swoim języku. To rzeczywiście nie było skomplikowane. Jeszcze nie rozumiał słów, ale El'Ibu miał rację – dziesięć dni uważnego ciągłego przysłuchiwania się ludzkiej mowie wystarczy, by ją opanować. Nie, nie wystarczy. Wystarczyłoby, bo to będzie jego ostatnie spotkanie z człowiekiem.

 

Aniela wzięła go za rękę i mówiła coś z zaangażowaniem. Na początku mocno akcentowane, a potem wydłużone dźwięki. To pewnie musiał być ton, w jakim ludzie wyrażają wdzięczność, dodatkowo wnosząc z pantomimy, jaką zaprezentowała.

– Wejdź do wody, to popłyniemy sobie w jakieś bezpieczniejsze miejsce, dalej od brzegu – zaproponował, zamaszyście przy tym gestykulując. Ona jednak pokręciła głową, udała, że kaszle, wzdrygała się.

 

„Co ona chce mi powiedzieć? Że ludzie miewają drgawki od przebywania w wodzie, a bez tego pojemniczka, który unosił ją wczoraj, nigdzie się nie ruszy? ” – zastanawiał się El’Har. Dziewczyna rozejrzała się dokoła, jak gdyby czegoś szukała, a potem uniosła kciuki i powiedziała:

– Tu, na molo, jest bezpiecznie.

 

Domyślił się znaczenia słów. A więc ten kawałek dziurawego lądu nazywa się molo.

– Pokaż mi, jak chodzisz po molo – poprosił, to słowo wypowiadając już w ludzkim języku.

– Bystry jesteś, ale nie wiem, o co ci chodzi – odparła. Ujął ją za rękę i poprowadził. On sunął przez wodę, ona szła skrajem molo pod uważnym spojrzeniem jego oczu, dziś bławatkowych. Syren zmniejszył tempo, więc teraz Aniela wlokła się noga za nogą, wykonując ruchy jak na zwolnionym filmie. Nieoczekiwanie El’Har dotknął jej stopy.

– Hej, co robisz?! – Odskoczyła zakłopotana.

A więc nóg nie wolno dotykać? Dziwne. Co komu przeszkadza, że go ktoś pociągnie za ogon?

– Chciałem tylko zobaczyć, na jakiej zasadzie to działa – tłumaczył się ustami i rękami. Zachichotała, stanęła na jednej nodze i najpierw pomachała drugą wyprostowaną, potem zgięła ją w kolanie, poruszyła stopą na kilka sposobów, wreszcie zgięła palce.

 

Podobały mu się te ludzkie nogi. Dobrze, że większą część z nich odsłoniła. Ale dlaczego zakryła górną część nóg i tułów? Czyżby ludzie nie mieli fałdu skóry, chroniącego miejsca do rozmnażania? Dziwacznie by to wyglądało, gdyby syreny nagle zaczęły owijać się glonami albo skórami fok. To, co miała na sobie Aniela, nie przypominało wprawdzie skóry foki, ale musiała być to przecież jakaś skóra.

 

Aniela usiadła na krawędzi molo, zanurzając w wodzie swoje fascynujące stopy. Z przyniesionej torby wyjęła coś małego i wręczyła mu. To było miękkie i przyjemnie pachniało. Obracał to w dłoniach, nie mając pojęcia, jak użyć prezentu. Zamarkowała jedzenie. Ostrożnie ugryzł – to było dobre. Bardzo dobre.

– To jest bułeczka cynamonowa – powiedziała dziewczyna.

– To jest bułeczka cynamonowa – powtórzył śpiewnie El'Har, po czym dał jej znak, żeby poczekała i zniknął w wodzie. Nieopodal widział ławicę szprotów. Aniela na pewno się ucieszy.

 

Po chwili pojawił się ponownie.

– To jest? – zapytał po polsku, wręczając jej ładny okaz. Pisnęła, cofając się gwałtownie. Wypuszczona ryba wpadła do wody, ale El’Har zdążył ją złapać.

– To jest? – powtórzył.

– To jest wstrętne. Zabierz to!

– To jest wyśmienita ryba. Tylko skosztuj – przekonywał już we własnym języku, odrywając trzepoczącej się rybie łebek. Wydłubał gruby pasek mięsa i pomachał nim, jak sądził zachęcająco. Dziewczyna ostrożnie wzięła kąsek do ręki, ale zdołała jedynie zbliżyć go do ust.

– Sam to zjedz.

 

"Naprawdę dziwni ci ludzie, skoro ich głównym pożywieniem są bułeczki cynamonowe" – uznał El’Har. Wskazał palcem Anielę ze słowami "bułeczka cynamonowa' i siebie, mówiąc "wstrętne" i tak też wyglądał ich wspólny posiłek. On z apetytem zajadał rybę, a ona pozostałe bułeczki, przy czym niejakie trudności w przełykaniu sprawiał jej widok syrena rozrywającego swój obiad palcami i zębami. Bułeczki cynamonowe jednak również były łakomym kąskiem, więc oprócz szprota pochłonął połowę zawartości przyniesionej torby.

 

Następna rzecz, którą ze sobą przyniosła, zdumiała go szczególnie. Aniela przyłożyła to do oka, a następnie odwróciła w stronę El’Har. W małej prostokątnej ramce zobaczył samego siebie, swój maleńki wizerunek. Szybko pojął zasadę działania aparatu i począł zapełniać kartę pamięci własnymi zdjęciami robionymi z wyciągniętej ręki, ostatniej bułeczki cynamonowej ocalałej w imię sztuki, mew walczących o resztki ryby i fotkami Anieli ze szczególnym uwzględnieniem nóg.

– Wszyscy mężczyźni lubią nowinki techniczne – zauważyła Aniela, przyglądając się syrenowi w twórczym szale. – Masz szczęście, że jest wodoodporny.

 

Wtem do uszu El’Har dotarł jakiś dźwięk. Teraz już wiedział, że to kroki. Ktoś nadchodził, a syren nie miał pewności, że był to ktoś równie przyjazny jak jego nowa ludzka znajoma. Wcisnął jej w dłonie aparat i w oka mgnieniu zapadł się pod wodę.

 

Wkrótce na plaży zjawił się wuj Robert. Aniela nerwowo wepchnęła aparat do torby i zaraz zganiła się za to w myślach. „Tylko spokojnie” – pouczała siebie samą. „Byłam tu na spacerze, bo tak tu cicho i miło”.

– Co tu porabiasz, moja panno? – zapytał wujek.

– Byłam tu na spacerze, bo tak tu cicho i miło.

Jak to sztucznie zabrzmiało!

– Rzeczywiście, piękne miejsce – przytaknął, wchodząc na molo. – Te zgniłe dechy wytrzymają?

– Wytrzymają, wujku, oczywiście – potwierdziła nienaturalnie wesoło. Może powinna potraktować go chłodniej. Przecież jej przeszkodził, więc to byłoby bardziej racjonalne.

– Widzę, że robiłaś zdjęcia – zauważył wuj. – Jak wyszły? Pokaż.

– Nie nie, wujku. Bo ja… Bo to takie pierwsze próby fotograficzne. Kiedy wyjdzie mi coś wartego pokazania, to na pewno wujek będzie pierwszym, który zobaczy – skończyła szybko.

– Dobrze dobrze, moja panno. Skoro to taka tajemnica, nie nalegam.

 

Jeszcze tego samego dnia opisała swoją przygodę na forum „Syreny w Polsce”, ale ciężar sekretu nie stał się lżejszy. Większość jej nie uwierzyła. Nawet ci, którzy twierdzili, że sami spotkali syreny, uznali jej historię za zbyt romantyczną, a ją samą nazwali prowokatorką. Wkrótce zaczęła żałować, że nie opowiedziała o wszystkim wujkowi. Dotychczas nikt jej nie rozumiał, a ona tak bardzo chciała podzielić się z kimś tym, co ją spotkało. Niełatwo było ukrywać tajemnicę, że prawie straciła życie, a tym, kto je ocalił, był syren. Skoro wujek był dyrektorem oceanarium, być może wiedział o istnieniu tych stworzeń, lecz z sobie znanych powodów zachowywał to w tajemnicy.

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania