Poprzednie częściDrobne różnice cz. 1

Drobne różnice cz. 4

– Dereniówka prima sort, szwagrze – powiedział Robert, rozpierając się wygodnie w fotelu.

 

– Tym razem to nie moje dzieło. Przyuczam Anielkę – odparł z dumą Wojciech. – Ten przepis nie może zaginąć w mrokach dziejów.

 

– Zdolna z ciebie bestyjka, Anielko – pochwalił Robert. – Wznoszę więc tą dereniówką toast za twoje zdrowie.

 

–Właściwie powinieneś, wujku, wznieść toast za moje życie – powiedziała dziewczyna. To był efektowny wstęp.

 

– Co takiego? – Weronika najszybciej zareagowała na słowa córki.

 

– Cudem uszłam z życiem z tej burzy. Naprawdę, myślałam, że będzie po mnie.

 

– Dziecko drogie, jak ty dałaś sobie radę z takimi falami? Dorosły mężczyzna mógłby sobie nie poradzić – mówił z podziwem Robert.

 

– Tak naprawdę to nie ja sama – wyznała z wahaniem Aniela.

 

– Nic nie mówiłaś. Ktoś ci pomógł?

 

– Obawiam się, że mi nie uwierzycie. – Smutno spuściła głowę.

 

– No opowiadaj! – ponaglili nerwowo.

 

– Uratował mnie syren. I co wy na to? – Już mówiąc to, sama usłyszała, jak absurdalnie zabrzmiały jej słowa.

 

– Dzieciaku, a ja się dałem nabrać – roześmiał się Wojciech.

 

– Nie żartuję. Prawdziwy syren. Też myślałam, że nie istnieją, ale okazuje się, że są. Wiem, że to wydaje się niemożliwe.

 

– To ciekawe. Opowiedz więcej. – Robert postanowił ucieszyć siostrzenicę i zagrać na jej zasadach. To chyba wciąż jeszcze dziecko pomimo ukończonych osiemnastu lat.

 

Aniela opowiedziała wydarzenia ubiegłego dnia i tak jak się spodziewała, tylko wuj zdawał się wierzyć w jej słowa, chociaż przypuszczała, że jedynie stwarza pozory dla jej uciechy.

 

– Rozumiem, że mi nie wierzycie. Sama nie uwierzyłabym, gdyby ktoś mi to opowiedział. Poczekajcie, przyniosę aparat i pokażę wam zdjęcia.

 

– Na razie widzę tu tylko świadectwo twojej próżności albo marzeń o karierze fotomodelki – zauważył cierpko tato, podczas gdy Aniela nerwowymi kliknięciami wyświetlała kolejne fotki. – Nogi, nogi i tu dla odmiany nogi. A tu...

 

Ciche „ooo” wyrwało się równocześnie z trzech piersi.

 

– Mała, że też w tym wieku nadal ci te figle w głowie. – Tak bardzo nie znosiła tonu dezaprobaty w głosie ojca. – Mnie nie chciałoby się robić fotomontażu, żeby próbować komuś wcisnąć taką bajkę.

 

– Ale to naprawdę śliczny fotomontaż – pospieszyła z pocieszeniem mama. – Gdyby syreny istniały, to uwierzyłabym bez zastrzeżeń, że to prawdziwe zdjęcie.

 

– Ale nie istnieją i już najwyższy czas, żeby ta dziewczyna spoważniała – nie ustępował tato.

 

– Czy myślicie, że po tak dramatycznym przeżyciu robiłabym sobie tak niepoważne żarty?

 

W Anieli narastały złość i frustracja. Nie wiedziała, co sprawia jej większą przykrość – protekcjonalność taty czy to, że ośmieszyła się przed wujkiem. Rozumiała, że nie może mieć rodzicom za złe ich reakcji, ale czuła się zawiedziona i upokorzona. Pozostała jeszcze przez chwilę w salonie, żeby jej wyjścia nie uznano za haniebną rejteradę lub fochy nastolatki, a potem z ciężkim sercem odeszła do swojego pokoju.

 

Robert wstał i podążył za siostrzenicą. Zanim rozpoczął pracę w oceanarium, próbował swoich sił jako fotografik. Niewiele już pamiętał, ale jednego był pewien – to nie był fotomontaż. Delikatnie zastukał do drzwi.

 

– Wiem, że to prawdziwe zdjęcia – zaczął bez żadnych wstępów.

 

– Co? – Otworzyła usta ze zdumienia.

 

– Pokaż no jeszcze raz tego gościa. – Wujek przysiadł obok niej na łóżku. – Niesamowite! Zdumiewające! Coś takiego – mruczał zaintrygowany. – Czy mógłbym go zobaczyć na żywo?

 

– Wujku, ty naprawdę mi wierzysz! – Aniela się rozpromieniła. – Myślałam, że robiłeś mi tylko przyjemność, żebym nie czuła się tak okropnie.

 

– Przyznaję, nie od razu uwierzyłem, ale te zdjęcia mnie przekonały. No więc mógłbym go zobaczyć?

 

– Obawiam się, że nie. On bardzo się boi ludzi. Nie wiem nawet, czy odważy się jeszcze raz spotkać ze mną samą.

 

–Czy widzieliście się po tym, jak ci pomógł?

 

– Tak, spotkaliśmy się przy starym molo, ale usłyszał, że idziesz i się spłoszył. Jutro znowu tam pójdę.

 

– Ciekawe, czy jest ich więcej. Dobrze byłoby zrobić coś dla ochrony takich niesamowitych stworzeń.

 

– Bardzo chciałabym go jeszcze zobaczyć – westchnęła z lekkim uśmiechem.

 

– A ja chciałbym zobaczyć go w ogóle. Cóż, oswajaj go ostrożnie, a kiedy uznasz, że już czuje się przy tobie wystarczająco bezpieczny, przyprowadź mnie. Jestem dyrektorem oceanarium, a nigdy nie widziałem syreny. To wręcz wstyd.

 

– Powrót do dzieciństwa. Mamy wspólne tajemnice! – Zachichotała z błyskiem w oku.

 

– Cierpliwości, rodzice też kiedyś ci uwierzą. Jeszcze ich zadziwisz. – Serdecznie poklepał siostrzenicę po ramieniu.

 

– Wujku, trzymaj kciuki, żeby El’Har odważył się spotkać ze mną jutro. Byłoby wspaniale, gdybyś kiedyś go poznał.

 

***

 

– Człowieku, czy ty jesteś zdrowy? Wiesz, która godzina?

 

Nawet gdyby Robert nie wiedział, która jest godzina, zaspany, schrypnięty głos Krzysztofa uświadomiłby mu to dobitnie.

 

– Krzysiulku, mój przyjacielu, jest interes życia, a na interesy nigdy nie jest ani za późno, ani za wcześnie.

 

– Piłeś coś?

 

– Piłem, ale to nie ma znaczenia.

 

– No to jaki interes? – zapytał niechętnie Krzysztof. – Jeżeli niewart mojej pobudki o czwartej, to rozwalę ci łeb i nasram do środka.

 

– Będziesz mi dziękował, że cię uczyniłem moim wspólnikiem. Uważaj, w naszym oceanarium od jutra zamieszka nowe, niesamowite stworzenie.

 

– Chodzi ci o Jennifer Lopez?

 

– Syrena. Rozumiesz? Sy-re-na – przesylabizował Robert.

 

– Nie, ty nie piłeś. Ty się czegoś naćpałeś – jęknął Krzysztof.

–Oodbierz pocztę. Wysłałem ci zdjęcie.

 

– Dobra, czekaj chwilę – wymamrotał Krzysztof, stukając w ikonkę koperty na swoim wyjątkowo drogim smartphonie. Spodziewał się kogoś gołego, baby albo Roberta, więc syren cokolwiek go zaskoczył. – No, niezły fotomontaż – przyznał. – A teraz daj mi spać, bo nawet ten piękny fotomontaż jest niewart takiej pobudki. Gdyby to chociaż była pani syrena z fajnymi cyckami, a ty mi tu jakiegoś chłopa przysyłasz. Rozwalę ci jednak ten łeb i nasram. Zgodnie z umową.

 

– Nawet jak nasrasz, będę zadowolony, bo nasrasz złotówkami – zaśmiał się Robert. – Człowieku, robiłem kilka lat w fotografice i jedno ci mogę powiedzieć, na pewno: to nie jest żaden fotomontaż.

 

Gdy skończyli rozmowę, za oknem już świtało. Przed Robertem było jeszcze kilka godzin, które powinien przeznaczyć na sen. Zamiast tego leżał na wznak i tępo wpatrywał się w sufit. Czuł się zmęczony i pobudzony równocześnie. Z pozornej ciszy uśpionego domu począł wyodrębniać poszczególne dźwięki. Z nieszczelnego kranu w łazience kapała woda, coś zaskrzypiało na korytarzu, głośno tykał zegar. W głowie przewijały mu się fragmenty rozmowy z Anielą. Wspomnienia przynosiły echo głosu siostrzenicy. „Powrót do dzieciństwa. Mamy wspólne tajemnice” – cieszyła się rzeczywiście jak dziecko.

 

– Lojalność wobec osiemnastolatki – powiedział półgłosem, żeby usłyszeć, jak irracjonalnie to brzmi. Zabrzmiało boleśnie racjonalnie.

 

***

 

A więc zakochała się w syrenie. Zakochała się w kimś, z kim nawet nie mogła pójść na spacer. Najpierw usiłowała przekonać samą siebie, że nie, to niemożliwe. Sensacje żołądkowe (stały element randek) i sny, w których albo trzymali się za ręce, albo po raz kolejny ratował ją podczas burzy, obejmując dużo ciaśniej i bardziej nieprofesjonalnie niż w rzeczywistości – kazały jej wreszcie ogłosić kapitulację.

 

El’Har znowu się pojawił i przywitał ją piękną polszczyzną:

 

– Aniela, miło, że jesteś.

 

Mogła być to może druga godzina ich bezpośredniej znajomości, a on już na podstawie tego, co mówiła, potrafił samodzielnie złożyć zdanie w języku, którego nigdy wcześniej nawet nie słyszał.

 

***

 

– Nie, ja chyba zwariowałem – Tylko tyle zdołał powiedzieć Krzysztof, obserwując na monitorze przekazywany przez kamerę obraz syrenio-ludzkiej pary.

 

Aniela nakłoniła El’Har, żeby wdrapał się na molo. Pomogła mu wstać, ale niezdarne podskakiwanie na rybim ogonie syrena podtrzymywanego przez drobniejszą od niego dziewczynę skończyło się wpadnięciem obydwojga do wody.

 

– Słuchaj, ale on jest bardzo do nas podobny – zaczął niepewnie Krzysztof.

 

– Wiesz, na tym polega syrenizm – zauważył cierpko Robert.

 

–A czy to nie jest trochę tak, jakby na przykład zamykać w ZOO murzyna? Przecież to w sumie człowiek tak jakby… – kontynuował jego zastępca.

 

– To jest zwierzę człekokształtne. Zobacz, ma ogon. Z Murzynem jakoś byś się dogadał, a z nim nie.

 

– Ona się dogaduje.

 

– Ja też się dogaduję z moim psem. Daj spokój. Przecież zapewnimy mu wszystko – jedzenie, na które nawet nie będzie musiał polować, morską wodę – świetne warunki.

 

– A jeśli on myśli i czuje? – Krzysztof nie mógł pozbyć się skrupułów.

 

– Kto to udowodni? Natomiast ja jestem w stanie ci udowodnić, że kiedy go złapiemy, staniesz się sławny i bogaty.

 

– Chyba że przyczepią się ekolodzy.

 

– Nie będą mieli do czego, bo syreny nie istnieją, prawda? O, patrz, teraz są bardzo blisko. Uruchamiaj mechanizm! No włącz to, do cholery!

 

***

 

Aniela spojrzała na tarczę wodoodpornego zegarka.

 

– Na mnie już czas. Muszę iść.

 

Stojąc już na molo i ociekając wodą, schyliła się i uścisnęła syrena.

 

– Aniela, jutro tu – poprosił miękko El’Har, biorąc ją za rękę.

 

– Dobrze, jutro…

 

Coś zakotłowało się w wodzie. Z plątaniny glonów rosnących pod molo wystrzeliła sieć i spowiła ciało syrena. Aniela widziała oczy El’Har rozszerzające się ze zdumienia i strachu. Zaczął się miotać i rękami szarpać sieć, która oplatała go coraz ściślej. Wrzasnął rozdzierająco. Głos śmiejącej się lub przemawiającej łagodnie syreny był czymś cudownym. Głos krzyczącej syreny był przeraźliwy nie do opisania. Aniela poczuła, jakby fala dźwięku uderzyła ją nieomal fizycznie. Jej uszy i głowę przeszył ostry ból, od którego aż pociemniało jej w oczach.

 

Ręce El’Har wystrzeliły ku dziewczynie. Brutalnym szarpnięciem wepchnął ją pod wodę. „On myśli, że go zdradziłam. On mnie utopi!” – Aniela wiła się w nieustępującym uścisku syrena. Wierzgała, drapała, krztusiła się wodą. Miotali się tak obydwoje – ona, próbując się wyrwać z jego rąk, on, usiłując utopić ją i wyplątać się z sieci.

 

Przenikliwy wrzask działał otępiająco. Ból w skroniach był nie do zniesienia. Jedną dłoń syren wczepił w jej włosy i wciskał głowę dziewczyny pod wodę, boleśnie przyginając kark. Palce drugiej zakończone czymś pośrednim między szponami a paznokciami usiłował zamknąć na jej szyi. Już nie szarpał sieci. Zrozumiał, że to bezskuteczne. Teraz, zdaje się, przeznaczył wszystkie siły na pozbawienie jej życia.

 

Po raz wtóry w ciągu trzech dni Aniela pomyślała, że umrze, ale tym razem głos syrena przewiercający jej mózg sprawiał, że odchodziła jak w transie. Było jej wszystko jedno. Ból docierał do niej już tylko jako tępe pulsowanie, niemal dające się zignorować. Nabrała duży haust wody.

 

El’Har spostrzegł dwóch ludzkich mężczyzn biegnących przez plażę.

 

– Strzelaj, strzelaj, szybko, bo będzie po niej! – wrzeszczał Robert.

 

Krzysztof nacisnął spust. Nabój usypiający ugodził syrena w ramię. El’Har nie spodziewał się ataku na odległość. Wypuścił bezwładną dziewczynę i przycisnął rękę do ramienia. Poczuł się senny, poczuł, że opuszcza go wola walki, że opuszcza go nawet strach. Sylwetki mężczyzn rozmazywały się. Zapadł w nicość.

 

***

 

– Tego nie przewidziałem – sapał Robert, wyciągając na molo Anielę, miał nadzieję żywą.

 

– Może zadzwonię po karetkę – zaproponował Krzysztof.

 

– Czekaj, sami ją ocucimy. Niepotrzebna nam tu sensacja – zbeształ go wspólnik.

 

– Patrz, ona nie wygląda dobrze. Ma sine usta.

 

– Też byś miał, jakby cię podtopić. A to drań podły! I ty dla takiego masz litość? No co tak stoisz? Dzwoń po tę karetkę!

 

– Ale mówiłeś…

 

– Nie masz własnego rozumu?!

 

Robert dźwignął ciężkie ciało uśpionego syrena. Stworzenie mierzyło ponad metr osiemdziesiąt, ważyło też niemało. Krzysztof bezradnie potrząsał Anielą, drugą ręką przykładał telefon do ucha.

 

Robert nie wiedział, ile mają czasu, zakładał, że syren nie wytrzyma zbyt długo bez wody. Powinni byli staranniej się przygotować. Jak mogli pozwolić, by sytuacja wymknęła się spod kontroli?

 

– Zabierz go do samochodu! – nakazał, sam zaś przypadł do siostrzenicy i rytmicznymi ruchami zaczął uciskać jej klatkę piersiową. Poczuł, że kości pękają pod jego rękami. Ciałem dziewczyny wstrząsnął spazm. Robert przetoczył ją na bok. Z jej ust buchnęła żółć, treść żołądka i dużo wody. Wreszcie zdołała zaczerpnąć powietrza, co przyprawiło ją o ból w okolicy mostka, rozlewający się w piersi gorącą falą.

 

Krzysztof na poły niósł, na poły ciągnął El’Har w stronę samochodu, który przed akcją ukryli za drzewami. Otworzył bagażnik i zaczął mocować się z upychaniem wewnątrz ciężkiego ciała. Czuł, że robi coś bardzo złego, ale czuł również, że jest coraz bliżej spłacenia kredytu. Zdołał zatrzasnąć pokrywę. W jego głowie zakotłowały się myśli: wrócić i sprawdzić co z podtopioną dziewczyną? Nie, Robert da sobie radę. On, Krzysztof, musi jak najszybciej zawieźć syrena do oceanarium, żeby nie zmarł po drodze. Nie zmarł, właśnie tak pomyślał. Zdychają zwierzęta. Umierają ludzie.

 

"Nie myśleć o niczym, jedynie o kilometrach do zrobienia – zmitygował się. Przekręcił kluczyk, wrzucił bieg. Ostrożnie, by nie zawadzić o żadne z drzew w zagajniku, gdzie ukrył samochód, skierował się ku drodze. Dwadzieścia kilometrów to niedużo. Jest dziesiąta. O tej porze nie powinno być korków. Teraz już prosto. Wcisnął pedał gazu. Dziesięć kilometrów dalej musiał wcisnąć pedał hamulca na widok policyjnego lizaka.

 

Zrobiło mu się słabo. „Ja jestem tchórzem. Nie nadaję się do takich zadań specjalnych” – pomyślał, czując, że do ciała klei mu się koszula mokra już nie tylko przez niesienie ociekającego wodą syrena, ale także od potu, ściekającego zimną strużką między łopatkami. Już nie czuł się Krzysztofem. Czy w ogóle kiedykolwiek przestał być Krzysiem-ofermisiem? Garnitur i bycie członkiem zarządu gdańskiego oceanarium najwidoczniej niczego nie zmieniły. Po jaką cholerę zgodził się schwytać syrena? Mało miał pieniędzy dotychczas? Teraz zgnije za kratkami za nielegalny przewóz morskiego stworzenia w niehumanitarnych warunkach. Zrobiło mu się bardzo żal siebie samego.

 

– Dzień dobry, aspirant Kowalski – przedstawił się policjant. – Czemu pan taki mokry?

 

– Ja… tak sobie pływałem.

 

– To mógł pan pomyśleć i wziąć coś na zmianę. Dokumenty proszę. Przegląd jest?

 

– Yyy…

 

– Tu, widzę, wszystko u pana się zgadza. To jeszcze tylko proszę dmuchnąć w alkomat. No, wszystko w porządku. Co pan taki spięty? Przewozi pan coś nielegalnego czy jak? – Policjant zarechotał, ubawiony swoim żartem. – Szerokości, proszę pana. Niech się pan wysuszy. Tyle wody sobie pan naniósł do środka!

 

– Dziękuję – wymamrotał Krzysztof i powoli ruszył w dalszą drogę. Rutynowa kontrola. Nic się nie zmieniło. Był i nadal jest ofermą.

 

***

 

– Wujku, gdzie jest El’Har? – zapytała rozedrganym głosem Aniela, gdy tylko przestała wymiotować. Słowa z trudem przeciskały się przez krtań, miażdżoną wcześniej palcami syrena.

 

– Spokojnie, wszystko będzie dobrze.

 

– Złapaliście go! Oszukaliście… – Rozkaszlała się i z jej ust znowu bluznęło.

 

– Skarbie, potrzebujesz pomocy. Karetka już jedzie.

 

– Co z nim zrobiliście?! – Spróbowała się poderwać, ale ból i mdłości powaliły ją z powrotem.

– Wujku, dlaczego mnie okłamałeś? – chlipnęła. Zaczynało docierać do niej, że to właśnie głupota i nieostrożność jej i El’Har sprowadziły na syrena straszny los. Nie wiedziała, czy uczucie duszności i zawroty głowy są efektem podtopienia, czy też uświadomienia sobie, co się stało.

 

– Już jedzie karetka. Wszystko będzie dobrze – przemawiał kojąco Robert.

 

W Anieli zaczynało narastać przerażające przeczucie, że będzie wręcz odwrotnie. Nie było sensu perswadować czegokolwiek wujkowi Robertowi. Mogła się tylko domyślać, jakie kwoty wpłyną do kasy, gdy w gdańskim oceanarium pojawi się syren. Leżała na molo, ciężko oddychając i starając się zebrać myśli pomimo nasilającego się bólu głowy.

 

Robert wiedział, że siostrzenica nie chce jego obecności. Sam również wolał unikać jej spojrzenia pełnego wyrzutu i bólu. Aniela żyła. To było teraz najważniejsze. Żyła, to prawda, ale z ich przyjaźni nie pozostało nic. Skoro jednak już nie ma odwrotu, to on, Robert, wyciśnie z tego tyle, ile zdoła.

 

Czas oczekiwania na karetkę zdawał mu się wiecznością. Musiał znaleźć jakieś zajęcie. Przytłaczała go własna bezczynność i szloch Anieli. Zszedł do wody, która w tym miejscu sięgała mu ramion, i drżącymi rękami rozmontowywał mechanizm zarzucający sieć, wcześniej zainstalowany po spodniej stronie pomostu.

 

Sanitariusze sprawnie umieścili dziewczynę na noszach i ponieśli do ambulansu.

 

– Dlaczego masz ranę na szyi? – zapytał jeden z nich, przyglądając się śladowi jak gdyby pazurów.

 

– Mmm? – mruknęła pytająco, przechylając ku niemu głowę. Ten lekki ruch własnej głowy odczuła jak trzęsienie ziemi.

 

– Coś ją jakby drapało i dusiło – powiedział drugi z sanitariuszy.

 

Aniela zdała sobie sprawę, że źle słyszy. Uświadomiła sobie również, że od momentu uratowania jej z rąk El’Har cały czas w jej głowie rozlega się dźwięk pośredni między szumem a cichutkim piskiem. „Musiałam ogłuchnąć” – „pomyślała. "Ogłuchłam, kiedy on krzyknął”.

 

– Ogłuchłam! – wrzasnęła tak głośno, że niosący ją sanitariusze omal jej nie upuścili.

 

– Słyszysz mnie, dziecko? – zapytał jeden z nich.

 

– Słucham?!

 

– Czy mnie słyszysz?! – krzyknął. – No właśnie niezupełnie – wyszeptała słabo. – Co teraz będzie?

Następne częściDrobne różnice cz. 5

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (3)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania