Poprzednie częściDroga do raju 1/3

Droga do raju 2/3

Nastał już zmrok. Przemytników nie było widać ani żadnej innej łodzi, która mogła nam udzielić pomocy. Nie mieliśmy nic, oprócz dwóch bidonów wody pitnej i trzech koców. Kto by pomyślał, że w takiej sytuacji się znajdziemy. Wszystko miało pójść gładko. A tu w bezmyślny sposób wtarabaniłem się w kłopoty przez które mogę stracić życie. Od czasu do czasu spoglądam ze strachem na niebo. Obawialiśmy się załamania pogody, co by znacznie pogorszyło naszą sytuacje.

Nikt z obecnych na pontonie się nie odzywał. Przerażająca cisza zawładnęła nami. Tylko było słychać dźwięk fal uderzających o ponton.

Belg skrył głowę między swymi kolanami. Starałem nie zwracać uwagi na niego. Odstraszał mnie jego widok. Najprawdopodobniej się rozpłakał, a głowę schował byśmy go nie widzieli. Para Czechów obtuliła kocem trójkę swoich dzieci. Maleństwa siedziały obok rodziców. Nie wyglądały na przestraszone. Może dlatego, że nie do końca były świadome sytuacji w jakiej się znaleźliśmy. Niemcy rozglądali się ciągle nerwowo do około. Mieli nadzieje, że ratunek do nas przybędzie lada chwile. Czarnoskóry Francuz siedział tuż obok mnie. Wysoki ı tęgi. Nazywał się Lilian.

- Historia lubi się powtarzać - Wyszeptał do mnie te słowa słowa. Tak jakby mu zależało, aby nikt oprócz mnie, go nie słyszał.

- Co? Co masz na myśli? – Odpowiedziałem mu podobnym tonem.

- Moi dziadkowie też przybyli do Europy w podobnych warunkach. Wiesz? Nie możemy się poddać! Skoro moim dziadkom, udało się dobrnąć do lądu, to dlaczego nam by się ta sztuka miała nie udać

Te słowa mnie pobudziły! Skrawek nadziei się we mnie narodził.

Zrobiło się ciemno. Małe światełka widzieliśmy z oddali. Były to łodzie australijskiej straży przybrzeżnej. Nagle dwóch Niemców chwyciło malutkie wiosełka w dłonie.

- Nie mamy innego wyboru. Musimy jeszcze raz spróbować. Lepiej, aby nas zastrzelili strażnicy jak byśmy mieli skonać tu. – Oznajmił jeden z Bawarczyków.

Przytaknąłem głową w geście, że zgadzam się. Francuz, też gestykulacyjnie dał do zrozumienia, że akceptuje kolejną próbę dotarcia na ląd. Czeskie małżeństwo nic się nie odezwało. Zaskoczył mnie Belg, który nerwowo ruszył w stronę Niemców i zadeklarował pomoc w wiosłowaniu. Markus kazali mu wracać na swoje miejsce i czekać cierpliwie na jego kolej.

Bawarczycy machali dynamicznie wiosłami. Chciałem ich ostrzec, aby lekko zwolnili. Bałem się, że opadną całkowicie z sił.

Już widzieliśmy latarnie morskie. Wydawało się, że niewielki kawałek dzieli nas do lądu. To było złudzenie optyczne. Wciąż dziesiątki mil morskich pozostawały do wybrzeży.

Minęła godzina. Niemcy wciąż wiosłowali ze zmożoną siłą. Byłem zaskoczony! Skąd mają tyle krzepy w sobie. Być może adrenalina działa tak na nich. Przecież pływamy na małym pontonie po oceanie. Nie mamy nic do jedzenia, a i woda pitna się nam kończy. Lada moment tu skonamy. Tylko pod osłoną nocy, mamy szanse przebrnąć obok statków straży przybrzeżnej i dopłynąć do lądu.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (6)

  • KarolaKorman 31.08.2017
    Powiem ci, że bardzo spodobał mi się ten pomysł z ponowieniem próby i niepoddawaniem się, Twój pomysł na opowiadanie również, ale w tej części jest więcej błędów. Nie mam teraz czasu ich wypisywać, ale to literówki, które możesz sam znaleźć. Dziś dam 5 z minusem :)
  • maga 31.08.2017
    Spróbuje wyłapać błędy. Jeszcze raz przeczytam opowiadanie.
    Miło mi bardzo. Pozdrawiam serdecznie:)
  • Pasja 31.08.2017
    Bardzo w zawoaluowany sposób ukazałaś problem imigrantów. Australia była tym rajem dla Europejczyków. Sprytnie i ciekawie. Pigułka historii. Pozdrawiam 5
  • maga 31.08.2017
    Serdecznie dziękuję:) Pozdrawiam:)
  • maga 31.08.2017
    Serdecznie dziękuję:) Pozdrawiam:)
  • maga 02.09.2017
    Trzecią część opublikuje we wtorek.

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania