Poprzednie częściDrogi Triath część 1

Drogi Triath część 17 Cisza przed burzą cz VII (Preludium do burzy)

** **

Cisza przed burzą VII Preludium do burzy

 

- Co mi zrobiłeś<Po chwili milczenia Astrid odezwała się, jeszcze masowała swoje prawe ramię, w którego jeszcze nie czuła.>

- Grzeczność wymaga się przedstawienia. <Głos mężczyzny był dość spokojny> Może ja zacznę jestem Protektor Baltazar, a ta dziwna dziewczyna która chciała ogolić twojego wilka ta Orthreja.

-Astrid. <głos dziewczyn był spokojny>

- Orythreja dla przyjaciółOthi, każdy tak mnie nazywa<Zielarka podała dłoń Astrid, Rudowłosa uuścisnęła dłoń szamanki >

-Co do twojego pytania. Młoda Damo, użyłem na tobie techniki starożytnej Kelhera, która powoduje paraliż punkt witalny który się trafi. Od razu się domyśliłem że jesteś berserkerem, jak byś wpadłaś w szał, rozerwała byś nas na strzępy. Musiałem zareagować i ciebie uspokoić. Ale nie przejmuj się drętwienie niedługo powinno minąć. Kim jest zabójca z Taraka? <Głos mężczyzny spoważniał>

-Ona. <Astrid poprawiła go>To to kobieta nie mężczyzna. Jest nie co niższa ode mnie i smukła, bardzo dobrze się ubiera.

-Kobieta? <Był zdziwiony rzadko się zdarzało by kobieta przetrwała szkolenie w Taraka> - Była jedna jeden?

- A ile?

- Zabójcy z Taraka działają zawsze w trójką nigdy nie pojedynczo. Jak by jeden nie wykonał zadania jego towarzysze to zrobią.

- Dużo wiesz o zabójcach z tego Zakonu <Astrid spojrzała na niego badawczo>

- Nie uczono ciebie Młoda Damo że wroga trzeba poznać. <Odpowiedź była niebywale enigmatyczna. Baltazar, spojrzał na Rudowłosą, która się rozglądała. Othi szła nie co szybciej niż jej towarzysze nie była wojownikiem, nie umiała walczyć, więc te całe Zakony Zabójców ją nie interesowały, chociaż miała swoje obawy, będzie musiała się przygotować do walki na swój sposób. Dziewczynie przeszło przez myśl w co ona się wpakowała, nie sądziła, że wezwanie do biura Baltazara wplącze ją w taką historię jacyś zabójcy z mitycznej gildii a do tego Wojownicy cienia tajne techniki. Astrid ukradkiem zerkała do tyłu, czuła się obserwowana przez kogoś od wyjścia z zaułka, ale nie mogła dostrzec, przez kogo nawet Luśka lekko podniosła swoje uszy czując zaniepokojenie swojej właścicielki, widać było, że wilczyca stała się bardzo czujna, można powiedzieć, że gotowy do ataku. Protektor stary wyjadacz jak ich mało, wystarczyło mu jedno spojrzenie na kobietę północy.>

- Coś nie tak? <Słowa wypowiedział w północnym, który był twardy i szorstki w jego wykonaniu, nie chciał niepokoić Othi>

- Mam uczucie że ktoś nas obserwuje. <Baltazar obrócił się wokół własnej osi. A tu w tym miejscu jeszcze sto lat tamu rósł las. Miał nadzieje że dostrzeże kto może ich śledzić ale nie wiele udało mu się zobaczyć, był za duży ruch, miał nadzieje że to nie ten wojownik cienia albo co grosza zabójcy z Taraka, nie martwił się o Rudowłosą, bo ta sobie poradzi też nie martwił się też o siebie, raczej martwił się o zielarkę. Othi była niebywale milcząca jak na siebie. Obróciła się do swych towarzyszy.

- W książce Fabulosa creaturae mundo ignotum w wolnym tłumaczeniu Mityczne stworzenia świata którego nie znamy, znalazłam opisu rytuału wchłonięcia demonicznego ducha <odezwała się wreście Othi.

- Wchłonięcia ? <Blatazar zapytał się z ciekawości zerkając przez ramię>

- Można to nazwać paktem. Jak to powiedzieć abyście zrozumieli, Ten demoniczny Cień jest jak by żywy i aby istnieć w naszym świecie musi mieć gospodarza, ale ten Gospodarz musi jak to powiedzieć wyrazić zgodę na to. Za ciało Cień oferuje pewne zdolności gospodarzowi

-J akie? <To co mówiła szamanka z uwagą słuchała również Astrid>

- Z tego co wyczytała coś jak podróżowanie przez krainę cienia, z tego co wyczytałam jest nieprzyjemne miejsce gdzie żyją bestie cienia i wszystko pokrywa mrok, manipulacje cieniem , nie ma w książce opisane jak to działa. Nawet można tworzyć bronie cienia, z opisu wynika, że one są twarde jak twarda jest wola gospodarza.

- Innymi słowy im silniejsza wola gospodarza ty twardsza jest broń jakiej używa. < rozmowę wtrąciła się Astrid>

- Tak

- Jeżeli rytuał jest taki prosty że wystarczy się zgodzić na to aby żywy cień mieszkał w tobie dlaczego jest tak mało tych całych wojowników cienia <Oczy Astrid aż błyszczały, na samą myśl walki z takim przeciwnikiem>

- Większość wojowników cienia wybiła Taraka, ale masz racje co do jednego Młoda Damo, jak rytuał jest taki prosty to dlaczego jest ich tak mało

-Sam rytuał jest bardzo niebezpieczny. < Othi czekała cierpliwie aż będzie mogła się włączyć do rozmowy> - Gospodarzowi rozcina się klatkę piersiową tak głęboko, aż widać bijące serce, następnie jak dobrze zrozumiałam tłumaczenie kapłani recytują inkantację która ma przywołać cień. Ten cień przywołany, jak to powiedzieć w bija się w serce gospodarza. I tu jest loteria albo gospodarz przeżyje albo nie, z opisu wynika, że w czasie gdy cień wchodzi do serca towarzyszy temu nie wyobrażalny ból fizyczny i jak to powiedzieć nie ból głowy, o wyobraźcie sobie, jak by w waszych ciałach żyła druga osoba, inaczej mówiąc przeżywa ten który ma nie tylko wielką siłę fizyczną, ale jest silną osobowością, bo musi w swojej głowie ujarzmić drugą istotę>

- Jak oni żyją ze sobą?

-Tego księga już nie opisuje, pewnie nie napisali by nie zdradzać wszystkiego. < Nawet nie zauważyli kiedy doszli do chaty zielarki. Baltazar obawiał się, że będzie tam panować nieporządek, ale zdziwił się bardzo kiedy zobaczył wysprzątana izbę i porządek. Protektor znalazł wolne krzesło, koło kociołka, gdzie na wolnym ogni bulgotała zielona maź, o przyjemnym zapachu. Pogrążył się w myślach, nad sytuacją, czemu teraz ten wojownik się pokazał, jaki ma cel, wojna z Taraką raczej, nie, bo sam nie da rady, kolejne pytanie ilu tak naprawdę jest jeszcze wojowników cienia. Baltazar się uśmiechną widząc jak obie panie walczą z wilczycą, której nie spodobał się pomysł strzyżenia prawie na zero i która warczała nie zadowolona, kiedy pierwsze skrawki futra spadły na ziemie, i znów musiał przyznać, że ta Cała Astrid jest silna, potrafiła przytrzymać wilka północy od tak bez większego trudy, przypomniał sobie, jak chroniła wilczyce kiedy to Othi ją uśpiła, w tym momencie Olśniło Baltazara, kim kolwiek nie był wojownik Cienia, chroni kogoś, tylko kogo i przed kim. Zaczęło się od Czarnych Szponów, protektorowi nie było ich żal i tego co się z nimi stało, Ale dziewczyna która przeżyła atak, nie wiele mówiła, ale powiedziała, jedną istotną rzecz, nie wiedziała dla kogo tak naprawdę pracował gang, ale raz usłyszała Arlekin, dla którego pracowała tajemnicza kobieta. Pogrążył się jeszcze bardziej w myślach swoich, załóżmy, na chwilę, że ten cały Arlekin jest z Taraka to musi dla kogoś w mieście pracować. Na szczęście Taraka liczył sobie bardzo drogo za usługi więc nie każdego, jest stać na ich usługi. Pewnie jest tak, że ten co wynajął tych zabójców, ma swoich pracowników i jeden z nich jest wojownikiem Cienia, który widzi zagrożenie w postaci tych zabójców. Kogo stać na usługi tego zakonu to jedno pytanie? A drugie kto jest celem? Panie już prawie uporały się z goleniem Luśki, która nie poddawała się i walczyła do końca broniąc swojego futra niczym niepodległości. Rzucała się w lewo w prawo, a Astrid miała problemy z utrzymanie swojego wilka. Było słychać jak Astrid mówiła w północnym, spokojnie to dla twojego dobra, nie będzie ci tak gorąco. Othi chyba się z powołaniem minęła, bo nożyczkami jak prawdziwy golibroda, ale strzygła szybko i sprawnie, ostatnie cięcie>

- Już. <Othi zbierała futro podłogi a Astrid puściła Luśkę a ta wyrwała z miejsca jak oparzona i prawie głową wyważyła drzwi i wybiegła na zewnątrz od razu poszła się wytarzać w trawie , turlała się po trawie. Othi zadowolona z łupu, całe futro wyzbierała, worek szmaciany położyła na jednej z szafek. Po czym poszła do spiżarni i wróciła pod ramieniem miała suszony udziec pewnie barani położyła na stół na którym znalazł się też bochen chleba mała miska z dziwną żółtą mazią i nóż>

- Czym chata bogata? <Othi po tych słowach, ukroiła sobie trochę suszonego mięsa ukroiła sobie pajdę chleba, na którą położyła suszone mięso wzięła nóż i nabrała trochę żółtej mazi i posmarowała sobie na mięso i zaczęła jeść>

- Co to jest? <Astrid wskazała na żółto maź>

- Jeszcze tego nie nazwałam ale poprawia smak mięsa. Przepis jest prosty gorczyca woda mąka czosnek trochę cukru sól i kurkuma dobrze wymieszać aż zrobi się maź a potem na kanapkę. <Po tych słowach wzięła kolejny kęs. Pozostała dwójka postanowiła zrobić to samo. Astrid wyznawała zasadę, że trzeba spróbować wszystkiego, więc zrobił tak jak właścicielka domu. Baltazar po prostu postanowił spróbować. O dziwo obojgu smakowało>

- Ciekawy smak ma taką gorycz i świeżość. <Astrid przełknęła kęs> I co teraz? <padło pytanie które wisiało>

-Sytuacja jest poważna i jako protektor, muszę stać na straży prawa. Co innego, kiedy grupki bandyckie wyrównują swoje rachunki a co innego, kiedy ktoś planuje jawne przestępstwo, więc będę musiał się tam udać.

-Ja też. <Dziarsko powiedziała Astrid> - Jeżeli za tym stoi ta o której myślę to ma z nią rachunki do wyrównania>

- Chyba zwariowałaś, to sprawa strażników i protektorów a nie najemników.

- A jak mnie powstrzymasz w zaułku udało ci się mnie zaskoczyć ale drugi raz nie dam się podejść. Ta kobieta jest moja pójdę tam za twoją zgodą lub bez twojej zgody a ty nic nie zrobisz?

- Mogę ciebie aresztować za atak an protektora.

-Jak to zrobisz z rozerwanym gardłem, jak byś chciał mnie aresztować już byś to zrobił. <Oboje patrzeli na siebie> - Byłam ci potrzebna abyś uzyskał informację. <Baltazar milczał przez chwilę coś rozważał, domyślił się groźby z rozerwanym gardłem, pewnie jak by tylko by spróbował wilk by na niego skoczył. Już miał coś powiedzieć, kiedy usłyszał słowa rozsądku z ust których się nie spodziewał>

- Ta dyskusja nie ma sensu Baltazarze <Głos Othi był rzeczowy> - Ona zrobi i tak jak będzie chciała i nie ważne jakie jest twoje zdanie. A poza tym, ilu strażników dorównuje twoim umiejętnością czy jej. Nie jestem wojownikiem nawet walczyć nie umiem, ale nawet ja widzę, że jak do starego Młynu pójdzie garnizon i tam spotkacie tych z Tabaki czy skąd oni są to według ciebie ilu przeżyje . Ty i kto jeżeli przeżyjesz, a sam musisz przyznać że Astrid zna się na rzeczy i wie jak walczyć. <Baltarzar podarował sobie poprawianie Othi, że zabójcy nie pochodzą z Tabaki tylko z Taraki, miała racje, sam tam nie pójdzie będzie musiał pójść ze strażnikami, mimo że każdy z nich odebrał staranne przygotowanie z szermierki, to, żaden z nich nie miał szans z zabójcami Taraka, jeżeli jest prawdą co o nich mówią. A słyszał plotki, że nie którzy z nich mają mistyczne umiejętności. Zaskoczyła go Zielarka słowami które powiedziała, ona wiedziała, jak się zakończy spotkanie strażników z zabójcami i miała racje, że Astrid może być pomocna, ale obawiał się, że dziewczyna jako Berserker może stać się jako zagrożenie dla nich.>

- Dobrze Astrid pójdziesz ze mną tym czasowo na mocy uprawnień Protektora wcielam cie w szeregi straży miejskiej Miasta Adorii. A to oznacza że masz wykonywać moje rozkazy. <Astrid pokiwała głową że się zgadza. Strażnik Miejski, jak to opowie kiedy wróci wszyscy będą się z niej pewnie śmiali a może zazdroszcząc. Do pomieszczenia wbiegła Luśka która w pysku miała dużego dorodnego królika, jak zwykle podeszła do swej właścicielki i położyła przy nodze i czekała, wilk poczuł klepnięcie w głowę oznaczało, że możesz jeść. Puszek który leżał w torbie swym językiem poczuł królicze mięso, postanowił wypełznąć spojrzał wilk wtapiał swoje zębiska w królika wąż powoli pod pełzł i zatrzymał się w niewielkiej odległości od wilka i przyglądał się tęsknymi oczami na królika. Luśka sprawnym kłapnięciem zębów odgryzła tylną nogę królika, machnęła pyskiem i noga wylądowała przed Puszkiem, wąż zauważył kiwnięcie głowy wilczycy i dwa razy jej zapraszać do jedzenie nie trzeba było.

-Idę powiadomić straż miejską. <Blatazar wstał od stołu i wyszedł>

 

*

<Protektor długo nie musiał szukać, osoby która dostarczy informację, nie daleko bramy dwójka młodych chłopaków pojedynkowało się na patyki>

-Młodzieńcy nie chcecie zarobić pod dziesięć miedziaków. <Chłopacy przestali się pojedynkować

-Chcemy a co mamy zrobić?

-Po biegniecie to głównej kwatery straży miejskiej i powiecie dokładnie przekażecie moje słowa.

„Protektor Baltarzar Ume, nakazuje każdemu strażnikowi miejskiemu w pełnym uzbrojeniu przybyć pod wejście do Małej Adorii”. <Baltazar wyjął z kieszeni płaski grafitowy kamyk na którym był wyrzeźbiony kruk> - To macie dać oficerowi strażnikowi będzie wiedział, że to jest ode mnie. <Wręczył chłopakom obiecane miedziaki, a oni w te pędy ruszyli do miasta. A protektor udał się do chatki>

*

-Słyszałem od ciebie, że już nigdy nie skorzystasz z mojego daru, że nie chcesz być cieniem

-Nie robię tego dla siebie tylko aby chronić mi bliską osobę

-Tylko tak mówisz, ale Ja ciebie znam wiem że uwielbiasz czuć tą moc

-Masz mnie zamiar denerwować. Czy wolisz się dziś w nocy zabawić. <Postać w pokoju wycedziła przez zęby.>

-A co obiecujesz? <głos był zainteresowany>

-Śmierć potężnego przeciwnika.

- Brzmi wybornie, ale pamiętaj to ma swoją cenę

- Jaką znów cenę?

- Odrzuciłaś mnie uśpiłaś a teraz żądasz za pomocy

-Nowy Pakt

- Warunki nie mam czasu? <Osoba w pokoju była coraz bardziej pod irytonowana>

- Raz w ciągu pięciu dni będziesz mnie używać i deklaracji wierności dusz.

- Ty chyba żartujesz wierność dusz oznacza że nigdy nie będę mogła ciebie uśpić.

- Takie moje warunki to albo idę pać.

- Niech będzie nie mam czasu na droczenie się z tobą <cedziła przez zęby>

- Powtarzaj Na mocy wierności dusz ofiaruję tobie moje ciało i duszę, na wieczność.

- Na mocy wierności dusz ofiaruję tobię moje ciało i dusze na wieczność.

- Dobrze więc kontrakt zawarty<Oba głosy powiedziały równocześnie> - Cień we mnie, Ja w Cieniu. <Postać po tych słowach owinął całun cienia który falował> -Do cienia

*

-Nasza siostra na nasz czeka<Dwie postacie ruszyły w kierunku Małej Adorii>

*

-To była kradzież. <Baltazar wtrącił swoja uwagę kiedy. Astrid zabrała z tartaku dwie siekiery. Drwale zawsze używali siekier z najlepsze stali. Dziewczyna może by nie brała, gdyby miała swoje topory ale ich nie miała, a do walki z bronią, lepiej nie iść, a krótkim mieczem jakoś nie lubiła walczyć, siekierą ale podobnie się walczy, a mięśnie zawsze pamiętają lata treningu z ojcem który w tajemnicy trenował swoją córkę w walce toporami mieczami i inną bronią jak się dowiedziała o tym jej Matka zrobiła ojcu taki raban że pół miasta słyszało, o tym, na samą myśl o tej scenie Astrid się uśmiechnęła sama do siebie. Matce przeszło, ale postawiła warunki twarde dobrze mężu będziesz uczyć ją walki, ale ma tez uczyć się rachunków, języków czytania i pisania>

-Żadna kradzież przecież zostawiłam pieniądze. <wyrwała się ze dobrych wspomnień>

-Na pewno drwale się ucieszą gdy zobaczą pieniądze zamiast swoich siekier i będą nimi drzewo ścinać. < Troszkę z tyłu szła Luśka a obok niej Othi, która wzięła ze sobą plecak w którym napakowała różnych mikstur, postanowiła też iść, Protektor oponował, ale dziewczyna się uparła i użyła argumentu którego nawet on nie mógł obalić. Będzie im potrzebny ktoś kto opatrzy rannych. Za całą grupką w odległości szły dwie postacie w słomianych kapeluszach. Zbliżali się do wyjścia do małej Adorii tam już stało około dziesięciu zbrojnych, Blatazar podszedł do niskiego krępego mężczyznę

-Sierżancie proszę zebrać wszystkich

-Linia Gamonie. <Sierżant wydarł się, strażnicy ustawili się w linii>

-Panowie nie będę owijał w bawełnę. Naszym celem nie są pospolici bandyci, których można pokonać od tak. Naszym celem jest jeden zabójca z Zakonu Taraka, a może nawet trzech. <Oprócz sierżantowi nic nazwa Taraka nic nie mówiła> - Zakon Tarak to elita zabójców, każdy z nich jest szkolony od niemowlaka i są naprawdę dobrzy w walce. Nie żartuje to śmiertelni przeciwnicy, i jeżeli zobaczycie dziwną postać z dziwną bronią uciekajcie, nie ma co zgrywać bohaterów. <Przez zebranych przeszedł pomruk>

-Skąd wiadomo, że ci z Taraka są tak potężni? < Sierżant spiorunował spojrzeniem tego który śmiał odezwać się>

-Bo widziałem jak jeden Zabójca z Taraka pokonał trzech najlepszych szermierzy i ich zabił. <nastąpiła cisza> - Ja i ta młoda dama. <Wskazał na wysoką dziewczyna pójdziemy pod Młyn wy będziecie wyłapywać po mniejszych zbirów. To jest rozkaz. Z rozumiano <Było słychać chóralne Tak jest.>

 

*

<Zabójczyni z Taraka była zadowolona, do roboty na którą dostała z lecenie zgłosiło się więcej osób niż myślała. Pieniądze czynią cuda, sypnij groszem a znajdą się chętni pracy. Miała jeden problem tylko, że zgłosili się ludzi o różnych jak by to powiedzieć profesjach od pospolitych rzezimieszków, piratów, członków gangów, po zabójców i morderców może nie z Taraka, ale od nie których się czuło, aż zapach krwi i żądze mordu. To minus bo będzie się nad nimi bardzo trudno panować, ale nad tym pomyśli późnij. Gdy wychodziła z młyna szla z przodu, a za nią wychodziło resztę towarzystwo gdy miała się udać w kierunku stacji bo wrócić do centrum. Stanęła i się szeroko uśmiechnęła bo takiego widoku się nie spodziewała. Przed nią jakieś dziesięć a może piętnaście metrów stała. Rudowłosa z karczmy, obok niej prawie łysy wilk i wysoki czarno skóry mężczyzna i dziewczyna kwiaciastej sukience. Chyba ta sama która była duszona>

-Jestem Baltazar jeden Protektorów tego miasta. Jest Pani aresztowania za spiskowanie przeciwko Miastu Adoria. <Głos mężczyzny stanowczy> - Reszta też. <Lalko oceniała mężczyznę i nic o nim nie mogła powiedzieć, prócz pewnych oczywistości, że musiał być silny, świadczyła o tym atletyczna budowa ciała, ale tylko to.

-Panie Protektorze na jakiej podstawie Pan to stwierdza. < Reszta grupy która wychodziła za zabójczynią zatrzymała się> - A ty. <Dłonią wskazała na Astrid> - Ochroniarza przyprowadziłaś.

-O mnie się nie martw. <Rudowłosa tylko się uśmiechnęła> - Z tobą sobie poradzę

- Na takie podstawie, że jesteś Zabójczynią z Taraka. <Kobietę zatkało po raz pierwszy straciła rezon co ona miała to na czole wypisana czy jak, przygryzała lekko wargę, ten mężczyzna musi być bardziej niebezpieczny, niż sobie wyobrażała. Nie miała wyboru, szybki ruchem wyciągnęła swoje dwa krótkie miecze i ruszyła w kierunku mężczyzny, dając tym samym znak towarzyszą do ataku. A w jej kierunku ruszyła Astrid z siekierami w dłoni. W oddali błyskało i grzmiało i zaczął padać deszcz>

<A stalowe grzmoty zbliżały się nie ubłagalnie do miasta zwiastując nawałnice>

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (2)

  • Canulas 08.12.2018
    Preludium - błąd w tytule rzuca się w oczy.
  • Lika 09.12.2018
    Dzięki poprawiłem

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania