Pociąg przeznaczenia

Wśród martwych, starych lip porykiwał jesienny… Światłem mętnym, zdławionym migotało zachodzące naprędce… Zresztą, cóż to było za słońce! Wszystko dokoła zdawało się blednąć i ginąć w jego lichym blasku, a w tym spektakularnym umieraniu widać było rozpaczliwe, afektowne wręcz wołanie o pomoc.

Rozłożyłem swe członki na zimnym, kamienistym gruncie, głowę opierając o szynę. Czułem, jak pulsuje mi tętno… i że żyję. Jeszcze! Ale niewielkie kropelki potu, niczym topiące się na płatkach przebiśniegów kryształki lodu, zwiastowały nadchodzące nieuchronnie w cyklu życia i śmierci zmiany. Pociąg był już tuż-tuż, a z jego reflektorów buchało ponure memento mori i doganiało mnie, dopędzało, by mi o tym szepnąć na ucho. Osobiście! Nie pozostało mi nic innego, jak tylko zamknąć oczy i gotować się na najgorsze.

Nagle słyszę złowieszcze: bam! Gwałtowne uderzenie w czaszkę w okolicach skroni powoduje wykolejenie się maluteńkiej kolejki, koniec widowiska! Wstaję, by naprawić szkody. Model sam się przecież nie zreperuje.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (2)

  • maciekzolnowski 17.04.2018
    Tekst kolejarsko-sentymentalny, podobny zresztą do poprzedniego, trochę też poetycki... Udanej lektury!
  • maciekzolnowski 19.04.2018
    Nie tyle może udanej, co przyjemnej i zaskakującej lektury życzę!

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania