Drukarka

Szum komputerowego wentylatora był jedynym dźwiękiem, który dobiegał z pokoju Pauliny. Dziewczyna leżała bez ruchu na stole i wpatrywała się w sufit. Ktoś spoglądający z boku, mógłby pomyśleć, że jest martwa. Jej oczy zatrzymały się w jednym punkcie, w pobliżu puszki zakrywającej kabelki żyrandola. „Trzeba zrobić remont.” – pomyślała. Kilkucentymetrowa rysa była ledwie widoczna. Jednak Paulina była perfekcjonistką. Lubiła, gdy wszystko było idealne.

Jakiś czas temu usłyszała, że drzwi wejściowe do mieszkania zapiszczały delikatnie przez setną część sekundy. Dźwięk, o częstotliwości słyszalnej zazwyczaj tylko przez nietoperze, zabrzmiał w głowie dziewczyny jak armatni huk. Natychmiast wezwała fachowców i kazała wymienić drzwi na nowe, razem z futryną.

Kiedy indziej, jakieś pięć miesięcy wstecz, oglądała film w telewizji. Dostrzegła niewielkie zadrapanie obok głośnika. Myśląc, że to brud, złapała za ściereczkę i zaczęła próbę oczyszczenia. Zadrapanie jednak nie znikało. Paulina tarła z taką mocą, że wkrótce ujrzała wnętrze głośnika. Po paru minutach jej szybkie ruchy wywołały wzrost temperatury plastikowej obudowy, która po kolejnych kilku chwilach (pojęcie chwili każdy czytelnik może interpretować dowolnie) rozgrzała się tak bardzo, że zaczęła się topić. Czując ból, gdyż proces tarcia odbywał się już od dłuższego czasu bez użycia ściereczki, która się po prostu „wyściereczkowała” (czytaj zniknęła), dziewczyna dała za wygraną. Zmówiła przez Internet nowy odbiornik Full HD.

Niedługo potem, nasza bohaterka, stała przez lustrem zmywając makijaż. Nagle jej oczy rozszerzyły się z przerażenia. Ujrzała maleńką, maciupeńką, mikroskopijną, prawie niewidoczną, właściwie to niewidzialną, tycią, niedostrzegalną gołym okiem, prawie niemożliwą do zauważenia bez użycia teleskopów najnowszej generacji i chińskich satelitów szpiegowskich – zmarszczkę. „Przecież nie mogę kupić nowej twarzy” – to była jej pierwsza myśl. „Co robić?”. Zamówiła wizytę w najlepszej szwajcarskiej klinice zajmującej się operacjami plastycznymi. Profesor Wolfgang Wittens przyjął ją tydzień później. Z duszą na ramieniu zasiadła Paulina w jego gabinecie. Profesor zaczął przyglądać się z uwagą miejscu, w którym pojawiła się skaza na skórze dziewczyny. Wziął do ręki szczypce i …

– To jedna dwudziesta druga rzęsy, szanowna pani – powiedział. – Nie ma żadnej zmarszczki.

– Och, jak jestem szczęśliwa – krzyknęła Paulina.

– Osiemnaście tysięcy franków za konsultację – odparł profesor.

– Nie ma sprawy.

Teraz sufit. Znów problem. Co począć? Myśli kotłowały się w pozbawionej zmarszczek głowie dziewczyny. Zwlokła się z ze stołu i chwyciła za telefon.

– Czy to firma „Przeprowadzki & Sons”?

Paulina zdecydowała się kupić nowy dom. Nie mogła żyć ze świadomością, iż nad jej głową znajduje się sufit z rysą.

 

Spytacie, skąd miała na to wszystko pieniądze. Otóż kilka lat temu znalazła w pobliskim parku drukarkę. Podłączyła ją do komputera i podczas instalacji oprogramowania nagle pojawił się napis: PRINT ZLOTYS. Kliknęła i urządzenie zaczęło wypluwać śliczne, nowiutkie stuzłotówki. Po godzinie Paulina miała już ładnych kilkadziesiąt tysięcy (drukarka była szybka). Nie minęło kilka dni, kiedy została milionerką.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 6

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (6)

  • Shika 20.04.2015
    Szałowe. Poczułam wstrząs.
  • Angela 20.04.2015
    I znowu strzał w dyszkę, totalnie zabawne, szczególnie fragment o zmarszczce : ) 5
  • Angela 20.04.2015
    I znowu strzał w dyszkę, totalnie zabawne, szczególnie fragment o zmarszczce : ) 5
  • Angela 20.04.2015
    I znowu strzał w dyszkę, totalnie zabawne, szczególnie fragment o zmarszczce : ) 5
  • Angela 20.04.2015
    to niechcąco
  • Ktokolwiek 21.04.2015
    Epicka ta drukarka tez taką chce :) bardzo fajne opowiadanie, zostawiam 5.

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania