Drzewo ostatnich spotkań
Reklamówka z butelką wódki obijała mi się o nogi. Wracałem ze sklepu nocnego. Zastałem w nim pokaźną kolejkę. Najwyraźniej nie tylko ja zapragnąłem alkoholu właśnie w tamtej chwili. Wiatr radośnie wkradał mi się pod szerokie nogawki, a szum reklamówki i liści chorych kasztanowców wprowadzał mnie w niepokój i zagubienie. Był to jeden z chłodniejszych letnich wieczorów, a ja oczywiście wybrałem się na przechadzkę bez bluzy czy jakiegokolwiek innego nakrycia. Gęsia skórka pokryła mnie chyba w całości.
Zamiast skręcić w znaną mi uliczkę i podrepatać w kierunku domu, zawędrowałem w zupełnie inną stronę. Błyskawicznie znalazłem się na moście. Rzeka praktycznie wylewała przez deszcze, które nie odpuszczały już od tygodnia.
Chyba nie umiałbym zliczyć, ilu ludzi poznałem właśnie w tym miejscu. To tutaj zapaliłem pierwszego blanta – mocnego i obrzydliwego. Później przez kilkanaście minut rzygałem jak kot.
Na końcu mostu wyhaczyłem jakąś postać. Zamrugałem. Ewidentnie ktoś tam stał, podpierając się o poręcz – najwyraźniej jakiś amator spacerów podobny do mnie. Przyśpieszyłem. Chciałem dotrzeć do mojego drzewa, by oprzeć się o ulubiony, robaczywy pień. Mrówek tam było więcej niż ziarenek maku w paczce.
Minąłem, jak się okazało, amatorkę spacerów, która przy swojej drobnej posturze niemalże tonęła w zbyt dużym, cienkim, czarnym płaszczu. Dotarłem pod samo drzewo. W poświecie księżyca prezentowało się ono naprawdę majestatycznie. A gdy zerknąłem w górę, aby rozkochać się w widoku korony liści, ujrzałem zawieszony sznur z pętlą. Wtedy moje spojrzenie popędziło w dół – prosto na podwyższenie skonstruowane z równo ułożonych cegieł. Poczułem się tak, jakby to stanowisko czekało właśnie na mnie.
Cupnąłem na ziemi, mając za plecami cudowne drzewo z mokrą korą, a nad głową – pętle. Było naprawdę klimatycznie.
Wyjąłem z reklamówki butelkę i jak najszybciej zanurzyłem usta w cieczy. Wlewałem sobie wódkę do gardła niczym najsmaczniejszy soczek. Gorzej poczułem się, gdy nadeszła świadomość, że nie mam ze sobą czegoś na popitę. Tak więc gorzki, ale rozgrzewający aromat pozostał ze mną do samego końca.
Z kieszeni zaś wygrzebałem strzykawkę z wodą, zapalniczkę, łyżkę, igłę, watę, stazę i woreczek z brązowym narkotykiem – niezbyt czystą – heroiną. Tak więc na moich nogach spoczął zestaw codzienny wprawionego ćpuna, potrzebny mi jak apteczka pierwszej pomocy podczas wypadku.
Wysypałem proszek samego Boga z dodatkiem kwasu cytrynowego na przepaloną łyżeczkę, po czym dodałem do tego wody. Podgrzewałem wszystko, dopóki nie uzyskałem cieczy. Widok brałna – heroinowego syfu – niezwykle mnie cieszył. Ze szczęścia, podniecenia i potrzeby zaliczenia kanału, aż trzęsły mi się ręce. Przygotowaną substancję nakryłem watą i przez ten prosty filtr wciągnąłem ciecz do szprycy. Stazę zacisnąłem na przedramieniu.
Nadszedł czas na szybki rachunek sumienia:
– Matura niezdana, naczynia niepozmywane i śmieci niewyrzucone, ale list do matki i ojca zostawiony – podsumowałem na głos.
– Pranie rozwieszone, łóżko pościelone i podłoga zmyta, ale żadnej wiadomości nie zostawiam. – Nieznany głos przebił się przez chęć szybkiego użycia strzykawy.
Kobieta z mostu stała przede mną i właśnie wchodziła na ułożone cegły. Była na tyle chuda, że te ani drgnęły.
– Miło było cię poznać – rzekłem i wpakowałem igłę prosto w żyłę, rozluźniając stazę.
– Szkoda, że nie poznaliśmy się wcześniej – wydukała, po czym założyła pętle na szyję.
Zacisnęła sznur i odbiła się od konstrukcji. Cegły runęły natychmiast. A ona – zawisła. Pojedyncza drgawka zabawiła się jej ciałem i już było po wszystkim.
Ja zaś czułem, jak moje serce stopniowo zwalnia, a z każdym jego uderzeniem ciężej było mi złapać oddech. Mimowolnie zamknąłem oczy, a kiedy chciałem je otworzyć po raz ostatni, już nie potrafiłem.
Komentarze (13)
Tylko czasem jest tak, że /muszę/ się zabić.
I wtedy nagle bardzo chce się żyć, choć stoi się przed betonową ścianą, a wcześniejsze problemy okazały się bzdurami.
Warto próbować.
Szkoda, że nie odeszli spod tego drzewa razem i nie w zaświaty.
Pewnie mieli swoje powody.
Podobało mi się.
o nich jeszcze poczytała.
Pozdrawiam.
Pozdrawiam :)
Czy do heroiny zawsze potrzebny jest kwasek cytrynowy? Bo akutat nie mam, a widzę, źe moźe się przydać xD
Gdzie można nabyć dobrą heroinę bez kwasku cytrynowego, bo akurat nie dysponuję xD
Ale mam watkę!
Na dobry początek xD
*
Dwoje nieznajomych wspólnie przy drzewie
Ostatni oddech, by znaleźć się w niebie
Łoj Szalo zmiotło mnie. Szkoda, że nie trzymali się za ręce.
Dobre, ale szmutne :(
Jak masz watkę, to już prawie przygotowana! Kwasek cytrynowy można zastąpić cytryną. :D Choć to ponoć, wbrew pozorom, mniej zdrowa opcja.
Można tam coś poucinać z: mnie/mi, ale naprawdę dobra robota.
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania