Drzewo wisielców

Pierwsze co zobaczyłem po przebudzeniu to własne odbicie w starym popękanym lustrze. Miałem związane ręce i leżałem na starej pryczy w ciasnej i ciemnej celi. Wokoło unosił się smród stęchlizny, który zwabiał wygłodniałe szczury. Na ścianach wisiały resztki ubrań. Należały prawdopodobnie do innych więźniów. Nagle masywne drzwi otworzyły się. Do środka wszedł mężczyzna w garniturze z teczką w dłoni. Popatrzył na mnie z odrazą i położywszy teczkę na starym przegniłym stoliku, głęboko się zamyślił.

- Powiedz mi, dlaczego na tym świecie rodzą się takie ścierwa jak ty? To przecież jest nielogiczne.

- Ja nic nie zrobiłem. Jeszcze wczoraj siedziałem na swoim ulubionym fotelu, popijając gorzącą czekoladę i ni stąd, ni zowąd znalazłem się tutaj.

Mężczyzna wyjął z teczki zdjęcie dwójki dzieci i pokazał mi je.

- Znasz ich? - surowo zapytał.

- Nie. Nie znam.

- Jesteś naprawdę oporny. Wmawiasz mi, że znalazłeś się tu przypadkiem i nigdy na oczy nie widziałeś tej dwójki.

- Nic panu nie wmawiam. Nie znam tych dzieci ani nie wiem o co panu chodzi — odpowiedziałem, próbując poukładać wszystko w głowie.

- Nie wiesz? To ja ci powiem. To są twoje „trofea". Tak je nazwałeś na ostatnim przesłuchaniu.

- Kłamiesz! Chcecie mnie wrobić w coś czego nie zrobiłem.

- Zamknij się. Był marzec. Piętnasty listopada ubiegłego roku...

- Nie. Ja nic nie zrobiłem.

- Nie przerywaj mi. Byli rodzeństwem. Nikomu nie zawinili. Około czternastej po południu podszedłeś pod ich blok. Zaplanowałeś to. Gdy tylko pojawili się na klatce schodowej, oddałeś cztery celne strzały. Potem szybko zabrałeś zwłoki do swojej nory. Znaleźliśmy ich głowy nabite na dwa pale. Mam mówić dalej?

Byłem w szoku. Jakakolwiek próba obrony była bezsilna. Nagle do celi weszło dwóch innych facetów w więziennych mundurach.

- Czas na ciebie — powiedział mężczyzna w garniturze.

Byłem prowadzony przez ciemny korytarz pełen krzyczących z bólu więźniów. Kałuże krwi były wszędzie.

- Gdzie mnie zabieracie? - spytałem.

- Na honorowe miejsce — zaśmiał się jeden z prowadzących mnie mężczyzn.

Po chwili wyszliśmy na zewnątrz. Od razu zakryli moje oczy kawałkiem materiału. Szliśmy w linii prostej jeszcze kilka minut.

- Jesteśmy — powiedział mężczyzna.

Gdy odsłonili moje oczy, zobaczyłem swoje honorowe miejsce. Było to kilka starych i drzew pozbawionych liści. Na ich konarach wisiały zwłoki innych skazańców. Nad nimi ptaki szykujące się do kolejnej uczty. Zbladłem i upadłem na błotnistą drogę. Ocknąłem się z zaciśniętą pętlą na szyi.

- Twoje ostatnie słowa? - spytał mężczyzna w garniturze.

Ja jednak milczałem aż do końca.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (5)

  • riggs 03.12.2017
    Dziwne,chyba dobre 5
  • marok 03.12.2017
    Dzięki wielkie:)))))
  • marok 03.12.2017
    Dzięki wielkie:)))))
  • Jared 03.12.2017
    Hmm, to milczenie można fajnie interpretować. Winny z amnezją czy niesłusznie oskarżony, fajne zamknięcie. Dla mnie tylko za bardzo "z kopyta", instant action, mało wprowadzenia i nawet te szokujące obrazy z nabiciem na pal są mniej szokujące bez kontrastu z cichszym wprowadzeniem ;)
  • Różowa pantera 06.12.2017
    Co za siano. Chyba pora nakarmić krowy.

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania