Duma i uprzedzenie, wersja o psychiatryku

<Poprzednia część u Eleny tutaj: http://www.opowi.pl/karo-robi-sie-niebezpieczny-a14235/

A teraźniejsza część, tutaj. ;) zapraszam>

 

Szedł równym, dumnym tempem. Pięciu mężczyzn za nim kroczyło, dorównując mu kroku. Każdy z nich, prócz Karo, miał przy sobie pistolet i paralizator. Morderca szedł jak król i tak samo się czuł. Wziął głęboki oddech i wszedł do pomieszczenia.

- Witaj, przyjacielu, kopę lat! - rzekł podniesionym tonem z uśmiechem na ustach. Człowiek siedzący przed nim uśmiechnął się ironicznie.

Karo usiadł i wyłożył nogi na stół, jednocześnie zjeżdżając do pozycji półleżącej. Pod głowę podłożył splecione z tyłu ręce i uśmiechnął się złośliwie. Rozmówca skinął do jednego z pięciu mężczyzn, a ten z całej siły uderzył chłopaka w twarz. Karo poleciał na ziemię, przeturlał się do ściany i jęknął z bólu. Próbował wstać, lecz uniemożliwiały mu to kajdanki na rękach.

Dwóch mężczyzn podeszło do niego i mocno skopało po bocznej ścianie żeber. Karo zrobił się czerwony, lecz nie krzyczał. Tłumił ból w sobie, gdyż wiedział, że niedługo jego męki się zakończą. Ci sami mężczyźni podnieśli go za ręce i jeden z nich szepnął mu do ucha:

- To za Krzysztofa… - Rzucił psychopatą o biurko, a ten padł bezwładnie na krzesło.

- Czemu zawsze się uśmiechasz? - zapytał szef, siedzący przed nim.

- A czemu miałbym się smucić? - odparł Karo, zlizując krew z rozciętej wargi. - Ostatni raz piłem ludzką krew, gdy to wasz kolega mnie odwiedził - rzekł szydzącym tonem do detektywów za nim.

Jeden z nich chciał ponownie wycedzić mordercy w twarz z pięści, lecz zarządca go powstrzymał skinieniem ręki.

- Wiktorze – Karo spoważniał, gdyż po raz pierwszy od kilku lat, ktoś wypowiedział jego imię – ostatnim razem, gdy u nas przesiadywałeś, stwierdzono u ciebie psychopatię o małym stopniu zaawansowania. Twą sprawę umorzono, stwierdzono, że ktoś cię wrobił, a sędzia nakazał nam wypuszczenie cię bez żadnego nadzoru. Dziwne, czyż nie? - zapytał retorycznie i kontynuował, nie czekając na odpowiedź więźnia. - Następnie zniknąłeś na kilka lat, przez które dużo się wydarzyło. Można było usłyszeć o morderstwach wszelakiego rodzaju, porwaniach, czy nawet o kanibalizmie, którego ofiarą stał się mój pracownik.

- Powiedz mi – Karo przerwał rozmówcy – dlaczego zakład dla umysłowo chorych, opłaca tajniaków? Rozumiem, że współpracujecie z rządem, z sądami i chuj wie z kim jeszcze, jednak agenci jakoś mi tu nie pasują. Naprostujesz?

- Mówiąc szczerze – zarządca zamyślił się przez chwilę – jesteś pierwszą osobą, która o to pyta. Nikt przecież nie zastanawia się nad egzystencją rzeczy, które dobrze się sprawują. W końcu złapali cię na gorącym uczynku, a byli jednym z wielu oddziałów policji i grup śledczych, które cię ścigały. Jesteśmy wyjątkowi i taka odpowiedź powinna cię usatysfakcjonować.

Karo rozejrzał się wokół. Szafki przepełnione tonami książek medycznych optycznie pomniejszały pomieszczenie. Drogi ucieczki były dwie: przez drzwi, lecz trzeba by było przejść przez pięciu gliniarzy, bądź okno, które na nieszczęście więźnia było zakratowane. Nie miał szans na wydostanie się z tego gówna, więc musiał być posłuszny… Na razie.

- Po co mnie tu ściągnąłeś? Nie łatwiej mnie było przewieść prosto do zakładu dla obłąkanych?

- Chcę wyciągnąć od ciebie informacje o twych wspólnikach, którzy w dalszym ciągu są bezkarni. Powiedz mi, gdzie oni są, gdzie znajduje się ich kryjówka, jaki jest następny cel? Powiedz, a uznamy to za dobre sprawowanie, które złagodzi twój wyrok.

- Dobrze, wszystko powiem, lecz pod jednym warunkiem. – Wiktor spojrzał ukosem na mężczyznę za nim i uśmiechnął się porozumiewawczo. - Swędzą mnie jaja, proszę, podrap mnie.

Detektyw już miał skopać go, lecz powstrzymał go ordynator.

- Zrób, co każe. Jest chory psychicznie, ma zaburzenia osobowości, więc nie poprosił cię o to dla żartu, lecz dla ulgi. Zrób to!

- Czemu sam nie może?! - Bronił się gliniarz.

- Jest skuty, więc albo zrobisz, co trzeba, albo zdejmij mu kajdany.

- Jest nas sześciu, a on sam. Co może nam zrobić – zaśmiał się, siedzący do tej pory cicho policjant.

Karo spojrzał ponownie na detektywa i poruszał brwiami dla „zachęty”. Ten wziął klucz i otworzył metalowe więzy. W tej samej chwili Wiktor złapał go od dołu za kark i z całej siły, jak we wrestlingu, szarpnął jego głową o blat. Mężczyzna padł na ziemię ze złamanym nosem, a pozostali wyjęli broń i wymierzyli w niego.

Karo podszedł ze spokojem do jednego i powiedział:

- Nic mi nie zrobicie, jestem dla was zbyt cenny. Za to wy dla mnie nie. - Złapał nadgarstek przeciwnika, wykręcił o sto osiemdziesiąt stopni i już miał pociągnąć za spust, lecz padł bezwładnie na podłogę.

Zza niego wyłonił się ordynator, trzymający w ręku paralizator. Wszyscy pozostali patrzyli po sobie ze zdziwieniem.

- Jeszcze dziś oddajecie odznaki i wypierdalacie z tej roboty – wrzasnął – to w tym momencie.

Gdy wszyscy opuścili pokój, podniósł słuchawkę i wybrał numer.

- Tak, to ja. Dziś jedziecie z konwojem? Macie miejsce jeszcze na jednego psychola? To świetnie, dziękuję ci bardzo. Przyjedź po niego pod mój blok.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 5

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (10)

  • ArgentumMortem 06.03.2016
    Może nie moje klimaty, ale spodobało mi się, dlatego zostawiam 5. :) Zapraszam również do mnie. :d
  • Karo 06.03.2016
    Dziękuję, na pewno wpadnę ;)
  • Moni 06.03.2016
    Dobre, ale wprowadziłeś teraz chaos. :C Zajrzyj na Bitwy na rymy.
  • Karo 06.03.2016
    nie wiem o jakim chaosie mówisz... z Eleną przedyskutowaliśmy, że robimy taki zabieg, a później wracamy do czasów teraźniejszych ;) i dzięki za kom :D
  • Karo 06.03.2016
    Moni co z bitwami?
  • Moni 06.03.2016
    O takim chaosie, że kompletnie nic o tym nie mówiło i cała sytuacja jest z dupy. :C Przez chwilę myślałam, że to wstęp do innego opka...
  • KarolaKorman 06.03.2016
    ,,Rzucił psychopatą o piórko,'' - biurko
    ,, i chuj wie z czy jeszcze, '' - z czym, a chyba nawet z kim
    Karo, rewelacja :) Kolejna świetna część Waszej opowieści. Zasłużone 5 :)
  • Karo 06.03.2016
    Dziękuję ;)
  • elenawest 06.03.2016
    "Szedł równym, dumnym tempem. Pięciu mężczyzn za nim szło(kroczyło), dorównując mu kroku. Każdy z nich, prócz Karo, miał przy sobie pistolet i paralizator. Morderca szedł jak król i tak samo się czół(czuł). Wziął głęboki oddech i wszedł do pomieszczenia.
    - Witaj, przyjacielu, kopę lat! - rzekł podniesionym tonem z uśmiechem na ustach. Człowiek siedzący przed nim uśmiechnął się ironicznie.
    Karo usiadł i wyłożył nogi na stół, jednocześnie zjeżdżając do pozycji półleżącej. Pod głowę podłożył splecione z tyłu ręce i uśmiechnął się złośliwie. Rozmówca skinął do jednego z pięciu mężczyzn, a ten z całej siły uderzył chłopaka w twarz. Ten(Karo) poleciał na ziemię, przeturlał się do ściany i jęknął z bólu. Próbował wstać, lecz uniemożliwiały mu to kajdanki na rękach.
    Dwóch mężczyzn podeszło do niego i mocno skopało po bocznej ścianie żeber(po żebrach po lewej stronie). Karo zrobił się czerwony, lecz nie krzyczał. Tłumił ból w sobie, gdyż wiedział, że niedługo jego męki się zakończą. Ci sami mężczyźni podnieśli go za ręce i jeden z nich szepnął mu do ucha:
    - To za Krzysztofa… - Rzucił psychopatą o piórko(biurko), a ten padł bezwładnie na krzesło.
    - Czemu zawsze się uśmiechasz? - zapytał szef, siedzący przed nim.
    - A czemu miałbym się smucić? - odparł Karo, zlizując krew z rozciętej wargi. - Ostatni raz piłem ludzką krew, gdy to wasz kolega mnie odwiedził - rzekł szydzącym tonem do detektywów za nim.
    Jeden z nich chciał ponownie wycedzić mordercy w twarz z pięści, lecz zarządca go powstrzymał skinieniem ręki.
    - Wiktorze – Karo spoważniał, gdyż po raz pierwszy od kilku lat, ktoś wypowiedział jego imię – ostatnim razem, gdy u nas przesiadywałeś, stwierdzono u ciebie psychopatię o małym stopniu zaawansowania. Twą sprawę umorzono, stwierdzono, że ktoś cię wrobił, a sędzia nakazał nam wypuszczenie cię bez żadnego nadzoru. Dziwne, czyż nie? - zapytał retorycznie i kontynuował, nie czekając na odpowiedź więźnia. - Następnie zniknąłeś na kilka lat, przez które dużo się wydarzyło. Można było usłyszeć o morderstwach wszelakiego rodzaju, porwaniach, czy nawet o kanibalizmie, którego ofiarą stał się mój pracownik.
    - Powiedz mi – Karo przerwał rozmówcy – dlaczego zakład dla umysłowo chorych, opłaca tajniaków? Rozumiem, że współpracujecie z rządem, z sądami i chuj wie z czy jeszcze, jednak agenci jakoś mi tu nie pasują. Naprostujesz?
    - Mówiąc szczerze – zarządca zamyślił się przez chwilę – jesteś pierwszą osobą, która o to pyta. Nikt przecież nie zastanawia się nad egzystencją rzeczy, które dobrze się sprawują. W końcu złapali cię na gorącym uczynku, a byli jednym z wielu oddziałów policji i grup śledczych, które cię ścigały. Jesteśmy wyjątkowi i taka odpowiedź powinna cię usatysfakcjonować.
    Karo rozejrzał się wokół. Szafki przepełnione tonami książek medycznych optycznie pomniejszały pomieszczenie. Drogi ucieczki były dwie: przez drzwi, lecz trzeba by było przejść przez pięciu gliniarzy, bądź okno, które na nieszczęście więźnia było zakratowane. Nie miał szans na wydostanie się z tego gówna, więc musiał być posłuszny… Na razie.
    - Po co mnie tu ściągnąłeś? Nie łatwiej mnie było przewieść prosto do zakładu dla obłąkanych?
    - Chcę wyciągnąć od ciebie informację(informacje) o twych wspólnikach, którzy w dalszym ciągu są bezkarni. Powiedz mi, gdzie oni są, gdzie znajduje się ich kryjówka, jaki jest następny cel? Powiedz, a uznamy to za dobre sprawowanie, które złagodzi twój wyrok.
    - Dobrze, wszystko powiem, lecz pod jednym warunkiem. – Wiktor spojrzał ukosem na mężczyznę za nim i uśmiechnął się porozumiewawczo. - Swędzą mnie jaja, proszę, podrap mnie.
    Detektyw już miał skopać go, lecz powstrzymał go ordynator.
    - Zrób, co każe. Jest chory psychicznie, ma zaburzenia osobowości, więc nie poprosił cię o to dla żartu, lecz dla ulgi. Zrób to!
    - Czemu sam nie może?! - Bronił się gliniarz.
    - Jest skuty, więc albo zrobisz, co trzeba, albo zdejmij mu kajdany.
    - Jest nas sześciu, a on sam. Co może nam zrobić – zaśmiał się, siedzący do tej pory cicho policjant.
    Karo spojrzał ponownie na detektywa i poruszał brwiami dla „zachęty”. Ten wziął klucz i otworzył metalowe więzy. W tej samej chwili Wiktor złapał go od dołu za kark i z całej siły, jak we wrestlingu, szarpnął jego głową o blat. Mężczyzna padł na ziemię ze złamanym nosem, a pozostali wyjęli broń i wymierzyli w niego.
    Karo podszedł ze spokojem do jednego i powiedział:
    - Nic mi nie zrobicie, jestem dla was zbyt cenny. Za to wy dla mnie nie. - Złapał nadgarstek przeciwnika, wykręcił o sto osiemdziesiąt stopni i już miał pociągnąć za spust, lecz padł bezwładnie na podłogę.
    Zza niego wyłonił się ordynator, trzymający w ręku paralizator. Wszyscy pozostali patrzyli po sobie ze zdziwieniem.
    - Jeszcze dziś oddajecie odznaki i wypierdalacie z tej roboty – wrzasnął – to w tym momencie.
    Gdy wszyscy opuścili pokój, podniósł słuchawkę i wybrał numer.
    - Tak, to ja. Dziś jedziecie z konwojem? Macie miejsce jeszcze na jednego psychola? To świetnie, dziękuję ci bardzo. Przyjedź po niego pod mój blok."

    Super ;-) wreszcie to skończyłam cczytać :-P 5, chociaż było parę błędów :-)
  • Karo 06.03.2016
    Dzięki ;)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania