Duży, czerwony guzik

Wysoki mężczyzna w drogim, czarnym garniturze stał przygarbiony pośrodku pogrążonego w półmroku pomieszczenia, otoczony dziesiątkami wielkich monitorów. Każdy jeden wyświetlał zgoła inną zawartość, ale on nie dbał w tym momencie o żaden z nich.

Z konsolety tuż przed nim spoglądał na niego duży, czerwony guzik. Łypał na niego złowrogo, jak gdyby świadom ponurej i złowieszczej batalii, którą toczyły właśnie ze sobą myśli mężczyzny. On sam nie mógł oderwać wzroku od groźnie wyglądającego przełącznika. Stał tak już od niemal godziny i wciąż nie potrafił się na to zdobyć. Wciąż nie mógł podjąć decyzji.

­– Panie prezydencie? – odezwał się czyjś głos tuż za nim. Miał pełną świadomość, że tam są. Generałowie oraz cały jego gabinet. Z niecierpliwością czekali na jakiś ruch z jego strony. Mieli być jego wsparciem i opoką, ale prezydent postrzegał ich bardziej jako sępy, bezwzględnie czyhające, aż okaże słabość. Doskonale wiedział, jakie jest ich zdanie. Co oni sami by zrobili, ale to nie jego doradcy stali teraz na jego miejscu. To nie oni musieli się mierzyć z grozą, którą reprezentował sobą ten znienawidzony przez prezydenta przycisk. Oni pozostaną czyści, niewinni… nieskalani… A on? Na Boga! W jego chwiejnych rękach znajdowały się miliony drżących niepewnie o swój los istnień! Czy naprawdę posiadał aż tak nieograniczoną władzę, by móc dokonywać takich wyborów? By decydować o tym, kto ma przeżyć, a kto zginąć? Kim był, by choćby pomyśleć o podjęciu takiego wyboru? Na szali stało wszystko! Nie tylko życia masy niewinnych ludzi, ale również jego własne sumienie… Jego własna dusza… Co stanie się z nim, gdy już zdecyduje? Gdy już to zrobi? Czy będzie mógł dalej z tym żyć? Ze świadomością tego, że skazał na pewną śmierć miliony ludzi tylko po to, żeby on i jego rząd utrzymali kontrolę nad państwem? Pewnego dnia za wiele lat jakieś dzieci, być może jego własne, zapytają go z wyrzutem, dlaczego zrobił to, co zrobił. Prezydent spuści wtedy głowę z wyrazem bezdennego wstydu na twarzy i przez swoje ściśnięte od łez gardło nie będzie w stanie wyrzec ani słowa. Tak właśnie się stanie. Nie uniknie konsekwencji. Nie uniknie odpowiedzialności. Poniesie najdotkliwszą z porażek, cokolwiek uczyni. Wybór zostawi na prezydencie niewyobrażalnie bolesne piętno, które pozostanie z nim już do kresu jego dni. Piętno mordercy i zbrodniarza wojennego…

­– Czy mam prawo…? – wykrztusił w końcu ledwo słyszalnym głosem. Jego wargi drgały nieznacznie, a ręce trzęsły się ze zdenerwowania. Nie potrafił się opanować. Nie potrafił skupić wzroku. Myślał tylko o tym, co ma się zaraz stać. W duchu przeklinał to wszystko, przez co znalazł się na tym rozstaju. Przeklinał wrogów, przeklinał swój urząd, przeklinał nawet własny kraj. W tej chwili nienawidził wszystkiego dookoła, lecz siebie najbardziej. Siebie oraz wciąż drżący w oczekiwaniu na użycie wielki, czerwony guzik.

­– Panie prezydencie… Nie tylko prawo. Obowiązek – odpowiedział stanowczo jeden z jego generałów.

­– To konieczność. Sytuacja jest naprawdę zła.

Wiem do cholery, że sytuacja jest zła! Inaczej nie stałbym tu teraz po kostki w tym bagnie i nie filozofował nad sensem życia! – prezydent wydzierał się w myślach. Jego spocona twarz pozostała jednak zdjęta bezbrzeżnym przerażeniem. Z jego zaczerwienionych oczu emanowała rozpacz i bezsilność.

Jego naród upadał. Właśnie w tym momencie. Setki lat historii zaprzepaszczone. Zburzone niczym ruina… – prezydent uświadomił sobie w szoku. Dwa miesiące temu zostali najechani. Bez powodu, bez ostrzeżenia. W ciągu tylko tych kilku tygodni przeciwnik zajął całe zachodnie wybrzeże państwa. Tam też koncentrowała się teraz większość jego sił. Jedynym sposobem na odparcie inwazji i zyskanie jakiejkolwiek szansy na wygraną w tej wojnie, było powstrzymanie ich armii właśnie w tamtym miejscu. Zbombardują bronią atomową dziesiątki miast pełnych bezbronnych cywilów, własnych obywateli tylko po to, by w jakiejś ponurej przyszłości móc przegnać wroga z ich ziem na dobre. Zginą miliony. Właśnie z jego rozkazu. Prezydent nie mógł czuć w tej chwili do siebie większego obrzydzenia.

­– Panie prezydencie… – za mężczyzną ponownie zabrzmiał nalegający głos generała. Prezydent zacisnął nerwowo dłonie w pięści. Atmosfera w pomieszczeniu tak już stężała, że niemal można ją było kroić nożem.

­– Wiem – wycedził przez zaciśnięte zęby. Ogarnęła go irytacja. Tak bardzo na niego naciskali. Tak bardzo chcieli, by nacisnął ten wielki, czerwony guzik. By w jednej sekundzie, jedną decyzją unicestwił całe rzesze bogu ducha winnych istot.

­– Zdajemy sobie sprawę, że to trudne, lecz nie pozostawiono nam wyboru. To musi się stać – odezwał jeden z członków jego gabinetu. Może był to Sekretarz Obrony, a może ktoś zupełnie inny. Głosy stojących za nim ludzi dochodziły do niego jak przez ścianę. Prezydent nie patrzył na nich. Nie ośmieliłby się zrobić tego w takiej chwili. Nie miał tyle odwagi. Był tchórzem. Dlatego właśnie tak długo zwlekał. Dlatego ten czerwony przycisk tak mocno go dręczył. A może wręcz przeciwnie. Może to jego wahanie oraz wzgarda dla tego, co miał uczynić, były nie tchórzostwem, lecz prawdziwą odwagą. Czerwony guzik nie posiadał takich dylematów. Nie przestawał wpatrywać się w niego wyczekująco. Prezydent miał wrażenie, że trochę się nawet niecierpliwi.

­– Zrobiliśmy, co mogliśmy. To jest ten moment… – zaczął ktoś, ale prezydent uniósł dłoń do góry, przerywając mu stanowczo. Potem westchnął ciężko i przygarbił się jeszcze mocniej. Chyba nikt w historii jego kraju nigdy nie widział jeszcze przywódcy tak małego i skurczonego w sobie, jakim on stał się teraz. Czuł na swoich barkach niewysłowiony ciężar milionów istnień, które odcisną niezmazywane piętno na jego duszy i sumieniu.

Dłoń prezydenta powędrowała w stronę dużego, czerwonego guzika. Obok tkwił już przekręcony kluczyk. Prezydent czuł ogarniające go mdłości. Wszystko w jego ciele wywracało się do góry nogami. Cały się pocił. W głowie mu szumiało, a kolana uginały się pod nim. Miał wrażenie, że zaraz upadnie. Jego drżący ze strachu palec uparcie dążył jednak do celu, aż w końcu zawisł nad nim, niczym wymierzający sprawiedliwość Sodomie i Gomorze palec boży. Zawisł prosto nad czerwonym przyciskiem i znieruchomiał nagle. Prezydent wypowiedział w duchu krótką modlitwę, wiedząc, że i tak zostanie skazany na najgorsze potępienie. Skóra jego palca musnęła gładką powierzchnię przycisku. Jego mięśnie spięły się. Nagle przeszedł go zimny dreszcz. Wielki, czerwony guzik popatrzył wprost na prezydenta, lecz on nie śmiał odwzajemnić tego spojrzenia. Musi to zrobić – powtarzał sobie. Ale czy na pewno? Nie jest jeszcze za późno… Jego kraj był jednak w niebezpieczeństwie. Co zrobić? Co zrobić? Palec prezydenta drgnął gwałtownie…

Średnia ocena: 4.9  Głosów: 7

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (13)

  • kondzialek 04.10.2015
    Ciekawe, skąd taki pomysł. Nie ma się do czego doczepić. Opowiadanie, wg mnie dające do myślenia. Widzimy, że prezydent ma wybór. Ocalić państwo zabijając niewinnych lub Ocalić niewinnych od bombardowania atomowego. Jeśli się głębiej zastanowić, i tak niezniczone setki cywili straciła by życie. Nie ogarnąłem końca. Wcisnął duży czerwony przycisk?
  • Numizmat 04.10.2015
    Właśnie nie wiadomo. Jak ty myślisz? Wcisnął czy nie wcisnął? ;)
  • kondzialek 04.10.2015
    Numizmat Nie mam pojecia. Ale wiem, że czego by nie zrobił. Na pewno poniósł by tego konsenkwencje
  • Anonim 04.10.2015
    Numizmat bardzo mi brakowało twoich opowiadań, z wielkim uśmiechem czytałam owe. Twój humor, hiperbolistyczne podejście z dużą dawką humoru do wszystkich sytuacji - kupujesz mnie tym całkowicie.
    Co do tekstu, początkowo myślałam, że chodzi o jakieś ataki terrorystyczne, nadal zresztą nie wiem dokładnie o co chodziło, czy też wcisnął czy nie wcisnął przycisk, ale tak urwałeś w punkcie kulminacyjnym, Efria bierze wdech "zaraz naciśnie w końcu!" - a tutaj nic :)
    Oceny chyba nie muszę pisać :)
  • Numizmat 04.10.2015
    Dzięki :) Końcówkę każdy może sobie sam dopowiedzieć. Wybór należy do was :P
  • KarolaKorman 04.10.2015
    Świetnie przedstawione emocje prezydenta i miejmy tylko nadzieję, że nigdy nasz nie będzie musiał stawać przed takim wyborem, 5 :)
  • alfonsyna 04.10.2015
    Doskonale oddajesz całą tą wewnętrzną walkę, jaką prezydent musiał stoczyć, a której wcale mu nie ułatwiały ciągłe naciski od strony doradców. W tego typu przypadkach chyba nie istnieje obiektywnie właściwa decyzja, więc dobrze, że pozostawiłeś to w zawieszeniu. Daje do myślenia i skłania do refleksji nad sobą.
  • Numizmat 04.10.2015
    Dzięki :) Widzę, że dobrze to odczytałaś.
  • Pospolita 04.10.2015
    Pierwsza zasada kreskówek: nie wciskaj czerwonego guzika.
  • Numizmat 04.10.2015
    I tak wszyscy zawsze to robią :P Jak to się mówi: Ciekawość to pierwszy stopień do piekła.
    Po prostu nie możemy oprzeć się pokusie sprawdzenia, co się wydarzy. W moim opowiadaniu to jednak nie ten przypadek ;)
  • Pospolita 04.10.2015
    Wiem, wiem.
    Chciałam być zabawna.
    Nie wyszło...
  • elenawest 09.10.2015
    Genialny tekst. Daję 5 :-) dla mnie jesteś wielki ;-) super prowadzisz akcję, stopniujesz napięcie i oczywiście przerywasz w najmniej odpowiednim ku temu momencie :-P tekst głęboki, zmuszający do refleksji. Cudo :-)
  • Rasia 13.10.2015
    Parę błędów lub raczej może niepewności z mojej strony.
    1. "otoczony dziesiątakami wielkich monitorów" - podejrzewam, że "dziesiątkami"* :)
    2. "Każdy jeden wyświetlał zgoła inną zawartość" - myślę, że to "jeden" jest zbędne, bo sens pozostaje ten sam, ale specjalnie się przy tym nie upieram.
    3. "Jego spocona twarz pozostała jednak zdjęta bezbrzeżnym przerażeniem." - myślę, że bez "jednak", bo w tym kontekście to żadne zaskoczenie. Bohater cały czas jest przestraszony ;)
    4. "Gos stojących za nim ludzi dochodziły do niego jak przez ścianę" - tutaj chyba chodziło o głosy* :)
    5. "Dłoń prezydenta powędrowała w stronę dużego, czerwonego guzika." - w tym miejscu rozpoczęłabym nowy akapit.
    Bardzo dobrze budujesz napięcie. Podoba mi się. Ten tekst mimowolnie skojarzył mi się z odwołaniem do własnej niezależności. Tak jakby obrazował sytuację "głosu tłumu", który oddziałuje na umysły słabszych psychicznie jednostek, które nie potrafią stawić oporu lub boją się, co się stanie, gdy jednak się odważą. To pewnie nie zamierzony efekt, ale jeśli tak, to pogratulować. Ode mnie piąteczka ;) Ciekawie postąpiłeś, zostawiając otwarte zakończenie :)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania