Dylematy hermafrodyty
Zatroskany i z rosnącym jak perz napięciem, obserwuje kolejne odsłony dramatu społecznego jakim jest kampania i wybory prezydenckie. Będąc politycznym hermafrodytą, nieustannie jestem atakowany podstępnym pytaniem niczym żmija z zarośli - " A ty na kogo będziesz głosował?", mam pewną fantazję na temat wyborów na prezydenta, tego ociekającego w dostatki i luksusy graniczące z krajami Beneluksu państwa, jakim jest Rzeczypospolita.
Ponieważ, argumenty padające ze stron wielu – przepraszam, ale nie chce mi się liczyć kandydatów, zresztą sytuacja jest tak zawoalowana, że ciężko określić, kto reprezentuje, którą stronę – nie przekonują mnie, nie wzbudzają emocji, powiem więcej, nie trafiają do mnie, są bzdurne bo ponieważ, zazwyczaj dotyczą kompetencji, które nie leżą w gestii głowy naszego Państwa.
Wszystko to jest podobne do sytuacji po obfitym obiedzie. Na pewno każdy z was przynajmniej raz, może dwa razy, być może, jeśli ktoś prowadzi sute, wystawne, barokowe życie i lubi sobie po bizantyjsku, wykwintnie, szczodrze pofolgować, to trzy razy w roku, na jakiejś imprezie rodzinnej u mamusi, nażre się dobra wszelkiego, niczym dzik październikową porą w sosnach. Po drugiej godzinie upychania po kątach organizmu dobra wszelkiego, następuje niekomfortowe uczucie przepełnienia. Tu coś uwiera, tam ciśnie, przeszkadza, taka jakaś niewygoda się wkrada. Nagle pojawia się napięcie, ten znak, sygnał, to „ooo!” – moment kiedy trzeba udać się do toalety udrożnić rurkę. Biegniesz chyżo, niczym mustang przez prerię z rozwianą grzywą, cały promieniejąc szczęściem, zasiadasz w tym miejscu gdzie nawet królowie siadają samotnie. Masz w sobie tę nadzieję, to przekonanie, że właśnie tu i teraz, w tym wyjątkowym momencie, nastąpi największy akt stworzenia na tej półkuli. Masz wiarę i głębokie przekonanie, że będzie to pomne dzieło i już się zaczyna, i już na świat wychodzi - „pufffff”. Malutkie „puff”. Wracasz rozczarowany i kontynuujesz kumulowanie energii. Dla mnie osobiście, gadanie, co prezydent zrobi, z rzeczy, które w ogóle nie należą do niego, wygląda właśnie tak.
Argumenty: „zagłosuję, bo jest przystojniejszy”, „bo jego żona ma lepszy gust do ubrań”, „jego córka ma ładnego chłopaka”, czy „z jego pięknych niebieski oczu, opromienia mnie niespotykana głębia i mądrość”, jak od mojego psa Harrego, - tego którego znaleźliśmy na spacerze w lesie i z pyska wyglądał jak książę Harry, i patrzył tak mądrze – jakoś do mnie nie trafiają. Bardziej trafionym argumentem jest to, że „ma ładny podpis, zamaszysty taki, z pompą”.
Jaki mam na to pomysł?– otóż, historycznie mi wychodzi, że racje ma zazwyczaj zwycięzca, nie istotne czy był mądrzejszy, silniejszy, sprytniejszy czy po prostu był synem najsilniejszej istoty we wszechświecie i miał plecy. Dwóch kandydatów, którzy zwyciężą w pierwszej turze, bierzemy na Stadion Narodowy. Dwóch kandydatów i dziesięciu ich najzagorzalszych zwolenników, którzy chcą w państwie pełnić najważniejsze funkcje – premiera , ministra finansów, ministra od ustalania prawdy histerycznej – znaczy historycznej – ministra propagandy, ministra od spraw arcyważnych i ważniejszych, ect. Kandydaci wraz ze swoją ekipą wchodzą na stadion, a tam w samych slipach ustawka. Bez żadnych gadżetów. Tylko gołe pięści, tak jak kibole Białej Gwiazdy i Korony Kielce. Naparzają się dopóty któraś ze stron, nie padnie na ryj. Ta frakcja, która ustoi na nogach wygrywa w drugiej turze, a swoich ziomków obsadzi na lukratywnych stanowiskach.
Telewizje świata zabijałyby się o transmisje, reklamy byłyby droższe, niż podczas Super Bowl. Załatalibyśmy dzięki temu dziurę budżetową. Wszyscy by o naszym kraju mówili z podziwem – no w sumie nie wiem, ale na pewno by mówili – bylibyśmy wyjątkowi na skale świata, albo nawet wszechświata. Prezydent miałby autorytet. A nawet jakby go nie miał, to i tak, nikt nie odważyłby się mu o tym powiedzieć. Do następnych wyborów. Zaoszczędzilibyśmy na ochronie, bo kto by się odważył go tknąć. Wyobraźcie sobie te przygotowania, te treningi przed wyborami i kampanią. Kandydat musiałby być przygotowywany przez wiele lat, żeby był psychicznie i fizycznie gotowy. To nie to tamto. To spotkanie przed walką dwóch kandydatów i ich zespołów, nos w nos. Kilka soczystych inwektyw i do dzieła. Wywiad z kandydatem to byłby hit:
- Czy jest pan gotowy na drugą turę i jak długo się pan przygotowywał?
- Panie redaktorze, odkąd skończyłem 13 lat, ćwiczyłem w polu z chłopakami z Benfica Topór Kisilewo, w wieku 20 lat chodziłem na nauki erudycji, mam czarny opat krav – magi, skończyłem filozofię na Kul i prawo na UW. Bardziej gotowy nigdy w życiu nie będę.
Prezydent w końcu, jak mówi Saladin o Jerozolimie, w filmie Królestwo Niebieskie - warty jest wszystko i nic. Więc muszę się zastanawiać, do którego szamba włożyć stopę, który kłamczuszek ma najkrótsze nogi i czy, aby drugi raz, nie wchodzę do tej samej rzeki.
Komentarze (28)
Bez spiny, nachalu i z przaśnym, polskim, patentowym rozwiązaniem problemu.
"Będąc polityczną hermafrodytą..." - politycznym hermafrodytą, na wiecej nie mam czasu :)
Zajrzę do kolejnych tekstów, jeśli coś jeszcze opublikujesz.
"Będąc polityczną hermafrodytą, nieustannie atakowany podstępnym, niczym żmija z zarośli, pytaniem – a ty na kogo będziesz głosował? – mam pewną fantazję, na temat wyborów na Prezydenta - tego ociekającego w dostatki i luksusy graniczące z krajami Beneluksu - państwa jakim jest Rzeczypospolita. " - nie czyta się płynnie i pojąć,co autor miał na myśli, zmusza odbiorcę do wysiłku ( w taki upał, to trzeba nie mieć boga w sercu, chyba nie o to biega, żeby zniechęcać czytelnika a motywować do dalszego eksplorowania tekstów ;)
Przesadzasz Wodniaku jak to Ty potrafisz.
Nie wiem, czy masz na myśli, że jesteś atakowany niczym żmija z zarośli czy samo pytanie jest jak żmija z zarośli i jak ma się druga część zdania po znaku zapytania: "...– mam pewną fantazję, na temat wyborów na Prezydenta - tego ociekającego w dostatki i luksusy graniczące z krajami Beneluksu - państwa jakim jest Rzeczypospolita. " do hermafrodyty i żmiji.
Konstrukcja utworzonego zdania nie pozwala ustosunkować się do sensu Twojej wypowiedzi... chyba że wodniakowy rozum jest zbyt ograniczony. :)
Przyjmuję Twoje zaangażowanie takim jakie uważasz za najtrafniejsze i nie podważam argumentów, przedstawiłeś, ja odebrałem i jest git. Twój tekst, Twój światopogląd; ja odnoszę się do technicznego przedstawienia Twojego światopoglądu. Nie ma nic złego w zdaniach wielokrotnie złożonych, sam często używam wręcz z "zmiłowaniem", ale poprawnie zastosowana interpunkcja wyklucza wątpliwości w odbiorze, tak jak przyklad ze żmiją.
Znak zapytania, pozwolę sobie powrócić do drugiej części zdania, kończy zdanie pytające i powyższy zapis ( kogo będziesz głosował? – mam pewną fantazję... ) wprowadza zamieszanie w dalszej części wypowiedzi.
" Będąc politycznym hermafrodytom, nieustannie atakowany pytaniem niczym żmija z zarośli - " A ty na kogo będziesz głsował?", mam pewną fantazję na temat wyborów na prezydenta, tego ociekającego w dostatki i luksusy graniczące z krajami Beneluksu państwa, jakim jest Rzeczypospolita."
To moja propozycja zapisu zdania, które sprowokowało wymianę zdań ;)
Będę upierdliwy do końca - literówka ( jedna w moim poprawieniu, za co kajam się z pokorą) - hermafrodytą, a drugi "głosował". :)
Obiecuję, że więcej nie będę się czepiał... chyba ;)
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania