Dywan~

Dywan

 

OD AUTORKI - Opowiadanie na podstawie jednego odcinka Gravity Falls, gdzie przez taki oto dywan Mabel i Dipper się zamieniają ciałami XD

 

~Tydzień przed~

 

Ach, lato! Ciepłe słońce, baseny, promocje na chłodne produkty... jednym słowem - raj!

Z wielką szklanką zimnego soku wędruję do mojego pokoju, z zamiarem oglądania seriali na internecie wraz z przekąską. Idealne południe!

Oczywiście ja, jako pełnoprawne dziecko pechu, wywracam się o jakąś zabawkę mojego kocura i ląduję twarzą na puchatym dywanie. Uff, na szczęście,,,

Ale mój nektar - pokarm bogów - rozlał się na puch, który wciągnął soczystą, pomarańczową barwę w siebie. Kolejna rzecz w moim domu - zniszczona...

–Nieee! Mój ukochany, antyczny dywanie! – Załkałem, klęcząc nad resztkami czystego skrawka. Dlaczego tak okropnie rozpaczam?

– Zakupy... – Mówię z mordem w oczach. Nienawidzę sklepów...

 

~Teraźniejszość~

 

Stoję więc teraz już nie w raju, a w piekle. Galerii handlowej. Niby duży wybór, ale nadal nie mogę się zdecydować. Och, jak ja tęsknię za moją bialutką wykładziną! Piękna, czysta, pachnąca... A teraz muszę kupić nową. Po prostu wspaniale!

Ale nagle do moich uszu dotarł ten głos, głos p r z e z n a c z e n i a.

– Halo, halo, halooo! Dywany niemal za d a r m o! Ten różowy futrzak tylko za trzy pięćdziesiąt! Specjalna okazja! – Krzyczał jakiś staruszek w podniszczonej marynarce, a ja natychmiast do niego podszedłem, rozglądając się uważnie.

– Witaj, młody człeku! Czy chcesz zakupić ode mnie towar najwyższej jakości? – Zapytał donośnie, wskazując na wystawę ręką. Po krótkich rozmyślaniach rzekłem:

– Tak. Poproszę ten niebieski... Nie ten ciemny! Jasny! – Poprowadziłem handlarza (jakim cudem on to sprzedaje w galerii?!).

I, jak się pewnie spodziewacie, dywan w bardzo krótkim czasie został oddany w moje posiadanie.

Czym prędzej pobiegłem z nim przez miasto, zapewne dziwacznie wyglądając, ale niezbyt mnie to interesowało. Uff, ta tortura w sklepach się nareszcie skończyła!

Rozłożyłem nowo zakupioną rzecz na podłodze i spojrzałem na nią z uśmiechem. Miała mi pewnie służyć długie, długie lata... Niezbyt szybko pozbywałem się moich rzeczy, choć się do nich nie przywiązywałem. To po prostu kwestia wygody.

Poprawiłem ręką niechlujny, kruczoczarny kosmyk i położyłem się na rzeczy koloru morza z ksiązką. Hm, nawet ten dywan wygodny. Pewnie spędzę na nim cały dzień, rozkoszując się zapachem nowości.

 

~*~

Obudziło mnie zdecydowane pukanie do drzwi. Zaspany otworzyłem swoje oczy, zerkając w stronę korytarza z wyraźną niechęcią. Kto śmiał tak bestialsko zakłócać spokój mojej duszy?! Miałem tak wspaniały sen... Pełen czekolady i piasku... Ocean... Kwiaty... Hawaje...!

– Proszę wejść, drzwi otwarte...– Jęknąłem i z wysiłkiem, unosząc rękę. Ktokolwiek to jest, niech wejdzie i zobaczy moje cierpienie!

– Kochanie, tu ja, Gem. – Usłyszałem głos swojej narzeczonej, słoneczka, koteczka, kamyczka szlachetnego* i innych tam bzdur.– Gdzie jesteś, Case**? – Zapytała, po chwili mojego upartego milczenia. Po minucie w końcu weszła do salonu i ujrzała moje niezdolne do poruszania się ciało. Skutek uboczny snu...

– Żyję i nic mi nie jest...– Mruknąłem i spojrzałem na nią.

Stała przed dywanem, zerkając na mnie dużymi, kobaltowymi oczyma. Miała też proste, blond włosy. Zazwyczaj przyjacielska i miła, czasem uparta jak osioł.

– Dlaczego znowu śpisz?! Ostatnio tylko to robisz. Nawet ze mną nie pogadasz! – Rzekła z rosnącym podenerwowaniem. Ojć, rozgniewałem Godzillę.

˜– To ty cały czas łazisz gdzieś ze swoimi przyjaciółkami! – usprawiedliwiałem się – Kto tu może się czuć pokrzywdzony?! – Dokończyłem z westchnieniem. Te jej przyjaciółki z dziwnymi imionami, Profligacy i Recklessness*** okropnie działają mi na nerwy. Cały czas namawiają ją na jakieś spotkania, gdzie narzeczona wydaje ogrom pieniędzy.

– Masz coś do nich?! – Pisnęła i zrobiła krok w moją stronę. – Jesteś nieznośny!

– Posłuchaj siebie... – warknąłem zrezygnowany, a wtedy ona postawiła stopę w brudnych szpilkach na m o i m dywanie.

– Uważaj! – Wrzasnąłem, odpychając ją lekko. Ona tylko zmarszczyła brwi i z zamiarem krzyku dotknęła mnie.

Nagle poczułem, jak prąd przechodzi po mojej całej skórze. Sądząc po minie Gemstone, ona też to poczuła. Popatrzyła na mnie z przerażeniem, a ja na nią z szokiem.

Nagle coś błysnęło przed moimi oczyma.... I wszystko ustało. Westchnąłem z ulgą i zerknąłem na narzeczo...

O nie. Czy to głupi żart?!

Obok mnie stałem... stał ja. Patrzył na mnie, nic nie rozumiejąc. A raczej... patrzyła. Ale to oznacza, że ja...

– Jestem kobietą?! – Wrzasnąłem, dotykając jasnych loków. Nawet głos mi się zmienił! Stał się taki... piskliwy. O Jezus!

– Czy to kara Boska? – Zapytała retorycznie Gem.

– Boże, widzisz i nie grzmisz! – Westchnąłem i spojrzałem na ten przeklęty, niebieski dywan. – Gem, musimy się jakoś pozbierać i 'odczarować'.

Ona tylko spojrzała na mnie tym wzrokiem pełnym niepewności i także zerknęła na wykładzinę. Po chwili jednak spojrzała też na mnie i...

Zaczęła się śmiać.

– Wyglądasz świetnie w sukience! – Wykrztusiła, a ja spaliłem soczystego buraka. – I wiesz, kochanie, jest jeden problem...

– Hę?

– Za chwilkę mają do mnie przyjść przyjaciółki...

 

Dobra, wszystko przygotowane na te Godzille numer dwa! Niedługo mam udawać super-extra gospodynię. Ugh, to będzie n a j g o r s z a rzecz w moim życiu!

– Uda Ci się.– Mówi Gemstone w moim ciele i rozmasowuje moją dłoń. Taa, założymy si...

Puk puk.

Ja tego nie przeżyję!

– To ja znikam... – chichocze moja narzeczona. Zdrajczyni!

– Czeeeść, Gem! – Woła wesoło pierwsza z nich, trzymająca w dłoni bogato zdobioną torebkę i różową sukienkę. Na paznokciach ma nowe, misternie zdobione tipsy, a widać też, że wydała na fryzurę ogrom pieniędzy.

Druga też nie była lepsza. Rudowłosa i drobna, o lekko nierozgarniętym spojrzeniu, jakby myślami wciąż była gdzieś indziej. Podobno ma w piwnicy tajną działkę melissy. Pewnie to jest powód tego wzroku...

– Patrz, co kupiłam, specjalnie dla Ciebie! O c z y w i ś c i e, na Twoją kartę! – Co?! Ona im podaje kody PIN?! Zagadka zgubionych banknotów rozwiązana...!

Profligacy wcisnęła mi do rąk reklamówkę, a ja bezradnie spojrzałem po pokoju.

– Co ja mam z tym zrobić...? – Spytałem niepewnie.

– No jak to co?! – Spytała obrażona dziunia. – Makijaż!

W tym momencie moja męska duma została całkowicie zniszczona.

 

Po kilku godzinach tej męki w końcu dziewczyny sobie poszły, a ja bez życia opadłem na sofę. Do pomieszczenia nieśmiało weszła Gem... Czyli ja. Och, jak ja jej zazdroszczę...! Ale... Czekaj... Zaraz...!

– Biedactwo... – Powiedziała niby współczująco, ale ja wiedziałem, że w głębi duszy się ze mnie śmieje.

– Nie bądź taka pewna, kamyczku. – Warknąłem w poduszkę. – Dzisiaj umówiłem się z Add'em, Vin'em i Arthurem na piwo. Już nie żyjesz. – Syknąłem z satysfakcją, rozkoszując się jej niemym przerażeniem. No i co zrobisz? No nic nie zrobisz!

 

Cierpliwie doczekałem wieczoru. Załamany "ja" siedział i sączył sok. Ha, i kto teraz wygrał? Pewnie, że Bóg Case! Hahahaaa!

– Ja przy tym zostanę, chcę to zobaczyć! – Powiedziałem, a na moje kolana wpełzł kot. Ta, nie przedstawiłem wam Pokemona. Piękne imię dla leniwej, grubej kotki, prawda? Ale zanim rzucicie się na mnie z pazurami, mówię, że to wymyślała moja ukochana blondynka, którą aktualnie jestem.

Oho! Słyszę kroki na schodach. Już się nie wywiniesz, kochanie! Och, tak bardzo mi przykro...

– Caseee! Mamy piwo! Twoje ulubione! – Wrzeszczy Add.

Mam nadzieję, że nawet jak jestem kobietą, to się ze mną podzielą!

 

Ten wieczór był super, przynajmniej dla mnie. Dobry alkohol, śmieszne rozmowy... Jedynie Gem nie było do śmiechu. Siedziała przy stoliku z kamienną twarzą, ściskając mocno w dłoni swoją szklankę. W końcu rzekła "Ja... nie czuję się najlepiej" i usiadła na skrawku dywanu. Już się nie bałem niebieskiego "czegoś", w końcu zostaliśmy już zamienieni, prawda? Więc usiadłem koło niej, by od czasu do czasu szeptać jej do ucha zapewnienia, że wygram tą drobną "wojnę".

Nie sądziłem, że mnie nie załamie makijaż, a ją wieczór z chłopakami.

Moi przyjaciele także usiedli na dywanie. Zaczęliśmy rozmawiać, ale przez przypadek Arthur dotknął ramienia Add'a... A przez oślepiający błysk Gem złapała się Vina...

Najgorsze było to, że w tym momencie zaciekawiony kot wdrapał się na moje kolana. Nie muszę opisywać, co się później stało.

Matko Boska i pięć karaluchów.

J E S T E M K O T E M!

Każdy patrzył po sobie z nutą niedowierzania. Vincent był Gem... Arthur to Add...

A ja to Pokemon

Nie no...

Diable, widzisz i nie potępiasz...!

– C-Case...?– Zapytał Add. On był najbardziej domyślny. W końcu moja dusza też musiała się gdzieś podziać... A na dywanie był tylko kot.

 

Ja, jako człowiek kręciłem się w kółko i poczłapałem na czworakach do kuchni, by potem zacząć jeść kocie żarełko.

Jęknąłem. Znaczy... Zamiauczałem. Dlaczego najgorsze rzeczy spotykają akurat mnie?!

Wszyscy zaczęli się śmiać, ale w moim drobnym móżdżku zaczął się tworzyć plan...

Najwyraźniej cała ta 'magia' działa, gdy dwie lub więcej osób stoją na dywanie i się dotkną. Ale to nie działa losowo... Zależy z kim się dotkniesz. Eureka!

– Czekajta! – Zawołałem uroczym głosikiem Pokemona, a ludzie zaczęli chichotać. Zignorowałem ich. – Mam genialny pomysł jak nas "naprawić"! Posłuchajcie...

I im wszystko opowiedziałem. Teraz czas na najbardziej przyjemną część... eksperymenty!

 

Na pierwszy ogień poszedłem ja. Arthuro - Add złapał mnie i przywlókł na dywan, a ja jako kot szybko wskoczyłem samemu sobie na kolana.

To, co już widziałem dwa razy, stało się znowu - oślepiający błysk, światło.

I wiecie co?

Zadziałało!

Wszyscy po kolei wchodziliśmy na puch i dotykaliśmy swoich rąk, by znów stać się sobą. Nawet nie wiecie, jakie to jest miłe uczucie!

~*~

 

Kilka godzin później staliśmy w kręgu i patrzyliśmy, jak płonie przeklęty dywan. Już nigdy nikogo nie skrzywdzi!

– No... Mamy spokój, moi kochani. – Oświadczyła Gem, trzymając na rękach Pokemona - w końcu on też uczestniczył w naszej przygodzie. A raczej mojej...

– Musimy to jakoś uczcić. – Powiedziałem uroczystym tonem.

–Chodźmy na piwo! ˜– Krzyknął wesoły Vin, a moja ukochana zrobiła minę męczennika.

-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

*Gemstone - kamień szlachetny

**Case - skrzynia, pudełko

***Profligacy i Recklessness - rozrzutność i lekkomyślność ;)

 

~Senezaki

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (2)

  • Okropny 28.02.2016
    SPOILER ALERT
  • Senezaki 01.03.2016
    Nie taki okropny jak to, co się działo w ostatnim odcinku B)
    A mogę opowiedzieć... XD

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania