Dywersyfikacja

Dywersyfikacja

Dywersyfikacja

Zgodnie z logiką i zasadami - poszukiwania źródeł energii odbywają się po wcześniejszym rozpoznaniu emisji. Siłą rzeczy im dalej od wysyconego energią centrum wszechświatów, tym większe szanse na trafienie na bezpańskie skupisko gwiazd, a w nich na nieodkrytą i niezarejestrowaną emisję. W pogoni za energią skonstruowano skanery, które korzystając z topologicznych danych dotyczących poznanych wszechświatów i dedykowanych im kompilatorów pomagały wyznaczyć kierunki poszukiwań. Zdarzali się jednak szczęśliwcy, którzy czystym przypadkiem trafiali do nierejestrowanej handlowo galaktyki kipiącej od energii. Oczywiście po takim zdarzeniu przestawali być poszukiwaczami i wiedli dostatnie życie do końca swoich dni.

 

VanwoXVII w dniu swoich siedemset pięćdziesiątych trzecich urodzin rozstał się prawie ze wszystkim co posiadał. Jako rasowy hazardzista przegrał zarówno zarejestrowane planety i koncesje na energię, jak i posiadane nieruchomości na rodzimym globie. Ba, przegrał nawet polisy ubezpieczeniowe teściowej, oraz żony. Obudzony w ostatniej chwili rozsądek, pozwolił mu ocalić polisę ukochanej córeczki i statek poszukiwawczo-wydobywczy. Taki obrót spraw spowodował, że, nagrał info dla małżonki. Dał jednocześnie polecenie, aby przekaz dostarczyć po upływie trzech dni, po czym wsiadł na statek i odleciał. To znaczy wystartował z planety i zatrzymał się na orbicie ostatniego, piętnastego satelity. Poszedł do magazynu po pojemnik, a stamtąd do hangaru. Po spożyciu sporej ilości odpowiedniej do jego nastroju, choć bliżej niezidentyfikowanej substancji, wpadł w trans. Vanwo w transie! Półtoratonowe ciało szalejące wewnątrz hangaru przypominało czerwoną trąbę powietrzną, a wszystko co stawało na drodze tego tajfunu zamieniało się w rozdrobnione, orbitujące wokół źródła cyklonu, cząstki. Wreszcie, przy którejś kolejnej rundzie wokół ścian, olbrzym wpadł na stojący pomiędzy grodzią bezpieczeństwa, a wspornikiem, zapasowy blok skanera. Nie trzeba było niczego więcej. To co działo się w hangarze jeszcze przed chwilą było niczym w porównaniu z eksplozją, która nastąpiła. W ciągu milisekund z bloku została sterta fragmentów, fragmencików i fragmenciątek. I tu nastąpiło wyłączenie, czyli black out. Vanwo padł, z należnym jego masie łoskotem, zawadzając po drodze głową o wspornik i wpadając nosem w szczątki najnowszego modelu skanującego.

Główny komputer chwilę później uruchomił odpowiednie procedury. Na miejsce upadku przybył medrob, który podał upadłemu antytoksyny i opatrzył dość mocno pokiereszowane kończyny oraz rozciętą o wspornik głowę. Transroby wytaszczyły cielsko do kajuty i ułożyły na koi. Mechroby po zrobieniu porządku, zadokowały się w swoich niszach. Wszystko to razem nie zajęło wiele czasu. Olbrzym w delirycznym śnie mamrotał coś o utraconych wartościach i łzawo bełkocząc przepraszał krupiera, że nie może w następnej rundce postawić żony, bo teściowa by go zabiła.

Komputer dostał informację, że czas pobytu na orbicie skończy się za kilka minut, i, nie mając żadnych wytycznych, podjął decyzję powrotu do poprzedniej lokalizacji. Tu jednak okazało się, że nie może otrzymać zgody na lądowanie, bo Vanwo, zanim zaczął grać, sam taką blokadę założył. Statek skierował się więc do lokacji jeszcze wcześniejszej.

Po tygodniu podróży Van odzyskał świadomość na tyle, by stwierdzić, że ma głowę wielkości całego statku, a cisza pustki kosmicznej dudni mu w uszach tętnem powiększającym jego łeb do wymiarów trzeciego księżyca. Jama ustna pełna popiołu, domagała się jakiegokolwiek płynu, ale widok naczynia z płynem spowodował, że wszystkie wnętrzności, niby jadowite węże, spróbowały wypaść z niego oboma naturalnymi otworami. Na szczęście Główny komp zorientował się w sytuacji i strzelił w Vanwo iniekcją, która powaliła jego cielsko z powrotem na koję wrzucając je w głębiny ozdrowieńczego snu.

Po kolejnym tygodniu dowódca, właściciel i jedyny pasażer statku ocknął się po raz kolejny. Trzeba nie lada szczęścia; wrócić do przytomności po to tylko, aby ją zaraz stracić. Chwilę po tym jak usiadł na posłaniu dostał w głowę przeciwległą ścianą i znowu legł tyle, że na podłodze kajuty. Oczywiście ściana nie drgnęła, ani na mikron, ale program-nawigator musiał wykonać gwałtowne hamowanie, aby uniknąć zderzenia z nadlatującym prostopadle do kursu statku meteorytem.

Cała historia procedur powypadkowych, opisana powyżej, powtórzyła się; medrob, kolejny opatrunek na głowie i transroby - koja. Niemniej po kolejnym, trzecim już tygodniu ugniatania koi, pan i władca statku wreszcie usiadł w sterówce i ustalił, że statek wyszedł poza rodzimą galaktykę. Być może na skutek uderzeń w głowę, a może ze względu na resztki trucizny w organizmie, albo z połączenia tych dwu przyczyn wpadł mu do głowy pomysł całkowicie dziecinny; odbudować zniszczony, zapasowy moduł skanujący. Od pomysłu do realizacji droga bywa różna. Statek zaopatrzony w mechroby był w stanie pomysł zrealizować w ciągu kilku godzin. Niebawem odbudowany skaner stanął w miejscu gdzie został rozparcelowany, ale, ku zdumieniu dowódcy, nie zadziałał.

- Co do szpikowanej kolczatkami i marynowanej w słodkiej wodzie z kolcokulami teściowej się dzieje ? – zastanawiał się głośno Van. – Komp dawaj skan skanera i raport – dodał po chwili, błyskając głębokim intelektem.

Mechroboty oblepiły, na chwilę, popsute urządzenie, aby rozpełznąć się na wszystkie strony. Jeden z nich rozdzielił się na kilkadziesiąt małych robocików, które zaczęły wspinać się na dowódcę. Niemal równocześnie głośniki wyjaśniły:

- Brak mikrosondy.

Część robocików zlazła z olbrzyma, a kilka rozpadło się na jeszcze mniejsze, które wpełzły pod ubranie i łaziły systematycznie sondując ultradźwiękami zakamarki olbrzymiego cielska. Pomysłodawca odtworzenia zniszczonej maszyny stał cierpliwie, w duchu nie wierząc w skuteczność starań automatów. Inwazja mechanicznych maluchów przesuwała się w górę i dotarła do głowy. Pełzające, lekko drapiące łapki wewnątrz uszu spowodowały, że dowódcę ogarnęła wesołość, niemal jednocześnie inny, siedzący pod nosem, głośnym piskiem zasygnalizował, że mikrosonda została zlokalizowana. W trakcie lądowania głowy Vana na złomowisku skanera, wraz z wdechem, została zassana do wnętrza nosa, gdzie ugrzęzła wśród filtrujących powietrze włosów w gęstej wydzielinie. I tak sobie trwała od trzech tygodni.

Wydobycie części nie nastręczyło żadnych trudności. Skaner został wreszcie uruchomiony. To właśnie był splot przypadków niezmiernie fortunnych dla dowódcy. Nie więcej niż dzień później stary skaner odmówił posłuszeństwa. Cierpiący na napady wściekłości dowódca nie myślał ani chwili – wywalił popsuty w kosmos i w jego niszę zainstalował odbudowany. Dumny i zadowolony uruchomił zmartwychstworzonego i nakazał skanowanie na granicy zasięgu, bo statek znalazł się o dzień drogi od celu jego poprzedniej wyprawy. Skaner zamruczał, zamrugał ledami, wyświetlił holo na ścianie sterówki i wskazał, w odległości pięciu parseków, nierejestrowaną handlowo mgławicę, a na jej skraju, jakbyśmy powiedzieli na całkowitym zadupiu, niewielki układ planetarny ze źródłem energii.

Cały dzień trwały obliczenia Głównego komputera po czym statek dokonał skoku nadprzestrzennego i znalazł się na granicy układu planetarnego.

***

Samiko siedział w parku i oglądał piątą wersję Gwiezdnych Wojen.

- To wspaniale, że nanochipy wszczepia się zaraz po urodzeniu. Jak nasi przodkowie musieli być ograniczeni umysłowo, gdy musieli latami robić coś, co nazywali czytaniem? Papierowe przedmioty trzeba było trzymać, a ich cienkie płytki zwane stronami ręcznie obracać. Po kimś innym! Jakie to niehigieniczne! – pomyślał. – Pewnie nie mogli przyswoić sobie nawet jednej setnej wiedzy, którą dysponuję. Jak mogli przetrwać? Jak udało im się w ogóle wyewoluować? – myślał dalej, a proces myślenia spowodował, że emisja Gwiezdnych Wojen została wyłączona, a przed oczami Samiko pojawiła się strona Encyklopedii Ludzkości. Czcionki powiększyły się i można było zobaczyć hasło;

„Dywersyfikacja ryzyka”.

Człowiek pogrążył się w czytaniu treści, a po chwili uświadomił sobie, że zaistnienie cywilizacji oparte jest na czymś co w istocie jest dzieleniem. W miarę, jak powiększała się jego wiedza, coraz mocniej docierało do niego, że ludzkość odeszła od pierwotnego modelu. Wszyscy korzystają z jednego medium - elektryczności.

- A co stałoby się gdyby zabrakło ele....

Ciało Samiko powoli ułożyło się na ławce i zapadło w sen. Do mózgu przestały dopływać stymulujące go sygnały. Jego mózg stał się niezapisaną tablicą odzwyczajoną od przechowywania w pamięci czegokolwiek poza przepisem na funkcjonowanie organizmu.

***

- Statek zakończył magazynowanie pobranej z trzeciej planety energii. Galaktyka została zgłoszona i zarejestrowana handlowo, a układ planetarny oflagowany jako własność. - rozległo się w głośnikach statku Vanwo.

 

Na Ziemi trwał Armageddon.

Średnia ocena: 3.7  Głosów: 3

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (9)

  • Freya 21.01.2017
    "rozcięta o wspornik głowę." - rozciętą
    "Nie mniej po kolejnym," - niemniej
    "był wstanie pomysł zrealizować" - w stanie
    " sondując ultra dźwiękami zakamarki" - ultradzwiękami
    "Jakie to niechigieniczne!" - niehigieniczne
    "setnej wiedzy, która dysponuję." - którą

    "rozparcelowany, ale,"
    "spowodował, że, nagrał"
    "minut, i, nie mając" - nie wiem, czy aż taka forma jest potrzebna
    Zaciekawił mnie ten tekst, nawet nie chodzi o nawiązanie do Ziemi, ale dosyć zgrabnie się czyta. Bardzo mało dialogu i zapewne zrobiłeś tak... no bo tak i już. Wiem że podmiot leciał samotnie, ale miał przecież ze sobą całą armię inteligentnych maszyn i to raczej bardziej rozumnych, niż on sam. Może go po prostu nie lubią (chyba hal 9000 lubił samotność) i dlatego tak mało gadają. Teraz pewnie plan przeniesie się na Ziemię czy cuś i Bruce Willis zacznie ratować. Pozdro ;)
  • Karawan 22.01.2017
    Dziękuję. Pisałem o purystach i jak widać w pełni zasadnie. Chigieniczne wstawił troll, bo na 995 poprawiałem - no dobra... mogą przyjść 30 stopniowe mrozy , a moje uszy i tak pozostaną czerwone. Dziękuję!! Następcom odradzam pisanie przy latarce!
  • Karawan 22.01.2017
    Karawan "bo 99%"
  • Freya 22.01.2017
    Dzionek jest tera krótki, tak że lepiej pisz póki co za dnia, ale profilaktycznie podładuj bateryjki w latarce :)
  • Pasja 22.01.2017
    Szpikowane kolczatki z kolcokulami teściowej, marynowane w słodkiej wodzie. Wygląda jak przepis na małosolne ogórki. Kiedyś nie było elektryczności i śpiewano książki. Ale dla mnie jednak siła papieru ma moc i pomimo upływu czasu jest zawsze żywy. I nad maszynami ma tą wyższość. Dywersant myślał głową i chyba sercem też i to dowodzi o jakiś cechach ludzkich i jeszcze biznes energetyczny? Piątka i zdrówko
  • Karawan 22.01.2017
    Dziękuję. Mogłem napisać "teściowa szpikowana", ale z ostrożności wolałem za blisko nie podchodzić.
  • Pasja 22.01.2017
    Karawan
    O jaki czuły, zostawił teściową gołą bez polisy i poleciał
  • Karawan 22.01.2017
    pasja Co dojrzalszy samiec ludzki wie, że teściowa potrafi świat zasłonić.
  • Pasja 22.01.2017
    Karawan zasłonić, bardzo delikatnie powiedziane.:)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania