Opoowi *** Dziciunia
Zatrzęsła się ziemia. Urodziła się Dziciunia.
Pomyślałem sobie wtedy – A niech to diabli.
Pojechałem do Miejsca, najszybciej jak mogłem. Tak sobie. Z ciekawości. Siedziała w kołysce i wcinała bochen chleba. Kiedy do niej podszedłem, odrzuciła bochen na misia i warknęła:
– A to co?
– To twój wielbiciel – odpowiedziała osoba towarzysząca.
– Zabrać go stąd. Czyż nie widzi, że przeszkadza mi w śniadaniu. A tak w ogóle, dać mi zaraz dydusia, bo obrzygam wszystkich.
– Dziciuniu. Uspokój się – rzekł Ktoś – Jesteś głupia i tyle.
– Co wy wiecie o życiu, smarkacze jedne – wrzasnęła omawiana – Macie mokre pieluchy? Nie macie! Macie w nich gówienko? Nie macie! Możecie łazić? Możecie. No właśnie. A ja nie mogę. Chwila… a może mogę.
Po czym wyszła z kołyski i zaczęła chodzić.
Ludzie! Ludziska! - wrzeszczano donośnie – Poprzez góry i doliny zaiwania niemowlę. Nie za duże, nie za małe. Takie w sam raz, na te czasy.
Posuwaliśmy się całą kupą, w celu odnalezienia Dziciuni. A Dziciunia w tym czasie wróciła do domu, przewinęła się przez poprzeczkę, wypiła mleko z kartonika, weszła do kołyski, policzyła barany – później kozy, myszy, pająki, wiewiórki – aż wreszcie zasnęła.
Zaczęła śnić, że jest już dorosłą półroczną panną, której to w głowie, zapoznanie przystojnego trzylatka. Mężczyznę swojego życia. Któremu sprzykrzyły się babki z piasku i zakochał się w Dziciuni {gdyby był przsadnie bogaty, to jakoś to przeżyje, bo będzie za co}
– Och ty mój kochany. Jaką masz ładną gruchawkę. Mogę nią pogruchać?
-- Gruchawkami już się nie bawię - powiedział on.
– Wiesz co – rzekła ona - Chodźmy nad rzekę, gdy się ściemni. Założę specjalnie dla ciebie, moje najpiękniejsze pieluszki, a ty się postaraj zwinąć garnitur z przedszkola.
– Wisi mi garnitur. Nie założę tego cudaka. Krawata też.
– Doprawdy, zachowujesz się jak rozkapryszony dwulatek. Masz już swoje lata. Zachowuj się.
– Ojejku! Dorosła się odezwała, a w majtkach kupa. Czuję to.
– Tobie nic do mojej kupy. Gdybyś był prawdziwym mężczyzną, to byś mnie przewinął. Chyba nie chcesz kochanie, żebym całą drogę, śmierdziała przy tobie?
– Włożę stopery do nosa, jakżeś taki pyskol kołyskowaty.
– Pożycz mi w tej chwili gruchawkę. Ale już!
– A po co?
– Bo chcę tobie przywalić!
– Mieliśmy iść nad rzekę, Dziciunio. Pamiętasz?
– No to chodźmy. Czemu nie idziesz? Gapa z ciebie, czy co?
– Co – odpowiedział on.
– A pokażesz mi w lesie ptaszka? Jeszcze nie widziałam. Rodzice mi opowiadali, że jest coś takiego, co może wyskoczyć z dziupli...
Komentarze (12)
Dwie uwagi:
1. "Pożyć mi w tej chwili gruchawkę." Powinno być: "Pożycz mi w tej chwili gruchawkę."
2. Źle piszesz dialogi. Każdą wypowiedź należy zaczynać od nowego wiersza. Na przykład, zamiast: "-- Och ty mój kochany.Jaką masz ładną gruchawkę.Mogę nią pogruchać? - Gruchawkami już się nie bawię -powiedział on. - Wiesz co – rzekła ona - Chodźmy nad rzekę, gdy się ściemni. Ubiorę specjalnie dla ciebie, moje najpiękniejsze pieluszki, a ty się postaraj zwinąć garnitur z przedszkola.", powinno być:
"- Och ty mój kochany. Jaką masz ładną gruchawkę. Mogę nią pogruchać?
- Gruchawkami już się nie bawię -powiedział on.
- Wiesz co - rzekła ona - Chodźmy nad rzekę, gdy się ściemni. Ubiorę specjalnie dla ciebie, moje najpiękniejsze pieluszki, a ty się postaraj zwinąć garnitur z przedszkola."
Pozdrawiam.
Np - w - "Kot wie lepiej" - napisałem inaczej. Pozdrawiam.
Pewnie jest w tym coś więcej, ale jak dla mnie zbyt wymieszane. Potrafisz operować lekko i zwiewnie słowem, ale czasami wpadasz w dziwactwa. Wybacz, że tak bez ogłady wtrącam Ci uwagi.
Gdy czytałem ten twój wybździniec to mnie się przypomniała audycja lokalnego radio, do której jako prowadzących zaprosili studentów jednego z wydziałów mojej uczelni. Jakby włączyć mikrofon na imprezie pijanych półdebili.
Ale im się wydawało, że są radiowcami.
I tobie też się wydaje, że piszesz.
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania