Dzieło Skończenia - Rozdział pierwszy -
Następnego ranka Joentown zaszczyciły ogrzewające promienie słońca i bezchmurne niebo. Niestety w tych rejonach taka pogoda to rzadkość, dlatego większość mieszkańców zabrała sobie wolne i wyjechała w góry, nad jezioro oraz w inne miejsca wypoczynku. Kto by nie skorzystał z takiego daru od Boga? Odpowiedź jest prosta – Eric Castlen.
Młody, dwudziestosześcioletni komisarz wraz ze swoim partnerem, Rickiem Jevensem, przez całą noc dokładnie studiowali znaleziony list. Sprawa morderstwa ogromnie ich pochłonęła. Niestety nie znaleźli nic podejrzanego w wiadomości, którą przesłał Tajemniczy Jegomość (tak go nazwali). Nic, prócz małego, nieistotnego – dla nich – szczególiku, a raczej błędu ortograficznego. Nadawca zapomniał o literze „n” w nazwie miasta. Zapisał Joetown miast Joentown.
Wpierw sądzili, że Jegomość nie pochodzi stąd, następnie przypuszczali dysleksję, lecz cały następny tekst był w stu procentach bezbłędny. Zatem pozostała opcja „podróżny”, bądź „przyjezdny”. Jednak to wcale nie ułatwiało śledztwa, a raczej je utrudniło. Rodzinne miasto komisarza, było dzielnicą imigrantów. Co trzecia osoba na ulicy stąd nie pochodziła.
Eric odepchnął się od biurka i wraz z fotelem na kółkach przejechał przez swoje biuro, zatrzymując się tuż przy oknie z widokiem na drugą część komisariatu. Rozszczelnił żaluzje i powędrował wzrokiem na kobietę piszącą coś na komputerze.
- Elise, sprawdź, proszę, osoby, które wprowadziły się w ostatnich trzech tygodniach do miasta, a z nich wyłap tych z przestępstwami na koncie! - rozkazał i ponownie zasłonił żaluzje, nie czekając na odzew pracownicy.
Wstał i podszedł do drewnianej szafy po drugiej stronie pokoju. Wyjął z paska pęk kluczy i przebierając między nimi wybrał jeden, duży, lekko skorodowany i wcisnął go z małym trudem do zamka szafy. Otworzył drzwiczki z głośnym skrzypnięciem i wyjął białą teczkę. Nie zamykając szafy, położył dokumenty na stole. Zanim zdążył przeglądnąć pierwsze akta, do biura wszedł Rick.
- Zapal tu światło. - Eric lubił pracować w ciemnościach, choć zwykle zapalał małą lampkę na stoliku, to tym razem całkowicie o niej zapomniał. Czarnoskóry partner przesunął pstryczek w górę, tym samym zapalając lampę główną i oślepiając Erica. - Od razu lepiej.
- Sprawdź to. - Komisarz jedną ręką podał przyjacielowi kupkę dokumentów, drugą ciągle zasłaniając oczy przed rażącym, żółtym światłem. - To są sprawy sprzed kilku lat. Może znajdzie się wśród nich podobne morderstwo, co nasze.
- Właściwie przyszedłem tutaj z pewną sprawą – odrzekł mężczyzna, kładąc dokumenty na stole. - Okazało się, że na ciele dziewczynki… - Na chwilę się zawahał. - Ofiary, prócz niezrozumiałych symboli, znaleźliśmy adres. Śledczy chcieli wysłać patrol, lecz ich zatrzymałem i poprosiłem o to, żebyśmy pojechali tam przebadać sprawę. W końcu i tak Jegomość nas w to wmieszał.
- Dobrze zrobiłeś – podsumował Eric. - Chodźmy więc.
Nie minęło piętnaście minut, jak detektywi dojechali na miejsce. Dom ten leżał na drugim końcu miasta. Policjanci rzadko tu jeździli, a co za tym idzie, nie znali tutejszych mieszkańców. Od tego miejsca do ulicy, gdzie ktoś zabił dziewczynkę, było mniej więcej dziesięć minut autem bez korków. Z tego, co wspólnicy mogli zauważyć to to, że mieszkaniec owego domu nie posiadał auta, również i garażu. Autobusy kursowały co godzinę, dlatego potencjalny podejrzany miał duży kawałek do miejsca zbrodni.
„Czemu akurat tak cholernie daleko?”, zastanawiał się Rick.
- Dobra, trzeba obadać teren – powiedział sam do siebie, jakby zapomniał o Ericku i wyszedł z samochodu. Castlen podążył za nim, trzymając glocka w prawej ręce.
Nad białymi, drewnianymi drzwiami widniał numer domu, 37. Jevensem zapukał, lecz nikt nie otworzył. Spróbował ponownie, jednak dalej bez rezultatów.
- Wyważamy? - zapytał Eric, lecz partner od razu go uciszył i nakazał nasłuchiwać. Było cicho, lecz gdy odpowiednio się skupiało można było usłyszeć odgłos siekiery rąbiącej drewno.
- Ogródek! - Rick natychmiast zszedł z krużganka i pomaszerował za dom.
Dźwięk z każdym krokiem stawał się coraz to bardziej słyszalny. Czarnoskóry detektyw stanął nagle jak wryty. Eric podbiegł do niego, by sprawdzić, co się stało i również znieruchomiał.
Kilka metrów od wspólników pracował mężczyzna o wielkiej posturze. Jednak nie to przestraszyło policjantów. Powodem paraliżu były tatuaże na całym ciele, a na karku wielki napis grubymi, drukowanymi literami: THE MAP.
„Będzie musiał tylko czekać, aż znajdzie się druga Mapa”, zacytował w myślach Eric i zacisnął mocniej pistolet w prawej ręce.
Komentarze (26)
P.S. Ostatnio byłem z dziewczyną na Cloverfield Line 10 i tam było ukazane Zło, pod inną postacią jaką sobie na co dzień wyobrażamy. Polecam film, bo daje do myślenia o dzisiejszym świecie (niestety koniec jest niezbyt dobry)
"jesteś nowy, próbujesz zając moje miejsce, trzeba cię zniszczyć, krytykować, tak byś nigdy nie mógł nazwać się pisarzem, bo wtedy ja będę miał konkurencję, a tak jestem teraz bogiem pisarzy"
I to nie jeden raz coś takiego spotykałem :D
Bardzo fajny rozdział. Wydaje się pełen spokoju i ciszy. Wszystko dobrze opisane, rozmowa bez okazania emocji (czyli wnioskuję, że rozmawiali tak jak kumple na spokojnie, bez stresu). To lubię w kryminałach. Jak akcja toczy się spokojnie a nagle bum i mamy problem.
Piszesz dobrze i chciałbym żebyś został.
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania