Pokaż listęUkryj listę

Opoowi *** Impreza u Babci i Dziadka

Od małego jestem wnuczkiem mojej babci i mojego dziadka. W tej chwili biegnę ulicą, bo już niedługo moi dziadkowie, będą wyprawiać – nie jakąś skórkę – tylko swoje święto – za jednym zamachem. Mój pęd jest znaczny, aczkolwiek co jakiś czas, jakieś drzwi się otwierają i z czeluści futryny, wyskakują następne wnuczki – żeńskie i męskie. Dziadkowie byli pełni wigoru w swoim ciekawym życiu, stąd to całe zamieszanie na ulicach naszego miasteczka. Dzwony nie dzwonią, gdyż pod jednym z nich, śpi sobie smacznie inna babcia, godna szacunku i po prostu głupio tak jakoś dzwonić nad jej głową.

 

Cała nasza gromada zmierza jak jeden mąż, w kierunku urokliwej wioski, gdzie od wieków w ślicznej zgodzie, mieszkają przyczyny tego całego zamieszania.

 

W tym samym czasie, dziadkowie czynią przygotowania, do tej całej imprezy.

Z uwagi na to, że pogoda trochę mrozu na kartę zimy dopisuje, dziadek lepi śnieżny domek, gdyż metraż w chatce mają nie tęgi. To znaczy – metry są – ale strasznie artystycznie zagracone. Przez to – chociaż ciasno – jest bardzo przytulnie. Bez względu na to, gdzie gość podąży, do czegoś przytulić się musi. Ale zostawmy na boku, wystrój wnętrz.

 

Dziadek klei i klei, ale babci nie widzi. Babcia też go nie widzi, bo naczynia pod jadło na stół stawia. A to wszystko już sobie tkwi, w budowanej komnacie. Kiedy już kończy kleić, nadal babci nie widzi. Trudno się dziwić. Zamurował swoją żonę zupełnie śniegiem. Budowla nie posiada drzwi, a babcia jest sobie w środku i tylko się wydziera, bo nie chce ścian nowych rujnować. Wnerwiona co prawda jest, ale pracę rąk ludzkich – od czasu do czasu – docenia. Uzgadniają we dwoje, że dziadek będzie chuchać od zewnątrz a jego luba – od wewnątrz. Tak delikatnie, by po przyjacielsku, prostokąt wspólnymi siłami wychuchać.

 

Gdy oswobodzona wychodzi, momentalnie obtacza całego męża śniegiem, robiąc z niego bałwana. Obtoczony żałuje, że rzeźbiarkę wypuścił, ale jednocześnie stoi jak ten sopel lodu, chcąc pociesznej hordzie wnuczków, radość wielką sprawić. Niestety wynika problem z nosem. Babcia wkłada mu marchew między stukające zęby, lecz przystrojony całą ozdobę zjada. Żona jego, chwyta się pod boki, wysławiając słowny oremus:

– I coś ty bałwanie narobił najlepszego.

Po kilku chwilach, wkłada do jego otworu gębowego, drewniany kijek owinięty czerwoną szmatką. Dziadek wygląda jak ostatnia przyczepa z długim towarem.

Gdyby szedł tyłem ulicą, to byłby trudniejszy do rozjechania.

 

Nagle dziadkowie słyszą głośne wrzaski, dobiegające zewsząd. To stado wnuczkowe, gwarnie podąża na dziadków rozległe podwóreczko. Wszyscy się radośnie witają, a nawet – cmokają. Bałwanek stoi i się nie rusza, bo nie chce psuć zimowego nastroju. Z ogaconej budki wyłania się mały piesek, ale zaczyna się jąkać – szczekając – gdy widzi to całe zamieszanie. Powraca zdenerwowany do ciepłego mieszkania i z tego stresu zasypia.

 

Po obwitym poczęstunku – wyliczanie dań za długo by trwało – trzeba było wymyślić jakieś pouczające zabawy. Przyjemne z pożytecznym. Na pierwszy ogień, poszedł bałwanek. Cała kupa kul śniegowych leci w jego kierunku. Dziadek - naumyślnie wnerwiony - też zaczyna rzucać kawałkami swego ciała. Baczy jednak na to, żeby coś na nim zostało. Uciechy jest co nie miara, po obu stronach.

 

Aż nagle nastają chwile prawdziwej grozy. Jeden z wnuczków targa ze starej szopy, ręczną piłę do cięcia wszystkiego. Podchodzi do dziadka, mówiąc sam do siebie, że każdy bałwan powinien się składać, z trzech osobnych kul, położonych jedna na drugą. Nikt – w tym całym zamieszaniu – go nie słyszy. A zatem idzie z piłą dalej. Zbliża się do celu. Dopiero gdy dziadkowi wylatuje z wrażenia, czerwony kijek, wszyscy podbiegają do pomysłodawcy, odbierając narzędzie zbrodni.

 

Figura śnieżna taje, od bliskości ciał. Tak się kończy bałwan, a zaczyna w miarę normalny dziadek.

 

I co tu robić?

 

Babcia, mając genialną głowę do wdrażania genialnych pomysłów, podpowiada mężowi, żeby młodego byczka raptownie przyprowadził. Wnuczki - jako, że przewidziały rozwój wypadków – przytargały ze sobą różnorakie saneczki i powrozy. Młody byczek zostaje przywiązany sznurkami do pojazdów i każdy chce, żeby je ciągnął. Każdy – oprócz wspomnianego. Dzieciaki siedzą i się trzęsą a siła pociągowa ma to gdzieś. Dziadkowie, widząc co się święci, zaciekle szepcą między sobą. Nagle babcia galopuje do chatki, a dziadek nadal myśli o trzech kulkach. Wtem jego najmilsza luba, wybiega z domku, mając na sobie czerwoną płachtę, a we włosach – purpurową chorągiewkę. Czapki nie ma, bo posiada tylko białą.

 

Podbiega pod gębę byczkowi. Przystaje na chwilę i nagle zaczyna uciekać. Saneczki od razu ruszają do przodu i płachta musi coraz szybciej się oddalać. Podwórko jest w kształcie fosy – wokół zabudowań. Robią wiele okrążeń, ale byczkowi , w końcu się przykrzy biegać jak rogaty wariat w kieracie – i staje. W międzyczasie, zbiera się wielu sąsiadów, wiwatujących wzdłuż płota. Gdy babcia ledwo dyszy, dziadek dotyka gałązką byczka. Sąsiedzi odruchowo kierują kciuki w dół. Jednak życie zostaje darowane.

 

Jeden z wnuczków zaczyna się drzeć, że byczek z tej ulgi, rogi wyprostował i wygląda teraz jak jednorożec, tyle tylko, że z dwoma. Babcia jednak stanowczo rozsądnie twierdzi, że mają jakieś zwidy, gdyż wyraźnie widzi - trzy.

 

Dzieciaki są w siódmym niebie. Chociaż niektóre, chodzą nadal w kółko. Ale jazda – wrzeszczą. Lecz ptaki – nie wrzeszczą - Odetchnęły z ulgą. Jeszcze chwila, a łebki by im odpadły, od tych kolistych spojrzeń. Po co obserwowały – zaciekawione. Kto im kazał.

 

Robi się trochę ciemno. Jednogłośnie wszyscy postanawiają, że rozpalą ognisko, w śniegowym domku. Skołowani są ciutkę, a zatem pomysły, też ciutkę – chybione. Jak pomyślano, tak zrobiono.

 

*

Po jakimś czasie woda zamarzła. Stado wnuczków ma znowu radochę.

Ślizgawka taka, że nawet jak ktoś nie chce, to często zaryje w twardą taflę.

 

Gdy dziadkowie wnuczęta żegnają, piesek wychodzi z ciepłej budki.

Normalnie szczeka.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 3

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (3)

  • Szudracz 19.01.2018
    Dynamiczny rozwój sytuacji, nie zabrakło tego specyficznego humoru. :) Czy to jest dla Twoich dziadków z okazji ich dni?
  • Dekaos Dondi 20.01.2018
    Dzięki Szudracz - Specyficzny humor ma tą wadę, że dotyczy - specyficznych ludzi, o podobnym postrzeganiu. Tak to jest w różnych dziedzinach życia.
  • Angela 21.01.2018
    Ciekawe, pełne uroku i swoistego ciepełka : ) 5

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania